Aktualności
[WYWIAD] Anna Szymańska: Po odejściu z Medyka Konin jestem zupełnie innym człowiekiem
Gdyby ktoś przed tym sezonem powiedział ci, że wywalczysz z Czarnymi Sosnowiec wicemistrzostwo kraju i awansujesz do finału Pucharu Polski, to jakbyś zareagowała?
Mocno bym się zastanawiała nad tym, czy jest to realne. Chociaż wiedziałam, jak Czarni się wzmocnili i jakie są oczekiwania wobec tego zespołu. Przed rozpoczęciem sezonu już na pierwszym spotkaniu organizacyjnym powiedzieliśmy sobie prosto w twarz, o co walczymy. Każda z nas dostała od trenerów kartkę i długopis i miała napisać cele, jakie sobie stawia na ten sezon. Większość napisała, że zdobycie mistrzostwa i pucharu, mimo że ludzie nas skreślali i się z tego śmiali. Duża część środowiska nie wierzyła w to, że możemy stworzyć niezły zespół i sprawić niespodziankę.
A ty co napisałaś?
To samo plus to, że chciałabym pomóc w tym, żeby Czarni Sosnowiec mieli jak najmniej straconych bramek w lidze.
I tak się stało. Czarni stracili tylko 15 goli w minionym sezonie, a ty biłaś rekord meczów z czystym kontem. Transfer do Czarnych Sosnowiec to dla ciebie jak nowe życie?
Można tak powiedzieć. Nie żałuję swojej decyzji o odejściu z Medyka Konin. Zyskałam więcej energii, więcej życia, jestem o wiele bardziej pozytywnie nakręcona na wszystko. Na Śląsku i nie tylko jest grono ludzi, którzy chcą pomagać w rozwoju. Jak porównuję siebie sprzed roku i teraz, to jestem zupełnie innym człowiekiem.
Jak smakuje to wicemistrzostwo?
Po ostatnim meczu aż się popłakałam. Równo z gwizdkiem. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Wiedzieliśmy, że Łęczna wygrała i ten remis z AZS PWSZ Wałbrzych daje nam drugie miejsce. Puścił stres, pojawiły się emocje. Dopięłyśmy swojego. Ciężka praca popłaciła. Dawno żaden medal nie smakował mi tak jak ten za wicemistrzostwo Polski z Czarnymi Sosnowiec.
Smakuje lepiej niż mistrzostwa Polski z Medykiem Konin?
Pierwsze mistrzostwo Polski wywalczone z Medykiem było wyjątkowe. Późniejsze nie smakowały już tak dobrze. Powodów było wiele. W klubie nie działo się najlepiej. Praktycznie co roku drużyna sukcesywnie się rozsypywała. Moje oczekiwania wobec klubu też różniły się od rzeczywistości. Ode mnie bardzo dużo się wymagało, żeby bronić, nie wpuszczać goli, ale w drugą stronę było już trochę gorzej. Nie mogłam liczyć na odpowiednie przygotowanie do sezonu ani treningi bramkarskie. Później w meczach Ligi Mistrzyń straciliśmy dużo goli, za co obwiniano mnie. To było śmieszne, bo na wynik pracuje cały zespół od napastniczki do bramkarki. Zaczęło się pojawiać za dużo zgrzytów między mną a klubem, dlatego wolałam zmienić otoczenie. Nie jestem człowiekiem, który lubi siedzieć w miejscu i zadowalać się tym, co jest. Cały czas chcę iść do przodu i się rozwijać.
Czułaś, że w Medyku się nie rozwijałaś?
Tak. Od pewnego czasu tak czułam. Nie potrafiłam jednak podjąć dobrej decyzji mimo ofert z innych klubów. Widziałam po sobie, że nie robię postępów. Musiałam pracować sama, indywidualnie, co często było negowane, a wręcz zabraniane w przez klub.
To brzmi abstrakcyjnie.
Dlatego przestałam odczuwać radość z przebywania w Koninie i musiałam coś zmienić. Każdy sportowiec, który chce być najlepszy, nie będzie siedział w domu z założonymi rękami. Ciężko pracuję, nie jestem leniem i nie będę czekała, aż forma przyjdzie sama. Mimo odejścia z Medyka, cały czas pracuję z trenerem od przygotowania motorycznego z Konina, który rozpisuje mi treningi. Jest grono ludzi, którzy ze mną pracują i chcą dla mnie jak najlepiej. Oni też uświadamiali mi to, że powinnam zrobić krok do przodu.
Nie próbowałaś rozmawiać o tym z klubem?
Próbowałam, ale rozmowa była ciężka. Nie chcę komentować tego, co usłyszałam. Ale w Medyku jest niestety tak, że jak się wyrazi swoje zdanie, to jest się na cenzurowanym. Trzeba tylko grać i się nie wypowiadać.
Czy w takim razie żałujesz, że nie odeszłaś wcześniej?
Patrząc z perspektywy, myślę, że mogłam zrobić to wcześniej. Ale ze wszystkiego wyciąga się plusy i minusy. Nie spisuję czasu spędzonego w Medyku całkiem na straty. Tam też miałam dobre momenty. Pracowałam z młodzieżą, byłam trenerem kadry wojewódzkiej, z którą osiągałam sukcesy. To mnie motywowało, że mogę nauczyć młode dziewczyny grać w piłkę. Sama w ich wieku nie miałam takich możliwości.
Wspominałaś, że miałaś inne oferty, także z zagranicy. Dlaczego nie zdecydowałaś się wyjechać z kraju?
Nie chcę wyjeżdżać z Polski. Chciałabym tutaj zostać i pomóc w rozwoju naszej ligi. W Polsce brakuje trenerek. Po zakończeniu kariery chciałabym, żebyśmy my jako piłkarki nie kończyły całkiem z piłką, ale miały możliwość zostać trenerkami, czy osobami od przygotowania motorycznego. Jestem Polką i zależy mi na tym, żeby u nas było jak najlepiej. Mamy zdolną młodzież, co pokazał rocznik Ewy Pajor czy ostatnio kadra do lat 17. Są perełki, ale musimy im pomóc, uświadamiać, jak ważny jest trening indywidualny. Poza tym też nie mam 20 czy 25 lat. Swoje marzenia kieruję już raczej w stronę pomocy innym w rozwoju. Mam kilka projektów, nad którymi pracuje.
Skoro wywołałaś taki temat, to dlaczego, według ciebie, tak mało zawodniczek z tych, które w 2013 roku zdobyły młodzieżowe mistrzostwo Europy, gra dziś na wysokim poziomie?
To też jest kwestia charakteru. Jeśli masz w sobie samozaparcie i dążysz do celu, to go realizujesz. A czasami piłkarki mają bardzo duże oczekiwania, ale chcą włożyć w to jak najmniej pracy. To tak nie działa. Jeśli się jest czy chce być prawdziwym sportowcem, to nie ma wymówek, że pada deszcz albo jest złe boisko. Trzeba wyjść i zapierdzielać.
Czarni stworzyli na tyle solidny zespół, że są w stanie powtórzyć te sukcesy w przyszłym sezonie?
Myślę, że tak. Ta liga jest nieobliczalna. Sztab szkoleniowy i my wiemy, że to było na wyciągnięcie ręki. Mierzyliśmy w mistrzostwo, nie udało się, ale wywalczyliśmy wicemistrzostwo. Szkoda licznych remisów i tego, że straciliśmy kilka punktów w głupi sposób. Mogliśmy jeszcze więcej z tego sezonu wyciągnąć. Doszły kontuzje. Mam nadzieję, że klub latem się wzmocni. Już są podejmowane rozmowy.
Jak odbierasz to, co w tym sezonie stało się z Medykiem Konin? Ten zespół gasł w oczach.
To jest konsekwencja tego, co się dzieje w klubie, a także ciężkiej pracy innych drużyn. Ale przede wszystkim gratuluję zasłużonego mistrzostwa Polski Górnikowi Łęczna. Był bardzo dobrze przygotowany do sezonu, ma silną kadrę, ciężko się przeciwko nim grało. Pod wieloma względami Górnik zrobił ogromny postęp w porównaniu z poprzednim sezonem. Życzę mu powodzenia w Lidze Mistrzyń. Natomiast jeśli chodzi o Medyk – po porażce jesienią wyciągnęłyśmy wnioski. Przeanalizowaliśmy wszystko od A do Z i wiosną przyniosło to skutek.
Wiosną pokonaliście Medyk dwukrotnie w lidze po 3:0, wyeliminowaliście go dodatkowo z Pucharu Polski.
To nie był przypadek, tylko konsekwencja ciężkiej pracy. Treningi w Sosnowcu naprawdę mamy intensywne. Dodatkowo dużo czasu poświęciliśmy rozpracowaniu rywala, wiedzieliśmy o nim wszystko. Poza tym u nas ważna jest regeneracja. Po każdym treningu mamy możliwość wejścia do lodu. Jest z nami cały czas fizjoterapeuta. Możemy także korzystać z pomocy fizjoterapeutów Zagłębia Sosnowiec. Przed meczem w ćwierćfinale Pucharu Polski z Medykiem miałam ogromny problem z biodrem i barkiem i mój występ stał pod znakiem zapytania. Ale zostałam postawiona w trzy dni na nogi.
Te zwycięstwa z Medykiem były dla ciebie szczególne?
Zawsze chcę wygrywać, niezależnie od tego, przeciwko komu gram. Dochodziły do mnie jednak słuchy na temat tego, w jaki sposób wypowiada się prezes klubu z Konina na mój temat. To było śmieszne. Dlatego te zwycięstwa były szczególne, bo miałam coś do udowodnienia. Nie odeszłam z Medyka dlatego, że przyszła nowa bramkarka, ale dlatego, że nie cieszyła mnie już tam gra. I nie będę tego ukrywać.
Przed wami finał Pucharu Polski. Dla ciebie jedenasty z rzędu. Ewenement. Ty w ogóle pamiętasz te wszystkie finały, w których grałaś?
Pamiętam, pamiętam. Pierwszy grałam w sezonie 2007/2008 w barwach Medyka. Wygrałyśmy w karnych z Unią Racibórz. Później wróciłam do Szczecina i kolejne trzy razy awansowałyśmy do finału tych rozgrywek. Potem były następne finały z Medykiem.
Któryś szczególnie zapadł ci w pamięci?
Ten, który grałam w Szczecinie przeciwko Unii Racibórz. Wygrałyśmy, a byliśmy zespołem skazywanym na porażkę. Przebrnęliśmy wtedy trudną drogę, żeby dotrzeć do tego finału. Nie stawiono nas w roli faworyta ani w 1/8, ani 1/4 finału, ani w półfinale. Po drodze pokonaliśmy Medyk Konin i Górnik Łęczna, co było ogromną niespodzianką. Dobrze pamiętam każdą minutę tego meczu. Broniło mi się kapitalnie.
Czego spodziewasz się po tym finale z Górnikiem Łęczna?
Wygrana w meczu ligowym w Łęcznej oraz wicemistrzostwo dodały nam pewności siebie przed tym finałem. Aspekt psychologiczny będzie po naszej stronie. Zrobimy wszystko, żeby Górnik nie zdobył dubletu. One jednak też chcą wygrać. Mam nadzieję, że obie drużyny pokażą w Łodzi kawał dobrej piłki i kibice, którzy przyjadą na mecz, będą pozytywnie zaskoczeni.
W Łodzi wspierać was będzie spora grupa kibiców z Sosnowca, w tym fani Zagłębia. Widać, że panowie się od was nie odcinają.
To prawda. Byli już na naszym ostatnim meczu z Wałbrzychem i świętowali razem z nami wicemistrzostwo. Tu jest dużo ludzi otwartych, którzy chcą wspólnie coś zrobić. Wspiera nas też miasto, prezydent jest zagorzałym kibicem. Zagłębie awansowało do ekstraklasy, my mamy za sobą świetny sezon – wykonaliśmy w Sosnowcu kawał dobrej roboty. Jesteśmy zaproszone na ostatni mecz ligowy Zagłębia z GKS Tychy. W przerwie odbędzie się prezentacja naszego zespołu. To dla nas ogromna promocja i wyróżnienie. Fajnie, że męski klub nie odłącza się od nas, ale stara się nas wesprzeć medialnie i nie tylko.
Rozmawiała Paula Duda
Zdjęcia Paula Duda / Łukasz Grochala