Aktualności
[WYWIAD] Lilyana Kostova: Dobrze mi w Polsce, do Włoch bym już nie wróciła
Nie ma w Ekstralidze drugiej piłkarki o tak bogatej przeszłości jak Lilyana Kostova. Grała w piłkę w siedmiu państwach, porozumiewa się w sześciu językach, ale najlepiej czuje się… w Polsce. 32-letnia Bułgarka po opuszczeniu Medyka Konin i dwuipółletnim rozbracie z naszym krajem przed tym sezonem podpisała kontrakt z zespołem Czarnych Sosnowiec i prowadzi go do pierwszego od dwudziestu lat mistrzostwa.
Decyzja o powrocie do Polski była słuszna?
Oczywiście, że tak. Cieszę się, że wróciłam. To chyba zresztą widać.
Widać, że jesteś jakby z innego świata, na boisku robisz różnicę, po prostu bawisz się piłką.
Bo to jest dla mnie zabawa. Musisz mieć z tego radość. W przeciwnym razie, po co to robisz? Często powtarzam młodszym zawodniczkom, że piłka musi być dla nich miłością, na którą trzeba uważać i się o nią troszczyć. Ja żyję futbolem. Budzę się i idę spać, myśląc o piłce.
Zdecydowałabyś się na transfer do Sosnowca, gdyby nie namowa Anny Szymańskiej, z którą znacie się z czasów gry w Medyku Konin?
Nie. Znam ją od dawna, wiem, jaką jest osobą i że mogę jej zaufać. Powiedziała, żebym przyszła, że chcą walczyć o mistrzostwo i to mi wystarczyło. Nie musiała mnie długo namawiać, ale trochę to wszystko trwało, bo mój poprzedni klub nie chciał mnie tak od razu wypuścić. Kiedy w końcu uregulowałam swoje sprawy i miałam na ręku swoją kartę, od razu odezwałam się do Ani i przyjechałam do Polski.
Miałaś inne oferty?
Jasne, że tak, m.in. z Włoch. Teraz też mam. Ale jak mam w głowie jeden cel i się na coś nastawię, to nic innego mnie nie interesuje. Teraz tym celem jest mistrzostwo Polski z Czarnymi.
Grając w Medyku Konin w latach 2016-2018 byłaś wyróżniającą się postacią Ekstraligi, po powrocie do Polski znów z miejsca stałaś się gwiazdą. Co takiego sprawia, że nasz kraj tak dobrze na ciebie działa?
Liga polska wydaje się idealna dla mnie, bo nie jest agresywna. Jestem zawodniczką techniczną, nie lubię, kiedy na boisku robi się zbyt ostro. Mogę się tu dobrze wpasować z moim stylem gry. Poza tym po prostu dobrze się tu czuję. A jak się dobrze czuję, to też dobrze gram. Bardzo ważny jest dla mnie komfort psychiczny i sprawy pozaboiskowe, bo one wpływają potem na moją formę sportową. W Sosnowcu żyje mi się dobrze i mieszka mi się dobrze. Aby poprawnie spisywać się na murawie, najpierw musisz być szczęśliwy poza nią, a np. we Włoszech nie byłam i dlatego też grałam po prostu słabo.
Co ci się nie podobało we Włoszech? Grałaś w dobrych klubach, bo w Veronie i Fiorentinie.
Nie było to moje miejsce na ziemi, nie czułam się tam dobrze. Specyficzny świat, inna mentalność, też trochę brak profesjonalizmu. Dwa razy złapałam kontuzje, a mimo to musiałam grać. We Włoszech trenuje się i gra na sztucznej płycie, to też robi swoje. Jak się przejrzy aktualną sytuację kadrową każdego zespołu, to się okaże, że w każdym przynajmniej kilka zawodniczek leczy poważne urazy. Doznałam kontuzji więzadła piszczelowego, które samo się powinno zregenerować po odpowiednim odpoczynku. Płakałam, ale musiałam trenować. Straciłam w sumie kilka miesięcy. W końcu spakowałam się i pojechałam do domu.
Nie miałaś przez to problemów?
Nie, rozwiązałam kontrakt z Fiorentiną za porozumieniem stron i mimo wszystko rozstałam się z tym klubem w dobrych relacjach. Ale do Włoch bym już nie wróciła.
Z Fiorentiny trafiłaś na Węgry, do Diósgyőr VTK. To był dobry ruch?
Na początku wydawało mi się, że tak. Ale po jakimś czasie zaczęło brakować porozumienia między mną a trenerem. Na Węgrzech grałam więcej w obronie niż w ataku, mimo że jestem zawodniczką ofensywną. Nie podobało mi się to.
Z twoimi umiejętnościami i doświadczeniem mogłabyś spokojnie pograć jeszcze w lepszej lidze, w lepszym klubie. Nie miałaś nigdy okazji transferu do większego zespołu?
Sama się nad tym zastanawiałam. Ale powtórzę to, o czym już wspomniałam, dla mnie najważniejsze jest to, aby dobrze się w danym miejscu czuć. Nie są ważne pieniądze ani renoma czy historia klubu. Idę tam, gdzie mnie chcą i jestem tam, gdzie dobrze się czuję. Dla mnie piłka nożna to nie jest biznes ani praca. Robię to, bo to kocham. Jasne, że fajnie byłoby spróbować swoich sił w dużym klubie, ale myślę, że nie dałabym rady po prostu.
Przez kwestie zdrowotne? Jesienią byłaś najlepszą zawodniczką w Ekstralidze, mimo że przez cała rundę zmagałaś się z różnymi problemami, o czym chyba mało kto wie.
Mam już swoje lata (śmiech). Walczę z różnymi bólami, co zaczęło się wraz z początkiem pandemii, w marcu, kiedy grałam jeszcze na Węgrzech. Bardzo mocno wtedy trenowałam, dodatkowo miałam sporo stresów i dużo schudłam. Minęło już tyle czasu, a ja dalej się z tym zmagam. Pewnie wynika to też z faktu, że nie odpoczywam, ciągle jestem „w gazie”. Gdyby nie fizjoterapeuta Mariusz z Centrum Leczenia Bólu w Opolu, to nie wiem, czy dałabym radę grać. Jeżdżę tam regularnie, a on stawia mnie na nogi. Może dlatego też ostrożnie podchodzę do gry w wielkim klubie. Biorąc pod uwagę moje problemy zdrowotne, to trochę się tego boję.
Duży ma to na ciebie wpływ, kiedy wychodzisz na boisko?
Kiedy gram, to mnie nic nie boli. Boli dopiero później, kilka godzin po meczu. Teraz w przerwie zimowej jest okazja trochę odetchnąć, potem wracam do Polski i od razu jadę do Opola. Zrobię wszystko, aby dograć do końca sezon i pomóc Czarnym wywalczyć mistrzostwo.
Wszystko jest na dobrej drodze. Macie za sobą znakomitą rundę, którą zakończyliście w fotelu lidera. To dla ciebie zaskoczenie, czy czułaś, że tak odpalicie jesienią?
Wcale nie spodziewałam się tego, że tak dobrze to będzie wyglądać. Tym bardziej że grając w Medyku, zawsze wygrywałam w meczach przeciwko Czarnym. Wiedziałam jednak, że dysponujemy solidną kadrą i możemy powalczyć o najwyższe cele. W znakomitej formie jest Patricia Fisherova, dla mnie to najlepsza obrończyni w lidze. Mamy także w drużynie najlepszą bramkarkę i napastniczkę. Mam na myśli Anię Szymańską i Dżesikę Jaszek. Szkoda, że Dżesika w trakcie rundy złapała kontuzję, ale wróciła i zobaczysz, jak będzie się spisywała na wiosnę.
Macie także królową asyst, którą jesienią zaliczyła ich aż trzynaście, dokładając do tego jeszcze pięć goli.
To chyba Martyna Wiankowska (śmiech).
Ona ma siedem asyst i siedem bramek. Jest zaraz za tobą w klasyfikacji kanadyjskiej. A tak na poważnie – w dużej mierze gra Czarnych opiera się na tobie. To dla ciebie dodatkowa presja?
Nie mam z tym problemu. To jest moja praca. Pasuje mi zresztą taka rola, nie jest to dla mnie nowość. W poprzednich klubach też często gra opierała się na mnie i wiele zależało od mojej dyspozycji. Zdaje sobie sprawę z tego, że drużyna czuje się pewniej, kiedy jestem na boisku, ale nie wyzwala to we mnie dodatkowego stresu. Cieszę się oczywiście z tych statystyk, ale najważniejsze jest dla mnie to, że zespół wygrywa i idzie do przodu. Runda wiosenna będzie trudniejsza niż jesienna, musimy więc pracować jeszcze ciężej, aby utrzymać pozycję lidera. Dużo będzie zależeć od tego, jak przepracujemy okres przygotowawczy i kto do nas dołączy zimą, bo potrzebujemy wzmocnień.
Dużo zmieniło się w Ekstralidze przez te dwa i pół roku, odkąd odeszłaś z Medyka?
Liga jest lepsza, a przede wszystkim bardziej wyrównana. Jak grałam w Koninie, to liczył się praktycznie tylko Medyk, który zdobywał tytuły z dużą przewagą nad resztą stawki. Jedynie Górnik Łęczna próbował nas gonić. Teraz jest inaczej. Dziś musisz uważać praktycznie na każdy zespół, bo z każdym możesz stracić punkty. Nie ma meczów wygranych z góry. Oprócz faworytów, mocni są też AZS UJ Kraków, Śląsk Wrocław czy GKS Katowice.
Kto będzie wiosną dla was największym zagrożeniem?
SMS Łódź. Ale wiosną zagramy z nimi u siebie, więc kwestie psychologiczne są po naszej stronie.
A która z obecnie grających w Ekstralidze zawodniczek się twoim zdaniem wyróżnia i mogłaby odejść zagranicę? Nie licząc piłkarek Czarnych.
Na pewno Patricia Hmirova i Nikola Karczewska z Górnika. Karczewska jest młoda, silna i przyszłość przed nią.
Dzisiejsi Czarni są lepsi niż Medyk z lat 2016-2018?
Nie mogę tak powiedzieć. Wtedy w Koninie mieliśmy prawdziwy dream team. Dudek, Sikora, Daleszczyk, Grad, Ficzay, Szymańska, Guściora, Chudzik, Gawrońska, Pakulska – ciężko to przebić. Drugiej takiej drużyny chyba nie będzie.
Planujesz zakończyć karierę w Polsce?
Każdy tak żartuje, że tutaj skończę. Ale ja sama tego nie wiem. Jak wygramy mistrzostwo, to muszę zostać, bo będziemy walczyć w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Ponowna gra w Champions League to moje marzenie. A jeśli nie wygramy? Nie wiem. Na razie o tym nie myślę. Dużo zależy od tego, na którym miejscu zakończymy ten sezon, a wierzę, że na tym najwyższym.
Rozmowa i zdjęcia: Paula Duda