Aktualności
Marzenia? Wszystko zależy od nas! Historia Oli Wizor
Nasza bohaterka pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego. To tam zresztą przebywała w okresie świątecznym, przyznając otwarcie, że po kilku dniach wolnego od pracy, trudno jest jej usiedzieć w jednym miejscu. – Jestem trochę małomiasteczkową dziewczyną. Z drugiej strony, uwielbiam duże miasta – uśmiecha się Ola.
Z Tomaszowa Mazowieckiego jest blisko zarówno do Łodzi, jak i do Warszawy. Ola szybko założyła sobie tzw. plan B, związany z przyszłością. Mowa o studiach na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie wybór padł na kierunek: Finanse, Rachunkowość i Ubezpieczenia. Naczynia połączone spod znaku nauk ścisłych, do których nasza bohaterka od zawsze miała smykałkę. – Najczęściej mówiąc o moim kierunku studiów, ludzie reagują ze sporym zaskoczeniem. Zwłaszcza jeśli nie znali mnie wcześniej, zanim zaczęłam na dobre udzielać się w sporcie. Uczyłam się jednak bardzo dobrze, szczególnie lubiłam przedmioty ścisłe, najbardziej matematykę. Decyzja o kierunku Finanse, Rachunkowość i Ubezpieczenia, to faktycznie był tzw. plan B, gdyby nie powiodło się w sporcie – dodaje Wizor.
Lekkoatletyczny kawałek życia
Wygrał jednak sport. Trudno się temu dziwić, gdyż bohaterka naszej historii swoją sportową duszę pielęgnowała od najmłodszych lat. Intensywny tryb życia, treningi, a także zwyczajne, codzienne aktywności, to kilka stałych scenariuszy. Zmieniały się właściwie tylko formy funkcjonowania w sporcie.
– Taniec, piłka ręczna, siatkówka, wreszcie lekkoatletyka. Próbowałam różnych dyscyplin sportowych, ale najdłużej trenowałam tą ostatnią. Prawie osiem lat, choć aktualnie robię to już głównie dla siebie. Skończyłam z zawodowym uprawianiem sportu. Do lekkoatletyki zawsze będę miała jednak duży sentyment. Nie mogę też zapomnieć o piłce nożnej. To głównie dzięki bratu oraz tacie, z którymi oglądałam wiele meczów i po prostu, trzeba się było orientować w futbolu. Ale robiłam to z przyjemnością. Duch sportowej rywalizacji jest tu najważniejszy, niezależnie od dyscypliny – uśmiecha się nasza bohaterka.
Ola Wizor trenowała wielobój. Zapytana o kolejność najbardziej ulubionych konkurencji lekkoatletycznych, wymienia: skok w dal, rzut oszczepem oraz skok wzwyż. Najlepiej szło w ostatniej z wymienionych. Wizor swego czasu równała się nawet z dziewczynami, które na co dzień trenowały tylko skok wzwyż, co – biorąc pod uwagę obciążenia przy trenowaniu wieloboju i rozproszeniu akcentów na kilka konkurencji – jest rzadko spotykane.
Ostatecznie jednak Ola skończyła z zawodowym trenowaniem. Była to przemyślana decyzja, na którą złożyły się dwa argumenty, z którymi trudno dyskutować.
– Pojawiła się kontuzja kręgosłupa, której nabawiłam się na obozie w Spale. Przez nią kilka miesięcy nie mogłam trenować. To jednak nie był główny powód, a jeden z najważniejszych bodźców. Zadecydowała typowo ludzka historia. Nie trafiałam na trenerów, którzy mieliby dobre podejście do swoich podopiecznych. Jestem bardzo wrażliwą dziewczyną i jako młoda zawodniczka bardzo chciałam osiągać wyniki, żeby spełniać oczekiwania innych. A tak naprawdę dzisiaj wiem, że powinnam myśleć o swoich pragnieniach. Po kontuzji zaczęłam wracać do sprawności dla siebie, wykonując ćwiczenia w warunkach domowych. Po dwóch latach postawiłam na AZS AWF na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie zaczęłam trenować. Teraz mam już zupełnie inne podejście. Nie dążę do bicia cudzych rekordów, a własnych – mówi Wizor.
Zaczęło się we Wrocławiu
Tęsknota za sportem w okresie przerwy w trenowaniu okazała się być przyczynkiem do decyzji o wolontariacie. Zaczęło się trzy lata temu, podczas igrzysk sportów nieolimpijskich The World Games Wrocław 2017. Przełomowa impreza i moment w życiu naszej bohaterki, która właśnie w dolnośląskiej stolicy zrozumiała, że wolontariat jest właściwym kierunkiem.
– Na imprezy sportowe do rozpoczęcia TWG 2017 patrzyłam głównie z drugiej strony, sportowca. Nie sprawiały już takiej frajdy jak dawniej, potrzebowałam czegoś nowego. Jeśli dobrze pamiętam, ogłoszenie o wolontariacie we Wrocławiu znalazłam w sieci. Nikt mnie nie namawiał, zostałam przyjęta i ruszyłam. Trochę w nieznane, bo pojechałam do Wrocławia zupełnie sama. Z perspektywy trzech minionych lat mogę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę. To był najlepszy wolontariat na jakim byłam, a trochę ich zaliczyłam od tamtego czasu – przyznaje nasza bohaterka.
Ola była w dziale odpowiedzialnym za tzw. Swiss Timing. Areną zmagań w której można było ją spotkać była Hala Stulecia, gdzie odbywały się m.in. sztuki walki. Jedną z nich był kickboxing. Jak to bywa jednak przy większych imprezach, jeśli jest zapotrzebowanie, dobry wolontariusz sprawdzi się również w innych działach czy wyzwaniach, gdzie akurat potrzebne są dodatkowe pary rąk do pomocy.
– Dopisałabym moją obecność w VIP arena, gdzie również zebrałam doświadczenie. O sztukach walki nie wiedziałam zbyt wiele przed imprezą, ale ze mną jest tak, że jak posmakuje jakiejś dyscypliny, staje mi się bardzo bliska. Jestem ciekawa nowych sportów. Dodatkowo przyznaję, że widząc od drugiej strony, jak wygląda organizacja wydarzenia sportowego, zaczęłam rozumieć ludzi zaangażowanych w to, żeby sportowcy mieli godne warunki do rywalizacji. Dużo adrenaliny, obowiązków, trudnej pracy. Na TWG 2017 każdy wiedział, co ma robić. Spotkałam mnóstwo serdecznych ludzi – wspomina Ola.
TEDx i warszawska „eLka”
Kolejne miesiące po TWG 2017 to nowe wyzwania. Ola kompletowała doświadczenia, zaliczając zarówno te większe, jak i mniejsze imprezy w roli wolontariusza.
– Zaangażowałam się też piłkarsko. Przeprowadzka do Warszawy sprawiła, że zaczęłam współpracować z Polskim Związkiem Piłki Nożnej, angażując się w imprezy przez niego organizowane. Świetnie wspominam mistrzostwa świata U-20, gdzie w Łodzi spędziłam sporo turniejowego czasu. Zbierając kolejne doświadczenia w roli wolontariusza rzucałam sobie też nowe wyzwania. Chciałam się sprawdzić w różnych działach, poznać mechanizmy funkcjonowania, doszkalać się. Przy okazji poznałam mnóstwo świetnych ludzi, z różnych krajów, kultur, wyznających inne religie. To fantastyczna sprawa, mocno poszerzająca spojrzenie na świat. Uwielbiam podróżować więc dla mnie było to coś niezwykłego, żeby później wybierać kolejne kierunki podróży z przeświadczeniem, że w tej części globu będzie ktoś znajomy, kto np. poleci miejsca, które warto zwiedzić – mówi Wizor.
Kolejne doświadczenia, pokazywanie się na imprezach sportowych, poznawanie ludzi – to wszystko wpłynęło na coraz większy rozpęd w życiu zawodowym naszej bohaterki. Ola została zauważona i wzięła udział w prestiżowej konferencji naukowej TEDx. Jest to marka organizowana przez fundację non-profit Sapling Foundation. Celem konferencji jest popularyzacja – jak głosi motto – „idei wartych propagowania”.
Dodatkowo Ola Wizor zaangażowała się w życie Legii Warszawa. Wolontariat w sekcjach koszykarskiej i piłkarskiej warszawskiego klubu, z czasem również rola przewodnika po stadionie przy Łazienkowskiej. Aż wreszcie angaż do mediów klubowych piłkarskiej Legii.
– Pamiętam ten dzień, kiedy zadzwonił telefon z klubu. Na początku myślałam, że to blef, ale rzeczywiście, zadzwoniono z mediów klubowych, proponując dołączenie do teamu. Ktoś powie, że to łut szczęścia. Ja uważam, że szczęście nie bierze się znikąd. Miłość do sportu i te wszystkie wyprawy w roli wolontariusza, oddały mi taką szansą. Dodatkowo uważam, że marzenia same się nie spełniają. Trzeba im pomóc, po prostu je spełniając – kwituje Wizor.
Fot. Mateusz Kostrzewa
Cel? FC Barcelona!
A skoro o marzeniach mowa, Ola jest wielkim kibicem FC Barcelona. Kto wie, gdyby nie epidemia COVID-19, może dzisiaj rozmawialibyśmy z członkiem medialnego sztabu katalońskiego klubu.
– Rzeczywiście nawiązałam kontakt z działem mediów FC Barcelona. Pamiętam, że dostałam nawet zaproszenie na ligowy mecz z Leganés. Wszystko było dogadane, bilety lotnicze kupione i niestety – mecz z Leganés był pierwszym odwołanym wiosną, kiedy zaczynały się problemy z COVID-19. Tego marzenia nie udało się zrealizować, bardzo to we mnie trafiło. Funkcjonowanie w życiu klubowym Legii też jest inne, ale trzeba sobie z tym radzić. Paradoksalnie, kiedy funkcjonują te wszystkie obostrzenia, pracy w redakcji klubowej jest dużo więcej, wymyślamy różne rzeczy, żeby zainteresować kibica – zauważa Ola.
A wolontariat? Dlaczego warto próbować?
– Do realizacji marzeń droga jest często długa i trudna. Podobnie z sukcesem, opiera się również na porażkach, czego nie należy się wstydzić. Nic nie przyjdzie samo. Ja jestem jednak przykładem, że wolontariat pozwolił mi zacząć drogę realizacji marzeń. Jeśli ci zależy, trzymasz się tego i rozwijasz, doprowadzi cię do wielkich rzeczy – kwituje nasza bohaterka.
Maciej Piasecki