Aktualności

Z Kronowa do Bundesligi. Mogła być jak Ewa Pajor

Reprezentacja20.03.2020 

Wróżono jej świetlaną przyszłość. Mogła zrobić karierę na miarę Ewy Pajor. Jej ogromny potencjał szybko dostrzeżono w jednym z najbardziej utytułowanych niemieckich klubów, ale po roku gry w Turbine Poczdam zerwała więzadła krzyżowe. Kontuzja ta była początkiem końca boiskowej przygody Magdaleny Szaj. Dziś jednak realizuje się w nowej roli i wie, co doradzić młodym piłkarkom.

12 lutego 1995 roku, Kronowo. Tego dnia w tej małej warmińsko-mazurskiej miejscowości na świat przychodzi Magdalena Szaj. Wtedy jeszcze ani ona, ani jej rodzice, nie zdają sobie sprawy z tego, że kilka lat później będzie jedną z najlepszych polskich piłkarek i wyjedzie do Niemiec, by grać w tamtejszej Frauen Bundeslidze.

Ale zacznijmy od początku. Miłość do piłki rodzi się w oddalonym od Kronowa o sześć kilometrów Barczewie. To właśnie tam kilkuletnia Magda rozpoczyna swoją przygodę z futbolem. Początkowo gra z chłopakami w drużynie GKS Pisa Barczewo (trampkarze) i równocześnie z dziewczynami w Surmie Barczewo. Gdy ma 16 lat kończy gimnazjum i stawia pierwszy tak poważny krok w swojej karierze. Przenosi się do AZS Wrocław, który w latach 2001-2008 był prawdziwym hegemonem żeńskiego futbolu w Polsce i ośmiokrotnie zdobywał mistrzostwo Polski.

- To było spełnienie marzeń. W Barczewie nie mieliśmy tak naprawdę kobiecych rozgrywek, więc AZS był pierwszym klubem, w którym grałam z samymi dziewczynami. Otworzyłam się dzięki temu na kobiecą piłkę i osiągnęłam pierwsze sukcesy. Czas spędzony we Wrocławiu bardzo wiele mnie nauczył, znacznie podniosłam swoje umiejętności - wspomina Szaj.

Z tych umiejętności korzystała drużyna, z którą utalentowana pomocniczka zdobyła m.in. brązowy medal mistrzostw Polski. To także dobre występy w barwach klubu z Wrocławia stały się dla niej przepustką do „wielkiego świata”, jakim był jej kolejny klub.

Niemiecki sen

- Pojechaliśmy na halowy turniej do Poczdamu, gdzie zauważyli mnie skauci Turbine. Nie będę ukrywać: po cichu liczyłam na to, że dostrzeże mnie ktoś z innej, bardziej profesjonalnej ligi, a to otworzy mi drzwi do dalszego rozwoju. W każdym meczu tamtych zawodów chciałam pokazać się z jak najlepszej strony - przyznaje.

Magda Szaj w pojedynku z Ewą Pajor w finale Pucharu Polski w 2014 roku pomiędzy Medykiem Konin a AZS Wrocław.

Swój cel zrealizowała, bo wkrótce otrzymała propozycję nie tylko od Turbine Poczdam, ale i od innego klubu Bundesligi, SGS Essen. - Rozważałam obie opcje, ale w końcu stwierdziłam, że jeśli ma się oferty od dwóch dobrych klubów, ale jeden z nich ma większe osiągnięcia i tradycje, to trzeba mierzyć wyżej. Poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko, ale ja lubię mieć ambitne cele - mówi.

W wieku 19 lat Szaj wyjeżdża więc z Polski i przenosi się za zachodnią granicę. - Oczywiście bałam się wyjazdu, ale mimo wszystko towarzyszyły mu głównie pozytywne emocje. Bardzo pomogło mi to, że wcześniej mieszkałam we Wrocławiu i zdążyłam pogodzić się z tym, że rodzina jest dosyć daleko. Nauczyłam się z tym żyć, przy czym zdawałam sobie sprawę z tego, że pierwszy rok po wyjeździe do Niemiec będzie bardzo trudny. Tak rzeczywiście było, ale na szczęście miałam wsparcie moich bliskich, a także klubu - opisuje.

Trudności wiązały się jednak nie tylko z byciem daleko od domu, ale także, a może przede wszystkim z różnicą w podejściu do sportu.

- Przez pierwsze pół roku mój organizm wchodził w inny rytm. W Turbine trenowałyśmy dwa razy dziennie, w AZS Wrocław raz. Nie chcę nawet porównywać intensywności, bo była ona co najmniej dwa razy większa. To był ogromny przeskok. Dla mojego organizmu i mentalności był to trudny okres, ale po kilku miesiącach zaczęłam cieszyć się treningami i dorównywać innym zawodniczkom. Widziałam, że robię postępy i mogłam być choć trochę zadowolona. Dawałam z siebie 110 procent na każdym treningu, a za tym szły co prawda małe, ale sukcesy - nie ukrywa.

Po roku gry w Poczdamie z tych sukcesów Magda mogła cieszyć się razem z inną Polką, która dołączyła do jej drużyny, Jolantą Siwińską. - To, że Jola dostała szansę wyjazdu za granicę i promowania polskiej piłki, było fantastyczne. Robiła to z powodzeniem, od pierwszych treningów pokazując, na co ją stać - wspomina Szaj.

- Magda miała zawsze taką dziecięcą radość z gry. Nie robiła tego dla kariery, a dla frajdy. Będąc dzieckiem, wychodzi się na podwórko pokopać piłkę dla zabawy i właśnie z takimi czystymi emocjami kojarzy mi się Magda - mówi Jola Siwińska.

Podczas pobytu w Poczdamie nadeszło także to, co w życiu sportowca nieuniknione: kontuzje, które doprowadziły jednocześnie do tego, że Szaj i Siwińska ani razu nie zagrały razem w barwach Turbine.

W powietrznej walce z kapitan reprezentacji Irlandii Północnej w meczu eliminacji mistrzostw świata w 2014 roku.  

- Zerwałam więzadła krzyżowe. Długo walczyłam o powrót na boisko. Doskonale pamiętam swój pierwszy mecz po urazie. To było w 2015 roku. By się odbudować i wejść w rytm meczowy, występowałam w drugiej drużynie Turbine. Na murawę wróciłam w starciu rozgrywanym w Berlinie, wygrałyśmy je - opowiada Magda. Ale od razu dodaje: - Niestety był to równocześnie mój ostatni mecz w karierze…

…i brutalna pobudka

Kontuzje nie chciały odpuścić. Gdy skończył się jej dwuletni kontrakt w Poczdamie, dostała propozycję gry w innym, choć nieco słabszym niemieckim klubie, MSV Duisburg.

- Pojechałam na testy, mając nadzieję, że się uda. Liczyłam na to, że mogę jeszcze pograć na wysokim poziomie, wciąż chciałam próbować swoich sił w lidze niemieckiej. I co? I na jednym z pierwszych treningów doznałam kolejnej kontuzji. To przekreśliło dalsze rozmowy na temat kontraktu… - mówi z żalem.

Co prawda mogła jeszcze wybrać inaczej: wrócić do Polski i gry w Ekstralidze, ale nie zdecydowała się na to. - Będąc świadomą zawodniczką i widząc różnice w poziomie rozgrywek i intensywności treningu, wracając do Polski byłoby mi bardzo trudno odbudować się przede wszystkim fizyczne, biorąc pod uwagę dwie ciężkie kontuzje - tłumaczy.

Decyzja o definitywnym zawieszeniu butów na kołku nie przyszła jednak łatwo, tym bardziej że Szaj występowała także w reprezentacji Polski. - Nawet teraz, jak o tym myślę, budzi się we mnie mnóstwo emocji. Nie mogłam postąpić inaczej, niż zadbać o siebie. Wszystkie kontuzje jednak bardzo wiele mnie nauczyły, to była lekcja życia. Zrozumiałam, że trzeba być przede wszystkim silnym. Co to znaczy? Próbować myśleć pozytywnie każdego dnia, niezależnie od wszystkiego. Mówić sobie, że każdy dzień ciężkiej pracy przybliża do celu. Do tego, żeby znów móc robić to, co się kocha. Nie wolno się poddawać - wyjaśnia.

W barwach AZS Wrocław.

Nie bój się wyjazdu!

Magda Szaj nie może jednak żyć bez futbolu. Dziś spełnia się w innej roli. Jest trenerką w dolnośląskim oddziale Coerver Coaching. - To performance academy, w której skupiamy się na indywidualnym, ale kompleksowym rozwoju młodych piłkarek i piłkarzy. Mamy styczność z różnymi zawodnikami, o różnym poziomie umiejętności i do każdego trzeba podchodzić inaczej. To duże wyzwanie dla trenera. Staram się przekładać swoje zdobyte na boisku doświadczenie na podopiecznych. Dzięki niemu wiem, jak odczuwają pewne sytuacje, co mogą pomyśleć, a także, co jest im potrzebne - zaznacza trenerka, która regularnie śledzi także mecze reprezentacji Polski i rodzimej ligi.

- Nie oglądam ich tylko po to, by znać wynik, ale by się udoskonalać, wyciągać wnioski, uczyć się jako trenerka. Analizuję każde spotkanie i patrzę, jak różne drużyny układają grę w obronie czy ataku. Widzę również zmianę w podejściu do futbolu. Teraz zawodnicy mogą brać przykład z innych, obserwować, co robią najlepsi na świecie i dzięki temu doskonalić swoje umiejętności. Kiedyś można było tylko wyjść na dwór i kopać piłkę, teraz można sobie to świadomie poukładać -mówi 25-latka.

I dodaje: - Cieszę się, że grając za granicą mogłam doświadczyć tego, jak może funkcjonować profesjonalny klub i zawodniczka. W Polsce nie mamy jeszcze takiego poziomu, ale widzę, że zaczyna się to zmieniać. Wierzę, że niebawem dościgniemy inne kraje.

Co radzi młodym piłkarkom? - Żeby nie bały się wyjeżdżać za granicę. Jeśli ktoś ma marzenia i wie, że chce grać profesjonalnie w piłkę, to mówię temu trzy razy tak! Pamiętaj jednak, że do wyjazdu musisz być gotowa. Nie zawsze ma się stuprocentową pewność, że się uda, ale trzeba do tego dążyć. Nie można mówić: ok, wyjeżdżam za tydzień, niech się dzieje. Trzeba to zaplanować minimum rok wcześniej i jak najlepiej przygotowywać się do tej nowej przygody - puentuje Magdalena Szaj.

Aneta Galek

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności