Aktualności
Życie zgodnie z gwizdkiem. Historia Jacka Jończyka
Błyskawiczna droga od Mistrzostw Świata U-20 do rekrutera na mecz finału Ligi Europy UEFA. Do tego studiowanie na… Wembley i Etihad Stadium! Jacek Jończyk na nudę w życiu z pewnością nie może narzekać, ale to nic dziwnego, skoro jego serce bije w meczowym rytmie. A on sam nie potrafi i nie chce wyobrażać sobie życia bez sportowej adrenaliny.
Jacek pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego. Dla nieco starszych kibiców to miasto może być kojarzone piłkarsko sprzed wielu lat, kiedy na przełomie XX i XXI wieku doszło do sporego organizacyjnego zamieszania. Choć przez drugoligowy klub przewinęły się takie postaci jak trener Franciszek Smuda, skończyło się na głośnym krachu. A cała sprawa była na tyle poważna, że w Piotrkowie Trybunalskim swój żywot zakończył nawet klubowy stadion! – To faktycznie była głośna sprawa... Sam grałem przez pewien okres w barwach piotrkowskiego klubu, więc nawet jeśli nie mogłem jej sam pamiętać, to trochę się na ten temat mówiło. Byłem obrońcą-łamaczem, choć coś tam chyba potrafiłem, bo w pewnym momencie pojawiła się opcja gry w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łodzi. Taka przeprowadzka to było jednak za duże wyzwanie i spoglądając na moje, całkiem niezłe wyniki w nauce, wspólnie z rodzicami, zrezygnowałem z piłki – wspomina Jończyk.
Londyński sen
Szybko okazało się, że gra dla Piotrcovii nie była ostatnią sportową próbą w życiu naszego bohatera. Skoro nie futbol, wybór padł na piłkę ręczną. Jończyk przez kilka lat pełnił rolę szczypiornisty, nadal czując smykałkę do sportowej rywalizacji. Jak to jednak w życiu bywa, pisze ono różne scenariusze. Chłopak z Piotrkowa Trybunalskiego przeniósł się po etapie szkolnym do Wrocławia, a później do… Londynu! – Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale to był impuls. Poza epizodem ze studiami prawniczymi, sport przewijał się przez moje życie właściwie cały czas. Nawet będąc już we Wrocławiu, grywałem w piłkę na poziomie B-klasy i sprawiało mi to sporą frajdę. Prawo nie do końca poszło po mojej myśli i zdecydowałem, że czas rzucić sobie wyzwanie, skoro chcę wiązać życie ze sportem. Z dnia na dzień zostawiłem życie we Wrocławiu i wyleciałem na studia do Londynu. Wybór padł na zarządzanie sportem w biznesie. Od początku wiedziałem bowiem, że chcę wrócić do Polski i swoją wiedzę wykorzystać, by rozwijać nasz krajowy, sportowy światek – opowiada Jończyk. Warto dodać, że prywatnie Jacek jest kibicem Chelsea, kilkukrotnie zaliczając trybuny na Stamford Bridge.
Do wątku angielskiego tej historii jeszcze wrócimy. Choć z Piotrkowa Trybunalskiego bliżej jest do Łodzi czy Warszawy, miejscem startu wolontariackiej części życia dla naszego bohatera, był Lublin. Konkretniej Mistrzostwa Świata U-20, które w maju i czerwcu 2019 roku odbyły się w sześciu polskich miastach.
Dwieście godzin wolontariatu
Udział w MŚ U-20, jako pierwszej imprezie w roli wolontariusza, to było spore wyzwanie. – Od razu poszedłem z grubej rury – śmieje się Jacek, dodając: – Długi wolontariat, liczyłem, że na stadionie spędziłem w granicach 200 godzin. Byłem wolontariuszem w dziale marketingu. Do wolontariatu przekonali mnie znajomi, którzy mieli okazję przeżyć wiele ciekawych przygód, biorąc udział chociażby w finałach Ligi Mistrzów czy meczach reprezentacji Polski. Szybko się wkręciłem w towarzystwo wolontariuszy. Traktowałem to wyzwanie również jako doświadczenie zawodowe, gdzie mogłem poznać organizacje dużych piłkarskich imprez w Polsce. Zależy mi też na rozwoju futbolu w kraju, zatem myślę, że biorąc udział w takich wydarzeniach, przyczyniam się do dobrej oceny organizowanych przez nas turniejów. To fajne uczucie, „dowieźć” wszystko do szczęśliwego końca – mówi Jacek.
Jak to bywa w przypadku pierwszych wolontariatów, Jończyk poza swoją działką, pomagał w działaniach przy wielu obowiązkach, gdzie akurat potrzebna była dodatkowa para rąk. Oczywiście nie jest to konieczność, liczy się bowiem odpowiednia organizacja i podział ról, ale z pewnością taka postawa „bycia pod ręką”, jest wyjątkowo cenna. – Założyłem sobie, że cały miesiąc mam wolne od wszystkich dotychczasowych obowiązków i skupiam się tylko na pomocy podczas wolontariatu. Przyjeżdżałem na stadion każdego dnia, nawet niemeczowego. Będąc pomocnym w wielu sektorach, poznawałem nowych ludzi, widziałem też działania, które są niezbędne do dobrej organizacji wydarzenia o tak dużej skali. Polecam każdemu takie doświadczenie, zwłaszcza, jeśli wiążesz przyszłość ze sportem – analizuje Jończyk.
Gdańsk zamiast Londynu
Nie zawsze świeciło słonce. Jończyk próbował dostać się na lekkoatletyczne Mistrzostwa Świata w Birmingham, w 2018 roku, będąc wówczas na stałe w Londynie. Polak znalazł się na długiej liście chętnych. Za długiej, żeby myśleć o powodzeniu próby znalezienia się na imprezie w roli wolontariusza.
Inaczej wyglądała sytuacja w przypadku rekrutacji do piłkarskich ME w 2020 roku. Choć sam turniej został przełożony, Jończyk może pochwalić się „zielonym światłem” na możliwość udziału w wolontariacie w Londynie. Gdzie mają być rozegrane (na Wembley) półfinały i finał turnieju. – W Anglii piłka nożna jest popularniejsza od jakiejkolwiek religii, jestem o tym przekonany. Widać to od najniższych poziomów. Kluby z ósmego czy dziewiątego szczebla rozgrywek są oparte na świetnie zorganizowanej, lokalnej społeczności. Wolontariuszy jest pełno, tworzą też fundament struktur kibicowskich. Dlatego zainteresowanie największymi imprezami jest ogromne. Przy rekrutacji na Euro 2020 mnie i kolegom z uczelni pomógł jednak fakt, że mieliśmy dwa uczelniane kampusy, kolejno na stadionie Wembley oraz Etihad w Manchesterze – uśmiecha się Jacek. Dla wielu piłkarskich kibiców takie studiowanie to prawdziwe marzenie!
Ostatecznie w sercu Jończyka odezwał się patriotyzm. Choć rekrutacja na piłkarskie ME 2020 powiodła się, zdecydował się wybrać… Gdańsk. Finał Ligi Europy UEFA, który kolidował naszemu bohaterowi na prywatnym rozkładzie jazdy. – Obie imprezy, jak wiemy, nie doszły do skutku, ale gdybym miał wybrać jeszcze raz, decyzja byłaby podobna. Teraz sytuacja jest dodatkowo inna, bo wróciłem do Polski na stałe. Wybrałem Gdańsk i jeśli w 2021 roku odbędzie się tam finał, a wszystko na to wskazuje, to będę! – dodaje Jończyk. Pytanie jednak, jakim sposobem finałowy mecz Ligi Europy UEFA miał kolidować z mistrzostwami? Okazuje się, że prostą odpowiedź można znaleźć w świecie wolontariatu...
Rekrutacja z całym światem
Zanim świat sportu stanął w obliczu problemu COVID-19, Jacek Jończyk zdążył sprawdzić się w nowej roli. Został rekruterem, który prosto z Anglii rozmawiał z zainteresowanymi, którzy chcieli wcielić się w rolę wolontariuszy podczas finału w Gdańsku. Jak wygląda ten świat od drugiej strony? – Mieliśmy sporo zgłoszeń z zagranicy, więc mogłem się sprawdzić, skoro i tak na co dzień rozmawiałem po angielsku. To był dla mnie naturalny wybór. Miałem przy tych rozmowach sporą frajdę. Zainteresowani pochodzili z przeróżnych stron świata. Rozmawiałem z ludźmi z Egiptu, Brazylii, Portugalii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych – wymienia Jończyk.
Zapytany, ile przeprowadził łącznie rozmów, po dłuższym namyśle przyznaje: – W okolicach 50. Pewnie byłoby ich jeszcze więcej, ale w pewnym momencie trzeba było je przerwać. Początkowe zagrożenia z COVID-19, które nie wydawały się aż tak groźne, ostatecznie sparaliżowały świat sportu, nie tylko piłkę nożną. Ale od pewnego czasu wracamy i z optymizmem oczekuję powrotu do wcześniejszych praktyk – kwituje Jacek.
Co ciekawe, Jończyk pod koniec czerwca 2020 wrócił do roli wolontariusza na imprezie sportowej. Wziął udział w finale Pucharu Polski kobiet, który został rozegrany w Warszawie, na stadionie Polonii. Górą w finałowym spotkaniu były piłkarki Górnika Łęczna, które pokonały 1:0 Czarnych Sosnowiec. – Zastępowaliśmy tam osoby do podawania piłek. Wszystko zgodnie z obostrzeniami. Oprócz maseczek i rękawiczek mieliśmy też specjalne ręczniczki i płyny dezynfekcyjne na przypadek, gdyby piłka wyleciała na trybuny i dotknął ją któryś z kibiców. Choć był to tylko jeden dzień, cieszę się, że tam byłem – mówi Jończyk.
Sportowy rytm serca
Nasz bohater na pytanie, co w wolontariacie najbardziej ceni, nie zastanawia się długo. – Sport powoduje, że w jego rytmie działa twoje serce. Pracujesz, działasz, wracasz do domu, masz satysfakcję ze swojego wysiłku i dobrej roboty zespołu. To po prostu pochłania, czujesz atmosferę na trybunach, emocje na boisku, więzi międzyludzkie. Serce szybciej bije i to jest wartość, której nie można opisać, jeśli się jej nie przeżyje na własnej skórze. I tak jest za każdym razem, to nie jest efekt pierwszego wolontariatu – uśmiecha się Jacek.
Jończyk z nadziejami spoglądając w stronę gdańskiego finału Ligi Europy UEFA w 2021 roku, podkreśla jeszcze jedną, istotną wartość wolontariatów. – Aktywne uczestnictwo, chęć pomocy, są pozytywnie promowane. To nakręca do dalszej pracy. Człowiek chce się dalej rozwijać i ja sam, po etapie wolontariusza i rekrutera, z chęcią chciałbym podjąć się wyzwania koordynowania grupą ludzi. Każde takie doświadczenie powoduje, że możesz na własnej skórze, w świetnym towarzystwie, przenosić góry – kończy Jończyk.
Maciej Piasecki