Aktualności
Do siedmiu razy sztuka! Historia Filipa Lenkiewicza
Bez problemu znajduje wspólny język z czterolatkami grającymi w piłkę. Co więcej, jest ich trenerem, a sam drogę szkoleniowca zaczynał jako szesnastolatek! Filip Lenkiewicz nauczył się też cierpliwości związanej z rekrutacją do roli wolontariusza. Kocha jednak sport i już wypatruje kolejnych doświadczeń na finale Ligi Europy UEFA w Gdańsku.
Z Tychów wywodzi się kilka ciekawych osobistości. Sportowo chociażby hokeista Mariusz Czerkawski, himalaiści Krzysztof Wielicki i Adam Bielecki, a piłkarsko – ligowa legenda Krzysztof Bizacki, były reprezentant kraju Bartosz Karwan czy ten, który aktualnie jest kadrowiczem, Arkadiusz Milik. Muzycznie za to miasto może być kojarzone z legendą bluesa, nieodżałowanym Ryszardem Riedlem. Również wywodzącym się z Tychów.
Nieprzypadkowo rozpoczęliśmy od hokeja. GKS Tychy to wielokrotny medalista krajowych mistrzostw, w 2020 roku będący na szczycie w Polsce. Choć zakończone rozgrywki A.D. 2021 tyszanie skończyli z brązowym medalem, przykład zainteresowania ze strony Filipa pokazuje, że w mieście hokej ma spore tradycje i wielu zwolenników.
– Bardzo lubię hokej. Na Śląsku to jest popularny sport, zresztą wystarczy popatrzeć na rozstrzygnięcia mistrzostw Polski w ostatnich latach. W 2021 górą było Jastrzębie, a o brąz walczyły Tychy z Katowicami. Jedynie srebrna Cracovia była spoza śląskiego regionu – wylicza Filip, dodając po chwili: – Nie umiałbym jednak wskazać, czy jest jakaś dyscyplina sportu, której nie oglądałem. Pewnie musiałaby być już bardzo egzotyczna. Jestem takim sportowym świrem, który ogląda wszystko, co się da. Na czele listy jest piłka nożna do której słabością zaraził mnie mój tata. Ale inne sporty również lubię śledzić. Z tego powodu niezbyt szczęśliwa jest moja dziewczyna – uśmiecha się Filip.
Taka to już sportowa proza życia, chciałoby się napisać.
Dogadać się z dzieckiem
Filip do szesnastego roku życia trenował piłkę nożną w GKS Tychy. Przychodzi jednak taki moment, w którym trzeba decydować. Czy dalej warto, czy należy szukać innych rozwiązań niż zawodowa przygoda z futbolem. Nasz bohater określa się jako niezbyt zdolnego piłkarza, mającego głównie defensywne zadania. Na plus tzw. przegląd pola, na minus kwestia mobilności, boiskowej szybkości. Ostatecznie wyszło na to, że lepiej zacząć się rozglądać za czymś sportowo bliskim, żeby móc dalej czerpać energię z futbolu.
– Pomyślałem o zajęciach z dziećmi, które stawiają pierwsze piłkarskie kroki. Stanęło na Akademii Piłki Nożnej SMS Tychy, gdzie dostałem szansę, za którą jestem do teraz wdzięczny. Moim wychowawcą w szkole był ówczesny wiceprezes klubu. Zacząłem pomagać w miejskich imprezach, zabawy z boiskiem mobilnym, sporo atrakcji dla mieszkańców. Później się to przerodziło w propozycję działania z dzieciakami, bo widać było, że sprawia to frajdę obu stronom. Jedynie początkowo problemem był mój wiek – mówi Filip.
Okazuje się, że nasz bohater w roli trenera zaczął się udzielać mając zaledwie 16 lat. A żeby mieć pełnoprawną możliwość do opieki nad grupą, trzeba osiągnąć pełnoletniość. Z tego też względu dwa lata do „osiemnastki” Filip był asystentem przy bardziej doświadczonym szkoleniowcu, żeby złapać trenerskie doświadczenie.
– Obecnie zajmuję się najmłodszymi piłkarzami i piłkarkami. Grupa z roczników 2017 oraz 2016, gdzie trzeba mieć oczy dookoła głowy. Mówiąc obrazowo, sporo się dzieje. Ale nie chciałbym się z nikim zamienić. Dobrze się odnajduję w tych realiach – zauważa Filip.
Zapytany o to, jak dokładnie zapanować nad grupą czteroletnich dzieci, przyszłych Lewandowskich, Milików lub Pajor, które mają często inne, nazwijmy to – bardziej rekreacyjne priorytety – trener Lenkiewicz odpowiada wprost...
– Zajęcia to maksymalnie 50 minut. Czasem już nawet po pół godzinie pojawia się rozkojarzenie, zmęczenie. Pytania: Gdzie jest tata? Gdzie jest mama? To taki standard, który trzeba zrozumieć. Ale można znaleźć na to sposób. Moja dziewczyna się nawet śmiała, że ja już nawet lepiej rozumiem mowę czterolatków. Czasem któryś trochę sepleni, nie wszystko można wyłapać, ale ja już nie mam z tym problemu. Dobrze się dogadujemy i mamy sporo radości ze wspólnych zajęć z dzieciakami – kwituje Filip.
Warto też zauważyć, że na tym etapie szkolenia nie ma mowy o rywalizacji, która mogłaby jakkolwiek zniechęcić najmłodsze piłkarki i piłkarzy. Do turniejowego grania przystępują maluchy, które ukończą 6 lat. Rozgrywki odbywają się jednak bez tabel, miejsc, walki o to, kto lepszy, a kto gorszy. Każdy z uczestników i uczestniczek tego typu turniejów dostaje dokładnie taki sam medal. Liczy się uczestnictwo i trud włożony w występ na boisku. Zaszczepiając przy tym właściwe wzorce związane chociażby ze zdrowym trybem życia czy fair play.
Szczęście w (nie)szczęściu
Wyskakując z trenerskich butów warto zauważyć, że Filipowi od dłuższego czasu po głowie chodził wolontariat sportowy. W przypadku imprez związanych z Polskim Związkiem Piłki Nożnej była to jednak... trudna miłość. A wszystko za sprawą liczby prób, które Filip podjął, zanim jego wniosek przeszedł pozytywnie przez rekrutację.
– Udało się dopiero za siódmym razem. Z ciekawości sprawdziłem to przed naszą rozmową, sporo było tych niepowodzeń. Ale jednak, wreszcie dopiąłem swego! Podejrzewam, że słowo wsparcia od Piotra Solika, którego poznaliście już przy okazji opisywania historii wolontariuszy na stronie Łączy nas piłka, mogło pomóc na plus – przyznaje Filip.
Pomijając powody takiej serii nieudanych prób rekrutacji, warto docenić samozaparcie chłopaka ze Śląska, który próbował do skutku. Aż wreszcie zdołał pojawić się na meczu Polski ze Słowenią i to był przełomowy moment. Obecnie w planach jest finał Ligi Europy UEFA w Gdańsku (będzie odpowiedzialny za transport), gdzie wniosek naszego bohatera został pozytywnie rozpatrzony.
– Jak dostawałem negatywne odpowiedzi, mówiłem sobie, że już nie będę próbował, trudno... A później pojawiały się kolejne ogłoszenia, nowe fajne wydarzenia i tak, znowu chciałem tam być, wypełniałem wnioski i czekałem. Dodam jeszcze, że wielokrotnie zdarzało mi się czytać historie wolontariuszy na waszej stronie i to też dodatkowo rozbudzało wyobraźnię. Aż wreszcie, przyszła pozytywna odpowiedź! – z uśmiechem wspomina Filip.
Lenkiewicz zadebiutował w sektorze tzw. oprawy meczowej.
– To, gdzie będę nie miało wielkiego znaczenia. Choć przyznaję, jak usłyszałem, że mamy obłożyć 60 tysięcy krzesełek, to trochę mnie wmurowało – śmieje się nasz bohater, dodając: – Udało się to jednak zrealizować w jakieś pięć godzin. Człowiek czuł, że jest częścią tego wydarzenia. A pamiętam, że miałem okazję być na meczu Polski z Anglią, kiedy odwołano spotkanie ze względu na ulewę na Narodowym. Później Puchar Polski i tam też trochę się działo. Generalnie przyciągałem trochę nieszczęść, dlatego cieszę się, że ten debiut na wolontariacie był udany i szczęśliwy – wspomina Filip.
Organizacyjny dryg
Nasz bohater pomimo braku szczęścia przy rekrutacjach bezpośrednio z PZPN brał jednak udział w kilku wydarzeniach związanych z futbolem. I to w roli wolontariusza. Jedną z nich były mistrzostwa świata U-20 w 2019 roku, których Polska była gospodarzem. Za to wśród miast-gospodarzy nie zabrakło Tychów.
– Pamiętam, jak budowali nowy stadion w naszym mieście i każdy marzył, żeby kiedyś zagrać na nim, jako piłkarz GKS. Mnie się nie udało, ale mogłem uczestniczyć w mistrzostwach świata jako wolontariusz. Byłem opiekunem chłopców do podawania piłek, blisko boiska, fajnie się tam odnalazłem. Chciałem też być na mistrzostwach Europy U-21 w 2017 roku. Ale byłem jeszcze za młody na wolontariat, była jednak tam... moja ciocia! Tak zachwalała, że po prostu nie mogłem nie spróbować – zauważa Filip.
Docelowo nasz bohater chciałby rozwijać się w stronę organizacji wydarzeń sportowych. To kolejny z celów, które Filip chciałby osiągnąć w niedalekiej przyszłości.
– Aktualnie studiuję Zarządzanie na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Sport jest we mnie i chciałbym na pewno poznać jak najwięcej tego, co dzieje się "od kuchni" przy imprezach sportowych. Wolontariat też jest do tego świetną okazją. A kto wie, może kiedyś będę miał okazję przełożyć te doświadczenia na obecność i działanie w jakiejś większej organizacji. Na pewno bym chciał, a uporu mi nie brakuje! – kończy Lenkiewicz.
Maciej Piasecki