Aktualności

[WYWIAD] Andrzej Kobylański: Jerzy Brzęczek? Strzał w dziesiątkę

Specjalne20.07.2018 
Andrzeja Kobylańskiego i Jerzego Brzęczka, nowego selekcjonera reprezentacji Polski łączy wiele wspomnień z piłkarskich boisk, a te najpiękniejsze z 1992 roku z Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, gdy wywalczyli srebrny medal. Pochodzący z Ostrowca Świętokrzyskiego Kobylański ucieszył się z decyzji PZPN i jest przekonany, że nowy trener poprowadzi kadrę do sukcesów.

Nie obawiasz się, że Jerzy Brzęczek nie poradzi sobie na wyjątkowo trudnym stanowisku selekcjonera?

Uważam, że pomysł PZPN z Jurkiem to był strzał w dziesiątkę. Trzeba dawać szansę swoim trenerom, z polskiego podwórka. Nowy selekcjoner to ułożony człowiek, ma wiedzę, charyzmę i jestem przekonany, że ciekawą wizję na prowadzenie drużyny narodowej. Parę miesięcy wcześniej w lokalnej prasie, w Ostrowcu wspominałem, że Brzęczek to idealny kandydat na selekcjonera, ale nikt się nie spodziewał, że wszystko potoczy się tak szybko. Wierzę w niego bardzo.

Jak zapamiętałeś Brzęczka z boiska?

On umiał kierować zespołem na boisku i poza nim. Stał za kolegami murem i był bardzo lubiany. Pierwszy lepszy zawodnik nie zostałby kapitanem kadry olimpijskiej, która w 1992 roku w Barcelonie sięgnęła po srebro.

Brzęczek nie miał problemów z Januszem Wójcikiem?

W zespole Janusza Wójcika panowała rewelacyjna atmosfera, my byliśmy rodziną, a piłkarzy trener traktował jak synów. Jurek miał z każdym doskonałe relacje, gdy trzeba było okazywał stanowczość, a swoją klasę regularnie pokazywał na boisku. Zapraszam Brzęczka do Ostrowca na turniej z okazji Święta Niepodległości i mogę tylko podkreślić, że on się wcale nie zmienił. Jest taki sam – serdeczny, pomocny, koleżeński. Trzymam za niego kciuki, bo po nieudanym występie na mundialu w Rosji reprezentacja potrzebuje zwycięstw, dobrej gry, a w Lidze Narodów UEFA mamy naprawdę niesłychanie atrakcyjnych rywali.

Dziś z perspektywy czasu uważasz, że na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie można było w finale pokonać Hiszpanię?

Przed turniejem nikt nie stawiał, że zajdziemy tak daleko, ale na awans do finału zasłużyliśmy w pełni. W meczu z Hiszpanią prowadziliśmy do przerwy, potem po kapitalnej asyście Jurka Brzęczka Rysiek Staniek doprowadził do remisu 2:2, niestety w doliczonym czasie gospodarz igrzysk przechylił szalę na swoją korzyść. Wtedy byliśmy załamani, ale szybko dotarło do nas, co osiągnęliśmy. Od tej pory Polska nie zakwalifikowała się choćby raz do turnieju olimpijskiego. Jurkowi Brzęczkowi w najbliższej pracy pomoże doświadczenie z Barcelony i występów w pierwszej reprezentacji.

Andrzej Kobylański odsunął się od futbolu?

Miałem niedawno propozycję, żeby zostać trenerem KSZO Ostrowiec, ale nie była ona przekonująca, nie chodzi o finanse. Półtora roku pracowałem jako dyrektor sportowy Korony Kielce, zostały fajne wspomnienia, a teraz skupiam się na czym innym. Prowadzę agencję ochroniarską, zatrudniam prawie 50 osób i zajęć mi nie brakuje. W futbolu wraz z Romanem Rummenigge, ojcem słynnego Karla-Heinza, zajmuję się sprawami mojego syna Martina. Ostatnio zaliczył niezły sezon w trzeciej Bundeslidze. 10 goli, 7 asyst w barwach Preussen Munster to naprawdę wartościowy wynik. Ma jeszcze rok kontraktu z tym klubem i liczy, że powalczy wkrótce o angaż do zespołu z pierwszej lub drugiej Bundesligi. Na pewno Preussen Munster to nie szczyt jego możliwości.

Nazwisko Kobylański mu przeszkadza?

Nie uważam tak, bo każdy pracuje na własny rachunek. Szkoda, że jeden trener w Lechii go przyblokował, ale Martin wcale się nie poddał. 24 lata to nie jest jakiś zaawansowany wiek, a jak widzę jak się stara, jak pracuje, wierzę, że wróci na znacznie wyższy poziom.

Martin może być lepszy od ciebie?

Tego mu życzę z całego serca. Teraz jest wyceniany na 300-500 tysięcy euro, ale nie każdy klub z drugiej Bundesligi stać na taki wydatek. On nie może o tym myśleć, musi grać jak najlepiej, strzelać więcej bramek, notować więcej asyst. A co do mnie, nie mogę narzekać. Chłopak z blokowiska marzył o występach w reprezentacji Polski, spełniło się. O medalu na igrzyskach nawet nie śmiałem marzyć, tak jak o latach gry w Niemczech. Ponad 300 meczów w dwóch najwyższych szczeblach ligowych w Niemczech, do tego trochę bramek się uzbierało. Niedawno przypomniano mi, że wbiłem 4 gole Adamowi Matyskowi, który strzegł bramki Fortuny Kolonia. Fajnie go teraz spotkać, pogadać o tym. Szanują mnie w Cottbus, gdzie spędziłem ponad dekadę, a w Energie nie tylko grałem, bo jeszcze pracowałem jako szef skautingu. Hannover 96 też mnie co rusz zaprasza na różne wydarzenia. Wciąż mnie doceniają i to jest naprawdę miłe.

A czego ci najbardziej zabrakło w tej przygodzie z piłką?

Jestem wielkim fanem dwóch klubów – Widzewa Łódź i Liverpoolu. W Widzewie zagrałem i byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy, Liverpool mnie nie chciał, może nie przekonałem kogoś z „The Reds” swoimi umiejętnościami, albo zabrakło odpowiedniej otoczki do przeprowadzenia transferu. Oczywiście żartuję sobie, ale już parę lat po zakończeniu kariery mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że piłka zawsze mnie cieszyła i dawała frajdę. Teraz jestem kibicem i już się nie mogę doczekać meczów reprezentacji Polski pod wodzą Jurka Brzęczka. Do kibiców, którzy wątpią w nowego selekcjonera apeluje by wstrzymali się z ocenami. Nie można nikogo krytykować przed rozpoczęciem misji, a ja z pełną świadomością stwierdzam, że właściwy człowiek trafił na właściwe miejsce.

Rozmawiał Jaromir Kruk

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności