Aktualności

Razem mieszkają, gotują i... trenują. Poznajcie drużynę AZS PWSZ Wałbrzych

Aktualności17.05.2019 

Bliżej im do Czech niż do boisk ekstraligowych rywali. Kilometrowe odległości między miastami, do których muszą przeprawiać się na mecze, to jednak nic, gdy ma się obok takie kompanki. AZS PWSZ Wałbrzych to drużyna przez duże „D”. I wcale nie trzeba być jej wielkim fanem, by to zauważyć. – Dziewczyny tworzą po prostu rodzinę – mówi szkoleniowiec ekipy, Kamil Jasiński.

Spędzaliście kiedyś z kimś 24 godziny na dobę? Jeśli tak, to na pewno wiecie, że nawet jeśli się darzy kogoś wielką sympatią, to tak długie przebywanie ze sobą może doprowadzić do konfliktu. Ale... nie zawsze.

Dzień większości piłkarek AZS PWSZ Wałbrzych zaczyna i kończy się w akademiku. – Mieszkamy praktycznie budynek w budynek. Jesteśmy rozdzielone po dwóch, może trzech akademikach. Z tego też powodu, praktycznie wszystko robimy razem. Razem chodzimy na uczelnię, razem szykujemy śniadania, obiady, kolacje. Czasami musimy gotować dla ośmiu osób. Do tego w międzyczasie organizujemy wypady na zakupy. No i oczywiście trenujemy – przyznaje z uśmiechem na twarzy pomocniczka akademiczek i reprezentacji Polski, Dominika Dereń.

– Większość z nas studiuje pedagogikę. Część jest na drugim, część na trzecim roku. Pomagamy sobie nawzajem, przekazujemy notatki, podpowiadamy, co było na kolokwium – śmieje się zaś kapitan zespołu Małgorzata Mesjasz.

– Atmosfera to coś, co wyróżnia nas na tle innych drużyn – nie ma wątpliwości Ania Zając. – Oczywistym jest, że nie da się przyjaźnić z dwudziestoma dziewczynami naraz, ale wszystkie mamy ze sobą dobry kontakt. Nie szukamy między sobą rywalizacji, a motywacji, którą zarażamy się nawzajem. Dla nas nie jest ważne, kto wyjdzie w pierwszym składzie na kolejny mecz, bo traktujemy się równo, a na piedestale stawiamy klimat. Naprawdę dużo ze sobą rozmawiamy, dzielimy się swoimi problemami i wspólnie szukamy ich rozwiązania – dodaje pomocniczka.

Każda z zawodniczek zapewnia, że to właśnie atmosfera jest źródłem dobrych wyników drużyny. AZS w lidze zajmuje aktualnie czwartą lokatę i cały czas ma szansę na wywalczenie mistrzostwa Polski. Do lidera, Górnika, traci tylko pięć punktów. Prawdziwym fenomenem jest jednak to, czego dokonuje na własnym boisku, przy ulicy Ratuszowej. W sezonie 2018/2019 wałbrzyszanki u siebie jeszcze nie przegrały!

– Dziewczyny spędzają ze sobą mnóstwo czasu. Tworzą rodzinę i nauczyły się ze sobą żyć nie tylko przez dwie, trzy godziny w klubie, ale przez całe dnie. To, że poznają się lepiej, sprawia, że lepiej rozumieją się na boisku – potwierdza trener Kamil Jasiński. Przyznaje też, że odkąd jest w drużynie, ani razu nie spotkał się z większym konfliktem wśród zawodniczek. – Na pewno czasami są jakieś problemy, ale gdzie ich nie ma? Ja tego nie odczuwam. Oczywiście zdarza się, że jesteśmy sobą „przesyceni”, dlatego kiedy tylko mogę, staram się dać moim piłkarkom wolne, by mogły po prostu odpocząć – mówi Jasiński.

Czy leci z nami pilot?

W każdej drużynie jest ktoś, kto ciągnie ją do przodu. Lider, który swoją obecność zaznacza w najważniejszym momencie, a do tego zdobywa cenne bramki. W tym aspekcie w AZS PWSZ przodują dwie zawodniczki: Małgorzata Mesjasz i Klaudia Fabová, które w tym sezonie zaliczyły już po dwanaście trafień.

Mesjasz to rasowa obrończyni, która pomimo młodego wieku (21 lat), na poziomie Ekstraligi rozegrała już 147 spotkań. Na swoim koncie ma 73 strzelone bramki i… jedynie siedem żółtych kartek, co jak na stoperkę jest wynikiem zaskakującym. Oglądając kartonik w starciu z UKS SMS Łódź w kwietniu 2018 roku, przerwała swoją dwuletnią passę (57 spotkań) bez takiego upomnienia.

– To rzeczywiście trochę dziwne. Spotkałam się nawet z krytyką braku agresywnej gry z mojej strony. Ja jednak nie czuję się z tym źle i cieszę się, że zachowuję czyste konto, że nie dostaję tych kartek – mówiła kilka miesięcy temu Mesjasz.

W tym sezonie obrończyni pomaga swojej ekipie przede wszystkim golami, bo, jak już wspomnieliśmy, razem z Fabovą jest najskuteczniejszą zawodniczką AZS. – Zawsze miałam taki ciąg na bramkę. Piłka po prostu szuka mnie w polu karnym i jakoś tak wychodzi, że strzelam te gole – przyznaje kapitan wałbrzyszanek.

Klaudia Fabová to natomiast specjalistka od trafień w doliczonym czasie gry, którymi zapewnia zespołowi kolejne punkty. W trwającej kampanii Słowaczka strzelała w 95. minucie starcia z Medykiem Konin, które ostatecznie akademiczki zremisowały 3:3, w 90. minucie wygranej 1:0 potyczki z SMS-em Łódź, a ostatnio w meczu z Górnikiem Łęczna. Wtedy również wykorzystała sytuację z piątej minuty doliczonego czasu, co pozwoliło drużynie zremisować 2:2 z aktualnym mistrzem kraju.

– Zawsze do samego końca wierzę w to, że wynik może się jeszcze zmienić na taki, który będzie dla nas korzystny. Przed dołączeniem do AZS też zdobywałam gole w końcówce, ale w Polsce takich sytuacji jest więcej – przyznaje reprezentantka Słowacji.

– Ona ma to coś! Czasem śmiejemy się z Fabi, że przez cały mecz nic nie robi, a potem strzela bramkę w końcówce i jest gwiazdą. Na szczęście ona się nie obraża, bo wie, że żartujemy. Wszystkie mamy do siebie duży dystans – opisuje Ania Zając.

– No nie, nie obrażam się. Wiem, że to żarty. A czy odpłacam się za nie dziewczynom? Tak, kolejnymi bramkami tuż przed końcem meczu (śmiech). Cieszę się, że w taki sposób mogę dawać radość drużynie i naszym kibicom – zaznacza Fabová.

– My ogólnie dużo żartujemy. Jak ktoś nawet weźmie taki głupi dowcip na serio, co zdarza się rzadko, szybko sobie to tłumaczymy – dodaje Dominika Dereń.

W ekipie są jednak nie tylko kawały. Zarówno Anna Zając, jak i Dominika Dereń, w ostatnim czasie wielokrotnie mogły się przekonać, jak wielkie wsparcie daje im drużyna. Była piłkarka Medyka Konin co prawda powoli wraca już do gry po kontuzji, ale Dereń czeka naprawdę długi rozbrat z piłką.

– Zerwałam więzadła krzyżowe. Jestem dopiero w drugim tygodniu rehabilitacji. Lekarz powiedział, że przerwa potrwa pół roku, więc są szanse, że wrócę pod koniec października lub na początku listopada. Nie nakręcam się na ten termin, bo będzie to końcówka rundy jesiennej. Chciałabym przygotować się na wiosnę – wyznaje reprezentantka Polski, zaznaczając przy tym, że trudno jest oglądać mecze z trybun, wiedząc, że nie można pomóc swojemu zespołowi.

– Ostatnio, jak dziewczyny wygrały i zeszłam po meczu do szatni, ze wzruszenia poleciały mi łzy. Cieszę się razem z nimi z każdego zwycięstwa, ale wolałabym być na boisku – stwierdza zawodniczka. Brak „Deri”, jak nazywają ją koleżanki, odczuwają i one. Najlepiej świadczą o tym transparenty, jakie pojawiają się na każdym starciu w Wałbrzychu, czy relacje wrzucane na Instagramie z hasłami „Deri, jesteśmy w Tobą”.

– Bardzo pozytywnie mnie tym zaskakują. Cieszę się, że jesteśmy tak zgrane, a dziewczyny mnie tak wspierają. Gdy potrzebowałam pomocy, czy to jadąc na operację czy rezonans, za każdym razem któraś z nich odwoziła mnie do lekarza. Nie była to zawsze jedna i ta sama osoba. Tym żyła cała drużyna – opowiada nie kryjąc wzruszenia Dereń.

Brązowy Wałbrzych?

To, że siłą akademiczek jest kolektyw, potwierdza Kamil Jasiński. – Reprezentantki muszą ciągnąć zespół, ale gra się jedenastką. Długo pracowaliśmy nad tym, by kadra była wyrównana i udało nam się to osiągnąć – twierdzi szkoleniowiec.

Czy widzi szansę na zakończenie rozgrywek Ekstraligi w pierwszej trójce? – Na sześć meczów z ekipami z podium przegraliśmy tylko dwa, a czterokrotnie remisowaliśmy. U siebie w ciągu dwóch sezonów ogólnie polegliśmy tylko raz. Te wyniki nas budują. Nie lubię pompować balonika, ale czujemy, że otwiera się przed nami szansa. Myślimy o brązie, bo w tym sezonie jeszcze wiele może się wydarzyć – mówi Jasiński.

– Nie ma co ukrywać, że gdyby nie nasze potknięcia z drużynami uplasowanymi niżej w tabeli, AZS-em Kraków i ekipą z Białej Podlaskiej, już teraz mogłybyśmy być na podium. Utrata tamtych punktów wiele nas kosztuje. Cieszymy się jednak, że potrafimy sobie radzić z teoretycznie mocniejszymi rywalami i wierzymy, że właśnie dzięki temu na koniec sezonu sprawimy niespodziankę – zapewnia Zając.

– Medal jest naszym celem. Czy się uda? Zobaczymy. Najważniejszy będzie najbliższy mecz z Górnikiem Łęczna. Liczymy na to, że po końcowym gwizdku to my będziemy górą – kwituje Małgorzata Mesjasz.

Aneta Galek
Zdjęcia: archiwum prywatne Anny Zając i Małgorzaty Mesjasz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności