Aktualności

[WYWIAD] Ireneusz Jeleń: Jestem grającym prezesem, ale słucham się trenera

Specjalne03.04.2020 
– Plany są takie, by dojść jak najszybciej do okręgówki, a marzeniem jest czwarta liga. Obiecałem, że pomogę młodym chłopakom w meczach. Chciałbym być dla nich autorytetem, więc staram się świecić też przykładem na boisku – podkreśla Ireneusz Jeleń, 29–krotny reprezentant Polski, a obecnie prezes B-klasowego CKS Piasta Cieszyn i jego najskuteczniejszy strzelec.

W wieku 39 lat jest pan grającym prezesem CKS Piasta Cieszyn, ale zanim porozmawiamy o realiach występów w B-Klasie, wróćmy jeszcze od pańskiego wyjazdu do Francji w 2006 roku. Był pan chyba jednym z nielicznych zawodników reprezentacji Polski, którzy mundial w Niemczech mogą dobrze wspominać.

To prawda, bo dostałem się do kadry na mistrzostwa świata kuchennymi drzwiami, a po turnieju miałem szeroko otwarte wrota do Auxerre i Ligue 1. Byłem zaskoczony, że trener Paweł Janas powołał mnie do reprezentacji na mundial. Przecież nie zagrałem w żadnym meczu eliminacji. Co prawda selekcjoner powoływał mnie na zgrupowania, ale zwykle byłem w gronie tych piłkarzy, którzy trafiali na trybuny w spotkaniach o punkty. Wszyscy pamiętają, jakie było wielkie zdziwienie, kiedy w kadrze nie znalazł się Tomek Frankowski, który miał spory udział w awansie na mistrzostwa. Turniej nam nie wyszedł, bo zakończyliśmy udział na fazie grupowej. Indywidualnie mogłem być zadowolony, bo zagrałem we wszystkich meczach, a po mundialu było spore zainteresowanie, by mnie zatrudnić. Chętne były drużyny z Bundesligi, ale najbardziej konkretną ofertę złożyło Auxerre.

Trafił pan do klubu, w którym w przeszłości grało wielu Polaków.

Wiedziałem o tym, że jesteśmy tam cenieni. Widać było po działaczach Auxerre, że im zależy, by mnie sprowadzić.

Guy Roux, legenda Auxerre, brał udział w transferze?

Nie, ale w klubie zawsze można było go spotkać. W moich czasach działał głównie w akademii, ale nami też się oczywiście interesował. Widać było, że klub to jego całe życie. A jeśli chodzi o Polaków, to Andrzej Szarmach jest legendą Auxerre. Zdobył najwięcej bramek w Ligue 1 [100 goli w 109 występach – przyp. red.] i znalazł się najlepszej jedenastce klubu wybranej przez kibiców. Grali tam też Paweł Janas, Tomek Kłos, Marcin Kuźba i wielu innych Polaków.

Pan w 140 meczach ligowych zdobył dla Auxerre 48 goli. Po jednym z nich, strzelonym Paris Saint Germain, prasa napisała, że zatopił pan Paryż.

Z pobytu we Francji mam właściwie tylko dobre wspomnienia. Nawet jak ostatni sezon spędziłem w Lille i głównie trenowałem, to poznałem takich piłkarzy jak Eden Hazard czy Dimitri Payet. Ten gol z PSG rzeczywiście był ważny, ale wtedy ten klub nie był takim hegemonem jak teraz.

Były też sukcesy jak awans do Ligi Mistrzów z Auxerre.

To jedno z największych osiągnięć w mojej karierze. To było ogromne wydarzenie dla tego małego miasteczka. Świętowanie nie trwało jeden czy dwa dni, ale kilka tygodni. Niemal wszyscy mieszkańcy wyszli na ulice. Potem przychodzili na nasze treningi i wciąż dziękowali. Autografy, zdjęcia, zaczepianie na ulicy, by porozmawiać. Może nie byliśmy bogami, ale na pewno wielkimi bohaterami w ich małej ojczyźnie. Przed sezonem 2009/2010 byliśmy skazywani na spadek, a graliśmy tak świetnie, że zajęliśmy trzecie miejsce i wystąpiliśmy w eliminacjach Ligi Mistrzów. Strzeliłem wtedy najwięcej goli w Ligue 1 [osiemnaście]. Trafiliśmy na Zenit Sankt Petersburg i znów nie dawano nam szans. Po porażce 0:1 na wyjeździe, u siebie wygraliśmy 2:0. W fazie grupowej przegraliśmy pięć z sześciu spotkań, ale tanio skóry nie sprzedaliśmy.



I to pan strzelił wtedy decydującą bramkę o awansie do Ligi Mistrzów. Jakie jeszcze momenty kariery pan wspomina najlepiej?

Gole strzelone PSG i Zenitowi odbiły się największych echem. Zwłaszcza ten z Rosjanami. Pamiętam też, że media bardzo nagłośniły pojedynek biegowy z Davidem Odonkorem w meczu z Niemcami. On był uważany za najszybszego piłkarza świata, a ja go wyprzedziłem i ratował się faulem. Ja jakoś do tego nie podchodziłem w ten sposób. Wszystkie mecze na mundialu były dla mnie bardzo ważne. Jak wspomniałem nie dość, że nie spodziewałem się powołania, to do tego w każdym spotkaniu dostałem szansę.

Dlaczego w wieku 31 lat wrócił pan do Polski?

Jeszcze w Auxerre trapiły mnie kontuzje. Największe problemy miałem z kręgosłupem. To sprawiało, że grałem bez przygotowania fizycznego i odbijało się to na formie. Po zakończeniu kontraktu z Auxerre wróciłem do Polski, przez trzy miesiące leczyłem mięsień dwugłowy i nieoczekiwanie roczną umowę zaproponowało Lille, mistrz Francji. Znali moje problemy, ale mimo to zaoferowali kontrakt. Tam nie grałem dużo, ale doceniłem, że chcieli mnie zatrudnić. Powrót do Polski to już był właściwie koniec kariery. Nie mogłem odnaleźć formy i nie potrafiłem się odbudować. Narastała we mnie frustracja i odechciało mi się grać w piłkę. W wieku 32 lat poszedłem na piłkarską emeryturę. Przez dwa lata odpoczywałem, zająłem się rodziną, ale chodziłem pokopać w piłkę z kolegami z Cieszyna.

Wrócił pan jednak do piłki. W 2016 roku z Piasta Cieszyn powstały dwa kluby. Obydwa mają w nazwie Piast…

To trochę skomplikowane. Piast to klub, w którym stawiałem pierwsze kroki jako młody chłopak. Zawsze podkreślałem, że chcę wrócić do Cieszyna i zrobić coś dobrego dla piłki w tym mieście. Nie było mi jednak po drodze z działaczami Piasta. Za namową rodziców dzieci i znajomych założyliśmy własne stowarzyszenie, którego zostałem prezesem. Podkreślali, że powinienem wykorzystać swoje nazwisko i w ten sposób przyciągać młodzież. Czułem więź z klubem, w którym się wychowywałem, dlatego też nazwaliśmy go Cieszyński Klub Sportowy Piast. Ten drugi to TS 1909 Piast.



Na początku skupiliście się głównie na szkoleniu dzieci i młodzieży. Dopiero w tym sezonie powstała drużyna seniorów.

Postawiłem na młodych ludzi, na takich, którym zależy na klubie. Zaangażowanych w jego budowę, którzy chcą i mogą wolny czas poświęcić dla Piasta. Dla nas najważniejsze jest szkolenie dzieci i młodzieży, bo to powinien być fundament każdego klubu. Mamy 12 drużyn plus przedszkolaki. Trenuje około 250 młodych piłkarzy. Niedawno dostaliśmy brązowy certyfikat dla naszej szkółki. Zakładaliśmy, że w odpowiednim momencie powstanie też drużyna seniorów, by wychowankowie mieli do czego dążyć. Przed tym sezonem zgłosiliśmy się do B-Klasy. Stworzyliśmy zespół z zawodników z Cieszyna i okolic, którzy kiedyś grali w piłkę. Do tego do drużyny już wchodzą najstarsi wychowankowie. Na tym poziomie chłopcy wieku w 15-17 lat dają sobie radę.

Daje pan dobry przykład młodzieży – w ośmiu meczach strzelił 15 goli. Zdarzyło się też 6 bramek w jednym spotkaniu. Po jesieni jesteście liderem. Jakie cele ma klub?

Plany są takie, by dojść jak najszybciej do okręgówki, a marzeniem jest czwarta liga. Takie miasto jak Cieszyn powinno mieć piłkę na takim poziomie. Nieopodal, w mniejszym Ustroniu, jest właśnie czwarta liga. Gra tam jeszcze Adrian Sikora, mają bazę treningową na wysokim poziomie. Taka droga mi się marzy. Obiecałem, że młodym chłopakom pomogę na boisku. Chciałbym być dla nich autorytetem, więc staram się świecić też przykładem w meczach. Strzelam gole, ale nie oszukujmy się, to jest B-Klasa, najniższy poziom ligowy w regionie. Wiedziałem jednak na co się piszę, a robię to dla przyjemności. Jestem grającym prezesem, ale trenera się słucham. Oczywiście służę mu radą, ale w trakcie meczu i na treningu rządzi szkoleniowiec.

W związku z epidemią koronawirusa małe kluby mogą mieć problemy z przetrwaniem.

Zawiesiliśmy treningi wszystkich grup. W klubie pracuje dziewięciu trenerów, którzy wciąż się szkolą i chcą się rozwijać. Nie zarabiają dużo, ale na razie Piast jest stabilny i nie muszą się martwić o wypłaty. Podczas epidemii rodzice nie płacą za zajęcia, bo przecież dzieciaki nie trenują. Jest to pewien kłopot, ale nie wymagamy od nich opłat. Większy problem to decyzje miasta Cieszyn, które ucięło dotacje na sport o 150 tysięcy złotych. Do tego podniosło też opłaty za wynajem boisk. Do tej pory dla klubów była to symboliczna złotówka. Na szczęście w klub zaangażowani są rodzice i działacze, a wszyscy robią to społecznie i poświęcają wolny czas. Dzięki temu mamy też stroną internetową z prawdziwego zdarzenia. Aktywnie wykorzystujemy też media społecznościowe, jak Facebook i Instagram. Staramy się, by nasz klub przyciągał dzieci jak najwyższym poziomem szkolenia

Rozmawiał Andrzej Klemba

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności