Aktualności
Mateusz miał tylko spróbować, a zaraził się wolontariacką pasją
Gdy zapisywał się na swój pierwszy wolontariat, nie spodziewał się, że będzie to zaledwie początek wielkiej przygody. Teraz ma na koncie około 20 różnych wydarzeń i ani myśli o zaprzestaniu dodawania kolejnych. Poznajcie Mateusza Sitko – 26-latka z Mysłowic, który – pomimo niespełna dwuletniego stażu w wolontariacie – opowiadać mógłby tak długo, że starczyłoby na cały cykl podobnych artykułów!
Swoją wolontariacką przygodę Mateusz rozpoczął niemal dwa lata temu, gdy w serwisie Twitter trafił na ogłoszenie rekrutacyjne na Mistrzostwa Europy UEFA U-21 Polska 2017. – Kliknąłem w tę ofertę, przeczytałem, że można zobaczyć, jak wygląda organizacja takiego turnieju od wewnątrz i pomyślałem „co mi szkodzi, zapiszę się” – wspomina Mateusz, który kilkanaście tygodni później został zaproszony na rozmowę rekrutacyjną i nie ukrywa, że był nią nieco zaskoczony. – Myślałem, że przyjdzie mi stanąć przed czymś w rodzaju komisji, jakimś zespołem rekruterów, a była to rozmowa z chłopakiem młodszym ode mnie. Teraz już dobrze się znamy, on także jest wolontariuszem, a ja wiem, że podczas rekrutacji nie ma czym się stresować.
Młodzieżowe Euro było pierwszą imprezą, na którą Mateusz się zapisał, ale nie tam zebrał swoje pierwsze, wolontariackie szlify. – Na U-21 zgłosiłem się w grudniu 2016 roku. Od tego momentu zacząłem poznawać coraz więcej ludzi związanych z wolontariatem, a oni wskazywali mi kolejne imprezy, w których można pomóc. I uzależniłem się! W marcu 2017 roku zapisałem się na imprezę „Aleja Gwiazd Siatkówki”, podczas której odsłaniane były tablice pamiątkowe siatkarzy na rynku w Katowicach. Ona odbyła się nieco przed Euro. A potem były kolejne imprezy… Tour de Pologne, Bieg Mikołajkowy, maraton śląski i inne związane głównie z bieganiem i szachami. Ostatnio liczyłem, że na koncie mam około 20 różnych wydarzeń.
Mateusz od dziecka chciał być piłkarzem. Życie napisało nieco inny scenariusz, ale piłka nożna wciąż jest bliska jego sercu, dlatego debiut w roli wolontariusza na meczu reprezentacji Polski był tylko kwestią czasu. Nastąpił niedawno, 14 października podczas spotkania Polska – Włochy w Lidze Narodów.
FOTO: Archiwum prywatne
– Byłem wolontariuszem informacyjnym. Pomagałem kibicom odnaleźć się na stadionie, wskazywałem wejścia na sektory, pisałem dzieciom numer telefonu rodzica na opaskach. Wcześniej, od godz. 8 do 16, pomagałem rozkładać na krzesełkach folie do oprawy meczowej. Przyznaję, to bardzo ciężka praca, ale satysfakcja z efektu jest olbrzymia! Widok gigantycznej flagi, pojawiającej się podczas hymnu narodowego, sprawia, że w jednej sekundzie wraca cała energia, którą włożyłeś w przygotowania. To niesamowite uczucie i najlepsza zapłata, jaką sobie można wyobrazić.
Wcześniej Mateusz jeździł na mecze reprezentacji jako kibic. Zaczęło się od spotkania z Finlandią we Wrocławiu w marcu 2016 roku. Później był mecz z Holandią w Gdańsku, potyczka z Rumunią w Warszawie oraz spotkania z Koreą Południową i Portugalią w Chorzowie. Jednak prawdziwą przygodę życia przeżył w Rosji, dokąd udał się zobaczyć mecz tegorocznych mistrzostw świata Polska – Japonia.
FOTO: Archiwum prywatne
– Wylosowałem bilet, ale nie mogłem znaleźć nikogo znajomego, kto również jechałby do Wołgogradu. Tego samego dnia, w którym postanowiłem zrezygnować, odezwała się do mnie koleżanka, mówiąc, że nasz wspólny znajomy, Tomasz Karnia, też ma bilet i szuka kompana. Zdzwoniłem się z Tomkiem, on nie ma Facebooka, i pojechaliśmy razem – opowiada Mateusz.
– To była niesamowita wyprawa. Pierwszego dnia lecieliśmy przez Wiedeń do Moskwy. Potem spędziliśmy 25 godzin w pociągu do Wołgogradu. Na miejscu spędziliśmy dzień na zwiedzaniu i oczywiście meczu, a potem znów 25 godzin w pociągu i przelot do Polski. W sumie pięć dni bez choćby jednego noclegu w hotelu. Dobrze, że w pociągu były wagony sypialne – relacjonuje 26-latek z Mysłowic.
Upalna pogoda panująca w Rosji – 39 stopni Celsjusza w cieniu i słońce świecące wprost w sektor zajmowany przez polskich kibiców – nakłoniła Mateusza i Tomka do zajęcia miejsc w sektorze miejscowych kibiców. Wraz z końcem pierwszej połowy panowie uznali, że czas wrócić na swoje miejsca, żeby nikt nie miał do nich pretensji. Powrót trwał jednak nadspodziewanie długo…
– Odwróciliśmy się z Tomkiem w stronę wyjścia, patrzymy, a tu olbrzymia kolejka rosyjskich kibiców, którzy chcieli zrobić sobie z nami zdjęcie, porozmawiać, przywitać się. Chętnych było tylu, że straciliśmy część drugiej połowy. Czuliśmy się wtedy jak jakieś gwiazdy rocka. Był tam też pewien chłopiec, mógł mieć 5-6 lat, który cały czas głośno dopingował „Polsza, Polsza”. Mamy z nim zdjęcie. Tomek dał mu smyczkę z logo PZPN a ja szalik naszej reprezentacji. W podziękowaniu dostaliśmy monety, które były bite specjalnie na mistrzostwa. Oczywiście zachowałem je, są wspaniałą pamiątką – wspomina Mateusz.
FOTO: Archiwum prywatne
Po niedawnym debiucie w meczu z Włochami nasz rozmówca zamierza pójść za ciosem i złożyć wniosek rekrutacyjny na spotkanie Polska – Czechy, które odbędzie się w Gdańsku w połowie listopada. Aplikację na Mistrzostwa Świata FIFA U-20 Polska 2019 złożył już dawno, bo z doświadczenia z młodzieżowego Euro wie, jaka atmosfera towarzyszy takim turniejom.
– Pamiętam, jak po półfinałowym meczu Anglia – Niemcy urządziliśmy sobie grę na parkingu na tyłach stadionu. Graliśmy od bramy do bramy. Wszyscy! Wolontariusze, obsługa stadionu, koordynatorzy, liderzy, czyli „ważniacy w garniturach”, jak sobie wtedy żartobliwie mówiliśmy. Wszyscy razem, jak przyjaciele z podwórka, biegaliśmy za piłką, mając z tego olbrzymią przyjemność. Jestem pewien, że każdy, kto tam był i brał udział, potwierdzi słowa, że było to coś wspaniałego.
W czerwcu tego roku 26-letni wolontariusz z Mysłowic, razem ze znajomymi z Górnego Śląska, założył grupę „SilesianWolo”, którą można śledzić na Facebooku i Instagramie. Zrzesza ona osoby gotowe do włączania się w akcje wolontariackie w regionie śląskim. I pomyśleć, że młodzieżowe Euro, od którego wszystko się zaczęło, miało być jednocześnie początkiem i końcem tej przygody…
– Plan był taki, że zapiszę się na ten turniej, zobaczę, jak to wygląda i tyle. Nie przypuszczałem, że poznam tak wiele wspaniałych osób, które pociągną mnie za sobą na kolejne imprezy. Ci ludzie zarażają swoją pasją. Jesteśmy jedną, wielką rodziną. Każdy z nas jest inny, a jednocześnie wiesz, że cenimy te same wartości i mamy podobne podejście do życia. To się czuje. To tak, jakbyś spotkał w jednym miejscu 40 bratnich dusz! – mówi Mateusz.
– Wiesz, nie tak dawno temu, podczas maratonu śląskiego, rozmawiałem z naszym koordynatorem o tym, co tak naprawdę napędza wolontariat. On w swoim podsumowaniu napisał, że… Tego się nie da opisać. Po prostu „przyjdź, zobacz, a sam się przekonasz”. I tak dokładnie jest z wolontariatem. Przyjdź, zobacz, a sam się przekonasz – kończy Mateusz.
Karol Kulpa