Aktualności
Polka zarządza potęgą europejskiej piłki kobiecej. „Teraz mogę pomóc polskim klubom”
Mało kto wie, że jedna z najważniejszych osób w najlepszym kobiecym klubie w Europie ma polskie pochodzenie. Opowiedz o sobie polskim kibicom.
Moi dziadkowie od strony taty wychowali się w Polsce. Babcia w Poznaniu, a dziadek w Trzęsówce na Podkarpaciu. Po drugiej Wojnie Światowej przeprowadzili się do Francji i dopiero tutaj się poznali. W tamtym okresie przyjeżdżało tu bowiem bardzo dużo Polaków. Mój tata urodził się więc już we Francji. Ja dorastałam pod Paryżem, ale przez wszystkie te lata miałam kontakt z Polską. Regularnie przyjeżdżałam tam na wakacje. Jeszcze za nim zaczęłam pracować w Lyonie, to byłam w Polsce średnio co dwa miesiące. Teraz mam na to mniej czasu, ale bardzo tęsknię za Polską. Ludzie są tam spokojniejsi, nie gonią bez przerwy za czymś, tak jak to jest we Francji.
W reprezentacji Polski grało kilku piłkarzy urodzonych we Francji, ale Ty jesteś jedyną taką piłkarką w historii żeńskiej kadry. W 2011 roku zadebiutowałaś w meczu przeciwko… Francji rozegranym w Lens.
Dla mnie to było marzenie, bo jestem naprawdę dumna z moich korzeni. Do dziś pamiętam dzień, w którym odbierałam polski paszport. Kiedyś pomagałam organizować halowy turniej w Niemczech, w którym wziął udział AZS Wrocław. Trener Wojciech Basiuk skontaktował mnie później z polską federacją i tak zostałam zaproszona na zgrupowanie reprezentacji Polski. Środowisko polonii w futbolu nie jest aż tak duże, znamy się dobrze. Przyjaźnię się z Damianem Perquisem, znam też Ludovica Obraniaka. Myślę, że skauci PZPN mieliby co robić we Francji, bo gra tutaj sporo piłkarek polskiego pochodzenia. Może warto się nimi zainteresować.
W Polsce kiedyś dziewczynki nie miały tak łatwego dostępu do futbolu jak teraz. A jak to było we Francji?
Ja wiedziałam, że chcę grać w piłkę odkąd skończyłam 6 lat, ale to było skomplikowane, bo moi rodzice bardzo tego nie chcieli. We Francji w tamtym czasie to też nie było oczywiste, żeby dziewczynki grały w piłkę. Uprawiałam więc wiele innych dyscyplin tj. pływanie, tenis, piłkę ręczną czy lekkoatletykę. W piłkę grałam tylko w szkole. Moi rodzice nie chcieli mnie posłać do klubu, chociaż wszyscy mówili im, że mam talent. Nie było wtedy we Francji wiele kobiecych klubów i musiałabym dojeżdżać na treningi daleko od domu.
Ale koniec końców miłość do piłki zwyciężyła.
Gdy miałam 14 lat to powiedziałam rodzicom, że piłka nożna to jest naprawdę to, co chcę w życiu robić. Wzięłam ich sposobem. Grałam z tatą w ogrodzie i założyłam się z nim, że jeśli strzelę mu gola, to on zawiezie mnie na pierwszy trening do klubu. Strzeliłam, więc nie miał wyjścia i musiał przekonać mamę. Trafiłam do młodzieżowej drużyny Herblay i potem wszystko szybko się potoczyło. W pierwszym meczu strzeliłam 6 goli i w następnym grałam już z seniorkami.
A potem zostałaś pierwszą Polką w Paris Saint Germain, chociaż to był jeszcze wtedy zespół amatorski.
Graliśmy przeciwko PSG w rozgrywkach pucharowych. Działacze tego klubu dostrzegli mnie i zaproponowali transfer. Nie trzeba było mnie przekonywać, bo PSG to największy klub w mojej okolicy. Było to nawet jak spełnienie marzeń. Miałam też możliwość rozwoju, bo z PSG awansowałam z drugiej do pierwszej ligi. Oczywiście to były inne czasy w PSG niż teraz. Pamiętam, że czasami musiałyśmy nawet walczyć o boisko, bo nie miałyśmy gdzie trenować. Dla nas przeznaczone były tylko płyty ze sztuczną nawierzchnią. Nie mogłyśmy w ogóle grać na boiskach trawiastych, było to zabronione dla dziewczyn, a dostępne tylko dla mężczyzn. Czasami było dziwnie. Nie można tego w ogóle porównać do obecnych czasów.
