Aktualności

Miłość od pierwszego turnieju. Historia Magdy Mielewczyk

Wolontariat12.01.2021 
Nowy rok otwieramy historią pełną uśmiechu oraz anegdot, którymi śmiało można obdarować kilka życiorysów. Magda Mielewczyk to postać mająca sportową duszę. Jej życiowe losy połączyły koszykówkę i siatkówkę, a całość została zmieszana z ukochanym turniejem piłkarskim. Jak widać, wolontariat bywa nieoczywisty!

A wszystko zaczęło się w Piasecznie. To właśnie z tego podwarszawskiego miasta wywodzi się Magda Mielewczyk. Naturalnym krokiem w stronę dalszego rozwoju był wyjazd do stolicy. Najpierw studia, a następnie praca zawodowa, która wiąże się z kolejnymi wyprawami, już w ogólnopolskim wydaniu. Zanim jednak Magda na dobre zaczęła stawiać sobie zawodowe wyzwania, jeszcze w Piasecznie zasmakowała wolontariatu.

– Musiałam trochę poszukać w głowie, kiedy tak właściwie to się zaczęło, ale stawiam na okres gimnazjum i liceum. Byłam zaangażowana w zbiórki pieniędzy dla takich organizacji jak Caritas czy Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia. Pamiętam też, że pakowaliśmy paczki świąteczne dla Domów Dziecka – wspomina Magda.

Za to na warszawskiej ziemi punktem startowym był maraton w 2013 roku. Jeszcze w ramach uczelnianych „obowiązków”, Mielewczyk pojawiła się jako kierownik sekcji koszykówki AZS warszawskiej SGGW. Zadaniem była organizacja w punkcie odżywczym na trasie maratonu. Pracy sporo, bo trzeba było zadbać o niezbędne nawodnienie sporej rzeszy uczestników.

Siatkówka numerem jeden

Podawanie kubeczków z nalaną wcześniej wodą może nie brzmi jak zadanie marzeń, ale właśnie to w połączeniu ze sportową atmosferą wydarzenia, okazało się być przyczynkiem do dalszej aktywności naszej bohaterki. Trzy miesiące po warszawskim maratonie Magda w charakterze wolontariusza wzięła udział w treningu, podczas którego główną rolę odgrywał Marcin Możdżonek. Siatkarz, który rok później sięgnął po złoty medal mistrzostw świata.

– Jestem mocno sportowym człowiekiem. Od szóstej klasy podstawówki trenowałam koszykówkę, właściwie skończyłam w momencie zakończenia studiów. Udało się nawet zdobyć złoty medal na mistrzowskiej imprezie. To były mistrzostwa Polski uczelni społeczno-przyrodniczych. Śmieję się, że gdybym trenowała inny sport, może osiągnęłabym jeszcze więcej. Będąc w klasie sportowej próbowałam różnych dyscyplin, była piłka ręczna, grałam też w siatkówkę. I chyba tę ostatnią wybrałabym jako swoją ulubioną – przyznaje Magda.

Okazja do bycia częścią treningu ze znanym siatkarzem była zatem sporą gratką. Całość cyklicznie organizowała Fundacja Citius Altius Fortius. Magda po raz pierwszy była wolontariuszem w edycji z 2013 roku, natomiast rok wcześniej z Marcinem Możdżonkiem trenowała siostra naszej bohaterki. Niekoniecznie dosłownie, w jednej parze z ówczesnym kapitanem reprezentacji Polski, ale rodzinny udział sióstr Mielewczyk warto odnotować.

– Na trening dostałam się szczęśliwie, bo dwa dni przed wydarzeniem wypadła jedna z osób. Koordynatorka wolontariatu zadzwoniła do mnie pytając, czy chcę wypełnić tę lukę. A ja? Zgodziłam się i skakałam z radości, że dostałam się na ten wolontariat! – uśmiecha się Mielewczyk, dodając: – Łącznie było 130 dzieci podzielonych na siedem grup. Każda z nich trenowała innych siatkarski element. Grupa miała swojego wolontariusza. Mając trochę siatkarskiego doświadczenia podpowiadałam młodym uczestnikom, jak mają układać ręce, żeby zagrać dobrze technicznie. Poznałam podczas tej imprezy wspaniałych ludzi. Zaczęliśmy się wkrótce spotykać nie tylko przy okazji wydarzeń sportowych, ale też poza nimi, łapiąc super kontakt – kwituje Magda.

Turniejowe obowiązki cioci Magdy

Kolejny rok i kolejny maraton, podczas którego zapadła ważna decyzja. Magda zdecydowała się na udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

– I jak pojawiłam się na pierwszej edycji w 2014 roku, tak zostałam. Pamiętam dokładnie, że naszymi koordynatorkami były Agata Kozieł i Agnieszka Dunin. Pierwsze finały były na obiektach Polonii Warszawa. 64 drużyny, ja miałam opiekować się aż czterema. Patrząc na to dzisiaj, było to karkołomne wyzwanie. Biegałam wszędzie i po całym dniu nie do końca wiedziałam, jak się nazywam – śmieje się wspominając nasza bohaterka.

Skoro cztery drużyny podczas jednego turnieju, nasuwa się pytanie, czy nie było problemów z pokrywającymi się meczami?

– Radziłam sobie sposobem. Dawkowałam emocje, będąc przez pół pierwszej połowy w jednym miejscu, później w drugim, a jeszcze zostawała druga część meczu i też można było zobaczyć pozostałe drużyny. Dzięki temu byłam ze wszystkimi, to dla moich zespołów było bardzo ważne. Tamten turniej na pewno nauczył nas, że potrzebna jest większa liczba wolontariuszy. Kolejne edycje były już pod tym względem bardziej rozbudowane. Trzeba tego posmakować, przekonać się, jaką frajdą jest ten turniej. Odkąd pojawiłam się na nim pierwszy raz, nie opuściłam żadnego. Nawet jeśli pojawiam się na jeden dzień, tak jak w 2019 roku – mówi Magda.

Wolontariusze i drużyny potrafią się ze sobą mocno związać. Mielewczyk od pierwszej edycji „opiekuje się” ulubioną drużyną z województwa warmińsko-mazurskiego. Organizowany przez PZPN turniej dla dzieci to miejsce, gdzie poza wyjątkową atmosferą, wszyscy uczestnicy potyczek turnieju finałowego są zwycięzcami. 

– Mam świetne wspomnienia z turnieju. W trakcie meczów zawodniczki często siedziały przy mnie wtulone, nierzadko nazywając mnie „ciocią”. Bo to ogromne rozgrywki, gdzie przecież dziecko też potrzebuje takiego wsparcia. Podczas trzeciej edycji zostałam także wyróżniona przez Magdę Urbańską, kiedy w dzień finału wraz z operatorem z ramienia PGE Narodowego, obsługiwałam telebim podczas trwania decydujących rozgrywek. Od tamtej pory, zawsze 2 maja, jest to moje dodatkowe zadanie. Kiedy w 2019 roku ze względu na obowiązki zawodowe nie mogłam uczestniczyć w turnieju jako opiekun, dzięki tej dodatkowej roli mogłam działać przy organizacji turnieju – wspomina Mielewczyk. 

Czy brakowało turnieju w 2020 roku?

– To pytanie retoryczne! Majówki od sześciu lat miały swój naturalny przebieg, właśnie turniejowo. A tu nagle okazuje się, że mamy otwarcie maja i nie trzeba być o siódmej rano w hotelu, nie witamy się z drużyną, nie zaczynamy rozgrywek… Bardzo szkoda, ale dla pocieszenia, obejrzałam sobie zdjęcia z poprzednich edycji – przyznaje Magda.

Kawa w biurze, wizyta w szatni

Inną ciekawą imprezą, w której wzięła udział nasza bohaterka, był finał Ligi Europy UEFA 2015, rozegrany w Warszawie. PGE Narodowy stał się areną drugiej co do ważności, finałowej imprezy rozgrywek pucharowych, w których biorą udział europejskie kluby.

– Pomagałyśmy przy biurze komitetu organizacyjnego UEFA. W trakcie takiego wydarzenia przewija się ponad sto osób z całego świata, odpowiedzialnych za każdy milimetr organizacji danego eventu. Nie zapomnę rozmowy z głównym delegatem UEFA, odpowiedzialnym właśnie za biuro. Zapytał nas, co jest najważniejsze w takim miejscu. Zaczęłam odpowiadać, że stoliki, krzesła, prąd, połączenie internetowe, tablica. W odpowiedzi stwierdził z uśmiechem, że nie mamy racji. Najważniejsza w biurze jest kawa! – śmieje się Magda, dodając: – Ruszyłyśmy zatem do galerii handlowej kupić kilka ekspresów, a przy okazji wykupiłyśmy chyba wszystkie „kapsułki”, które rozeszły się błyskawicznie. W trakcie 10 dni przygotowań do meczu wyczyściłyśmy półki kilku galerii handlowych. Okazało się, że faktycznie, kawa to podstawa dobrej organizacji. 

Magda miała też okazję zajrzeć do szatni zespołów zarówno w przeddzień meczu, jak i kilka godzin przez pierwszym, finałowym gwizdkiem.

– Niewiele osób ma taką okazję, to była dla nas spora gratka, widzieć od środka takie miejsce. Byłyśmy odpowiedzialne za wyposażenie pomieszczeń strefy zawodniczej zgodnie z zamówieniami złożonymi przez zespoły. Wszystko musiało być gotowe na kilka godzin przed pojawieniem się zawodników w obiekcie. Co ciekawe, jak byłyśmy w szatni po treningu, zawodnicy Dnipro Dniepropietrowsk wszystko pozabierali, zostawiając porządek. Zupełnie inaczej w szatni Sevilli, zawodnicy zostawili swoje rzeczy, a w sposobie ich ułożenia widać było hiszpańską duszę. Ale mieli do tego prawo, zarówno jedni, jak i drudzy. W końcu to ich sportowe miejsce na stadionie – zauważa Magda. 

Wolontariuszem się jest!

Mielewczyk brała udział jeszcze w wielu innych wolontariatach na przestrzeni minionych lat. Była nawet wyprawa do Chorwacji na European Universities Games (Europejskie Igrzyska Uniwersyteckie). Imprezę, którą śmiało można porównać do The World Games. Choć pod względem organizacyjnym Chorwaci na pewno wypadli gorzej od Polaków, co z przymrużeniem oka podkreśla nasza bohaterka.

Magda angażowała się wolontariacko w szereg imprez realizowanych na PGE Narodowym. Dodatkowo przez cztery sezony działała przy AZS Politechnika Warszawska (obecnie VERVA Warszawa ORLEN Paliwa), występującej w PlusLidze. Od dwóch lat pracuje również wraz z Fundacją Citius Altius Fortius przy organizacji campów „Szyjemy Sport na Miarę”.

– Aktualnie jestem handlowcem, ale wolontariat dał mi bardzo wiele. Skuteczne reagowanie na nieoczekiwane sytuacje, większa komunikatywność, organizacja pracy, wreszcie umiejętność współpracy w zespole i zarządzania takowym. Wolontariat pokazał mi też jak ważni są ludzie, ile zależy od ich motywacji i chęci do pomocy. To był fantastyczny sposób spędzenia wolnego czasu i budowania doświadczenia zawodowego. Choć czasu mam coraz mniej na taką aktywność, to w myśl zasady, że wolontariuszem się jest, a nie bywa, znalazłam na to kilka sposobów. Jednym z nich jest obcięcie włosów w ramach akcji „Daj Włos!” dla Fundacji Rak’n’Roll. Zrobiłam to w poprzednim roku, zrobię i następnym, jak tylko włosy odrosną! – kwituje nasza bohaterka.

Maciej Piasecki

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności