Aktualności
[WYWIAD] Marcin Kaczmarek: Czterdzieści lat to nie problem, gdy są zdrowie i chęci
3 grudnia Marcin Kaczmarek dobije czterdziestki, ale nie myśli o zakończeniu przygody z piłką. Miał propozycje podpisania nowej umowy z Olimpią Grudziądz, ale zdecydował się na powrót do KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, z którego kiedyś przenosił się do ekstraklasy, do Korony Kielce. Od ostatniego występu „Kaki” w KSZO minęło 14 lat, ale urodzony w Błaszkach dwukrotny reprezentant Polski cieszy się sympatią kibiców tego zespołu.
Nie chciałeś zostać w Olimpii, gdzie uznają cię za klubową legendę?
Namawiano mnie na kontynuowanie przygody z piłką w Grudziądzu, ale już wcześniej z żoną i 12-letnią córką podjęliśmy decyzję o powrocie do siebie. Żona pochodzi z Ostrowca, tam mamy mieszkanie, a ja nadal mogę grać w piłkę. Przeżyłem wiele pięknych chwil w Olimpii, biliśmy się nawet o awans do ekstraklasy. Nie zapomnę też rundy wiosennej, w której ugraliśmy 34 punkty i zapewniliśmy sobie utrzymanie w pierwszej lidze. Wtedy każdy nas skreślał, bo po pierwszej części rozgrywek na naszym koncie było 10 oczek. Zupełnie tym się nie przejmowaliśmy, a trener Jacek Paszulewicz wykonał fantastyczną robotę. Mnie dobrze się współpracowało ze szkoleniowcami, w Grudziądzu też z Arturem Skowronkiem, Dariuszem Kubickim, myślę, że żaden na mnie nie narzekał.
Grudziądz nie pasuje do piłkarskiej ekstraklasy?
Infrastruktura stoi na słabym poziomie i to jest wielki problem. Zainteresowanie piłką nożną jest mniejsze niż żużlem. Do nas na mecze przychodziło po 2-2,5 tysiąca kibiców, na speedway 8 tysięcy. Przyznam szczerze, że nie byłem na żadnym spotkaniu żużlowym, po prostu tym sportem się nie interesuję. Jeżeli chodzi o obiekty – stadion, boiska, to Grudziądz i Ostrowiec dzieli przepaść. Piłkarze KSZO mają gdzie grać i trenować, miasto jest za piłką i na pewno ma wyższe aspiracje niż trzecia liga. Trzeba jednak działać ze spokojem, bo wiadomo, że potrzebne są pieniądze.
Kibice KSZO zapomnieli o tym, że kiedyś przeniosłeś się z Ostrowca do, delikatnie określając, nielubianej przez nich Korony Kielce?
Ja nigdy nie miałem problemów z kibicami, delikatne tylko gdy zamieniałem w Łodzi ŁKS na Widzew. Gdy wychodziłem na boisko, dawałem z siebie 200 procent w każdej drużynie. Staram się cały czas sportowo prowadzić, a choć latka lecą, kontuzje mnie omijają. Ostatnia przyplątała mi się na początku poprzedniego sezonu i opuściłem wtedy 7 meczów. Pytają, czy już nie mam dość futbolu, a ja mówię, że skoro zdrowie pozwala i są chęci, to dlaczego miałbym przerywać? KSZO opuszczałem w zupełnie innych czasach, marzyła mi się ekstraklasa. Wcześniej miałem kilka podejść, już prawie w niej byłem, ale nagle dostawałem info, że prezesi się nie dogadali i trzeba było znowu wsiadać w pociąg. KSZO znalazło nić porozumienia z Koroną, trafiłem do bardzo dobrego zespołu, potem do reprezentacji Polski i spełniałem swoje marzenia. Oczywiście, pozostał niedosyt, bo dwa razy z rzędu zabrakło niewiele, by awansować do europejskich pucharów. W jednym sezonie ciągnęliśmy kilka srok za ogon, a po nieszczęsnym meczu z Legią, w którym rywal wyszarpał w doliczonym czasie remis, zeszło z nas powietrze. Pechowo przegraliśmy też finał Pucharu Polski z Dyskobolią w 2007 roku. Po latach człowiek patrzy na składy i nie może się nadziwić, że nie złapaliśmy tych pucharów. W ataku zadziwiał niesamowity Grzesiek Piechna, który pewnie i teraz strzelałby bramki głową. Paweł Golański, Grzesiu Bonin, Hermes, Hernani, Andrius Skerla, Edi Andradina, Arek Bilski, Robert Bednarek, w bramce Maciek Mielcarz, świętej pamięci Sławek Rutka… Trochę dobrych zawodników grało w Koronie. Marcin Robak teraz wrócił do Widzewa, karnety także dzięki niemu sprzedają się jak świeże bułeczki. Ludzie wierzą, że będzie strzelał sporo goli i pomoże łodzianom w wywalczeniu awansu do pierwszej ligi. Pewnie nie zawiedzie, choć musi się nastawiać na ciężkie przeprawy.
Często wspominasz swoje mecze w reprezentacji Polski?
Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, bo zagrałem dla Polski. Gdy o premierowym powołaniu poinformował mnie kierownik Korony Kielce, Paweł Wolicki, super człowiek i fachowiec, zaniemówiłem. Okazało się to prawdą, choć przecież rok wcześniej występowałem na drugim szczeblu rozgrywkowym. Wchodząc z Islandią za Jacka Krzynówka czułem ogromną dumę. Z Anglią na Old Trafford siedziałem na trybunach, ale odbyłem na wspaniałym obiekcie dwa treningi. Potem jeszcze zagrałem przeciw Estonii na bliskim memu sercu stadionie KSZO. Jest co wspominać, ale cieszę się, że przebił mnie krajan z Błaszek, Mariusz Stępiński. Taka mała miejscowość jak Błaszki, w której mieszka około trzy tysiące ludzi, ma się czym szczycić, a mój młodszy kolega nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Po dobrym sezonie w Serie A w Chievo Werona na pewno trafi do lepszego zespołu, życzę mu też powiększenia reprezentacyjnego dorobku. Na każdym meczu kadry można dostrzec flagę z napisem Błaszki i mam małą satysfakcję, że coś zaczęło się od mojej skromnej osoby.
Jak ktoś przeczyta twoje CV nie zdziwi się, że nie zagrałeś w zagranicznym klubie?
Już się przygotowywałem do przenosin do Hannover 96, ale Ceramika nie dogadała się z niemieckim klubem. Nie miałem na to wpływu. Mogę żałować, że nie trafiłem do największych klubów, ale to nic już nie zmieni. W piłce zdarzają się różne sytuacje, przeszkody, ale tak jest, gdy w rachubę wchodzą pieniądze. W Ostrowcu kasa teraz nie jest dla mnie na pierwszym miejscu, chcę się dalej cieszyć grą i pomóc swojej nowej-starej drużynie w wygrywaniu meczów. Czeka nas ciekawy sezon w trzeciej lidze, atrakcyjna przygoda w Pucharze Polski. Muszę grać dobrze, żeby nikt nie marudził, że po co ściągano 40-letniego Kaczmarka. Mnie kiedyś pomagali starsi zawodnicy, więc ja teraz będę służył pomocą młodszym kolegom. Ostrowiec to miejsce rozkochane w futbolu i zasługuje na coś więcej niż środek tabeli trzeciej ligi. Czeka nas ciekawy sezon, nie brakuje atrakcyjnych rywali i już nie mogę się doczekać. Jak ktoś lubi piłkę nożną nie marudzi ciągle, że jest przemęczony.
Rozmawiał Jaromir Kruk