Aktualności
Analityk w teatrze pantomimy. To on stoi za sukcesem Krychowiaka!
Ten obrazek idealnie pokazuje, jak zaangażowany w swoją pracę jest szkoleniowiec Sevilli. Wielu zlekceważyłoby rewanż ze Śląskiem, natomiast Emery spędził kilka godzin na analizach, by jego piłkarze byli jak najlepiej przygotowani: wiedzieli, czym mogą ich zaskoczyć, wiedzieli, jakimi strefami powinni częściej atakować, wiedzieli, jakimi sposobami można ugryźć zespół Stanislava Levy'ego. Andaluzyjczycy wygrali ze Śląskiem 5:0, mając pełną kontrolę nad meczem. I nie było w tym przypadku, tak samo jak przypadkowy nie był końcowy triumf w zeszłorocznej Lidze Europy. Mecz po meczu, przeciwnik po przeciwniku, Unai poświęca mnóstwo czasu na rozpracowywanie rywali. Efekty widzimy sami — skład personalny się zmienia, a drugi rok z rzędu jego drużyna gra w finale europejskich rozgrywek.
Ołtarzyk taktyczny
Jeśli mielibyśmy szukać największych zalet Emery'ego, zdecydowanie trzeba wskazać aspekt taktyczny. Niezależnie, czy rywalizuje z Barceloną, czy z Almerią, rywal jest znakomicie rozpracowany przez niego oraz cały sztab odpowiedzialny za analizy. — Czasem mam wrażenie, że wiemy o przeciwniku więcej niż on sam o sobie. To człowiek, który nie rozstaje się z tabletem i laptopem. Nawet kiedy lecimy samolotem na mecz, on bada kolejnych rywali, rysuje strzałki, ogląda sytuacje, tworzy notatki. Musi naprawdę mało spać — opisywał kapitan Sevilli, Fernando Navarro.
Bask pochodzi z piłkarskiej rodziny, więc trudno się dziwić, że oddycha futbolem. Ojciec Juan i dziadek Antonio byli bramkarzami, wujek Román pomocnikiem, zaś sam Unai spędził większość kariery w drugiej lidze, grając jako lewy skrzydłowy. W ich ślady idzie już syn szkoleniowca, rozwijając się na bramce w juniorskich zespołach Valencii. Nic dziwnego, że Emery wkłada w pracę tyle serca. Każda odprawa przedmeczowa jest poświęcona nawet najmniejszym detalom, Emery przedstawia swoje analizy wideo oraz energicznie wymachuje flamastrem, wypisując na tablicy najważniejsze informacje. — Przez cztery lata pracy z nim zobaczyłem tyle filmików, że zabrakło mi już popcornu. Nie wytrzymałbym chyba więcej — rzucił pół żartem po losowaniu półfinałów Ligi Europy Joaquin Sanchez, skrzydłowy Fiorentiny.
43-latek jest prawdziwym świrem taktycznym, co udowadniał nawet w luźniejszych chwilach pracy. Pracując jeszcze w Valencii, organizował zawodnikom różne formy relaksu i integracji. Czasem jeździli na wycieczki rowerowe, innym razem mieli zabawy na plaży. Unai wymyślił również wyjazd na spływ kajakowy, by zadbać o atmosferę po wymagającym okresie przygotowawczym. — Myślałem, że będziemy wiosłować i dobrze się bawić, ale trener szybko nas utemperował. Żeby nie było nudno, zaczął wymyślać różnorodne zadania taktyczne, które mieliśmy wykonywać na kajakach. Wydawało mi się, że przesadza, ale to miało zwiększać naszą świadomość, wszystko miało znaczenie — opisywał w klubowej telewizji Bruno Saltor, były obrońca walenckiego klubu.
Dusza analityka
W chaotycznym świecie futbolu Unai Emery sprawia wrażenie postaci eleganckiej, pełnej gracji, wręcz filozofa. Dżentelmen z włosami zaczesanymi na brylantynę, co prawda impulsywny i energiczny, ale zarazem otwarty na ludzi, kulturalny, myśliciel wierny sobie, zarażający pasją, wytworzyła się wokół niego aura człowieka z misją. Nade wszystko jednak: analityk. Człowiek, który w życiu chce zminimalizować rolę przypadku, wierząc, że czym więcej włożysz trudu w swoją pracę, tym mniejsze znaczenie będzie miał czynnik losowy. Wszystko leży w rękach ludzkich.
Baskijski trener, jak każdy, podejmuje intuicyjne decyzje. Stara się jednak badać okoliczności, lubi korzystać ze statystyk i sugerować się cyframi, nie boi się eksperymentów. Taktykę dostosowuje do przeciwnika, chcąc innowacyjnymi metodami zaskoczyć. Potrafił wystawić trzech defensywnych pomocników, by opanować środek pola, resztę zostawiając kontratakom. Potrafił wystawić stopera w środku pola, by wyeliminować kreatywnego rozgrywającego. Inicjuje różne metody, które prowadzą go do sukcesu. Lubi szukać nowych rozwiązań — jeden z najlepszych lewych obrońców świata, Jordi Alba, zaczynał przecież jako skrzydłowy. Dopiero Unai zmienił jego pozycję, sugerując, że tam będzie spisywał się lepiej. Patent z dwoma bocznymi obrońcami, czyli Jeremym Mathieu i Jordim Albą, okazywał się zabójczy dla Barcelony czy Realu. Lewa strona Valencii była podwójnie zabezpieczona, a przy tym obaj uczestniczyli w atakach, zamieniając się rolami. Jeśli Hiszpan był zmęczony, cofał się, a za wiatr w ataku był odpowiedzialny Francuz. I odwrotnie. Podobny manewr stosuje w Sevilli, kreując nominalnego skrzydłowego Aleixa Vidala na prawego obrońcę. Poniekąd zmusiły go do tego warunki, ale śmiało można to uznać za autorski pomysł trafiony w dziesiątkę, bo Vidal w półfinale Ligi Europy przeciwko Fiorentinie zdobył dwie bramki i dołożył asystę.
Szkoleniowiec andaluzyjskiej ekipy jest również otwarty na dyskusje i rozważanie różnych wariantów. W sieci prowadzi swojego bloga (www.unai-emery.com), na którym wielokrotnie pytał kibiców o opinie. Prowadząc Valencię, zamieszczał wpisy z analizami spotkań, uwypuklając to, co mu się podobało, a także to, co negował. Na końcu zamieszczona była prośba o podobne analizy czytelników, co ciekawe, Unai czasem się do nich odnosił. Obecnie urządza konkursy z nagrodami, zachęcając fanów Sevilli do typowania meczowej jedenastki. Kiedy okazało się, że w poprzednim sezonie zdecydowana większość kibiców głosowała na Kevina Gameiro, Unai włączył się do debaty, próbując wyjaśnić, dlaczego stawia na Carlosa Bakkę. — Napastników nie rozlicza się wyłącznie z goli. Moja filozofia dziewiątki obejmuje znacznie więcej zadań i założeń — tłumaczył wówczas trener.
Pamiętam, że podczas spotkania z Emerym podaliśmy mu okładkę Magazynu ¡Olé!, by złożył swój podpis. Ot, chodziło nam o najprostsze machnięcie ręką, pewien automatyzm. Wskazaliśmy, w którym miejscu będzie najlepiej i wręczyliśmy do rąk marker. Unai, jak na niego przystało, zamilkł, zagłebiając się w swój wewnętrzny świat. Jego oczy wędrowały po okładce, namyślił się, po czym rzucił kilka sugestii, jak można było lepiej rozmieścić pewne obiekty. A na okładce? Jose Mourinho. Unai uśmiechnął się, dołożył analityczny komentarz i dopiero na końcu machnął swój autograf.
Hiszpańska telenowela
Co jeszcze wyróżnia Emery'ego spośród trenerów europejskiego topu? Nikt inny tak jak on nie czaruje przy linii bocznej. Podobnie jak Simeone, Unai daje przedstawienie, wystawia osobny spektakl, potrzeba dodatkowej kamery, by uchwycić cały koncert, jaki demonstruje nam swoim ciałem. Hiszpanie są żywiołowi oraz intensywnie gestykulują, ale Bask jest ewenementem, skoro powstały programy analizujące jego wskazówki, niekiedy stawał się po prostu obiektem drwin i inspiracją do tworzenia kabaretów.
Kiedy w zeszłym roku Sevilla awansowała do finału Ligi Europy po golu Stephana M'bii w doliczonym czasie gry, Unai wykonał kilkudziesięciometrowy rajd w kierunku trybun Estadio Mestalla i zakończył go triumfalnym skokiem w górę. Wydawałoby się, że to nie przystoi trenerowi, zresztą bieg był wykonany w kierunku fanów rywali. — To były szczere emocje, nie zamierzam się hamować, jestem spontaniczny, zresztą postawcie się na moim miejscu — tłumaczył Bask.
Unai krzyczy, skacze, klaszcze, wymachuje rękami, zaczesuje włosy, regularnie narusza linie wyznaczające strefę dla trenerów. Jeśli mógłby, wbiegłby na murawę, by wytłumaczyć skrzydłowemu, jakie popełnił ostatnie błędy. W hiszpańskim Canal+ chodził za nim pseudonim „mistrz pantomimy”. Swego czasu wyemitowali program, w którym stworzyli z Emery'ego mima, innym razem komentowali jego pozycje, tworząc z niego m.in. łucznika, matadora, policjanta czy nawet samolot. Nie zabrakło też Hiszpana w roli Rocky’ego.
Swoim entuzjazmem może zarażać, ale powodować również śmiech. Kamery telewizyjne uchwyciły kiedyś Miguela Brito, Nikolę Żigicia oraz Alejandro Domingueza, którzy jawnie naśmiewali się z trenera na ławce rezerwowych, naśladując jego ruchy. Na naśladowców została nałożona kara finansowa. Podobna sytuacja miała miejsce w tym roku, kiedy to Gerard Deulofeu i Iago Aspas drwili ze swojego przełożonego, siedząc tuż za nim. 43-latek nad swoim autorytetem nadal musi pracować, bo trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek na ławce Atletico jawnie parodiował Diego Simeone bądź naśmiewał się, że bliżej mu do aktorstwa niż trenerki.
Czarne owce
Większość zawodników ceni sobie profesjonalizm szkoleniowca, lecz przez jego boiskowy rygor narodziło się wiele konfliktów. Grzegorz Krychowiak podkreśla, że przy Emerym rozwija się pod każdym względem, ale trener sewilskiego zespołu nie potrafi znaleźć wspólnego języka chociażby z Gerardem Deulofeu. Utalentowany 21-latek nie jest ulubieńcem Emery'ego, rzucił w jego kierunku wiele cierpkich słów, a Unai ciągle karci go za brak dyscypliny taktycznej. — Od skrzydłowego oczekuję przede wszystkim zaangażowania w grę obronną. Inaczej tracimy na tym wszyscy, cały zespół, nie mogę pozwolić sobie na tworzenie luk, nawet jeśli ktoś ma dar do atakowania — opisywał swoją filozofię bocznego pomocnika Hiszpan.
Podobnie było w poprzednich klubach, kiedy cierpiało kilku młodych, zdolnych piłkarzy na czele z Paco Alcacerem. Nie dostawali zbyt wielu szans, bo mieli braki mentalne bądź taktyczne, co zakłócało koncepcję trenera. Jedną z największych pomyłek Unaia była ocena Isco, obecnie jednego z najlepiej wyszkolonych technicznie piłkarzy na świecie. Obecnie zachwycamy się jego umiejętnościami, ale już wprawiał obserwatorów w osłupienie, mając osiemnaście lat. W debiucie zagrał bez kompleksów, dwukrotnie wpakował piłkę do siatki. Mimo to, Emery oddał go lekką ręką do Malagi. — Wszyscy uważają się za ekspertów, ale to ja obserowowałem go z bliska. Isco to piłkarz, który zbyt często zapomina, że musi bronić, a ponadto nie pilnuje diety. Miał duże tendencje do tycia, zapominał, że powinien pilnować wagi — tłumaczył swoją decyzję Unai. — Nie dostawałem wsparcia ani nie czułem się przy nim pewny siebie. Ale nie mam pretensji, przynajmniej pozwolił mi zrobić krok do przodu, odchodząc do innego klubu — odparł reprezentant Hiszpanii.
Gdziekolwiek Unai nie trenował, tam zawsze rodziły się sprzeczki i niedogodności. Być może problemem był właśnie autorytet szkoleniowca. Warto wspomnieć, że trenując Valencię, był młodszy od bramkarza „Nietoperzy”, Césara Sáncheza. Wyniki go broniły, ale ktoś w kadrze zawsze musiał być wściekły — a to nie dostawał szans, a to nawrzucał trenerowi, a to uważał, że trenuje ich zwykły wariat. Emery musiał radzić sobie z bandami balangowiczów czy wyrzutków, którzy buntowali szatnię przeciw niemu. Na boczny tor odsunął m.in. Miguela Brito, ale nie można się dziwić, skoro Portugalczyk notorycznie spóźniał się na treningi, w ośrodku treningowym stawił się kiedyś nietrzeźwy, a jakby tego było mało potrącił staruszkę w drodze na trening oraz groził bronią właścicielowi klubu nocnego. Takich akcji było więcej, to nie jest odosobniony przypadek. W Spartaku Moskwa nie mogło być inaczej, głównym opozycjonistą Hiszpana okazał się Artiom Dziuba. Pytany o powody wysokiej porażki, odpowiedział ironicznie: „Proszę zapytać naszego Mourinho, on wie lepiej”. Innym razem nazwał publicznie swojego przełożonego „trenerzyną”.
Wiele było sytuacji, kiedy trener nie mógł w pełni skoncentrować się na futbolu, a bliżej mu było raczej do przedszkolanki opiekującej się nieznośnymi dziećmi. Pewnie zdarza się to wszędzie, że zawodnicy chowają sobie sprzęt, ale nie codziennie trzeba zmagać się z tym, że ktoś podpalił swój samochód, kto inny nie wrócił z urlopu, kolejny tłumaczył się, że budzik mu nie zadzwonił, a następny zbuntował się, że nie będzie aż tyle biegał. Unai jako młody trener dużo się nacierpiał, ale ucząc się na żywym organizmie, wyciągnął wiele cennych lekcji, które dzisiaj tworzą z niego obytego w zawodzie profesjonalistę. Niemniej jednak, piłkarze stosują wobec niego prostą zasadę: love me or hate me. Albo będziesz robił Emery’emu pod górkę, albo pójdziesz za nim w ogień.
Okres dojrzewania
Jak wszyscy trenerzy, Unai popełnia błędy, zwłaszcza na początku kariery trenerskiej odciskało to piętno na wizerunku młodego, perspektywicznego szkoleniowca. Miewał problemy z utrzymaniem dyscypliny, a jego piłkarze często trwonili korzystny wynik przez utratę koncentracji. Popisowym numerem Emery'ego, przy jednobramkowym prowadzeniu, była zmiana defensywna — murawę opuszczał ktoś z przednich formacji, by dodać kolejnego obrońcę. Wówczas wszyscy cofali się i chyba nie trzeba dodawać, że zazwyczaj kończyło się to straconym golem. — Wolę zremisować 5:5 niż 0:0, to moja filozofia, chcemy grać widowiskowo — mówił Emery, będąc jeszcze trenerem „Nietoperzy”. Pozornie można przyznać mu rację, ale to potwierdza wyłącznie, jak grały zespoły Baska — kombinacyjnie oraz atrakcyjnie z przodu, ale defensywa niemal nie istniała, popełniając proste, absurdalne wręcz błędy. Innym razem zdarzało mu się nie wykonać żadnej zmiany. Niezbadane były procesy decyzyjne Baska.
Trzeba jednak oddać Emery'emu, że jest człowiekiem, który potrafi wyciągać wnioski, pokornie spuścić głowę i obiecać poprawę. Nauczył się, jak prowadzić drużynę w sposób bardziej opanowany. Teraz Sevilla umie zagrać w sposób wyrachowany, cyniczny, odbębnić swoje, nie martwiąc się o końcówkę. Wypunktować, a potem zaczynąć trening tlenowy i przygotowania do kolejnego celu. Mało tego, Sevilla potrafi szczelnie bronić, mimo tego, że defensywę co chwilę trapiły ubytki personalne. Nie mają konieczności odgrażania się, machania szabelką, robienia zbędnego szumu. Po prostu regularnie punktują, jak przystało na dojrzały zespół. Ligę kończyli, mając 76 punktów — chociażby w sezonie 2006/07 pozwoliłoby im to zostać mistrzem kraju, teraz wystarczyło zaledwie na piąte miejsce.
W Unaiu dokonała się swoista przemiana, wyeliminował część swoich słabości, przepoczwarzył się. Gdziekolwiek nie trenował, poza epizodem w Spartaku Moskwa, broniły go rezultaty. Prowadził zespoły z uznaną marką, ale czasem podkładali mu kłody, z którymi znakomicie sobie radził. Z Valencią trzy sezony z rzędu meldował się na trzecim miejscu, choć rok w rok sprzedawali mu najbardziej wartościowych piłkarzy. Byli Villa i Silva? Trudno, zastąp ich, Unai. Byli Mata i Joaquin? Znajdziesz innych, Mister, równie dobrych, ale parę razy tańszych. Nie można powiedzieć, że pracował w okropnych warunkach, ale widmo bankructwa klubu nie pomagało. Mimo to, wyniki stały po stronie Baska. Zwolniono go, ponieważ zarząd stwierdził, że przez swoje szalone wizje popełnia szkolne błędy. Gdyby je wyeliminować, Valencia rzekomo mogłaby walczyć o coś więcej. Ocenili, że Unai nie jest człowiekiem, który mógłby przeskoczyć barierę Barcelony i Realu. Jak pokazali jego następcy, w takim bałaganie organizacyjnym nie dało się wyrzeźbić już więcej. Miał być krok do przodu, a skończyło się stratą europejskich pucharów. Na jego pożegnanie z klubem z Mestalla złożył się także brak cierpliwości fanklubu, którego szefowie nawet wysyłali listy do trenera z sugestiami odejścia.
Jedynym rzeczywiście nieudanym epizodem był ten rosyjski, w Spartaku Moskwa. — Będę próbował tłumaczyć Emery’ego — mówił w podcaście Sid Lowe, dziennikarz „The Guardian”. — Hiszpanie są skonstruowani tak specyficznie, że mają łatwość zagubienia się w nowym otoczeniu. Są konserwatywni, przywiązani do własnej kultury, języka, kraju. Poza krajem trafiają na bariery, odbijają się od ściany. Od takiej ściany odbił się Bask, który tym bardziej związany jest mocno z lokalnym charakterem i środowiskiem. Hiszpania a Rosja, dwa świata, nic dziwnego, że Unai nie przekroczył tych murów — oceniał ekspert od hiszpańskiego futbolu.
Kiedyś chaotyczny, popełniający podstawowe błędy, dziś fachowy, rozsądny, rozważny, ale przy tym nadal spontaniczny, autentyczny i żywiołowy. Unai Emery to jeden z najzdolniejszych trenerów na świecie. Kiedy łączy się jego nazwisko z reprezentacją Hiszpanii lub wymienia w kontekście największych klubów, nie ma w tym przesady, bo to człowiek ukierunkowany na sukces. Mało kto tak dobrze wyciąga wnioski, kreując z niepowodzeń materiał do nauki i fundament pod następny sukces. Na podbój świata jeszcze przyjdzie czas, póki co musi podbić Warszawę, zwyciężając w Lidze Europy drugi raz z rzędu. Jaka jest autoprezentacja na portalu Emery’ego? Unai to taktyka, Unai to dyscyplina, Unai to pasja. Unai to również trofea?
DOMINIK PIECHOTA