Aktualności
Polska sędzia robi karierę w Anglii. „Po cichu marzę o finale na Wembley”
Polka sędziująca finał Pucharu Ligi Angielskiej kobiet to niesamowita sprawa! Największe przeżycie w Twojej dotychczasowej karierze?
Zdecydowanie. To był mecz, którego absolutnie się nie spodziewałam. Jak zadzwonił telefon z informacją, że jestem w obsadzie, to jeszcze przez kilkanaście minut po zakończeniu rozmowy byłam w totalnym szoku.
Dlaczego?
To jest dopiero mój pierwszy sezon w Women’s Super League, czyli najlepszej kobiecej lidze w Anglii, dlatego nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabym zostać wyznaczona do takiego meczu. Było to zdecydowanie najfajniejsze spotkanie, w jakim mogłam brać udział dotychczas. Arsenal już co prawda w tym sezonie trzy razy sędziowałam, ale fajnie było dostać po raz pierwszy mecz z udziałem Chelsea. Bardzo się na to ucieszyłam. To jedna z najlepszych drużyn, najfajniej grających w piłkę, nie tylko w Anglii, ale też na świecie. Mega doświadczenie dla mnie.
Mecz trafił się bardzo emocjonujący. Chelsea długo prowadziła 1:0, ale gdy Arsenal w końcówce doprowadził do wyrównania wydawało się, że będzie dogrywka. Wtedy nieoczekiwanie, w ostatniej minucie doliczonego czasu gry, The Blues wbiło zwycięskiego gola. Trzeba było utrzymać nerwy na wodzy do ostatnich sekund. Trudno się sędziowało to spotkanie?
Nie był to aż tak trudny mecz, dlatego, że obie drużyny grały bardzo fair. Z tego co pamiętam, to w pierwszej połowie były tylko cztery faule. Ale był to mecz bardzo szybki i dużo się w nim działo. Myślę, że każdy kto go oglądał stwierdzi, że z przebiegu spotkania lepszym zespołem był Arsenal, chociaż gra toczyła się od bramki do bramki. Pamiętam, że gdy kończyła się pierwsza połowa to miałam wrażenie jakby dopiero minął kwadrans. Nie było ani chwili, żebym stała i się nudziła.
Stawka meczu rzeczywiście była ogromna. Na boisku też było „gorąco”?
W pierwszej połowie Arsenal miał pretensje o rzut karny, ale naszym zdaniem sytuacja była zbyt miękka, by go podyktować. Po zwycięskiej bramce dla Chelsea zrobiło się trochę gorąco. Gol padł akurat po mojej stronie boiska. Arsenal miał pretensje, że wcześniej był spalony. Telewizja tego nie pokazała, ale większość piłkarek Arsenalu momentalnie zwróciła się wtedy w moim kierunku i zaczęła wymachiwać rękami domagając się anulowania gola. Mega się wtedy zestresowałam pomimo tego, że byłam pewna, że tego spalonego nie było. Ale gdy pretensje ma cała drużyna, a nie tylko jedna zawodniczka, to pojawia się taka myśl w głowie, że „o boże czy ja tam czegoś nie przegapiłam”. Na szczęście później okazało się, że podjęłam prawidłową decyzję. Nie powiem, ulżyło mi. Najważniejsze było to, że po meczu nikt o nas nie rozmawiał. Dla drużyny sędziowskiej to jest najlepszy wyznacznik naszej pracy.
Twoja kariera sędziowska rozwija się w ekspresowym tempie. Sama mówisz, że nie spodziewałaś się powołania na taki mecz w pierwszym sezonie w najwyższej lidze. Domyślasz się, co mogło o tym przesądzić? Dostawałaś wcześniej sygnały, że dobrze sobie radzisz?
Teraz myślę, że wpływ mogło mieć to, że w tym sezonie mamy system obserwacji i oceniania sędziów taki sam, jaki jest w Premier League. Każda nasza decyzja jest oceniana przez grupę obserwatorów i klasyfikowana jako poprawna albo niepoprawna. I tak wyszło, że ja przez cały sezon miałam tylko jedną niepoprawną decyzję. I nie było to nic bardzo poważnego jak spalony, tylko piłka nie wyszła całkowicie poza linię końcową boiska, a ja zdecydowałam, że jednak wyszła. Przez cały sezon był to mój jedyny błąd, co powodowało, że byłam dosyć wysoko klasyfikowana na liście sędziów. A na ten mecz powoływane były sędzie właśnie według ocen za cały sezon i tego rankingu. Super sprawa, ale ja zawsze cieszę się jak dostaję powołanie na fajny mecz Women’s Super League, bo to tutaj nie jest wcale takie oczywiste. W Anglii wygląda to trochę inaczej niż w Polsce. Tu nie jest tak, że co tydzień sędziujemy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Prowadzimy też mecze pierwszej ligi kobiecej, męskie ligi regionalne i tak dalej. Tak naprawdę raz w miesiącu tylko dostaję do sędziowania mecz FA WSL.
Czyli macie totalny miks. Raz jesteś główną, raz asystentką. Raz sędziujesz kobietom, raz mężczyznom.
Tak, przez to nie możesz się specjalizować. Jeżeli sędziujesz w jednej lidze, to poznajesz drużyny i zawodniczki, wiesz jak się zachowują, jakie mają charaktery. A ja mam duże utrudnienie, żeby je poznać, skoro przez pół sezonu poprowadziłam tylko cztery mecze jako główna w Women’s Championship. Za każdym razem to były też inne drużyny. Właśnie z tego względu w przyszłym sezonie mają być zmiany.
A jak było w finale pucharu, nie znałaś wcześniej tych sędzi? Nie macie stałych drużyn sędziowskich?
Nie, nie. Ja nie miałam wcześniej meczu z żadną z tych sędzi, więc to był dodatkowy stres. Co jeszcze było obciążające to też to, że byłyśmy podłączone pod mikrofony. Jedyne mecze kiedy mam okazję sędziować z systemem łączności, są właśnie na Women’s Super League, a ja tych spotkań miałam dopiero siedem. To jest coś czego się trzeba nauczyć z biegiem czasu. To nie jest tak, że zakładasz mikrofon i sobie po prostu gadacie. Są zwroty, procedury, które stosujesz w danym momencie meczu i tego się uczysz z czasem. Moje koleżanki były bardziej doświadczone, bo arbiter główna sędziuje od 16 lat. Druga liniowa jest w obsadzie męskiej Football League, więc też jest na co dzień do tego mikrofonu przyzwyczajona. Ja przy nich byłam totalną amatorką, dopiero tak naprawdę ucząca się, więc to był dla mnie dodatkowy stres, bo nie chciałam zawieść mojej drużyny sędziowskiej. Ale muszę przyznać, że podczas tego meczu mówiłam więcej niż kiedykolwiek, chyba dobrze wczułam się w rolę (śmiech).
Jak długo już trwa Twoja przygoda z gwizdkiem i chorągiewką?
To jest mój szósty sezon, z tymże w poprzednim sezonie miałam w zasadzie przerwę. Poprzedniego lata doznałam kontuzji, przez którą nie zdołałam zdać testów sprawnościowych. Zabrakło mi czasu, bo miałam tylko trzy tygodnie na przygotowanie się po wyleczeniu kontuzji. W efekcie przez cały sezon miałam status sędzi nieaktywnej. Mogłam sędziować tylko mecze w niższych ligach, a tak naprawdę już w poprzednim sezonie powinnam być w FA WSL. Tym bardziej po tym wszystkim ten finał to było dla mnie coś niesamowitego. Taki dowód na to, że jak się ciężko pracuje i czegoś się bardzo chce to można wszystko osiągnąć.
W Polsce grałaś w piłkę, ale zakończyłaś karierę i wyjechałaś do Anglii. Tęsknota za futbolem spowodowała, że wybrałaś się na kurs sędziowski?
Kurs sędziowski zrobiłam jeszcze w Polsce, pół roku przed wyjazdem do Anglii. Jednak po przyjeździe tutaj zdecydowałam, że nie będę już grać ani sędziować, bo chcę skupić się na pracy zawodowej. Tak było przez pięć lat, ale później zmieniłam pracę na obecną, którą odbywa się w systemie zmianowym tzn. cztery dni pracuję i cztery dni mam wolne. I nagle miałam przez to tyle czasu, że zaczęłam się nudzić i doszłam do wniosku, że muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie bo zwariuje. Wtedy pojawił się pomysł, żeby wrócić do sędziowania. Zrobiłam na nowo kurs sędziowski i potem już wszystko potoczyło się bardzo szybciutko aż do tego momentu, że jestem teraz w Women’s Super League.
A jak bardzo różni się kurs od tego w Polsce? I czy faktycznie w Anglii dużo kobiet rwie się do sędziowania?
Wiadomo, że teraz jest wielki boom na rozwój piłki kobiecej w Anglii. Organizowane są osobne kursy sędziowskie tylko dla kobiet. Przychodzi na nie sporo piłkarek, które wciąż grają w niższy ligach i chcą zobaczyć jak to wygląda oraz nauczyć się przepisów. Nie wiem, czy kurs wygląda inaczej, bo już nie pamiętam jak to było w Polsce. Chyba miałam wtedy jednodniowy kurs. Tutaj w Anglii szkolenie trwa cały weekend. Zajęcia są zarówno teoretyczne jak i praktyczne, ale bardzo duży nacisk kładzie się na zajęciach na boisku, gdzie uczą cię jak się poruszać po boisku, jak się posługiwać gwizdkiem, czy chorągiewką. Pod koniec kursu jest egzamin z przepisów piłki nożnej po czym zapisujesz się do ligi młodzieżowej. Sama znajdujesz ligę, która jest najbliżej twojego miejsca zamieszkania i się do niej zapisujesz. I zaczynasz sędziować. W momencie gdy poczujesz, że możesz wskoczyć do wyższej grupy wiekowej, to przenosisz się do niej. Ja zaczęłam od 11-latków, a pod koniec mojego pierwszego sezonu sędziowałam już osiemnastolatków. W tym samym czasie sędziowałam też już mecze z udziałem dorosłych kobiet. A już w drugim sezonie zaczęłam sędziować ligi seniorskie mężczyzn.
Od początku kierunkowałaś się na bycie sędzią liniową?
Nie, nie. W ogóle nie mam takiego planu, żeby być liniową, chcę być sędzią główną. Tylko w Anglii to wygląda inaczej niż w Polsce, gdzie wybierasz sobie, czy chcesz być liniową czy główną. Tutaj chcą w przyszłości zrobić takie specjalizacje, ale na chwilę obecną musimy to łączyć. Jeśli jestem główną na Women’s Championship, czyli na drugiej lidze, to jestem liniową na Women’s Super League. Zawsze ligę niżej jestem główną, a ligę wyżej liniową. Aplikowałam już o to, żeby w kolejnym sezonie być główną na WSL, ale teraz przez to zawieszenie sezonu nie wiem, jak to będzie dalej wyglądało. Żeby dostać awans trzeba zaliczyć minimalną liczbę spotkań, a jeśli sezon będzie zawieszony to nie uda mi się tego warunku wypełnić.
Dużo meczów Ci brakuje?
Trzeba mieć zaliczonych osiem spotkań jako sędzia główna w Women’s Championship i osiem na linii w Women’s Super League. Brakuje mi czterech spotkań jako główna w drugiej lidze, a zostało sześć kolejek, jeśli sezon zostanie w ogóle dokończony. Zobaczymy, bo jeśli rozgrywki nie zostaną wznowione, to wątpię, żebym po czterech meczach dostała awans.
Może władze sędziowskie też wezmą pod uwagę to, jak ten sezon jest specyficzny i zmienią zasady. Sama wspomniałaś, że jesteś wysoko w rankingach. A jak w praktyce wygląda to wasze ocenianie? Jest bardzo rygorystyczne?
Mamy dokładnie taki sam system oceniania jak sędziowie w Premier League. Na meczach nie ma żadnych obserwatorów, dopiero kluby wysyłają zapis wideo z meczu. Wtedy obserwatorzy to oglądają i każdą naszą decyzję szczegółowo oceniają. Potem wysyłają do nas klip z każdą naszą decyzją i oceną, czy była ona prawidłowa czy nieprawidłowa. Jeśli decyzja była zła to obserwator zamieszcza komentarz, a my musimy mu odpowiedzieć dlaczego podjęliśmy taką, a nie inną decyzję. Potem zbiera się grupa obserwatorów, którzy dyskutują o tym, czy moja odpowiedź miała sens, czy też nie. Dopiero wtedy dostaję ostateczny werdykt, czy decyzja była prawidłowa, czy nie. Wszystko to jest bardzo przejrzyste i profesjonalne. Zresztą obserwatorzy, którzy nas oceniają to są dokładnie ci sami obserwatorzy, którzy recenzują pracę sędziów w Premier League i Championship. To są najczęściej byli sędziowie Premier League. Jest to wszystko na naprawdę wysokim poziomie i robi wrażenie.
Oglądam różne ligi kobiece w Europie i muszę przyznać, że w Anglii jest faktycznie najmniej rażących błędów sędziowskich.
Ostatnio nawet opublikowano statystyki z tego naszego systemu oceniania, z którego wyszło, że sędzie i sędziowie w Women’s Super League podejmują 98 proc. poprawnych decyzji. Wiadomo, że czasami jest tak, że sędzia może mieć super mecz, a popełni jeden błąd i wszyscy lamentują, kogo oni tu przysłali. Ale jeden procent to jest jedna z 250 decyzji, jakie ten sędzia w ciągu meczu podejmuje. Policzono nam, że w każdym meczu arbiter główny podejmuje około 250 decyzji, a liniowy około 50. Wliczane w to są wszelkie decyzje o faulach, spalonych, autach. Każda jedna taka decyzja jest oceniana.
A jakie są szanse na kobietę arbiter w Premier League? To coraz bardziej popularny trend na świecie, a jak pokazują przypadki Stephanie Frappart we Francji czy Bibiany Steinhaus w Niemczech, kobiety sobie coraz lepiej radzą w męskim futbolu. Nawet w polskiej ekstraklasie w tym sezonie mieliśmy kobiety na linii i w roli sędzi technicznych. W Anglii jest to możliwe?
Byłoby super. Trzymam mocno kciuki za Rebeccę Welch, która jest naszą najlepszą arbiter w Anglii. Problem polega na tym że ona na razie nie jest jeszcze nawet sędzią główną na poziomie Football League, więc zanim mogłaby się dostać do Premier League to zajęłoby jej to przynajmniej jeszcze dwa, trzy sezony. Najpierw musiałaby dostać awans do Football League, potem do Championship i dopiero wtedy do Premier League. Także to nie jest takie łatwe. Nawet zakładając, że robiłaby awans każdego roku.
Mamy jednak od wielu lat na linii w Premier League Sian Massey-Ellis. Ona jest super! Nawet mężczyźni mówią o tym, że jest jedną z najlepszych liniowych w Premier League. Chociaż początki miała ciężkie, bo wiadomo, że jak pojawiła się pierwsza kobieta to wszyscy zwracali na nią uwagę. Dwóch komentatorów nawet zostało zwolnionych, bo powiedzieli na antenie telewizji, że ktoś jej powinien wytłumaczyć czym jest spalony. W tej chwili jest jednak bardzo szanowana i przez zawodników i przez kibiców, bo jest naprawdę dobra. Rzadko kiedy zdarza się, żeby popełniła jakiś błąd. Oczywiście, na linii jest łatwiej także ze względu na testy sprawnościowe, które też są coraz bardziej wymagające. Kobietom będzie zawsze troszeczkę trudniej, ale jak widać nie jest to nierealne. Mam wielką nadzieję, że za kilka lat będziemy mieli też pierwszą arbiter główną w Premier League.
A jeśli chodzi o Twoją karierę sędziowską, to jak się zapatrujesz na kolejne sezony. Jest szansa, żebyś została arbiter międzynarodową?
W tej chwili w Anglii mamy cztery sędzie główne i pięć asystentek międzynarodowych. Powiedziano nam, że może się ta liczba zwiększyć z racji tego, że sędziujemy jedną z najsilniejszych lig w Europie i możemy mieć dodatkowe miejsca.
Ale gdybyś awansowała do rangi międzynarodowej, to reprezentowałabyś federację angielską?
Zdecydowanie. Nie mogę podlegać pod PZPN, bo nie sędziuję w polskiej lidze, a poza tym byłoby to niesprawiedliwie w stosunku do polskich sędzi. Dlaczego miałabym im zabierać miejsce.
A mogłabyś wtedy sędziować mecz z udziałem reprezentacji Polski?
Podejrzewam, że nie, bo wtedy w grę wchodziłaby moja narodowość. Myślę, że nie mogłabym prowadzić ani meczów Anglii, ani Polski. Poza tym, już tak szczerze, wątpię w swój awans do rangi międzynarodowej sędzi ze względu na swój wiek. Jest wiele dziewczyn młodszych ode mnie i ze znacznie większym doświadczeniem, więc myślę, że jeśli będą przyznawać awanse, to dostaną je dziewczyny z większym doświadczeniem niż ja. No chyba, że w następnym sezonie będę pierwsza we wszystkich rankingach, to może stwierdzą, że ona jest tak zdolna, że musimy jej dać plakietkę FIFA (śmiech).
Jak traktuje się sędzie kobiety w Anglii? Wciąż jako ciekawostka czy cieszycie się pełnoprawnym szacunkiem?
Im wyższa liga tym większy szacunek. Ciekawa jest też różnica pomiędzy tym jak zawodniczki i zawodnicy chcą być traktowani przez sędziów. W męskiej piłce, jeżeli arbitrem jest kobieta, to zawodnicy lubią sobie z nią żartować na boisku. W kobiecej piłce jeśli kobieta jest sędzią, to żarty nie są już tak mile widziane. Piłkarki zachowują się wtedy bardzo poważnie i profesjonalnie, a jeśli z nimi zażartujesz to się dziwnie na ciebie spojrzą. Ale jeżeli mężczyzna jest sędzią na meczu kobiet, to sobie może z nimi śmiało pożartować. Nie wiem, o co chodzi, ale doszliśmy wspólnie do tego wniosku z sędziami, bo mężczyźni też prowadzą mecze Women’s Super League. Tak samo wyszło, że w męskim futbolu mężczyźni lubią sobie żartować z kobietami, ale z mężczyznami już trochę mniej.
Mieszkasz w Anglii już ponad 10 lat. W tym czasie chyba nigdzie na świecie piłka kobieca nie rozwinęła się tak mocno. W czym dostrzegasz największy postęp?
Przede wszystkim w zainteresowaniu, w tym ilu kibiców przychodzi na mecze. Jeszcze zanim zaczęłam sędziować, to często chodziłam na mecze Liverpool Ladies i wtedy na stadionie było może około pięciuset kibiców. W tej chwili na mecze przychodzi po kilka tysięcy widzów. W tym sezonie derby z Evertonem piłkarki rozegrały na Anfield Road przy ponad 23 tysiącach kibiców na trybunach. Zainteresowanie jest niesamowite, ale też otwartość tych klubów z Premier League na piłkę kobiecą jest super i bardzo pomogła w rozwoju. Manchester City, Manchester United, Arsenal, Chelsea wszędzie w tych klubach piłka kobieca jest traktowana na równi z męską. Nie odczuwasz tutaj tego, żeby piłka kobieca to było coś gorszego. Piłkarki mają ten sam dostęp do centrów treningowych i wszystkich niezbędnych rzeczy jak mężczyźni. To na pewno bardzo dużo daje i podbija zainteresowanie. Finał Pucharu Anglii kobiet od kilku lat rozgrywany jest na Wembley i co roku frekwencja jest wyższa. W Anglii nikt dziwnie nie patrzy na dziewczynki kopiące piłkę, bo tu miliony dziewczyn kopią piłkę. Ojcowie przyprowadzają na mecze swoje córki. Dlatego też frekwencja na meczach jest większa bo te dziewczynki przychodzą z tatusiami czy z całymi rodzinami podziwiać swoje idolki. I tak to się wszystko nakręca.
Sędziowanie otwiera też drzwi do świata wielkiego sportu. Widziałam, że miałaś nawet możliwość oglądać mecz Liverpoolu z Kamilem Stochem.
To akurat nie przez sędziowanie, a zasługa mojego dobrego znajomego, który jest wielkim kibicem Liverpoolu i zna dużo ludzi. Tak się złożyło, że akurat załatwiał Kamilowi bilet na mecz i siedzieliśmy obok siebie. Ale to prawda, że sędziowanie daje naprawdę dużo fajnych możliwości. Mogłam na przykład sędziować mecz Jamiemu Carragherowi. W Anglii co roku po zakończeniu sezonu Premier League stadiony otwierane są dla kibiców, którzy mogą rozgrywać na nich mecze. A wiadomo, że potrzebują do tego sędziów. Pewnego razu zgłosiłam się na taki mecz, ale okazało się, że zamiast spotkania kibiców odbędzie się mecz charytatywny, w którym zagra Jamie Carragher. Jak go zobaczyliśmy, to między nami sędziami zrodziła się nawet kłótnia o to, kto ma być sędzią głównym. Pierwotnie miałam być tylko liniową, ale udało mi się wykłócić, że w drugiej połowie będę główną. Podyktowałam rzut karny za jego faul, więc chyba nie był zbyt zadowolony (śmiech).
Skoro sędziowałaś już finał Pucharu Ligi Angielskiej, to jakie jest teraz Twoje największe marzenie?
Skupiam się przede wszystkim na tym, żeby dostać awans do Women’s Super League jako sędzia główna. Ale cichym marzeniem jest sędziowanie Pucharu Anglii na Wembley. Zobaczymy, może za kilka lat mi się to uda. Mam czas, bo zamierzam sędziować do pięćdziesiątki (śmiech).
Żałujesz trochę, że nie masz za bardzo okazji sędziować polskim piłkarkom? W lidze angielskiej mamy tylko młodziutką Wiktorię Kiszkis, która dopiero wchodzi do pierwszej drużyny West Hamu United.
Cały czas czekam na transfer polskiej reprezentantki do WSL. Kiedyś nawet pomagałam Katarzynie Daleszczyk w przejściu do Liverpoolu bądź Evertonu. Ostatecznie chyba nic z tego nie wyszło, ale kto wie, może w przyszłości. Słyszę, że Kasia Kiedrzynek zmienia klub. Może tu trafi, fajnie by było.
Rozmawiała Hanna Urbaniak
Fot. Archiwum prywatne Magdy Golby