Aktualności
[WYWIAD] Piotr Mazurkiewicz: Wygrać jeden mecz i będzie się mistrzem Polski
Wrócił pan do Górnika, by ratować mistrzostwo Polski, gdy ten znajdował się w bardzo skomplikowanym położeniu. W tej sytuacji trudno było ponownie objąć drużynę?
Posłużę się tu przykładem. Kiedy było wiadomo, że z Bayernu Monachium odejdzie Pep Guardiola, na jego następcę wybrano Carlo Ancelottiego, z którym dość szybko się pożegnano i wrócono do sprawdzonego kierunku oraz warsztatu, zatrudniając Juppa Heynckesa – szkoleniowca, który z Bayernem zdobył wszystko. Tak jest w pracy trenera, taki jego los – opuszczając Górnik, miałem tego świadomość. Kiedy okazało się, że coś nie działa, zarząd klubu poprosił mnie o rozmowę. Jestem z Łęcznej, więc nie zastanawiałem się nawet sekundy, tym bardziej że nadal jestem mocno emocjonalnie związany z klubem i zespołem. Decyzja była jedna: tak. Teraz robię wszystko, by obronić tytuł mistrza Polski.
Jaki był dla pana ten okres poza klubem?
Siedziałem w piłce. Jestem także trenerem-edukatorem, więc miałem sporo pracy podczas szkoleń. Sam także się uczyłem, bo uważam, że my, trenerzy, musimy cały czas się rozwijać. Jak staniesz w miejscu, to znaczy, że się cofasz. Wykorzystałem ten czas, jak tylko mogłem. Piłka nożna to moja pasja od dziecka, więc także w trakcie tej przerwy wszystko było z nią związane. Śledziłem też oczywiście mecze Górnika.
I co pan czuł widząc słabe wyniki?
W piłce jest jak w życiu – kryzysy przychodzą. Wynikiem tego akurat kryzysu było to, że poproszono mnie o powrót na ławkę trenerską. Mimo że w Górniku grają dobre zawodniczki, coś nie funkcjonowało. Kiedy nadeszły słabsze rezultaty ze względu na klub, na zespół, było mi po prostu żal.
Po pana powrocie przyszła natomiast wygrana z AZS PWSZ Wałbrzych, która przywróciła wiarę. Później potknęliście się w meczu z SMS-em Łódź, a ostatnio wysoko pokonaliście Czarnych Sosnowiec. Jaki jest pana plan? Na czym się skupiacie?
Skupiamy się na jednostce treningowej. Wchodząc do zespołu po przerwie odniosłem wrażenie, że za dużo uwagi poświęcano taktyce, a za mało takim prostym rzeczom. W Łodzi my nie tylko zagraliśmy słabo, my sparzyliśmy się na założeniach taktycznych. Musimy się skupić na tzw. podstawówce. Niech każda z zawodniczek „obroni swoją działkę”, niech „dwójka” będzie „dwójką”, „szóstka” „szóstką”, a „dziewiątka” „dziewiątką”. Jestem przekonany, że gdy dołożymy do tego poziom sportowy poszczególnych piłkarek, nie będzie żadnego problemu z wynikami. Tak też było w meczu z Czarnymi Sosnowiec. Rywalki wyszły wtedy na murawę bardzo naładowane, zmobilizowane. My przegrywaliśmy właśnie determinacją i tym, że nie byliśmy w stanie wygrać pojedynków jeden na jednego. Z tego wynikały nasze problemy w pierwszych 30 minutach. Z czasem jednak przeciwniczki przestały wytrzymywać narzucone tempo. W przerwie uczulałem dziewczyny, że musimy dokładać nogę i walczyć. To się opłaciło i przyniosło pożądany skutek. Nagle okazało się, że z Czarnych schodziło powietrze, a my rozkręcaliśmy się z minuty na minutę.
Słyszałam, że wprowadził pan na treningach takie zajęcia-zabawy, które mają na celu budowanie ducha drużyny.
Tak, staram się wprowadzić rywalizację zespołową, by zeszło z nas ciśnienie, byśmy wyczyścili głowy i mogli cieszyć się grą. Nawet jeśli jesteś świadomym sportowcem, to gdy przychodzi jedna, druga, trzecia porażka, w którymś momencie zadajesz sobie pytanie: czy ja rzeczywiście potrafię. To jak z jazdą samochodem. Dostaniesz jeden, drugi, kolejny mandat i zastanawiasz się, czy umiesz jeździć. Wcześniej tych mandatów nie było, a tu nagle posypało się kilka naraz. Porażki przybijają i później trzeba to jakoś rozładować. Bardzo cieszy mnie, co podkreślałem też na wtorkowej odprawie, że w spotkaniu z Czarnymi po raz pierwszy od dawna straciliśmy tylko jedną bramkę, a strzeliliśmy aż cztery. I to po dobrej grze, przeciwko klasowemu rywalowi, który pretendował do tytułu mistrza Polski i zagra w finale Pucharu Polski. Nagle okazało się, że jednak potrafimy. W którymś momencie wszystkie dziewczyny rzuciły się na bramkę, chcąc strzelić gola. Spojrzałem na naszą defensywę, a z tyłu mieliśmy tylko Klaudię Kowalską, Nataszę Górnicką i Alę Dyguś. Mówię sobie: Boże kochany, co za pospolite ruszenie! Musiałem je hamować (śmiech).
Ten wynik 4:1 chyba dobrze nastraja was przed tym najważniejszym meczem, o obronę tytułu, z Medykiem Konin.
Tak się złożyło, że to finał. Nie trzeba było wygrać 18, 19, 20 meczów. Trzeba było być lepszym w dwóch ostatnich. Teraz do wygrania jest jeden i będzie się mistrzem Polski. To fantastyczne dla kibiców, świetne dla widowiska, ale ja mam w sobie pokorę. Zarówno ja, jak i dziewczyny, podchodzimy do tego bardzo świadomie, na pełnym skupieniu. Wszystko inne już za nami. Wiemy, że tylko zwycięstwo da nam końcowy triumf.
Jaki według pana będzie ten mecz?
Ciekawy. Będzie dobrym spotkaniem.
A jak musicie zagrać, by wyjść z niego zwycięsko?
Po spotkaniu z drużyną z Wałbrzycha powiedziałem, że zagraliśmy dobrze jako zespół. Tak samo było w drugiej połowie z Czarnymi. Teraz natomiast musimy zagrać wybitnie. Mamy w Górniku zawodniczki, które to potrafią i wiedzą, jak to robić.
Niektórzy trenerzy mówią, że lepiej jest gonić niż być gonionym. Pan wolałby podchodzić do tego starcia jako lider, np. z dwupunktową przewagą, jaką ma Medyk, czy woli pan mieć te dwa punkty mniej i ścigać?
My mamy konkretny cel, musimy wygrać. Remis nic nam nie daje, porażka tym bardziej. Nigdy nie patrzyłem na piłkę w kategorii gonitwy czy ucieczki. Jeżeli jest mecz, w którym założeniem jest zwycięstwo, bo daje ono mistrzostwo, to jako trener muszę zrobić wszystko, by to osiągnąć. Działam tak, by maksymalnie przygotować zespół do tego spotkania pod względem mentalnym, taktycznym i... już. Cała filozofia. Zawszę dążę do tego, by każdy mecz wygrać, bo zwycięstwa są istotą sportu. Tak zostałem nauczony.
Ne ten ostatni mecz sezonu wracacie na swój stadion, do Łęcznej. Dla was to plus, czy może minus? Drużynie w domu ostatnio szło słabiej.
Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że w rundzie wiosennej Górnik rzeczywiście grał u siebie gorzej. Dla mnie jednak własne boisko zawsze jest atutem, jesteś na własnych śmieciach, masz własną szatnię, a do tego teraz, po tym jak nasz stadion był bazą treningową dla uczestników mistrzostw świata do lat 20, murawa jest fantastyczna. Mam nadzieję, że w sobotę na trybuny przyjdzie dużo kibiców, którzy będą nas dopingować i poprowadzą nas do zwycięstwa.
Rozmawiała Aneta Galek
Fot. Paula Duda