Aktualności
[WYWIAD] Adam Drygalski: Wiele historii z tej książki wbiło mnie w fotel
Jak to się stało, że pomyślałeś, żeby napisać książkę o piłce kobiecej?
Pomysł narodził się, kiedy realizowaliśmy materiały do „Skarbów miasta”. Robiliśmy sesję zdjęciową AKS-u Zły i jeden piłkarz zapytał, dlaczego nie fotografujemy też drużyny kobiecej, bo przecież ona również tu trenuje i gra w lidze. Zrobiło mi się głupio, nie wiedziałem, co opowiedzieć. I to mi dało do myślenia. Zdałem sobie sprawę z tego, że popełniliśmy błąd.
Od czego zacząłeś?
Zacząłem szukać artykułów o piłkarkach, o reprezentacji Polski. Było ich bardzo mało, a poza tym traktowały w większości o tym, jak w to w latach 90. było biednie, jak jadły konserwy w podróży na mecz i grały w strojach po facetach. Brakowało mi zagłębienia się w losy tych zawodniczek, skąd one się w tej piłce wzięły, co osiągnęły.
Interesowałeś się wcześniej kobiecą piłką?
Wiedziałem, że istnieje, znałem kilka klubów, ale nie powiem, żebym ją na bieżąco śledził, czy się nią pasjonował. A potem, kiedy byłem już w trakcie pisania materiałów do książki i wracałem ostatniego lata z wakacji, ogromnie spieszyłem się, żeby zdążyć na finał Ligi Mistrzyń. Mało tego – interesował mnie bardziej niż finał mężczyzn! Zaszła we mnie spora przemiana. Piłka kobieca miała mocno pod górę przez lata. Faceci zagarnęli ten sport dla siebie. A przecież w piłkę może grać każdy.
Nie dla każdego jest to tak oczywiste.
Niektórzy cały czas, nie wiedzieć czemu, porównują piłkę nożną w wydaniu pań do piłki w wykonaniu mężczyzn. To nie pomaga i nie ma sensu. Nikt nie porównuje czasów biegaczek do biegaczy. Koniec końców jak ktoś zdobędzie medal olimpijski, to wszyscy cieszą się tak samo i nie ma znaczenia, jaka to dyscyplina ani jaki płci jest sportowiec. Nie namawiam oczywiście nikogo, aby teraz nagle rzucił swoje pasje i zaczął się interesować futbolem kobiecym. Chodzi o to, żeby stworzyć mu takie same warunki, jakie maja panowie. Tylko tyle i aż tyle. Wtedy mamy szansę na dogonienie Zachodu, który trochę nam uciekł. Ale skoro nasze siatkarki mogły wygrać mistrzostwa Europy, to dlaczego za kilka lat nie mogłyby piłkarki?
❗️𝗣𝗥𝗘𝗠𝗜𝗘𝗥𝗔❗️ Wraz z ekipą @PZPNGrassroots stworzyliśmy dla Was wyjątkową publikację, której na rynku jeszcze nie było. 📖
— Łączy nas piłka kobieca (@laczynaskobieca) December 28, 2020
Wszystko o polskiej piłce kobiecej w jednym miejscu!
Więcej o publikacji oraz książka w PDF do pobrania
TUTAJ👉 https://t.co/FyuKRqQuqp pic.twitter.com/E2SgJVQcJY
Kiedy zacząłeś zbierać materiały?
Kiedy rozszalała się pandemia. Miało to swoje plusy i minusy. Minus na pewno był taki, że ja, zanim zacznę cokolwiek pisać, to lubię wypić kawę i przebiec kilka kilometrów, a rząd zabronił wtedy wychodzić z domu. Wymykałem się więc o 4:30 czy 5:00 rano i biegałem jakimiś wąskimi uliczkami, żeby mnie nikt nie namierzył. Co do rozmów – początkowo odbywałem je telefonicznie. Ale kiedy dodzwoniłem się do Zofii Klim, pierwszej kapitan reprezentacji Polski i usłyszałem „musisz przyjechać, mam całą szafę dokumentów i pamiątek”, to pojechałem do Nowogrodu Bobrzańskiego, mimo że to było na drugim końcu kraju. I nie pożałowałem. To była magia. Dała mi pierwszą koszulkę reprezentacji Polski. Poczułem, że dla takich osób trzeba tę książkę robić. Wkręcałem się z każdą kolejną rozmową.
Wiem, że do wielu zawodniczek sprzed lat nie było łatwo dotrzeć, a np. Luiza Pendyk w ogóle nie chciała rozmawiać.
Nie odebrała ode mnie telefonu w trakcie pisania książki. Udało mi się jednak dotrzeć do osób, z którymi się blisko trzymała, jak do Basi Rembiesy czy Zosi Wojtas, która ją wprowadzała do drużyny narodowej. Pamiętajmy, że o był przełom lat 80. i 90., niby komunizm się kończył, ale w tych związkach i klubach trzymał się mocno. Pojawiały się więc historie średnio ciekawe, ale Zosia dzięki temu, że była już zawodniczką starszą i doświadczoną, to poprowadziła odpowiednio Luizę, co pomogło jej nie tylko w reprezentacji, ale także poza nią. Dużo też o niej rozmawiałem z Gosią Gospodarczyk. One wszystkie dały mi do niej telefon, maila. Próbowałem się skontaktować, ale odczuwałem, że ona sama ma jakiś żal do ówczesnego kierownictwa związku. Dotarłem do listu, który napisała do selekcjonera reprezentacji Polski z tamtego okresu, Władysława Szyngiery, w którym wytłumaczyła, o co w tym wszystkim chodzi. Zakończyła karierę reprezentacyjną w wieku 22 lat, a jej rozkwit formy przypadł na czas kiedy grała w szwedzkim Malmoe, czyli kilka lat później. Można więc sobie tylko wyobrażać, co by było, gdyby kontynuowała grę w kadrze.
Ostatecznie jednak porozmawialiście, ale po wydaniu książki.
Napisałem do niej długiego maila, w którym przekonywałem, że jej historia jest bardzo ważna w kontekście tej publikacji, że ta książka nie wyczerpuje tematu. Chciałbym, żeby zdecydowała się na dłuższy wywiad. Odpisała. Dziś mamy ze sobą dobry kontakt i na pewno nie odpuszczę tej kwestii, tym bardziej że rozumiem jej tak mocne opory przed tym, aby o tym wszystkim opowiadać.
Historia której z piłkarek poza tym najmocniej zapadła ci w pamięć?
W fotel wbiła mnie rozmowa z Marią Makowską, która ma 111 występów w reprezentacji Polski. Profesjonalistka aż do bólu. Bardzo ważną i ciekawą dla mnie postacią jest także Jolanta Nieczypor. Historia opowiedziana bez patosu, ale niezwykle istotna. Droga na top z miejsca, w którym nic nie ma. Podobnie było z Anastazją Kubiak. Urzekła mnie też Marta Otrębska, bo ja czasem lubię sobie przebiec maraton, a ona dysponowała jakąś niewyobrażalną kondycją. Zapytałem nawet o jej wyniki wydolnościowe trenera Władysława Szyngierę, kiedy się z nim spotkałem, i nie mogłem uwierzyć. Jestem przekonany, że z takimi wynikami nie odstawałaby od reprezentantów Polski. Miała końskie zdrowie. W ogóle rozmawiając z tymi zawodniczkami, żałowałem, że nie urodziły się dwadzieścia czy trzydzieści lat później. Grały wtedy, kiedy w Polsce piłkę kopało może z kilkaset kobiet. Ważne, żeby je dostrzegać i o nich pamiętać. A jeśli, tak jak mówi w książce Nina Patalon, za jakiś czas będzie ich w kraju sto tysięcy, to naprawdę możemy być silni w Europie. Bo skoro z kilkuset piłkarek znalazło się kilka takich perełek, to ile możemy znaleźć z kilkuset tysięcy.
Z jakimi reakcjami spotykasz się po wydaniu książki?
Piłkarkom się bardzo podoba. Kibicom chyba też. Wiele osób prosiło mnie, aby im ją przekazał. Jest za darmo do pobrania w PDF, ale zdaję sobie sprawę z tego, że PDF to nie to samo co papier. Cieszę się, że zainteresowanie jest duże. Mam nadzieję, że w związku z tym padnie pomysł dodruku albo nawet wypuszczenia jej do sprzedaży. Bardzo ważne jest też to, aby ta książka dotarła poza środowisko piłkarskie oraz aby środowisko piłki kobiecej stawało się coraz większe. Aby trafiła do Kasi z 3B i zachęciła ją do pójścia na trening czy mecz. To będzie największym sukcesem tej publikacji.
Masz poczucie, że powstało coś naprawdę ważnego?
Już w trakcie jej tworzenia byłem pewny, że jest robimy coś, co jest bardzo ważne i potrzebne społecznie. Chciałem pokazać piłkarki przez taki ludzki pryzmat, jako osoby, które miały w sobie wiele zawzięcia, mimo że nie do końca sprzyjały im okoliczności. Jeśli ktoś młody przeczyta te książkę, to pomyśli „ja mam zupełnie inny start, nie musze dojeżdżać kilkaset kilometrów na treningi”. Taki był cel. Dodatkowo zależało mi też na tym, aby tę książkę wydała właśnie federacja, żeby to ona wskazała ten kierunek. Otrzymałem duże wsparcie, bo podkreślę jedną rzecz – zdawałem sobie sprawę z tego, że sam nie dam rady, że jest ogrom materiałów do zebrania, w tym o klubach, które już nie istnieją i że do stworzenia tej publikacji będzie potrzeby zespół ludzi. To praca wielu osób. Chciałbym, żeby ta książka nie była ostatnia. Liczę także na to, że pozycje o piłkarkach będą także wydawać inne wydawnictwa. I żeby ludzie sobie uświadomili, że każdy może zmieniać piłkę kobiecą i jej wizerunek na lepsze.
Książka „Piłkarki. Urodzone, by grać” do pobrania za darmo TUTAJ .
Rozmawiała Paula Duda