Aktualności

Nowy świat wolontariatu oczami Marceliny Cimoch

Wolontariat31.03.2021 

Rzadko się zdarza, żeby piłkarska reprezentacja Polski zagrała w Warszawie, a miejscem spotkania nie był PGE Narodowy. Rzeczywistość COVID-19 sprawiła jednak, że „piłkarski dom” zamienił się w szpital tymczasowy, a futbol zagościł na stadionie Legii. A skoro reprezentacyjny mecz, to oczywiście nie mogło zabraknąć wolontariuszy.

Emocje związane z meczem eliminacji mistrzostw świata w Katarze (2022) przedstawimy oczami Marceliny Cimoch. Rodowitej łodzianki, która ma za sobą już kilka wolontariatów i z chęcią dołączyła do grupy, która zajmowała się organizacją warszawskiego wydarzenia.

– Sportowo debiutowałam podczas mistrzostw świata U-20 w 2019 roku. Moim drugim domem stał się wówczas stadion Widzewa Łódź. Gdybym miała zliczyć okres spędzony przy turnieju, wyszłyby dwa miesiące. Ale to był świetny czas! Poznałam wolontariat sportowy, który dał mi naprawdę sporo satysfakcji. A dodatkowo to też zupełnie inna charakterystyka w stosunku do tego, co robiłam wcześniej, wspierając np. działania fundacji, pomagając przy WOŚP, itd. Sport dokłada jeszcze dodatkowych emocji – uśmiecha się łodzianka.

Dodajmy, Marcelina przy pytaniu o klubową sympatię z rodzinnego miasta, zdecydowanie wybiera Widzew. Odpowiedź oczywista, tym bardziej że brat naszej bohaterki jest zdeklarowanym kibicem klubu ze stadionu przy alei Piłsudskiego.

– Brat nawet trochę kręcił nosem, kiedy wyjeżdżałam do Warszawy na Legię, żeby pomóc przy wolontariacie. Oczywiście nie było w tym jakiejś kibicowskiej nienawiści, bardziej lekka złośliwość, że jak to tak, jechać „na Legię” – śmieje się Cimoch.

Ostatecznie jednak brat wypuścił swoją siostrę, bo przecież reprezentacja Polski to dobro narodowe. A pomaganie przy takich wydarzeniach, to spora gratka, niezależnie od tego, w jakich czasach przyszło nam funkcjonować.

Gra według reguł

W przypadku mistrzostw świata U-20 Marcelina była zaangażowana w tzw. ticketing. Co więcej, była liderką tego działu, więc mówiąc krótko, było co robić. Nieco inaczej było w przypadku meczu Polski z Andorą na stadionie Legii. Choć nie było leniwie. Bardziej mowa o zupełnie innej atmosferze, pozbawionej mocnego „argumentu” spotkań kadry. Kibiców.

– W okresie walki z COVID-19 było dużo mniej okazji do pomocy w wolontariacie, dodatkowo mało było też szans, żeby znaleźć coś bliżej Łodzi. Kiedy pojawiła się opcja w Warszawie, od razu się zdecydowałam. Byłam ciekawa, jak to będzie wyglądało, mając doświadczenia z meczami reprezentacji jeszcze sprzed pandemii – mówi nasza bohaterka.

Marcelina podczas meczu z Andorą była wolontariuszką w biurze prasowym.

– Mieliśmy mniej pracy niż zazwyczaj. Dla porównania, wcześniej będąc wolontariuszką w biurze prasowym zazwyczaj mieliśmy listę nazwisk do wydania kamizelek dla mediów zajmującą jakieś sześć-siedem stron A4. Tym razem były tylko dwie – wylicza Cimoch.

Było ciszej i spokojniej. Choć nie brakowało obowiązków, które przywracały wspomnienia z okresu, kiedy było inaczej. Niekoniecznie określając, czy lepiej, czy gorzej.

– Na pewno wtedy było życie bez maseczki. Ale teraz człowiek już się przyzwyczaił do pewnych stałych elementów codzienności. Ochroniarz mierzący temperaturę, reżim sanitarny, dezynfekcja, maseczki. Właściwie ściągaliśmy je tylko przy posiłkach, na kilkanaście minut. Każdy przestrzegał, wiedział, że robi to nie tylko dla siebie, ale dla innych. Tak samo jak o wolontariuszach, mogę mówić o przedstawicielach mediów. Naprawdę cieszy to, że nie trzeba było interweniować, bo ktoś nie przestrzegał reguł – zauważa Marcelina.

Siła PGE Narodowego

Reprezentacja Polski powróciła na stadion Legii Warszawa z oficjalnym meczem po dziewięciu latach przerwy. 2 czerwca 2012 roku Polacy zagrali po raz ostatni na obiekcie przy Łazienkowskiej, a rywalem była... jakżeby inaczej, Andora! Łącznie nasza kadra zagrała w tym miejscu 73 mecze. Bilans po niedzielnej wygranej brzmi: 40 zwycięstw, 12 remisów i 21 porażek (gole 142:90).

– Wizyta na stadionie Legii to była dla mnie nowość. Na PGE Narodowym czuję się dużo swobodniej, znając dobrze ten obiekt. Ale z drugiej strony spodobało mi się poznawanie nowego stadionu, to fajne doświadczenie. Chyba pójdę za ciosem i będę zaliczać kolejne obiekty, żeby poznać i pozwiedzać przy okazji kolejnych imprez – uśmiecha się Marcelina.

A gdyby miała wybrać: stadion Widzewa, Legii czy PGE Narodowy, jako swój ulubiony?

– Postawiłabym na PGE Narodowy. Stadion Widzewa znam jak własną kieszeń. Po spędzeniu tam dwóch miesięcy, dzień w dzień, mogę w kilka sekund znaleźć najszybszą drogę do znalezienia się w potrzebnym miejscu. Obiekt Legii też da się lubić. Ale to PGE Narodowy ma swój niepowtarzalny klimat. Jest przede wszystkim dużo większy i kiedy kibice pojawiają się na trybunach, czuć atmosferę wielkiego święta. Największego takiego w Polsce, patrząc na to, z jak dużym obiektem mamy do czynienia – zauważa Cimoch.

Brak kibiców mocno doskwierał w meczu z Andorą?

– Pamiętam taką scenę, ukazującą pustkę... Akurat zaczął się mecz i wyszliśmy zobaczyć, jak to wygląda, na trybuny. Niby człowiek się spodziewał, ale było wyjątkowo pusto. Jedynie słyszalne były krzyki z boiska, czy to piłkarzy, czy trenerów. Patrząc na to, że rok innego, nowego życia za nami, to nie powinna być niespodzianka. Nie jest też tak, że ta pustka jest czymś najgorszym, co mogło nas spotkać. Bo jednak są mecze, sport żyje, my możemy brać udział w wydarzeniach jako wolontariusze, pomagać w organizacji. Po prostu, to taka scena, widok, który na pewno zapamiętam – dodaje Marcelina.

Do zobaczenia w Gdańsku!

Nasza bohaterka ma kolejne plany związane z wolontariatem. Tak jak wspominała, po meczu z Andorą i wizycie na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej pojawiła się dodatkowa motywacja do przecierania nowych, sportowych szlaków.

– Wybieram się do Gdańska na finał Ligi Europy UEFA. Byłam zresztą rekruterką, przeprowadziłam około 40 rozmów. Rozmawialiśmy właściwie w rytmie od poniedziałku do soboty, było co robić, ale to był ciekawy, aktywny czas. Dobre doświadczenie, które również przekonało mnie, że skoro już poznałam tyle ludzi, to warto by się było spotkać z niektórymi w Gdańsku. A dodatkowo poznać kolejny obiekt sportowy, przeżyć przygodę. Pozytywnie zapatruję się na ten gdański finał – kwituje Cimoch.  

Zatem choć sporo się zmieniło, niezmienne pozostaje pozytywne nastawienie. Ze spojrzeniem w przyszłość z przekonaniem, że będzie lepiej. A kolejne plany zostaną zrealizowane.

Maciej Piasecki

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności