Aktualności
[WYWIAD] Natasza Górnicka: Przez ostatnie pół roku nauczyłam się więcej niż przez całe życie
W ostatnich dniach odrzuciłaś dwie oferty z Włoch. Dlaczego?
Chyba dlatego, że przyszły co najmniej pięć lat za późno. Poukładałam sobie już pewne sprawy, pracuję nad fajnym projektem, w który zaangażowanych jest kilka innych osób… Myślę, że to byłby zły czas na wyjazd.
Z jakich klubów były te propozycje?
Pierwsza z klubu już teraz grającego w Seria A. Druga od zespołu, który bardzo mocno chce awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Mówiąc szczerze, ta oferta była bardzo atrakcyjna.
Finansowo?
Pierwszą ofertę odrzuciłam od razu, ale tę drugą musiałam mocno przemyśleć, bo propozycja była naprawdę bardzo interesująca. Nie będę ukrywać, nie mam już 15 lat i liczą się nie tylko kwestie sportowe. Przemyślałam to jednak i myślę, że nie będę żałować. Bardzo trudno było mi też zostawić moją drużynę Górnik Łęczna w połowie sezonu, w którym walczymy o najwyższe cele i jesteśmy na dobrej drodze do ich realizacji. Chyba nie miałabym sumienia tego zrobić.
Czujesz się odpowiedzialna za ten zespół?
Tak. Odejście teraz nie byłoby do końca w porządku.
Powiedziałaś, że te oferty przyszły o pięć lat za późno. Wcześniej miałaś jakieś propozycje wyjazdu za granicę?
Wcześniej nie było tak naprawdę aż tak konkretnych ofert. Pojawiały się jakieś propozycje z Niemiec, ale za każdym razem, gdy miałam zamiar i chęci spróbować swoich sił za granicą, czy to np. po zrobieniu licencjatu, czy magisterki, coś się działo. Albo poważny uraz kostki, albo zerwane więzadła. Może to były jakieś „znaki” z góry, że to nie moja droga.
Nie żałujesz, że nigdy się nie udało?
Chyba nie… Nie wiem, co by było, gdybym wyjechała. Na pewno nauczyłabym się języka kraju, w którym bym grała, poznała innych ludzi, ale nie miałabym tego, co mam teraz. Są różne drogi i myślę, że każda jest fajna.
Mówisz, że nie miałaś sumienia zostawić Górnika, dlatego powiedziałaś „nie”. Gdy przyszły propozycje rozmawiałaś w ogóle z trenerem Mazurkiewiczem? Jak zareagował na Twoje potencjalne odejście?
Od razu porozmawiałam z rodziną i trenerem, bo uważam, że powinien o takich rzeczach wiedzieć. Za pierwszym razem, gdy mu powiedziałam, był mocno zaskoczony - nie wiem, czy to dobre słowo, ale tak mi się wydaje. Niczego mi nie odradzał, ale też nie sugerował mi żadnej decyzji.
Gdy o tym mówisz, na Twojej twarzy widać jednak trochę smutku, czy może zadumy.
Bo to naprawdę była dobra propozycja. Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby jakiejkolwiek piłkarce oferowano takie pieniądze, warunki. Ja sama byłam w szoku, bo w piłce kobiecej jestem już naprawdę długo, a nie słyszałam o takiej propozycji. Teraz każdy sobie pomyśli: kurde, dostała taką ofertę, to trzeba było się spakować i wyjechać. Ale pojawia się pytanie, co by było na przykład za pół roku? Mogłabym tam pobyć sześć miesięcy, zarobić, ale co potem? Jestem obecnie także asystentką trenera w reprezentacji do lat 17. Po zaakceptowaniu oferty na pewno musiałabym z tego zrezygnować, a jak się zamyka niektóre drzwi, to później ciężko je otworzyć. W grę wchodzi lojalność i do klubu, i do selekcjonera Kasprowicza. Jeśli daję słowo, chcę go dotrzymać.
Jak w ogóle trafiłaś do kadry U-17?
Trener Kasprowicz zadzwonił do mnie z taką propozycją. Przedstawił mi warunki, a później spotkaliśmy się, by porozmawiać o szczegółach. Powiedział, że chciałby ze mną pracować, że widzi, jak prowadzę drużynę, czy to na Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, czy w lidze młodziczek. Są propozycje, które ciężko jest odrzucić. Chcę być trenerką, a wtedy takie oferty się po prostu przyjmuje. Przez te pół roku pracy z kadrą, nauczyłam się chyba więcej niż przez całe swoje życie. Moim zdaniem trener Kasprowicz to jeden z lepszych fachowców od piłki młodzieżowej w Polsce i uczę się przy nim naprawdę dużo.
Czego konkretnie?
Przede wszystkim organizacji pracy. W klubie jest więcej czasu na wszystko, można sobie rozplanować zadania na poszczególne dni, tygodnie, czy nawet miesiące. Natomiast na zgrupowaniu mamy tydzień, maksymalnie dwa, choć czasem zdarzają się i trzy dni. To niewyobrażalne, jak wiele rzeczy trzeba zrobić w tak krótkim czasie. Przedtem nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Będąc trenerką w Górniku, nie sądziłam, że bycie w sztabie szkoleniowym reprezentacji to taki ogrom roboty. Naprawdę, byłam w szoku i nadal się śmieję, że jak wracam ze zgrupowania, to muszę je kilka dni odsypiać. Uważam jednak, że warto, bo doświadczenie jest bezcenne.
Chyba nie jest łatwo godzić bycie aktywną piłkarką, zarządzanie szkółką Górnika i pracę w kadrze?
No nie (uśmiech). Ostatnio byłam na wigilii PZPN i siedziałam przy jednym stoliku z trenerem Miłoszem Stępińskim, który po jakimś czasie zapytał mnie, czy jestem bardziej piłkarką, czy trenerką. To pytanie przyświeca mi od czasu tamtej wigilii i ciągle zastanawiam się nad odpowiedzią. Wiadomo, że piłkarką będę do określonego wieku, dopóki pozwoli zdrowie, a trenerką mogę być „całe życie”. Skłaniam się więc ku temu, żeby być trenerką na sto procent, ale wciąż bardzo lubię być też zawodniczką. Dopóki będą mogła to godzić i dopóki wszyscy dookoła będą się na to zgadzać, to tak zostanie.
Praca z dziećmi w Górniku jakoś pomogła Ci w przejściu do reprezentacji?
Zdecydowanie. W Łęcznej zdobywałam pierwsze szlify trenerskie i te dziewczynki mnóstwo mnie nauczyły. Widzę, że z sezonu na sezon, czy nawet z rundy na rundę, mam inne podejście, inne metody pracy, więcej wymagam od nich, ale i od siebie. To z pewnością pomogło mi dojść do miejsca, w którym jestem.
Według Ciebie w reprezentacji U-17 są jakieś wyróżniające się zawodniczki, które mogą zrobić międzynarodową karierę?
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam, co prezentują te dziewczyny, miałam oczy jak pięć złotych. Nigdy nie widziałam tak utalentowanych zawodniczek w jednym miejscu i to w takim wieku. Mówię to zupełnie szczerze. Zdziwię się, jeśli chociaż połowa z nich nie zrobi kariery, bo mają papiery na granie, ale to, co z tym zrobią, leży tylko i wyłącznie w ich rękach i nogach.
Szkolenie młodzieży od czasów, gdy zaczynałaś przygodę z piłką do teraz poszło do przodu?
Oj tak. Za moich czasów szkolenie młodzieży praktycznie nie istniało. Od 2005 roku trochę minęło i nawet nie ma czego porównywać. Teraz dziewczyny mają przeróżne ścieżki rozwoju. Gdy ja zaczynałam grę, w moim województwie opolskim nie istniała nawet kadra wojewódzka. Ostatnio pojawił się też program Talent Pro, który gromadzi najlepsze polskie zawodniczki, a który może im naprawdę pomóc, jeśli tylko będą chciały to wykorzystać. To, że my widzimy w nich potencjał to jeszcze nic. One muszą dołożyć swoją cegiełkę, by coś z tego wyszło.
Głównym celem kadry do lat 17 na ten rok jest awans na mistrzostwa Europy. Jak Ty to widzisz?
Podczas pierwszej rundy kwalifikacji mierzyliśmy w wygranie wszystkich spotkań. Niestety nie udało nam się z Węgierkami, ale wiemy, czego nam zabrakło. Natomiast po losowaniu Elite Round (Polki trafiły do grupy z Norwegią, Czechami i Ukrainą - red.) jesteśmy dobrej myśli, bo rywalki są jak najbardziej w naszym zasięgu. Jedziemy do Norwegii po wygraną i nie ukrywamy tego.
Padło już nazwisko trenera Miłosza Stępińskiego. Twój ostatni mecz w kadrze to spotkanie ze Szwajcarią we wrześniu 2017 roku. Trochę czasu minęło. Reprezentacja to dla Ciebie rozdział zamknięty?
Zdecydowanie tak. Wszystko, co robię, robię na sto procent. Gdy tak nie jest, rezygnuję. Mimo że ten ostatni swój mecz zaczęłam z różnych powodów w pierwszym składzie, to przyszedł taki moment, że trener chyba nie do końca widział mnie w reprezentacji. Z czasem stwierdziłam, że albo ktoś mnie potrzebuje i ze mnie „korzysta”, albo nie ma sensu tego ciągnąć, bo są młodsze zawodniczki, które też muszą dostać szansę. Dlatego tak to się wszystko potoczyło, ale ja tego absolutnie nie żałuję, bo nie można robić wszystkiego. Obecnie z trenerem Stępińskim spotykam się przy okazji zgrupowań kadry U-17, bo czasami na nich bywa, czy też innych wydarzeń w PZPN. Mamy bardzo dobre relacje.
Można powiedzieć, że w pewnym momencie straciłaś motywację do gry w reprezentacji?
Myślę, że tak, bo tak jak mówię, jeśli ktoś nie jest do końca potrzebny, musi się wzbijać na wyżyny, by pokazać, że na to powołanie zasługuje. Jeśli z czasem i tak nie dostaje szansy, to ta motywacja spada.
Chodzisz jednak na mecze kadry, oglądasz je z trybun. Jak widzisz jakieś błędy, to nie pojawiają się myśli „kurde, ja mam doświadczenie, ja zrobiłabym to lepiej”?
Już tak nie mam i się z tego cieszę. Gdybym tak myślała, nie czułabym się komfortowo. Bardzo kibicuję dziewczynom, tym bardziej, że je wszystkie znam, czy to z reprezentacji, czy klubu. Widzę, jakie kadra robi postępy i mam nadzieję, że któregoś dnia obejrzę ją na mistrzostwach Europy i zrobię to z dużą przyjemnością i dumą.
No właśnie. Dla U-17 główny cel na 2020 rok to awans na Euro, tak samo, jak dla kadry seniorek. Myślisz, że się uda?
Są na to duże szanse. Już ostatnie mecze z Brazylią i Hiszpanią pokazały, że ta kadra ma ogromny potencjał. Myślę, że to najlepszy czas dla reprezentacji Polski, bo coraz więcej naszych zawodniczek reprezentuje czołowe kluby i nabiera doświadczenia na wysokim poziomie. Trzeba to jednak przełożyć na boisko i awansować na wielką imprezę.
Zaczęłyśmy rozmowę od tego, że nie odeszłaś do Włoch, bo to trochę zły czas i zależy Ci na sukcesach Górnika. Jakie więc plany na drugą część sezonu klubowego?
Niezmienne - mistrzostwo i Puchar Polski. Jesteśmy na dobrej drodze jeśli chodzi o wygranie ligi, bo w tabeli mamy nad drugą drużyną kilka punktów przewagi. Ostatnio rozmawiałam z Nikolą Karczewską i obie stwierdziłyśmy, że mamy w zespole świetną atmosferę, a ja dodałam, że będąc w Górniku sześć lat, nie spotkałam się jeszcze z takim klimatem. Wszystkie się wspieramy, mamy jeden cel. To pcha nas do przodu. Walczymy też o Puchar, w którym zmierzymy się teraz z Medykiem Konin. Ktoś powie, że to hit tych rozgrywek, a ja się cieszę, że zagramy z tym rywalem, bo gra nam się z nim dobrze. Mam nadzieję, że wyjdziemy z tej potyczki zwycięsko.
Wietrzenie szatni, jakie zaszło w Górniku latem, chyba było wam potrzebne.
Z perspektywy czasu wydaje się, że tak. Podczas wspomnianej rozmowy z Nikolą Karczewską, padły też z mojej strony takie słowa, że patrząc na indywidualne umiejętności, może sezon temu były one większe, ale teraz mamy kolektyw. Czasami trzeba pójść w tę stronę.
Teraz mówisz bardziej jak trenerka.
Możliwe (śmiech). Tak naprawdę chyba zwracam większą uwagę na rozwój aspektu trenerskiego, ale wciąż zostawiam na boisku całe serducho. Czas leci nieubłaganie i nie mam z tym problemu. Śmieję się zawsze, że im jestem starsza, tym jest mi lepiej - trochę jak z winem. Coś się kończy, coś zaczyna. I kropka.
Rozmawiała Aneta Galek