Aktualności

Szukała: Jedziemy do Gruzji po zwycięstwo

Wywiady13.11.2014 
– Mamy wspólny cel – awans na mistrzostwa Europy we Francji. Wszyscy głęboko wierzymy w powodzenie tej misji – powiedział obrońca reprezentacji Polski oraz Steauy Bukareszt Łukasz Szukała, z którym porozmawialiśmy tuż przed wylotem do Gruzji na ostatni tegoroczny mecz eliminacji mistrzostw Europy.

Zostałeś podstawowym obrońcą reprezentacji Polski, odnosisz sukcesy ze Steauą Bukareszt. Czy ostatni okres jest najlepszym w Twojej karierze?

Na pewno jeśli chodzi o dobrą formę. W klubie mogłoby być lepiej, bo rok temu graliśmy w Lidze Mistrzów, a teraz zabrakło nam trochę szczęścia. Straciliśmy gola w ostatniej minucie starcia
z Ludogorcem i przegraliśmy w rzutach karnych. Najbardziej cieszą oczywiście dobre mecze
z reprezentacją. Mamy siedem punktów po trzech meczach, więc jest się z czego cieszyć. Tym bardziej, że cztery z nich zdobyliśmy w meczach z Niemcami i Szkocją – naprawdę silnymi europejskimi drużynami. Mecz z Gibraltarem odbieram z kolei bardzo pozytywnie, właśnie ze względu na strzelonego gola, pierwszego w biało-czerwonych barwach.

Ostatnio popisujesz się świetną skutecznością. Regularnie trafiasz w klubie, zdobyłeś też pierwszą bramkę w kadrze. Skąd ta nagła eksplozja formy strzeleckiej?

Był taki czas, gdy piłka w ogóle nie chciała wpadać do siatki po moich uderzeniach. Myślę, że moja skuteczność jest w dużej mierze zasługą ćwiczenia stałych fragmentów gry zarówno w Steaule, jak
i w reprezentacji Polski. Jeden rzut rożny czy wolny może okazać się decydujący o wyniku meczu, dlatego nie można o nich zapominać. Jestem wysoki i staram się jak najlepiej to wykorzystać. Niedawno udało mi się zdobyć pierwszą bramkę w meczu przeciwko Dynamo Bukareszt. Od tego momentu grało nam się zdecydowanie łatwiej. Jako środkowy obrońca nie mogę jednak skupiać się tylko na popisach strzeleckich. Najważniejsza jest gra na zero z tyłu.  



W przeszłości miałeś wiele problemów z kontuzjami. Czujesz, że poważniejsze urazy już są za Tobą?

Kontuzje doskwierały mi głównie podczas gry w Monachium. (Lata 2004-2008 w TSV 1860 – red.) Na szczęście przez ostatnie kilka lat – odpukać – już mi tak nie dokuczają. Od tamtej pory pauzowałem dłużej tylko raz, i to przez półtora miesiąca. Później miałem złamany nos, ale żaden z tych urazów nie był tak poważny, jak te, które mi się przytrafiały w Niemczech. Myślę, że brało się to przede wszystkim z „głowy”. Jeśli dobrze radzisz sobie w klubie, sztab i kibice w Ciebie wierzą, od razu lepiej się czujesz fizycznie. W Niemczech zanotowałem dobry start. Prawie awansowaliśmy do Bundesligi, podpisałem nowy kontrakt. Miałem parę ofert z klubów pierwszoligowych, ale czułem się w Monachium bardzo dobrze. Zostałem, aby pomóc drużynie w awansie. Wszystko układało się po mojej myśli… Później jednak zmienił się trener, straciłem miejsce w podstawowej jedenastce. Byłem wtedy młody i ciężko było mi to przyjąć. Nie jest łatwo poradzić sobie z taką sytuacją bez odpowiedniego podejścia i doświadczenia. Właśnie w takich momentach najłatwiej jest złapać kontuzję. Tak właśnie stało się w moim przypadku. Najpierw poszło jedno kolano, potem drugie. W końcu zdecydowałem się zmienić klub, żeby odbudować formę, ale również o to nie było tak łatwo. Na szczęście większe problemy zdrowotne mam już za sobą i mam nadzieję, że będą mnie omijały szerokim łukiem!

Twoja kariera wróciła na właściwe tory po transferze do Rumunii. Dlaczego zdecydowałeś się akurat na ten kierunek?

Przede wszystkim chciałem grać w zespole pierwszoligowym. Przeszedłem do Glorii Bystrzyca, ponieważ czułem, że trener naprawdę chciał mnie sprowadzić. Transfer był doskonałą okazją do odbudowania formy. Pomyślałem: „Czas na nowe rozdanie!” Miałem dopiero 26 lat, więc był to idealny moment na zmianę otoczenia. Nie byłem jeszcze stary, musiałem wyjechać i poszukać nowych wyzwań. Rumunia okazała się strzałem w dziesiątkę. Od razu złapałem dobry rytm, regularnie grałem w pierwszym składzie. Krok po kroku szedłem we właściwym kierunku. Po roku odszedłem do Cluj, a po następnym sezonie do Steauy Bukareszt. Jej trenerem w 2012 został Laurențiu Reghecampf, z którym współpracowałem wcześniej w Bystrzycy. Potrzebował środkowego obrońcy, a że zdążył już mnie bardzo dobrze poznać, zdecydował się na transfer. Nie jest jednak tak, że do tak wielkiego klubu jak Steaua można dostać się tylko dzięki znajomości z trenerem. Co tydzień pokazywałem się z bardzo dobrej strony, aż w końcu mnie zauważono.



Twoje dobre występy doceniono również w Polsce. Rok temu, po ośmiu latach od występu w kadrze do lat 21, dostałeś powołanie do pierwszej reprezentacji.

Na ostatnim zgrupowaniu oglądaliśmy nawet z Łukaszem Fabiańskim mecz kadry U-21 z Niemcami z 2005 roku – fajna rzecz! Jakoś nie udało mi się wtedy płynnie przejść z młodzieżówki do kadry A. Był to jednak okres przed mistrzostwami świata w Niemczech, gdy konkurencja w pierwszej reprezentacji była bardzo wysoka. Ja starałem się robić swoje, jak najlepiej prezentować się w TSV. Później przez kontuzję i słabszą formę nawet nie myślałem o powołaniu. Od zawsze było to moim marzeniem, ale wiedziałem, że muszę poczekać na swoją szansę.

Czy decyzja o transferze z Niemiec była po części podyktowana chęcią gry w kadrze?

Na pewno był to jeden z najważniejszych powodów. Miałem oferty z Norwegii, Austrii i Polski, ale wybrałem Rumunię. W 2010 roku liga rumuńska była naprawdę mocna. Dwie ekipy miały zapewnione miejsce w Lidze Mistrzów, a dwie czy trzy następne biły się o Puchar UEFA. Chciałem trafić do czołowej ekipy w Rumunii, żeby zagrać w europejskich pucharach. Wiadomo, że Steaua Bukareszt to nie jest ta sama drużyna, która 18 lat temu wygrywała Puchar Europy. Prezentuje jednak bardzo wysoki poziom i od lat regularnie gra w pucharach. Dzięki występom na arenie międzynarodowej, jak na przykład starciu z Legią sprzed roku, mogłem przypomnieć o sobie trenerom reprezentacji. Plan powiódł się idealnie! (śmiech)



Nie miałeś przez te osiem lat chwili zwątpienia? Nie myślałeś: „Jest już za późno na debiut w kadrze?”

Przeszedłem do ligi rumuńskiej w wieku 26 lat. Z roku na rok prezentowałem się coraz lepiej, więc wierzyłem w to, że kiedyś uda mi się zagrać dla Polski. Zawsze miałem nadzieję, że powołanie do mnie dotrze, bo widziałem, że nieźle radzę sobie nie tylko w Rumunii, ale i w Europie. Wiedziałem, że tylko ciężką pracą mogę pokazać, że zasługuję na miejsce w reprezentacji. Jestem bardzo wdzięczny, że od jakiegoś czasu regularnie dostaję telefon od trenera. Staram się poniekąd nadrobić to, co straciłem – a raczej czego nie doświadczyłem – parę lat temu. Całe szczęście, że jestem środkowym obrońcą, bo w tym wieku na skrzydle czy w ataku raczej bym już nie zadebiutował. (śmiech) Dopóki nie będzie kontuzji, a forma nagle nie spadnie, mam nadzieję, że zostanę tu na dłużej.



Jak na razie zagościłeś na stałe w pierwszej jedenastce reprezentacji Polski w duecie z Kamilem Glikiem. Wydaje się, że coraz lepiej się rozumiecie i nie mamy już takich problemów w obronie, jak parę lat temu.

Myślę, że najważniejsza jest konkurencja, która motywuje nas do lepszej gry. Jędza i Thiago (Artur Jędrzejczyk i Thiago Cionek – red.) to naprawdę świetni defensorzy. Bardziej niż niezła postawa w obronie cieszy mnie jednak to, że w ostatnich miesiącach stworzyła się drużyna, która pokazuje wielki charakter. Widać to było w starciach z Niemcami i Szkocją. Z meczu na mecz buduje się prawdziwy „team spirit”. Mamy wspólny cel – awans na mistrzostwa Europy we Francji. Wszyscy głęboko wierzymy w powodzenie tej misji. Jest nieźle, mamy 7 punktów po trzech spotkaniach, ale przed nami jeszcze bardzo długa droga. Trochę szkoda, że nie wygraliśmy ze Szkocją, ale patrząc wstecz, efekt tego spotkania był bardzo pozytywny. Widać było, że wszyscy jesteśmy razem, walczymy jeden za drugiego. Wywalczyliśmy cenny punkt, co może okazać się kluczowe w dalszym procesie budowania drużyny i dla samego awansu na mistrzostwa Europy.

Przed reprezentacją Polski ostatni w tym roku mecz eliminacji – wyjazd do Tbilisi na mecz z Gruzją, która mocno napsuła krwi Irlandczykom (1:2) i Szkotom (0:1).

Na pewno nie będzie to spacerek. Gruzini wiedzą przeciw komu zagrają, na pewno dobrze się przygotowali. Dwa lata temu grałem w barwach Steauy przeciwko Dynamo Tbilisi w eliminacjach Ligi Mistrzów. Tamtejsi kibice są naprawdę niesamowici, potrafią zrobić niezły „kocioł”. Gruzini są dobrze wyszkoleni technicznie, zagrali ze Szkocją i Irlandia jak równy z równym. Musimy wyjść na to spotkanie bardzo mocno skoncentrowani. Jeśli pokażemy, że jesteśmy drużyną – tak jak w ostatnich meczach z Niemcami i Szkocją – wrócimy stamtąd z trzema punktami. Szanujemy naszego przeciwnika, ale jedziemy do Gruzji po zwycięstwo.

Rozmawiał Aleksander Solnica

TAGI: Łukasz Szukała, Gruzja, Steaua Bukareszt, Eliminacje mistrzostw Europy,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności