Aktualności
Wolontariusze, jesteście wielcy i tacy pozostańcie!
Międzynarodowy Dzień Wolontariusza to święto ustanowione aż 35 lat temu. Wszystko zaczęło się od rezolucji Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych, która 17 grudnia podjęła decyzję, że właśnie dwanaście dni wcześniej, tj. piątego dnia ostatniego miesiąca każdego roku, wolontariusze będą mieli swój święto.
Jak ważna jest rola wolontariuszy w funkcjonowaniu tych większych i mniejszych aktywności bądź wydarzeń, raczej nie trzeba nikogo przekonywać. Wspominaliśmy o tym jakiś czasu temu przy okazji próby zdefiniowania charakteru przykładowego wolontariusza. Słownik języka polskiego PWN podaje trzy znaczenia pojęcia słowa „wolontariusz”:
1. Osoba pracująca gdzieś dobrowolnie, bez wynagrodzenia, zwłaszcza opiekująca się nieuleczalnie chorymi lub niepełnosprawnymi ludźmi.
2. Praktykant pracujący bez wynagrodzenia w celu zaznajomienia się z zawodem.
3. Dawniej „ochotnik w wojsku”.
Najważniejsze cechy? Otwartość, komunikatywność, pracowitość, wielozadaniowość, sumienność, a do tego – uśmiech przyklejony do twarzy. Worek z cechami, które są potrzebne, na pewno przy tym nie przeszkadzając, jest całkiem pokaźnych rozmiarów. Istotne jest jednak to, że każdy może spróbować. I przekonać się, czy to jego bajka.
Myślenie wspierające
Jednym z flagowych turniejów Polskiego Związku Piłki Nożnej, w którym rola wolontariuszy jest niezmiernie istota, są dziecięce rozgrywki „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Postanowiliśmy na tym przykładzie podpytać trenerów o wolontariuszy. Czyli, trochę nietypowo, odwrócić sytuację względem naszych cotygodniowych historii.
– Mam sentyment do turnieju „Z Podwórka na Stadion o Pucharu Tymbarku”. Od niego zaczęła się moja przygoda z wolontariatem podczas wydarzeń organizowanych przez PZPN. Pierwszy raz byłem w 2015 roku. To już taka tradycja, że majówkę spędzam na PGE Narodowym. W 2019 roku byłem opiekunem chłopców z Tarnovii Tarnów. Cztery fantastyczne dni, kursowanie między obiektami Legii i Agrykoli. Ostatecznie „moja” drużyna zajęła czwarte miejsce. Najbardziej niewdzięczne dla sportowców, ale patrząc na liczbę drużyn z całej Polski, które biorą udział w turnieju, to duży sukces dla klubu z Tarnowa – mówi Patryk Grzelak, wolontariusz z Legionowa.
Właśnie o Patryku porozmawialiśmy z Michałem Bąkiem, trenerem grup młodzieżowych UKS Staszkówka Jelna. Rewelacyjnego pierwszoligowca na naszym żeńskim podwórku. – Wojtek Mróz, dziewczyny i ja, staramy się, żeby nasz klub był coraz mocniejszy. Obecnie mamy w swoich szeregach przeszło 130 zawodniczek. Ale nie ma co ukrywać, to właśnie podczas turnieju zaczęła się nasza historia. Pamiętam, że przygodę z tymi rozgrywkami zaczynaliśmy jeszcze podczas finałów w Ostródzie. Wtedy zajęliśmy czwarte miejsce w Polsce i to była duża energia do działania na przyszłość – uśmiecha się wspominając Bąk, dodając po chwili: – Pamiętam, jak pierwszy raz przyjechaliśmy do Warszawy na finały. To było wielkie święto dla drużyny z Małopolski, właściwie spod samych Tatr. Pogubilibyśmy się w tej stolicy, gdyby nie Patryk – kwituje trener.
Patryk Grzelak będąc opiekunem drużyny z Małopolski sprawdzał się bardzo dobrze.
– To po prostu pozytywna postać. Dużo nam pomagał, sama kwestia logistyki turnieju chwilami wydawała się trudna do ogarnięcia. A tu, dzięki Patrykowi, wszystko mieliśmy pod ręką. Od załatwiania obiadów, poprzez kwestie umiejscowienia obiektu, gdzie gramy, transportu, itd. To może banalnie brzmi, ale jak człowiek jest zajęty emocjami związanymi z meczem, prowadzeniem drużyny, to sporo może uciec z głowy. Z Patrykiem złapaliśmy fajny przyjacielski kontakt. Gdybym miał w jednym zdaniu określić jego wsparcie, w momencie emocji i sportowej rywalizacji, po prostu myślał za nas. O tym, co później, co istotne, co może nam pomóc. To bezcenne wsparcie – opisuje Bąk.
„Menago” ze sztabu szkoleniowego
Warto przypomnieć, że ogólnopolski turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” jest największym turniejem piłkarskim dla dzieci w Europie, w którym do tej pory wzięło udział grubo ponad milion dziewcząt i chłopców z całego kraju. To właśnie podczas tych rozgrywek wielu na dobre zaczynało swoje piłkarskie kariery.
Jedną ze zwycięskich drużyn, zapisanych w historii turnieju, jest UKS Ząbkovia Ząbki. Trener Marcin Wojda wspomina współpracę z wolontariuszem, Damianem Bartnickim. – Pamiętam jak pierwszy raz Damian do nas podszedł i przedstawił się jako nasz opiekun. To było coś zupełnie nowego i muszę szczerze przyznać, pomyślałem sobie: po co nam on? – śmieje się trener podwarszawskiego klubu. Szybko okazało się jednak, że zarówno ze szkoleniowcem, jak i drużyną, Bartnicki złapał bardzo dobry kontakt. – Błyskawicznie wyszło na to, że z takiego zabawnego, nieco zdystansowanego początku, Damian stał się w naszej drużynie wręcz niezbędny. Później pukałem się w głowę, jak mogłem żyć podczas turnieju bez takiej pomocy. Inna sprawa, że właśnie podczas rozgrywek takie wsparcie ze strony wolontariuszy jest wyraźnie odczuwalne. Świetnie, że trafiliśmy na takiego Damiana. Awansował dość szybko, najpierw na naszego nieoficjalnego fotografa – w czasie wolnym – a następnie dostał ksywę „menago” i był też talizmanem zespołu – uśmiecha się Wojda.
UKS Ząbkovia Ząbki dwukrotnie zwyciężył w turnieju, a Bartnicki opiekował się zespołem przez cztery edycje. Zaczęło się bowiem od 2014 roku i przegranego 0:1 wielkiego finału. Identycznie było rok później w podejściu numer dwa.
– Pamiętam jak Damian po pierwszej porażce spojrzał na nas i powiedział: spokojnie, za rok też będę, wtedy wygramy! I rzeczywiście, przyjeżdżamy, a przed nami stoi Damian. Cieszyliśmy się z tego spotkania. Ale znowu przegraliśmy w finale 0:1. Wtedy padło słynne: do trzech razy sztuka, za rok się uda, znowu będę z wami. I faktycznie, powtórka scenariusza, znowu Damian jest naszym opiekunem. Wtedy nie mogliśmy już tego nie wygrać! A jak już dobrze szło, to nie ma co zmieniać, dlatego w kolejnym podejściu ponownie udało nam się stworzyć team – wspomina z radością trener UKS Ząbkovii.
Bartnicki był talizmanem, który przynosił szczęście, ale nie można zapomnieć o kwestii pomocy i wsparcia dla drużyny. Tym bardziej, że do zrobienia było całkiem sporo.
– Dziewczyny bardzo Damiana polubiły. Swoją osobowością przyciągał do siebie. Po godzinach próbował swoich sił na boisku. Było wesoło! Jak przyszło co do czego, to jednak wyszło, że zdecydowanie bliżej mu do siatkówki, której jest kibicem. A tak już na poważnie, fajne było też to, że poza logistyką, Damian był pod ręką przy noszeniu piłek, pomagał przy sprzęcie i drużynie. Ja śmiało mogę przyznać, że był członkiem sztabu szkoleniowego. Tak go traktowałem – dodaje Wojda.
Oby jak najszybciej wrócić!
Sytuacja z COVID-19 nie ułatwia funkcjonowania również wolontariuszom. Wszyscy tęsknią za imprezami, w tym oczywiście za największym dziecięcym turniejem w Europie.
– Tak naprawdę to jest turniej, którym możemy się chwalić zagranicą. Otoczka, świetni ludzie, również ci znani ze świata sportu. W tym wszystkim wolontariusze stanowią fundament codziennego funkcjonowania. Dlatego właśnie uważam, że tacy ludzie są niezbędni. Wystarczy spojrzeć na to, jak działają w trakcie dnia, godzinowo. Damian pojawiał się na naszej porannej odprawie o 8-9 rano, później wyjazd na stadion, cały dzień tam i powrót około 18-19. Wolontariat to jest taka praca, którą trzeba traktować bezinteresownie, ale z dużą radością. I to w tych ludziach widać, mogę mówić na przykładzie Damiana. Nawet jeśli było chwilami bardzo intensywnie, na końcu brał na siebie organizację naszego „życia dookoła”, mówiąc: nie martwcie się, ja to załatwię. Złoty gość – kwituje trener Ząbkovii.
I tacy właśnie są wolontariusze. Pozostaje liczyć, że już w niedalekiej przyszłości ponownie będziemy mogli cieszyć się wydarzeniami, które będą wyglądały tak, jak dawniej. A nawet jeśli okaże się, że rzeczywistość będzie inna, to na nich i tak będzie można liczyć. Zgodnie z zasadami, które trzeba będzie wcielić w życie, aby dalej funkcjonować.
Dziękujemy Wam i z okazji Waszego święta życzymy wszystkiego, co najlepsze!
Maciej Piasecki