Aktualności

[CLJ] Z boisk Ekstraklasy na trenerów juniorów. „Piłka to wielka szkoła”

Specjalne26.01.2018 
Coraz więcej zawodników po zakończeniu gry w piłkę wybiera ścieżkę szkoleniową. A jednak w roli trenerów w Centralnej Lidze Juniorów byłych piłkarzy Ekstraklasy pracuje tylko siedmiu. Łącznie mają 1100 występów na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce, kilkanaście mistrzostw kraju i sporą liczbę zdobytych pucharów. Sprawdziliśmy, czy kariery pomogły przygotować ich do szkolenia młodzieży i pomagania jej na ostatnim etapie przed seniorską piłką.

W dwóch grupach Centralnej Ligi Juniorów pracuje 32 szkoleniowców – zdecydowana większość kariery trenerskie zaczynała wcześniej, przez studia na AWF, poświęcenie się kursom licencyjnym i zdobywanie wiedzy na stażach w kraju i zagranicą. Część otarła się o kluby Ekstraklasy, ale grała głównie w niższych ligach. Jednak jest grupa trenerów, których droga szkoleniowa zaczęła się dopiero po karierze piłkarskiej. Ich powody obrania takiej ścieżki nie są jednak identyczne.

– Jeszcze będąc zawodnikiem skończyłem licencjat w Krakowie i magisterkę w Katowicach, miałem już uprawnienia instruktora piłki nożnej – mówi Mariusz Jop, trzykrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków, dziś trener drużyny CLJ „Białej Gwiazdy”. – Wtedy założyłem sobie, że zacznę od dołu: najpierw od kategorii młodzika, później pracowałem w trampkarzach, juniorach młodszych i od półtora roku pracuję w roli trenera drużyny CLJ Wisły Kraków. Chciałem poznać filozofię szkolenia w każdej z kategorii wiekowych, zdobyć bagaż doświadczeń, mieć jak najszerszą perspektywę spojrzenia na piłkę.

– Kończąc z graniem wydawało mi się, że bardzo szybko zostanę trenerem w Ekstraklasie, przez trzecią ligę, bycie asystentem wyżej… - przypomina sobie Marcin Ciliński, kiedyś zawodnik Olimpii Poznań, Miedzi Legnica i Zagłębia, a dziś trener juniorów starszych w klubie z Lubina. – Ale życie zweryfikowało te plany i nie wyobrażam sobie innej pracy, niż ze starszą młodzieżą. Nie wiem, czy jest to efekt tego, że nie było mi dane pracować z seniorami na najwyższym poziomie. Prowadziłem trzecią, czwartą ligę i zobaczyłem, jak to wygląda od kuchni, jak niewielkie ma się szanse na dłuższe prowadzenie, budowę zespołu. Bardzo trudno jest się tak utrzymać, częściej przypomina to skakanie z jednego klubu do drugiego. A teraz w Lubinie mam wszystkie potrzebne narzędzia do pracy.

Z kolei Dariusz Sztylka – mistrz Polski ze Śląskiem Wrocław – pracę szkoleniową zaczynał poprzez rolę asystenta. – Pomagałem Tadeuszowi Pawłowskiemu, Romualdowi Szukiełowiczowi, Mariuszowi Rumakowi i Janowi Urbanowi. Ale to rozmowa z tym ostatnim okazała się decydująca. Powiedział mi, że będąc asystentem nauczę się niewiele, nieporównywalnie mniej do tego, jak sam poprowadzę zespół. Rok temu przejąłem rezerwy Śląska, a od lata trener Pawłowski przekonał mnie, bym wziął drużynę juniorów starszych – tłumaczy były defensywny pomocnik.

Panowanie nad szatnią

Wątek roli doświadczenia piłkarskiego w karierze trenerskiej wraca co jakiś czas w dyskusjach nawet o szkoleniowcach z najwyższej światowej półki. Jednak sami zainteresowani nie chcą przyznać, czy lata gry w Ekstraklasie i walki o trofea dają im przewagę nad innymi szkoleniowcami. – Nie dzielę pod tym względem trenerów na lepszych i gorszych. Ale mi doświadczenie na pewno pomaga w pracy i w relacjach z młodymi zawodnikami. Miałem szczęście pracować z trenerami o świetnym podejściu do piłkarzy, jak choćby Ryszard Tarasiewicz. Jego sposób rozmawiania i przekazywania uwag najbardziej mi odpowiadał, staram się z tego czerpać w swojej pracy – mówi Sztylka.

Jop zaznacza, że boiskowa perspektywa pozwala mu szybko wyłapywać istotne detale w grze indywidualnej. –  Są to niuanse taktyczne, kwestia ustawienia obrońców czy bardziej efektywnego zachowania napastnika. To trzeba byłoby rozrysować, bo trudniej jest o tym mówić. Na przykład pozycja obrońcy przy dośrodkowaniu rywali w pole karne, zależności od ustawienia partnera, przeciwnika, gdy broni się strefą… Każda sytuacja jest trochę inna. Są założenia ogólne, ale też szczegóły, które nie będąc kiedyś na boisku, nie czując ich jest bardzo trudno wychwycić. Ja potrafię we właściwy sposób je wyłapać i przekazać – zauważa.

– Może nie zabrzmi to skromnie, ale trenerzy, którzy grali na wyższym czy niższym poziomie, byli w szatni, lepiej rozumieją sposób bycia, relacje między zawodnikami. Łatwiej im zapanować nad szatnią – mówi Ciliński. – Ktoś powiedział, że trener musi być psychologiem i wszyscy zaczęli się tego elementu uczyć, stało się to bardzo ważne. Zgadzam się, ale słuchając wykładów, czytając o tym aspekcie dostrzegam, że już jestem bardzo blisko tego optymalnego modelu zarządzania. Nie ma ideału, człowiek zawsze popełni jakiś błąd, jednak doświadczenie i tzw. „zapach szatni” bardzo mi pomaga. Czasem trzeba wyczuć zawodnika, dostrzec jego problem i podejść, zagadać. Nawet największy kozak może nagle okazać się rozbitym chłopcem, rozpłakać się i jako trener muszę go ogarnąć. Osoba wyszkolona na książkach też może pomóc, ale są pewne rzeczy, których nam, byłym piłkarzom nikt nie odbierze. Może brakuje nam przejścia całych studiów, nauk z AWF, ale piłka to też wielka szkoła.

Brutalna rzeczywistość

Nie ukrywają, że ich rola to również uświadomienie młodzieży będącej na ostatnim etapie szkolenia, jak trudny jest kolejny krok. W końcu Ekstraklasa to jedna z lig z najwyższą średnią wieku w Europie, a pod względem stawiania na wychowanków i młodzież będąca na drugim końcu tych klasyfikacji. Jesienią w Pro Junior System regularnie punktowało tylko czternastu zawodników, aż siedem klubów w ogóle nie jest klasyfikowanych. – Rzeczywistość jest brutalna. Szatnia juniorska to niby tylko krok od tej seniorskiej, ale tak naprawdę odległość jest bardzo duża – przyznaje Jop. – To trudny okres dla młodych ludzi, bo przychodzi weryfikacja ich planów i marzeń na przyszłość. Czasem nie mogą sobie z tym poradzić.

– To dla większości trudny rok: oprócz rozgrywek ligowych mają jeszcze matury, a to wszystko należy połączyć. Moją rolą jest o nich dbać. Niektórzy przyjechali do Wrocławia z daleka, czasem po prostu potrzebują porozmawiać. Ale wszyscy są świadomi czekającego ich wyzwania. Do tego mają przykład Sebastiana Bergiera, który jesienią strzelał gole w CLJ, a teraz pojechał z pierwszym zespołem na obóz przygotowawczy – mówi Sztylka.

– Polska liga jest specyficzna, ciężko w niej pokazać młodych chłopców, choć mamy wielu utalentowanych. Dlaczego zespoły z całej Europy jeżdżą, obserwują i chcą mieć u siebie naszych 18-latków? Bo to bardzo dobrzy piłkarze – pyta i odpowiada Ciliński. – Niektórzy piszą, że zaraz po Robercie Lewandowskim obudzimy się z ręką w nocniku, że na nim i na kadrze się wozimy, a młodzieży latem nie wyszło. Jednak proszę mi uwierzyć, że talentów jest masa. Działamy od kilku, a Richard Grootscholten (były dyrektor akademii Zagłębia, obecnie Feyenoord Rotterdam – red.) mówił nam, że rozliczać naszą pracę możemy dopiero po ośmiu, dziesięciu latach. Gdy zawodnicy przejdą cały program szkolenia. Teraz robimy to sami w akademiach, ale im potrzeba prawdziwej szansy.

– W tym wieku są różni: jednych trzeba hamować, innych bodźcować – dodaje Jop. – Trzeba dostrzec, co i komu jest potrzebne i wpisać się z właściwym przekazem. Uogólniając, to chłopcy mają ogromną świadomość w porównaniu do tego, jak sam byłem młodym zawodnikiem. Mają zdecydowanie więcej możliwości rozwoju osobistego, doboru właściwych informacji. Determinacja była i jest różna. Sam miałem w swojej drużynie juniorów kolegów, którym jej brakowało, nie mieli charakteru, regularności czy chęci do wysiłku. Pod tym względem ta młodzież jest podobna, ma więcej innych możliwości, rozpraszaczy. Ale na poziomie U-19 to są naprawdę świadomi chłopcy. Problemem tych najbardziej utalentowanych jest nadal to, że im zbyt łatwo pewne rzeczy przychodzą. Wydaje im się, że tak będzie zawsze, także w seniorach. To bardzo duży błąd w myśleniu, bo wiem, że bez poparcia swojego talentu pracą nigdzie się nie dojdzie. Z tym też się spotykamy. Mam więc jedną zasadę: nie mogę chcieć bardziej od zawodnika. To punkt wyjścia.

– Moim zawodnikom zaznaczyłem: będę rozmawiał z wami tak, jak rozmawia się z dorosłymi piłkarzami. W końcu zaraz będą w seniorskiej szatni. Nie oznacza to jednak wyzywania, niszczenia – zastrzega Ciliński. – Czasem padnie mocniejsze słowo, ale nie w kierunku konkretnego zawodnika, bardziej na pobudzenie całej drużyny. Sam miałem takiego trenera, że wchodząc do szatni nie wiedziałem, co zrobić i gdzie się schować, bo jak kogoś złapał to jechał z nim dwa tygodnie – i potem brał następnego. Byli tacy, którzy przez całe życie przy linii bocznej tylko przeklinali.

– Tych piłkarzy uważam za bardzo świadomych. To oczywiście wyselekcjonowana grupa, oni są już w tym kołowrotku od kilku lat. Znajdą się jeszcze rodzynki, lecz w moich czasach to tych świadomych było znacznie mniej. Teraz obawiamy się bardziej przemotywowania i sytuacji, gdy im nie wyjdzie. Czy wtedy sobie poradzą, gdy wszystko podporządkowali graniu, specjalnie dla piłki przeprowadzili się i kariera ma pomóc im i rodzinom? – zastanawia się trener Zagłębia.

I dodaje: Wiem, ile w piłce znaczy charakter, dlatego staram się ich mentalnie na przygotować, że w trudnym momencie meczu będą musieli dać z siebie więcej, przekroczyć swoją granicę. Staram się im to pokazywać, tłumaczyć, choć kiedyś było to dla mojego pokolenia normalne. Nie chcę jednak im nawrzucać do głów zbyt wiele, bo to oni muszą nauczyć się myślenia na boisku, kreują sami siebie. Ja mogę im tylko podpowiadać.

