Aktualności
Roman Wójcicki: Mamy w kadrze obrońców wielkiego formatu
Wychowanek Stali Nysa w reprezentacji Polski rozegrał 62 spotkania – z czego aż 54 w pełnym wymiarze czasowym. Był z kadrą na trzech mistrzostwach świata (zagrał w Hiszpanii i Meksyku) i w 1982 roku świętował trzecie miejsce. Spore sukcesy odniósł też w piłce klubowej. Ze Śląskiem zdobył wicemistrzostwo Polski i odszedł do Widzewa, który wtedy wygrał walkę o złoto z wrocławianami. Z łódzkim klubem przede wszystkim dotarł do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (poprzednika Ligi Mistrzów), a łodzianie po drodze pokonali m.in. Liverpool, a walkę o finał przegrali z Juventusem Turyn. Zdobył też Puchar Polski i kolejne wicemistrzostwo. – Widzew to był najpiękniejszy okres w mojej karierze obok występów z orzełkiem na piersi – podkreśla Wójcicki. – Z występów w pucharach najbardziej pamiętam spotkania z Liverpoolem. W Łodzi było 2:0 dla nas, a w rewanżu – choć przegraliśmy 2:3 – to strzeliliśmy dwa gole i to był wyczyn. I ta niesamowita postawa angielskich kibiców, którzy po meczu oklaskiwali nas na stojąco – wspomina.
Z Polski wysoki stoper (193 cm) wyjechał po mistrzostwach świata w Meksyku w 1986 roku. W Niemczech grał w FC Homburg i Hannoverze 96 (w 1992 roku zdobył Puchar Niemiec), a karierę jako grający trener kończył w TSV Havelse. Na stałe został po drugiej stronie Odry. Trenuje w szkółce piłkarskiej szkolącej dzieci w wieku 6-14 lat, współpracującej z Hannoverem 96. Z synem i żoną prowadzi też gabinet fizjoterapii.
Wójcicki w reprezentacji grał przez 11 lat. W wieku 20 lat pojechał na mistrzostwa świata do Argentyny (1978 rok), ale tam był tylko rezerwowym. Cztery lata później konkurencja w obronie była równie silna (Paweł Janas, Stefan Majewski, Władysław Żmuda) i Wójcicki zagrał tylko raz – w meczu o brązowy medal z Francją. W 1986 roku w Meksyku wystąpił już natomiast we wszystkich czterech spotkaniach.
– Rzeczywiście, konkurencja była bardzo mocna. Zabawna była historia ze mną i Władkiem Żmuda. Kiedy ja zostałem piłkarzem Śląska, to on odszedł do Widzewa. Kiedy ja trafiłem do Łodzi, on właśnie przeniósł się do Włoch. Za to występowaliśmy razem w reprezentacji Polski – zauważa Wójcicki i dodaje: – Władek był cztery razy na mistrzostwach świata, ja trzy. Graliśmy też w meczach eliminacyjnych. Jest ode mnie cztery lata starszy. Ceniłem go, bo potrafił dzielić się doświadczeniem.
Przed mundialem w Rosji Wójcicki chciałby, by jego następcy nawiązali do sukcesów z 1982 roku. – To jest możliwe. W reprezentacji jest sporo doświadczonych zawodników, którzy na co dzień grają w silnych drużynach. W większości nie siedzą na ławce rezerwowych, ale wręcz decydują o obliczach zespołów. Mam nadzieję, że pojadą do Rosji w formie i nie będą przemęczeni trudnym sezonem w piłce klubowej. To by nam pozwoliło osiągnąć sukces. Jak wyjdziemy z grupy, będziemy się martwić, co dalej. To na pewno jest podstawowy cel, choć oczywiście to niełatwe zadanie. Rywale są silni, ale mamy zespół, który w trudnych sytuacjach potrafi się zmobilizować. Jest duża szansa, by dobrze się pokazać. Mistrzostwa świata to trudniejszy turniej niż mistrzostwa Europy, ale nasza drużyna jest budowana systematycznie i konsekwentnie od dobrych trzech lat – uważa Wójcicki.
62-krotny reprezentant Polski na co dzień śledzi występy rodaków w Bundeslidze. Zwraca uwagę na to, że ostatnio poza Robertem Lewandowskim i Łukaszem Piszczkiem jest o nich bardzo cicho. – Robert jest napastnikiem największego formatu, który w Bundeslidze jest bardzo szanowany. Niemcy doceniają jego klasę i nie ma mowy, by jakoś umniejszali jego osiągnięcia. Samo zainteresowanie ze strony Realu Madryt czy innych wielkich klubów jest tego świadectwem. Mam wrażenie, że on absolutnie nie spoczął jeszcze na laurach. Wciąż chce coś osiągnąć w piłce nie tylko klubowej, ale także reprezentacyjnej. Dobry występ na mundialu może potwierdzić jego aspiracje do zmiany klubu i mobilizuje Roberta do osiągania sukcesów – twierdzi Wójcicki.
– Łukasz Piszczek jest podporą nie tylko Borussii Dortmund, ale też reprezentacji. W Niemczech jest uznaną marką. Mam nadzieję, że do mundialu ominą go kontuzje. Mamy na prawej stronie wielkiego obrońcę z ogromnym doświadczeniem. Lepszego na tę pozycję nie widzę. Poza nimi raczej o Polakach nie słychać, nie grają w podstawowych składach. Jakub Błaszczykowski wraca po kontuzji i jego forma na mundial jest na razie niewiadomą – podkreśla.
W obecnej reprezentacji na pozycji stopera, na której Wójcicki grał całą karierę, widzi jednego pewniaka. – Kamil Glik w ciągu kilku lat bardzo się rozwinął i wiele się nauczył. Obserwowałem go od dłuższego czasu, bo to moja pozycja i zrobił duży postęp. Wyróżniał się w lidze włoskiej, a tam obrońców wysokiej klasy nigdy nie brakowało. Teraz gra pierwsze skrzypce w AS Monaco – mówi.
W eliminacjach do mistrzostw świata parę stoperów z Glikiem tworzył zwykle Michał Pazdan. Wójcicki docenia gracza Legii Warszawa, ale widzi tez sporo do poprawy. – To obrońca solidny, zrównoważony, ale powinien pracować na przykład nad ustawianiem się na boisku i wyprowadzaniem piłki. To na pewno musi poprawić, a będzie jeszcze lepszy. Pazdan – Glik to najrówniejsza para stoperów w reprezentacji – zaznacza Wójcicki. – Alternatywa? Podoba mi się Thiago Cionek, ale jemu z kolei brakuje zgrania z Glikiem. A zrozumienie w przypadku stoperów to niezwykle ważna sprawa. Trzeba mu dawać więcej szans, by nabrał pewności siebie. Czasu do mundialu jest jednak mało. Ale Thiago to dobry zmiennik dla Pazdana – kończy Wójcicki.
Robert Cisek
FOT: Cyfrasport i East News