Odeszłaś krótko przed złotymi czasami PSG. Grałaś jeszcze z kilkoma zawodniczkami, które później były gwiazdami paryskiego klubu.
Tak, grałam z Laure Boulleau, Sabriną Delannoy i nawet z Laurą Georges, która wtedy była bardzo młodziutka i dopiero zaczynała swoją karierę. PSG rozwijało sekcję kobiecą krok po kroku. Lepsze czasy zaczęły się, gdy jako menedżerkę sekcji zatrudniono Brigitte Henriques, która dzisiaj odpowiada za całą piłkę kobiecą we Francji i jest wiceprezesem francuskiej federacji. Od tamtej pory PSG z roku na rok stawało się coraz mocniejsze.
Dlaczego więc zakończyłaś swoją karierę?
Miałam wiele kontuzji, moje ciało odmawiało już posłuszeństwa i ciężko mi było wrócić do formy. Coraz trudniej było mi też to pogodzić z pracą. Codziennie wstawałam o 6 rano, by pójść do pracy, trening miałam dopiero o 19, więc do domu wracałam po 22.
Po zakończeniu kariery pracowałaś w policji. Nie kusiło Cię, żeby jednak zostać w futbolu?
Bardzo chciałam zostać przy piłce, ale to były jeszcze inne czasy. Trochę działałam jako menedżerka, współpracowałam z różnymi agentami z Niemiec działającymi w kobiecym futbolu. Już wtedy pracowałam dla Olympique Lyon, dla którego wyszukiwałam zawodniczki. Gdy prezydent Jean-Michel Aulas zdecydował się utworzyć stanowisko koordynatorki żeńskiej drużyny zaproponował tę posadę mi.
Co konkretnie należy do Twoich obowiązków?
Zajmuję się organizacją pracy całego zespołu, wyjazdami na mecze, współpracą z innymi departamentami w klubie, kontaktami z mediami, aktywnościami marketingowymi. Od tego sezonu zarządzam też działem scoutingu. Teraz akurat najwięcej pracy mam z organizacją treningów podczas kwarantanny. Nie trenujemy w klubie tylko każda zawodniczka w swoim domu. Właśnie organizowałam dostawy rowerów WATT. Musiałam zadbać, żeby każda otrzymała niezbędny sprzęt do treningów.
Jesteś w samym środku najlepszego żeńskiego klubu w Europie, więc możesz uchylić nam rąbka tajemnicy, dlaczego Olympique Lyon pozostaje niepokonany od tylu lat? W czym tkwi sekret? Co wyróżnia go na tle innych klubów?
Myślę, że jest to kwestia podejścia do żeńskiego futbolu. Nasz prezydent jest wizjonerem i zawsze jest jeden krok przed całą resztą świata. Bardzo dba o drużynę kobiecą, której stworzył dokładnie takie same warunki, jakie mają piłkarze. Tak jak oni mamy do dyspozycji własne boiska treningowe, które są dokładniej tej samej klasy, korzystamy z tego samego centrum treningowego, podróżujemy w takich samych warunkach, mamy dostęp do takiej samej odnowy biologicznej czy rehabilitacji. Wszystko jest w zasadzie identyczne. Inne kobiece kluby nie mają aż takich komfortowych warunków. To powoduje, że jesteśmy najlepszym klubem w Europie, a może nawet na świecie.
Czyli władze klubu traktujące żeński zespół na równi z męskim to klucz do sukcesu?
Zdecydowanie. Nasz prezydent traktuje nas jednakowo. Jesteśmy na tym samym poziomie. Gdy męski zespół zdobył mistrzostwo Francji w nagrodę pojechał na wypoczynek do Saint-Tropez. Gdy piłkarki zdobywają trofea też są zapraszane do Saint-Tropez.
Do czego mają okazję znacznie częściej niż piłkarze (śmiech). To prawda, że na ostatni turniej reprezentacyjny She Believes do USA prezydent wysłał po wasze piłkarki prywatny samolot?
Tak, to prawda. Następnego dnia mieliśmy grać mecz z PSG, który ostatecznie został odwołany. Ale mimo to po nasze piłkarki (przyp. red. Japonkę Saki Kumagai oraz Angielki Nikitę Parris i Alex Greenwood) poleciał prywatny samolot. Na miejscu był też nasz masażysta, który nawet w drodze powrotnej na pokładzie samolotu robił wszystko, żeby jak najszybciej zregenerować zawodniczki do tego bardzo ważnego spotkania. Nasz klub robi naprawdę wszystko, żeby piłka kobieca się rozwijała.
Tylko, że w Europie coraz więcej wielkich klubów wchodzi do piłki kobiecej na poważnie. Widać to zwłaszcza w Anglii czy w Hiszpanii. Macie plan, jak odeprzeć ich ataki?
To ważne także dla nas, żeby inne kluby się rozwijały i żeby cała piłka kobieca szła do przodu. To dobrze, że zaciera się różnica. My też chcielibyśmy, żeby liga francuska była bardziej wyrównana, tak samo jak rozgrywki Ligi Mistrzyń. Cieszymy się z tego, że pojawiają się takie wielkie marki w żeńskim futbolu. To bardzo ciekawe jak rozwija się projekt w Barcelonie, dwumecz z Chelsea w półfinale Ligi Mistrzyń to był chyba najcięższy dotychczas test dla naszego zespołu. Chelsea sprawiła nam więcej problemów niż Wolfsburg. Myślę, że za 2-3 lata liga angielska będzie najlepsza na świecie. Dlatego musimy pozostać mądrzy i sprytni, żeby wciąż wygrywać tę rywalizację. Kluby się rozwijają. Piłkarki prezentują coraz wyższy poziom, to wszystko jest coraz bardziej wyrównane. Także po Euro w Holandii powstał boom na piłkę kobieca wśród kibiców, których jest coraz więcej na stadionach.
Jak się temu przeciwstawić?
My mamy piłkarki, które nigdy nie mają dość wygrywania. Wciąż są głodne i chcą więcej. Chcemy być jeszcze lepsi. Dlatego też nasz prezydent wykupił klub z Seattle. Ta współpraca zapowiada się bardzo ciekawie nie tylko pod względem marketingowym, ale też sportowym, bo będziemy mogli wymieniać się zawodniczkami. To był pomysł naszego prezydenta, który ma ambicje, żeby zdobyć mistrzostwo na dwóch kontynentach jednocześnie - w Europie oraz w Ameryce Północnej.
Masz jakieś rady dla rozwoju futbolu kobiecego w Polsce?
To bardzo ważne, żeby męskie kluby otwierały sekcje kobiece i dawały możliwość rozwoju. Żeby zrozumiały, że warto inwestować w żeński futbol. Piłka kobieca dla wielu klubów także w Polsce to może być przepustka do wielkiej piłki. Nasz prezydent zdawał sobie sprawę z tego, że Olympique Lyon ma niewielkie szanse, żeby wygrać Ligę Mistrzów. Dlatego stworzył giganta w futbolu kobiecym, który regularnie zdobywa trofea. To jest wciąż dużo tańsze, a daje też wiele profitów. Jeśli Legia Warszawa albo inny polski klub będzie chciał, to chętnie pomogę mu stworzyć drużynę kobiecą (śmiech).
A kiedy jakaś polska piłkarka zagra w Olympique Lyon?
Jest wiele talentów w Polsce i przyglądamy się temu, co się u was dzieje (śmiech).
Byłaś w listopadzie na meczu Polska - Hiszpania w Lublinie. Oglądałaś nasze piłkarki czy rywalki?
Oglądałam polskie piłkarki (śmiech). Mogę zdradzić, że interesujemy się polskimi zawodniczkami, ale na ten moment to trochę skomplikowane ze względu na ważne kontrakty. Myślę, że nie ma klubu w Europie, który nie chciałby Ewy Pajor, ale za jej sprowadzenie trzeba byłoby sporo zapłacić. Mam nadzieję, że w przyszłości uda się sprowadzić polską zawodniczkę. Na pewno awans na mistrzostwa Europy byłby świetną okazją do promocji polskich piłkarek. Trzymam za was kciuki.
Rozmawiała Hanna Urbaniak