Piłka jest ukochana

Niuanse na które zwracają uwagę przez pryzmat własnych doświadczeń daje również możliwość zestawienia zalet i wad porównywanych przez trenerów pokoleń. Każdy z nich podkreśla i większe możliwości obecnych juniorów, ich skupienie na karierze, ale nie oznacza to, że na ostatnim etapie jest wszystko takie łatwe i bezproblemowe.

– W seniorskiej piłce przede wszystkim liczy się efektywność, a młodzi ludzie często stawiają efektowność wyżej. Rzeczywistość już na poziomie U-19 ich jednak weryfikuje. To kwestia przekazu od trenera, ostrzeżenia, a także pracy z chłopcami, którzy wykonują coś w pięciu kontaktach z piłką, zamiast w dwóch. Nie rozumieją, że zwalniają grę, pozbawiają się okazji. To też analiza, zrozumienie ról innych zawodników. Mówimy, że to nie zachowania juniorskie, ale prosto z orlka czy młodzika. Wtedy piłka jest tak ukochana, że nikt nie chce jej oddawać. W szkoleniu dzieci jest to wskazane, natomiast w U-19 już liczy się wynik – tłumaczy Jop.

Ciliński: Teraz nasza młodzież jest tak skupiona na celu, tak świadoma, że każdy z chłopców wie, ile może ich kosztować zawalenie czegoś czy sprawianie nam kłopotów. Może dlatego to pokolenie nie jest tak charakterne, jak moje? Nie ma takiego nastawienia, że zrobi się coś na przekór, czasem wbrew sobie, nawet wbrew zdrowiu. Ale przez to w moich czasach piłkarze byli wyeksploatowani już w wieku 30 lat. Teraz są tak świadomi, że wiedzą, ile znaczy odpoczynek, są tak pilnowani, że muszą zrobić tyle, ile zostało im przypisane.

Sztylka: Nie lubię porównywać pokoleń. Kiedyś była większa determinacja, teraz jest wyższa świadomość. Naszym założeniem z Tadeuszem Pawłowskim na ten sezon było stworzenie chłopcom w stu procentach profesjonalnych warunków. Może faktycznie z tego skupienia na karierze wynika, że czasem brakuje charakteru. Ale wiele zależy od podejścia trenera. Ja czerpię wiele od tych, którzy mnie trenowali i wiem, jak zmobilizować, jak ich pobudzić, choć oczywiście potrzebują teraz innych bodźców.

Jop: Jako były obrońca dostrzegam również, że zaniedbanym elementem w szkoleniu jest umiejętność gry jeden na jednego w defensywie. Z mojej perspektywy to później stanowi o problemie zaistnienia w seniorach. Przecież zespół nie może podejść pressingiem, jeśli jeden z zawodników nie zna podstawowych zasad bronienia jeden na jednego. A to także w dużym stopniu decyduje o wykorzystaniu swojej szansy w seniorach na poziomie Ekstraklasy.

Ciliński: Brakuje mi jednej rzeczy z moich czasów, czyli grania ulicznego. Mówią o tym wszyscy, dostrzegają to trenerzy w całej Europie. W Zagłębiu mamy trening techniki fundamentalnej, indywidualne zajęcia dryblingu, ale wtedy wszystko to było w grze na byle jakim placu. Piłka młodzieżowa to przede wszystkim rozwój indywidualny, ale im wyżej, tym lepiej muszą grać też jako zespół. Często największą przeszkodą w tym wszystkim są rodzice i to ich musimy hamować. Tego wcześniej nie było.

Jop: Nie widzę problemu w ich indywidualnym podejściu. Skoro na najwyższym poziomie też często decydują indywidualności, to kwestią trenera jest połączenie tego z pracą zespołową. Trzeba być ostrożnym, by nie ograniczać ich kreatywności, pozytywnych cech. Otoczenie poszczególnych świadomych zawodników nie jest przeszkodą dla drużyny. Są jednak sytuacje, gdy rodzice, agenci wyznaczają młodemu piłkarzowi zadania, które są sprzeczne z przekazem trenera. A już ich świadomość jest niestety mała. Niestety takie zachowania często przedwcześnie kończą kariery obiecujących chłopców. Nie można przecież degradować roli trenera.

Najlepiej być sobą?

Jop w Ekstraklasie debiutował w wieku 19 lat, Ciliński dwa lata wcześniej, z kolei Sztylka czekał aż do 22 roku życia. Jaką widzą idealną ścieżkę dla młodzieży? – W rozmowach z juniorami często staram się im wytłumaczyć, że nie każdego czeka kariera w Ekstraklasie. Czasem ta droga wjedzie przez niższe ligi. Dostrzegam, że to obecne pokolenie jest znacznie bardziej niecierpliwe od tego, którego byłem częścią grając w drużynach młodzieżowych. Dziś chłopcy chcą od razu robić duży krok z juniorów do seniorów. Są niecierpliwi. Mówię im, że często lepiej wykonać kilka mniejszych ruchów, jeden po drugim – zaznacza Sztylka.

– Zawsze uważałem, że wyróżniający się powinni grać z lepszymi, bo to dla młodzieży rozwijające. Skoro taki kierunek jest w niższych kategoriach wiekowych, to jak najbardziej powinien dotyczyć juniorów starszych – zauważa Jop. – Oczywiście pamiętając, jak trudny jest przeskok z poziomu CLJ do Ekstraklasy, bo niewielu stać na zrobienie tego kroku na raz. Wielu aspektów piłki seniorskiej jest bardzo trudno nauczyć na poziomie juniorów. Tu jest jeszcze sporo fantazji, swobody i to są dobre cechy, ale sam wiem, że cwaniactwa w niektórych sytuacjach, obycia nauczy się już tylko grając w dorosłej piłce. Według mnie ta droga powinna wieść przez drugą, trzecią ligę i jeśli jest taka możliwość to nawet wcześniej. Różnica jest widoczna już nawet po rocznym wypożyczeniu.

– Sam byłem zawodnikiem, który przeskoczył od razu z juniorów do seniorów. Rozmawiam z Mariuszem (Lewandowskim, trenerem pierwszej drużyny Zagłębia – red.) i on pyta: dlaczego któryś wyróżniający się zawodnik koniecznie musi przejść rezerwy? Po co? Skoro ma umiejętności, niech gra od razu wyżej. W naszej lidze bardziej stawia się na fizyczność, niż technikę. A my produkujemy piłkarzy grających innym stylem. Jadąc do Anglii na sparingi z drużynami takimi jak Everton czy Manchester City wychodzimy wysokim pressingiem, według swojego pomysłu. Z pierwszymi wygraliśmy 4:1, z drugimi przegraliśmy 1:4, nie było wielkiej różnicy. W pomeczowych rozmowach ich trenerzy byli zaskoczeni, a nawet wdzięczni, że zagraliśmy tak otwarcie i stworzyliśmy im trudne warunki – podkreśla Ciliński.

– Wszystko zależy od środowiska, poziomu i filozofii klubu... W drużynie seniorskiej z bardzo wysoko określonymi celami sportowymi zawsze młodemu zawodnikowi będzie trudno o ten krok. Presja wyniku jest taka, że trener stoi przed wyborem, a wprowadzenie juniora zawsze jest obarczone większym ryzykiem popełnienia błędu. Nie powiedziałbym też, że kiedyś było łatwiej. Piłka sprzed 20 lat po prostu różni się od współczesnej: teraz jest wyżej w kwestii taktycznej, wyniki fizyczne są śrubowane i wszystko idzie w górę – kończy Jop.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności