Aktualności
[WYWIAD] Anna Gawrońska: Skończę karierę, jak przestanie mi się chcieć grać w piłkę
Nie ma obecnie w Polsce piłkarki ani piłkarza, który grałby tak długo na najwyższym poziomie. To jest Twój osiemnasty sezon w Ekstralidze. O dwa wyprzedzasz Łukasza Trałkę z Lecha Poznań. Jaka jest recepta na wieczną młodość?
Miłość do piłki. Robię to, co kocham i co mi sprawia przyjemność. Powiedziałam kiedyś, że skończę karierę, jak mi się przestanie chcieć grać w piłkę. Ale na razie wciąż mi się chce i niczego nie planuję. Zresztą jak teraz mi powiedziałaś, że to mój osiemnasty sezon, to muszę dotrwać do dwudziestu. Może gdybym źle wyglądała na treningach i odstawała od młodszych koleżanek, to dałabym sobie spokój. Ale fizycznie wyglądam bardzo dobrze, co potwierdzają wszystkie testy. Mam 40 lat, a wydolność lepszą od piłkarek w wieku 25 lat. Szybkościowo też wciąż jest przyzwoicie. Ostatnio biegałyśmy sprinty i byłam najszybsza w drużynie. Trener Roman Jaszczak chciał się ze mną ścigać i skończyło się to dla niego kontuzją (śmiech).
Ale jak Ty to robisz, że w tym wieku wciąż jesteś w takiej formie? Zdradź swój sekret.
No właśnie nie ma żadnego sekretu. Nie robię niczego niezwykłego. Nie stosuję żadnych diet ani innych cudów. Normalnie żyję, dużo pracuję i spaceruję z psem. Może to mnie tak trzyma w formie. No i nie piję alkoholu, ale to raczej normalne. Oczywiście, coraz trudniej przychodzi mi regeneracja. Zdarza się, że po meczach czuję się bardzo zmęczona i muszę potem dwa dni dochodzić do siebie. W tej 70. minucie czasami już mi odcina prąd, chociaż w sparingu ze Slavią Praga zagrałam 90 minut i czułam się dobrze. Uważam, że mogłabym jeszcze napsuć sporo krwi rywalom, ale trener ma inną wizję.
To znaczy?
Na początku sezonu powiedział mi, że widzi mnie w roli czarnego konia wchodzącego na boisko w drugiej połowie. Nie powiem, było mi się bardzo ciężko z tym pogodzić, w pewnym momencie byłam bliska depresji. Po tylu latach odgrywania wiodącej roli odesłanie na ławkę jest bardzo trudne. Potrzebowałam czasu, żeby sobie to poukładać w głowie, bo wiadomo, że się z tym do końca nigdy nie pogodzę. To jest wbrew naturze sportowca. Zresztą statystyki mnie bronią. Jesienią strzeliłam osiem goli, a na boisku spędziłam 600 minut. Inne koleżanki grały po 1600 minut. Siedem goli strzeliłam grając w podstawowym składzie, a tylko jednego wchodząc z ławki rezerwowych. Więc chyba jeszcze coś daję tej drużynie.
Medyk ma za sobą świetny okres przygotowawczy. Imponowałyście w starciach z bardzo silnymi rywalami. Z Broendby Kopenhaga przegrałyście minimalnie 2:3. A wygrana 3:0 nad Slavią Praga to duża sensacja.
Przygotowania były solidne. Dawno tak dobrze nie przepracowałyśmy zimy z trenerskiego punktu widzenia. Wszystko było bardzo dobrze poukładane. Miałyśmy świetne warunki i bardzo dobrych rywali w sparingach. Z Broendby Kopenhaga grałyśmy nawet lepiej niż w Pradze. Przegrałyśmy ten mecz fizycznie, bo na co dzień nie gramy w polskiej lidze tak siłowo. Przewracałyśmy się i byłyśmy zdziwione, że sędzia nie odgwizdała faulu. W Ekstralidze by odgwizdała. W Pradze był mecz walki. Slavia miała przewagę, ale nie stworzyła sobie ani jednej akcji do strzelenia gola. Zagrażały nam tylko po stałych fragmentach. My dwa gole strzeliłyśmy z kontry i jednego po rzucie rożnym. Gdybyśmy częściej grały z takimi rywalami, to jeszcze lepiej by to wyglądało.
Medyk przeszedł bardzo dużą metamorfozę w porównaniu do poprzedniego sezonu. Co się zmieniło?
Zespół jest bardziej zgrany, zawodniczki z USA zdążyły już się zaaklimatyzować. W tamtym sezonie nam tego brakowało. Odbudowała się Nikol Kaletka, bardzo dobrze wygląda Natalia Chudzik. Bardzo dużym wzmocnieniem będzie moim zdaniem przyjście Stephanie Bush. Odkąd gram w Medyku Konin nie było tu tak dobrej bramkarki. Świetnie gra taktycznie, bardzo dobrze radzi sobie w grze nogami. To na pewno będzie nasz silny punkt. Rywalizacja z nią dużo da też Monice Sowalskiej, która już zrobiła spory postęp. Obie pracują z nowym trenerem bramkarek. Dobrze wygląda też nasza młodzież: Karolina Majda, Ola Stasiak i Weronika Helińska.
Włączycie się do walki o mistrzostwo Polski? Pięć punktów straty do Górnika Łęczna jest do odrobienia?
Ten zespół stać na walkę o mistrzostwo Polski. Jesteśmy zmotywowane i na pewno nie poddamy się bez walki. Moim zdaniem Górnik to nie jest tak silny mistrz, jakim był Medyk w latach świetności. Jesienny mecz pomiędzy nami w Łęcznej to był mecz niewykorzystanych sytuacji. Przegrałyśmy przecież po rzucie karnym w ostatniej minucie. Nie możemy jednak liczyć na to, że Górnik będzie tracił punkty. Kluczowy będzie pierwszy mecz w Sosnowcu. Jeśli wygramy, to wszystko będzie w naszych rękach. Będziemy mieć jeszcze dwa mecze z Górnikiem. Mistrzostwo zdobywa się własnymi rękami, a nie licząc na innych. Ale to nie my jesteśmy faworytem. Skupiamy się na pierwszym meczu z Czarnymi. Obserwowałam ich pucharowe spotkanie w Bydgoszczy, mam swoje przemyślenia. Wiemy też, że za kartki nie zagra Dagmara Grad. Zobaczymy, kto wygra.
Czujesz się spełnioną piłkarką?
W lidze czuje się spełniona, bo wygrałam wszystko, co można było wygrać. Mam niedosyt, jeśli chodzi o reprezentację Polski. Przez 11 lat strzeliłam tylko 14 goli. Jak na napastnika to trochę mało. Żałuję też, że nigdy nie udało mi się z kadrą zagrać na dużym turnieju.
A nie żałujesz, że nie zdecydowałaś się na wyjazd zagranicę, mimo różnych ofert? Dziś polskie piłkarki grają w dużych klubach.
Faktycznie, miałam oferty z trzech klubów w lidze szwedzkiej, z Hiszpanii, Słowenii i 2. Bundesligi. Czy żałuję? Chyba nie, dlatego, że to było w zupełnie innych czasach. Wtedy taki wyjazd nie wiązał się ani z takim prestiżem jak dzisiaj gra w PSG, czy nawet Juventusie, ani z większymi pieniędzmi. Mało było wtedy transferów w piłce kobiecej. W Polsce mogłam zarobić tyle samo, a musiałam myśleć o swojej przyszłości. Nie byłam już najmłodsza. Dzisiaj gdybym miała 18-20 lat, to nie zastanawiałabym się ani chwili. Ale to są zupełnie inne czasy. Lepsze czasy.
Rozmawiała Hanna Urbaniak
Fot. Łukasz Grochala / Paula Duda