Aktualności
[WYWIAD] Szymon Gieroba: Wierzę w to, że możemy obronić mistrzostwo Polski
Pana początki na stanowisku pierwszego trenera Górnika Łęczna do łatwych nie należą. Przewaga drużyny nad drugim w tabeli Medykiem Konin stopniała nagle z ośmiu punktów do trzech.
Niestety nie. Tuż po tym, gdy zostałem pierwszym trenerem, mieliśmy trudny mecz z Medykiem, który, tak jak mówiłem już w rozmowach z mediami, nie przesądził i nie przesądza o mistrzostwie. Po tamtym spotkaniu coś nam się posypało, szczególnie jeśli chodzi o organizację gry w ofensywie. Traciliśmy punkty, ale wciąż mamy przewagę w tabeli, co jest najważniejsze.
Trudno było objąć drużynę de facto pod koniec sezonu?
Zawsze jest taki problem, że, gdy drużyna jest na pierwszym miejscu w lidze, to nowy trener musi to miejsce utrzymać. Osobiście uważam, że łatwiej jest gonić niż uciekać. Jako nowy szkoleniowiec zdecydowanie wolałbym ścigać czołówkę, niż bronić pozycji lidera.
Okoliczności, w jakich został pan trenerem, nie były do końca jasne. Drużyna długo była w zawieszeniu, niepewności, co dalej, czy zostanie trener Piotr Mazurkiewicz, czy zastąpi go pan – jego asystent. Dla pana to było jakieś utrudnienie?
Rzeczywiście byliśmy w zawieszeniu, ale jedyne na czym staraliśmy się koncentrować w tamtym okresie to ciężka praca. Wiedzieliśmy, że mimo problemów musimy dawać z siebie wszystko, by w każdym kolejnym meczu zdobywać trzy punkty.
Tego celu nie udało się do końca zrealizować, bo w pięciu meczach pod pana wodzą zanotowaliście kolejno dwie wygrane, dwa remisy i bolesną porażkę z Czarnymi Sosnowiec. Można więc stwierdzić, że niejako idziecie w dół. Z czego to wynika?
Patrząc na tę statystykę, mam nadzieję, że nie przytrafi nam się druga z rzędu porażka… Taka postawa wynika z tego, że w ciągu piętnastu dni zagraliśmy pięć meczów, a przy tym mamy bardzo okrojoną kadrę. Oczywiście na ławce siedzą zawodniczki, ale są to młode piłkarki, które tak naprawdę nie miały możliwości gry czy to na poziomie Ekstraligi, czy I ligi. Jest to duży problem, ponieważ brakuje im ogrania. Tak naprawdę nie mamy zbyt dużego pola do popisu, jeśli chodzi o rotacje w składzie. Ostatnio na boisko weszła Alicja Materek, która jest reprezentantką Polski U-19. To piłkarka, która, moim zdaniem, w 80 proc. klubów Ekstraligi stanowiłaby o ich sile. Dlatego cieszę się, że pomimo tych okoliczności, ma okazję na stałe zagościć w pierwszej jedenastce.
Ławka Górnika na ten sezon jest za krótka?
Musiałbym być hipokrytą, by tak uważać. Lista kontuzji, a szczególnie przewlekłych, jaką mamy w tym sezonie jest bardzo długa. Urazy leczą Jola Siwińska, Emilia Zdunek, Agnieszka Jędrzejewicz, Weronika Zawistowska, Wiktoria Marszewska, Ania Palińska, a były też problemy z Klaudią Kowalską i Agatą Guściorą. Jakościowo mamy naprawdę dobre zawodniczki, ale liczba kontuzji uniemożliwia nam pewne ruchy podczas ustalania składu.
Zaobserwował pan jakiś „zjazd” w psychice lub motoryce piłkarek?
Rozmawialiśmy na ten temat całą drużyną. Na pewno brak pełnego mikrocyklu i tego, że przez natłok spotkań nie możemy trenować do końca tak, jak byśmy sobie tego życzyli, ma wpływ na naszą grę. Mamy tylko odpoczynek, trening regeneracyjny, trening przedmeczowy i mecz. Ten schemat powtarzał się przez dwa i pół tygodnia, a doliczając zgrupowanie kadry narodowej, przez 25 dni. Niektóre dziewczyny zagrały w tym czasie siedem meczów, a to jest ogromna liczba. Cieszę się, że nie doszły żadne kontuzje mięśniowe. Oczywiście urazu doznała Emilia Zdunek, ale to kontuzja mechaniczna, która wzięła się ze starcia z jedną z zawodniczek Medyka Konin. Dlatego pod tym względem, jako trener przygotowania fizycznego, muszę być zadowolony. Co będzie dalej – zobaczymy.
Jak układa wam się współpraca w zespole? Jest pan jednym z najmłodszych trenerów w Ekstralidze, w podobnym wieku do kilku piłkarek Górnika.
Już pracując w męskiej Ekstraklasie, byłem jednym z najmłodszych, jeśli nie najmłodszym z trenerów w całej lidze. Byli tacy piłkarze, jak Przemysław Pitry czy Grzegorz Bonin, którzy byli ode mnie starsi. Wydaje mi się, że swoją ciężką pracą i podejściem buduję szacunek innych i na treningach w Górniku nie mamy z tym problemu. Nie wymagam, by dziewczyny mówiły do mnie „panie trenerze”, bo uważam, że nie o to chodzi. Mamy dobry kontakt także poza murawą, a na treningach po prostu ciężko pracujemy.
To, co się zmieniło odkąd objął pan drużynę, to nazwiska, ale i pozycje zawodniczek, występujących w pierwszym składzie. Patrycja Balcerzak często nie gra na swojej nominalnej pozycji, a na środku obrony. Małgorzata Grec natomiast rzadko w ogóle pojawia się w jedenastce, a jeszcze niedawno była jedną z podstawowych zawodniczek.
Każdy trener ma swoją wizję. Jeśli chodzi o Patrycję – długo rozmawialiśmy o jej nowej pozycji. Początkowo nie była wniebowzięta, bo nie widziała się w roli stopera, ale po tych trzech-czterech tygodniach wiem, że być może będzie to jej docelowe miejsce na boisku. Wydaje mi się, że najlepiej pokazywać to na przykładach i gdy rozmawialiśmy z Patrycją, przytoczyłem historię Adama Dźwigały, który przychodził do Górnika jako defensywny pomocnik, po czym został przestawiony i do tej pory gra w Ekstraklasie na środku obrony. Czasem trzeba szukać pewnych rozwiązań, a zawodnicy pomimo niedogodności się do tego przyzwyczajają. Natomiast Gosia Grec była w dobrej dyspozycji i grała w pierwszym składzie, ale wynikało to również z kontuzji Agaty Guściory i Joli Siwińskiej. Na dziś, do tej optymalnej formy jeszcze nie wróciła.
Gabriela Grzywińska na pozycji dziewiątki to pomysł na stałe?
Gabrysia Grzywińska jako dziewiątka to nie jest moja bajka. Widzę ją zdecydowanie niżej, bo grając na szpicy jeden z jej wielkich atutów, czyli uderzenie z dystansu, staje się problemem. Gabi ma fajny drybling, potrafi zastawić się i utrzymać piłkę, ma zmysł włączenia się w akcje ofensywne. Widzę ją, tak samo jak trener Miłosz Stępiński, w trójce obrońców albo na pozycji sześć lub osiem.
Do końca sezonu pozostało wam pięć kolejek rundy mistrzowskiej. Jaki jest wasz plan na te spotkania?
Jak wszyscy chcemy wygrywać. Mamy dwa wyjazdy na mecze z drużynami, które nam nie leżą, bo są to GKS Katowice i UKS SMS Łódź. To dwie bardzo mocne ekipy, które dobrze układają swoją grę taktycznie. Z trzech domowych meczów natomiast tylko jeden zagramy w Łęcznej, gdzie ostatnio szło nam średnio. Jedno spotkanie, z AZS PWSZ Wałbrzych, odbędzie się w Świdniku, drugie w Parczewie, więc być może gra na własnym, ale nie do końca własnym, boisku, będzie naszym atutem.
Zanim jednak runda mistrzowska, w niedzielę zmierzycie się z Medykiem Konin w półfinale Pucharu Polski. Zdążyliście się podnieść po ostatniej porażce w lidze?
Dziewczyny były trochę podłamane, ale nie można się dziwić – to była pierwsza porażka w sezonie. Po drugie, wydaje mi się, że jako drużyna natrafiliśmy na coś nowego. Nie sądzę, by te piłkarki kiedykolwiek miały taką sytuację, by w trzech meczach zdobyć tylko dwa punkty. To dla nich problem, ale da się go rozwiązać. Może to pozwolić rozwinąć się każdej zawodniczce indywidualnie, bo oprócz celów drużynowych, każda ma własne ambicje. Myślę, że to wszystko da się przełożyć na pozytywy. Mamy nadzieję, że w tabeli Ekstraligi pozostaniemy na czele, a w niedzielę awansujemy do finału Pucharu.
W oczy rzuca się to, że często strzelacie pierwsi bramkę, a później wkrada się dekoncentracja, tracicie gola albo dwa i gubicie punkty.
Idealnym przykładem jest tu mecz z AZS PWSZ Wałbrzych, gdzie naprawdę zabrakło nam koncentracji. W starciu z Czarnymi nasza gra wyglądała znacznie lepiej niż w dwóch poprzednich spotkaniach. Widać było zaangażowanie, ale straciliśmy dwa gole w sposób, jaki nie przystoi mistrzowi. Koncentrujemy się, robimy analizę, bo pewne rzeczy łatwiej pokazać w materiale wideo. Gdy zawodniczki zobaczą swoje zagrania, łatwiej zakodują sobie, co zrobiły dobrze, a co źle. Jeśli mamy problem ze strzelaniem goli, to jasne jest, że nie możemy ich też tracić.
Rozumiem, że ostatnie wyniki mają być dla was motywacją do dalszej pracy.
Bardziej traktujemy je jako problem, któremu musimy stawić czoła. W piłce kobiecej utarło się, że mistrz zawsze wygrywa i jest hegemonem. Jeśli jednak spojrzymy na męską Ekstraklasę, tam cały czas się kotłuje. Zawodnicy muszą liczyć się z tym, że raz jest wygrana, raz przegrana. Uważam, że sytuacja, w jakiej jesteśmy, może nas tylko rozwinąć.
Sporo mówi pan o męskiej piłce. Przed przyjściem do Górnika, to właśnie ona była Pana „bazą”. Przeskok z męskiego futbolu do kobiecej piłki był duży?
Już na początku zeszłego sezonu zacząłem pracę z dziewczynami, ale dostałem propozycję z Podbeskidzia Bielska-Biała i wyjechałem. Zostawiłem więc zawodniczki, do których zdążyłem się już przywiązać i z którymi treningi sprawiały mi dużą przyjemność. Nie mogłem jednak odmówić pewnym osobom. Powrót do Łęcznej był dla mnie wielką radością. Praca z kobietami jest na pewno inna. One wykonują swoje obowiązki na 110 procent. Dajmy na to, na siłowni mamy do zrobienia 10 powtórzeń. Myślę, że większość dziewczyn zrobiłaby tych powtórzeń 12. W przypadku chłopaków wolałbym nad nimi stać i pilnować, czy wykonali to, co powinni.
Wiadomo już, czy na pucharową potyczkę z Medykiem wróci któraś z kontuzjowanych zawodniczek?
Raczej żadna z nich nie będzie mogła zagrać, więc pewnie wiele się nie zmieni, jeśli chodzi o jedenastkę. Mamy natomiast pomysł na pewną rotację i zobaczymy, jak to wyjdzie i czy do końca tygodnia nikt inny nie zgłosi żadnego urazu.
Jest w ogóle szansa, że któraś z rekonwalescentek zagra jeszcze w tym sezonie?
Weronika Zawistowska powinna za dwa tygodnie wznowić treningi z drużyną. Mamy nadzieję, że tak się stanie. Bardziej złożony problem jest z Emilią Zdunek, ale jej stan wciąż jest monitorowany. Chcielibyśmy, by wróciły obie, bo bardzo nam ich brakuje, tak samo zresztą, jak każdej innej kontuzjowanej. Wszystkie są dla nas na wagę złota i walczyłyby o miejsce w pierwszej jedenastce.
Górnik to przystanek, czy planuje pan tu zacumować na dłużej?
To trudne pytanie. Dużo zaryzykowałem przyjmując propozycję zostania pierwszym trenerem, ponieważ odrzuciłem ofertę zza granicy – ze szkoły Mistrzostwa Sportowego w Chinach. Nie było to łatwe, ale nie chciałem drugi raz zachować się tak, jak w przypadku wyjazdu do Bielska. Wierzę, że możemy obronić to, co dziewczyny osiągnęły sezon temu. Czy zostanę na dłużej? Czas pokaże. Tak to jest w pracy trenera – raz się nim jest, raz nie.
Rozmawiała Aneta Galek
Fot. Wojciech Szubartowski