Aktualności
[WYWIAD] Antonin Panenka: Giganci futbolu mnie naśladują
Antonin Panenka zasłynął jako autor rzutu karnego tak zwaną podcinką w finale Euro’76 Czechosłowacja – RFN, który przesądził o złotym medalu dla jego drużyny. Lata lecą, a popularność Panenki wcale nie maleje, legenda Bohemiansu Praga i Rapidu Wiedeń wciąż udziela mnóstwo wywiadów, a tematem numer 1 jest słynne trafienie z Belgradu. – Wcale mi to nie przeszkadza – śmieje się czeski piłkarz.
Przepraszam, ale muszę od tego zacząć. Nie denerwuje pana to, że jest kojarzony głównie z tym karnym z Belgradu z 1976 roku?
Antonin Panenka: Przyjechali do mnie niedawno dziennikarze z Chile, potem z Peru, Chin. Do udziału w programie zaprosiła mnie też telewizja meksykańska. Oczywiście rozmawialiśmy o karnym, oceniałem innych egzekutorów. Nie narzekam z tego powodu, a wręcz jestem dumny, że wzorują się na mnie tacy goście, jak Leo Messi, Zlatan Ibrahimović czy Andrea Pirlo. Giganci futbolu próbują uderzać tak jak Panenka. To powód do dumy.
Skąd w ogóle pomysł z tą podcinką przy strzale z karnego?
Moimi najlepszymi kumplami w drużynie byli bramkarze, w Bohemiansie lubiłem zostawać godzinę dłużej i szlifować karne oraz wolne. Analizowałem zachowanie golkiperów i stwierdziłem, że zwykle się rzucają w któryś róg. Na mistrzostwa Europy szykowałem to przez dwa miesiące, choć Ivo Viktor, golkiper Czechosłowacji zapowiedział, że jak uderzę w taki wariacki sposób – jak sam to ocenił – to nie wpuści mnie do pokoju. Finał w Belgradzie, 4:3 dla nas, podchodzę do jedenastki, zupełnie bez stresu i wcielam w życie swój plan. Maier się rzuca, piłka ląduje w siatce i zdobywamy mistrzostwo Europy. Viktor zapomniał czym mi groził, bo byliśmy złotymi medalistami. Ten sukces i ten karny zmienił moje życie. Gdyby nie przepisy obowiązujące w Czechosłowacji, od razu po Euro wyjechałbym do Hiszpanii, Włoch lub Anglii. Nie wyjechałem i nie płakałem, cieszyłem się grą w piłkę i to się nigdy nie zmieniło. A karne uderzałem różnie, z reguły wykorzystywałem większość. Zachowałem zimną krew w spotkaniu o trzecie miejsce Euro’80 i miałem satysfakcję, że piłkę z siatki musiał wyciągać słynny Dino Zoff. Każdy bramkarz ma strzelca, który go prześladuje i vice versa, mnie parę razy w czeskiej lidze złapał Mihalik z Banika Ostrawa.
Jak w słynnej drużynie mistrzów Europy sprzed 42 lat dogadywali się Czesi i Słowacy?
Czechów było tylko czterech, reszta Słowaków, ale nasz kapitan, Ondrus, dbał o atmosferę w szatni. Zawsze były śmiechy, kawały, a łączyły nas umiejętność gry w piłkę i wspólny cel. Na turniej do Jugosławii pojechaliśmy… by się nie skompromitować, ale jak już weszliśmy na boisko, to czuliśmy, że możemy zdziałać coś wielkiego. Gdy strzelałem decydującego karnego, odżyły wspomnienia z debiutu w drużynie narodowej. W Glasgow przy stutysięcznej publice w eliminacjach mundialu prowadziliśmy ze Szkotami, ale przegraliśmy 1:2 i to zamknęło nam drogę na salony. Ja byłem wtedy drugoligowcem i nawet nie śniłem, że trzy lata później zostanę jednym z bohaterów Euro.
Jak to możliwe, że taki zawodnik jak pan nie zagrał nigdy w Sparcie i Slavii Praga?
Gdy miałem dziewięć lat, skierowałem swoje pierwsze kroki do Slavii, ale trener powiedział, że jestem za drobny, podobnie potraktowano mnie w Dukli. Do Bohemki miałem najbliżej i tam mnie przyjęli. Robiłem postępy i w żadnym momencie nie straciłem radości z futbolu. Po 18-letniego Panenkę zgłosiła się Sparta, nawet chciałem odejść, ale działacze powiedzieli, że mogą mnie puścić wszędzie, lecz nie na Letną. Rok później przyszła oferta ze Slavii i znowu wytłumaczono, że tam nie mogę się przenieść. Nie obraziłem się, robiłem swoje w Bohemiansie, strzelałem gole, dawałem radość kibicom, grałem z sukcesami w drużynie narodowej. Dla mnie trening zwykle trwał dłużej, bo lubiłem się zakładać ze Zdenkiem Hruską o karne. Gdy strzeliłem mu pięć z rzędu, wygrywałem czekoladę, piwo lub pieniądze. Sporo się tego nazbierało. A Sparta i Slavia z czasem pogodziły się z faktem, że Panenki nie dostaną. Już grubo po trzydziestce odnalazłem się w Rapidzie Wiedeń, gdzie pokochali mnie kibice. Dwa mistrzostwa Austrii, trzy puchary, udział w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, pamiętne gole, uznanie fanów. To jest to!
W Pradze może pan wyjść spokojnie do sklepu?
Pewnie, oczywiście rozdaję autografy, pozuję do zdjęć z ludźmi, ale to żaden kłopot. Piłka to gra dla ludzi i każdy zawodnik powinien o tym pamiętać. Mnie futbol raduje nadal, realizuje się jako honorowy prezydent Bohemiansa Praga, działam przy promocji, marketingu i to nie tylko w kwestiach piłki nożnej, ale i dla innych dyscyplin. Gdyby nie Bohemka, Panenka nie zaszedłby tak wysoko.
Czeski futbol cierpi teraz na brak gwiazd?
Generacja z takimi gwiazdami, jak Nedved, Koller, Poborsky, Smicer, Rosicky zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. Nazwisk mógłbym wymieniać więcej, bo w poprzednich dwóch dekadach mieliśmy fantastycznych zawodników, którzy wybornie radzili sobie w topowych klubach. Dziś takich piłkarzy po prostu w Czechach nie ma. Są dobrze przygotowani fizycznie, silni, ale ciężko przeskoczyć im pewien pułap. Vladimir Darida gra w Hercie Berlin, Borek Dockal nieźle spisuje się w USA, ale to nie Juventus, Liverpool, Manchester United czy Arsenal. Musimy cierpliwie czekać i pracować z tym materiałem, który posiada obecny selekcjoner.
Dziś Czesi zagrają w Gdańsku z Polską. Jaki przewiduje pan wynik?
Polska wygra 2:0 lub 1:0. Macie lepszych piłkarzy od nas, kilku z nich odgrywa poważne role w mocnych klubach czołowych lig świata, a nam tego brakuje. Owszem, możemy się pochwalić trzema klubami w fazach grupowych europejskich pucharów, ale wcale to nie musi mieć przełożenie na drużynę narodową. Porażka Viktorii Pilzno z Realem Madryt 0:5 w Lidze Mistrzów też coś znaczy. Dobrze, że w naszej kadrze doszło do zmiany selekcjonera, bo poprzednik Jaroslava Silhavy’ego miał problem z komunikacją z zawodnikami. Niektórzy piłkarze patrzyli na zespół przez pryzmat własnego nosa, a ja nie pojmuję takiej postawy, że ktoś cieszy się ze strzelenia goli w meczu przegranym 2:3. Silhavy już dużo dobrego zrobił, ale niestety, naszym zawodnikom brakuje umiejętności, by wskoczyć na wyższy poziom.
A jak ocenia pan obecną reprezentację Polski?
Troszkę zawiodłem się jej występem na mundialu w Rosji. Z Lewandowskim, Piszczkiem, Glikiem, Zielińskim i Milikiem w składzie nie wyszliście z grupy, ale widocznie coś nie było tak w środku zespołu. Trochę mi to przypominało kadrę Czechosłowacji z mundialu w Hiszpanii w 1982 roku. Chyba przesadziliśmy z przygotowaniami, po dwóch ciężkich obozach, jednym u nas, drugim w Italii niektórzy już chcieli wracać do domu, a podział na młodych i starych odbił nam się bokiem. Cieszyłem się, że chociaż zdobyłem gole na mistrzostwach świata, ale mój jedyny start w najważniejszym turnieju wspominam z niesmakiem. Wracając do pytania to widać, że Polska przeżywa jakieś problemy, moim zdaniem za dużo jest na barkach Roberta Lewandowskiego, a koledzy powinni mu bardziej pomagać. „Lewy” to fantastyczny napastnik, imponuje mi też jak wykonuje stałe fragmenty, czy karne i wolne. Wy potraficie wypuszczać w świat wspaniałych piłkarzy.
Kto z polskich piłkarzy zapadł panu najmocniej w pamięci?
Przy okazji spotkania Polska – Czechy w Gdańsku uzmysłowiłem sobie, że nigdy w pierwszej reprezentacji nie zagrałem przeciwko wam, za to w młodzieżówce tylko raz w Jeleniej Górze. Byłem kiedyś blisko przenosin do Lokeren, za gwiazdy robili wtedy Włodek Lubański i Grzegorz Lato, ale władze mnie nie puściły, taki system, takie czasy. Dopiero w Rapidzie Wiedeń dostałem szansę zmierzenia się z polskim klubem w pucharach. Z Widzewem wygraliśmy u nas 2:1, ale w rewanżu, choć strzeliłem gola Józefowi Młynarczykowi z karnego, ponieśliśmy porażkę 3:5. Pamiętam Włodka Smolarka, niesamowicie waleczny piłkarz. W Hiszpanii na mundialu 1982 świat zadziwiał Zbigniew Boniek, dziś prezes waszego związku. Wcześniej swój czas mieli Lubański, Lato, Deyna, no i mógłbym tak wymieniać, jak w przypadku naszej kadry z Euro’96, bo piłkarzy mieliście wspaniałych. Lubański zaprosił mnie na swój benefis do Zabrza i tam spotkałem wielkie gwiazdy futbolu. Poczułem się doceniony, jak podczas meczów Reprezentacji Świata. Siedziałem w szatni z Bobby Charltonem, Eusebio, Beckanbauerem, Jaszynem, Keeganem i w duchu myślałem, że Antonin osiągnął więcej niż marzył.
Rozmawiał Jaromir Kruk
Fot: East News, Cyfra Sport, 400mm.pl
ANTONIN PANENKA
Urodzony 2 grudnia 1948 roku w Pradze. Kariera piłkarska: Bohemians Praga, Rapid Wiedeń, VSE St. Polten, Slovan Wiedeń, ASV Hohenau, Kleinwiesendorf. W reprezentacji Czechosłowacji: 59 meczów – 17 goli. Sukcesy: z Czechosłowacją mistrz Europy 1976, trzecie miejsce w ME 1980, z Rapidem mistrzostwo Austrii 1982, 1983, Puchar Austrii 1983, 1984, 1985.