Aktualności
Jakub Kotuła – ekstraklasowiec ze słabością do pomagania
Bielsko-Biała to miejsce, z którego pochodzi Jakub Kotuła, wolontariusz na co dzień działający przy meczach Podbeskidzia, a „po godzinach” angażujący się w wydarzenia, organizowane przez PZPN. Wolontariat pozwolił Kubie otworzyć się na drugiego człowieka, co tym cenniejsze, że bardzo lubi pomagać. Robiąc dużo, a nawet... jeszcze więcej!
Po raz pierwszy w roli wolontariusza Kuba Kotuła miał okazję sprawdzić się stosunkowo niedawno, bo w 2019 roku, podczas mistrzostw świata do lat 20. Impreza, której Polska była gospodarzem, zawitała do rodzinnego miasta bohatera naszej opowieści. Stadion Miejski w Bielsku-Białej był akurat areną zmagań grupy F (Argentyna, Korea Południowa, Republika Południowej Afryki, Argentyna), meczu 1/8 finału (Argentyna – Mali) oraz ćwierćfinału (Korea Południowa – Senegal). – To był impuls. Chciałem spróbować swoich sił w dużej imprezie, choć zupełnie nie miałem doświadczenia w roli wolontariusza. Kiedy dostałem pozytywną odpowiedź, a co więcej, otrzymałem rolę lidera, byłem bardzo szczęśliwy. Jako dwudziestolatek, na pewno czułem się wyróżniony, że postawiono na mnie! Wiem jednak, że sporą rolę odegrał fakt, że stadion znam bardzo dobrze, a żyjąc w Bielsku, mogłem też pomóc w wielu kwestiach logistycznych – mówi Kotuła.
Nocleg na murawie
Wrzucenie młokosa na głęboką wodę, to tylko teoria. W praktyce Kuba przed turniejem przeszedł wraz z innymi liderami szereg szkoleń, pozwalających zrozumieć, z jakim formatem imprezy będą mieli do czynienia. – Uczyliśmy się różnych zachowań, jak rozwiązywać problemy, reagować w odpowiedni sposób. Właściwie zaczęliśmy przygotowywać się do turnieju już zimą. Mieliśmy spotkania organizacyjne dla liderów. Im bliżej startu mistrzostw, tym więcej potrzebnej wiedzy. Ja sam też sobie nie odpuszczałem. Nawet jeśli wykonałem swoje obowiązki w czasie dnia turniejowego, brałem się za pomoc innym. Czy to w centrum wolontariatu, czy w kwestii tzw. operacji meczowych. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, czuliśmy się wszyscy za to odpowiedzialni. Żeby dobrze zorganizować w Polsce imprezę, którą później nasi goście będą pozytywnie wspominać – uśmiecha się Kuba. Jako lider jednego z działów, odpowiadał za tzw. Biuro Organizacyjne, współpracując z osobami z PZPN oraz FIFA. Od weryfikowania raportów, pomocy osobom w logistyce stadionowej, kończąc na podpowiedziach, co i jak, jeśli mowa o terenach Bielska-Białej. Szybko, konkretnie, i co najważniejsze, do celu!
Kuba wspomina, że jego zaangażowanie w obowiązki wolontariusza przypominało pracę na pełny etat. Choć jak twierdzą znawcy tematu, jeśli robi się coś z przekonania i z uśmiechem na ustach, daleko w takiej sytuacji do pojęcia pracy. – Często pierwszy pojawiałem się na stadionie i ostatni wychodziłem, co wyglądało dosyć komicznie. Były podejrzenia, z przymrużeniem oka, że po prostu sypiam gdzieś na murawie. Faktycznie, potrafiłem być już chwilę po ósmej rano, a wychodziłem przed ósmą, ale wieczorem. Oddając klucze, żeby następnego dnia ponownie je odebrać. Miałem jednak trochę łatwiej, bo na co dzień pracuję w trybie nocnym, więc jestem zaprawiony w bojach i fizycznie się trzymałem. Ten turniejowy miesiąc, to był świetny czas – wspomina Kotuła.
Zdarzały się też zabawne historie, które można włożyć do worka z napisem: Ku przestrodze! Wolontariusze to bowiem ludzie tacy, jak każdy z nas, dlatego przytrafiają się pewne wpadki, z perspektywy czasu traktowane jako anegdoty. – Mistrzostwa obfitowały w zabawne sceny, które nie wpływały na pozytywną ocenę u ludzi odwiedzających nasz kraj. Pamiętam jak jedna z osób wnoszących dużą płachtę na środek boiska, która jest rozkładana przed meczem, odgrażała się, jakie to banalne zadanie. A jak przyszło co do czego, tak się ten człowiek spieszył, że… wywinął orła – kwituje.
Wolontariat wciąga!
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kuba po udanych MŚ U-20 zaczął szukać kolejnych wyzwań, chcąc poszerzyć swoje CV o kolejne akcenty z życia wolontariusza. Wybór padł na mecze reprezentacji Polski, dwukrotnie na PGE Narodowym. – Brałem udział w spotkaniach ze Słowenią i Macedonią Północną. W pierwszym przypadku byłem odpowiedzialny za kartoniadę, którą kibice mogą podziwiać w telewizji, kiedy grane są hymny narodowe. Prawie sześćdziesiąt tysięcy karteczek, z których prawie 59 000 należy poukładać na krzesełkach Narodowego. Mieliśmy zgraną grupę, zaczęliśmy od samego rana i rozłożyliśmy całość w niecałe sześć godzin. A to jest naprawdę dobry wynik – wylicza Kuba, dodając: – Muszę przyznać, że to spora duma, kiedy kibice biorą te karteczki i tworzą biało-czerwoną kartoniadę. Do tego hymn i atmosfera wielkiego, piłkarskiego święta. Wtedy człowiek czuje, że dołożył choć mały element do tego widowiska.
Nasz bohater po warszawskich przygodach z reprezentacją Polski, kolejne zgłoszenia na wydarzenia sportowe wysyłał z jeszcze większym przekonaniem. Spotkania Ligi Narodów czy finał Ligi Europy UEFA zostały jednak odsunięte w czasie. Podobnie jak kwestia meczu o Superpuchar Polski. – W grę wchodziła również Liga Mistrzów AMP Futbol, której turniej miał być organizowany w Bielsku. COVID-19 dał jednak popalić wszystkim w świecie sportu, dlatego plany są, ale trzeba jeszcze trochę poczekać – Kuba rozkłada ręce. Na szczęście wydaje się, że świat sportu przystosowuje się do realiów, w których najpewniej jeszcze przez pewien czas, przyjdzie każdemu z nas funkcjonować.
Nie ma sytuacji bez wyjścia
Bycie wolontariuszem to nie tylko obowiązki czy anegdoty. Ta rola potrafi też odmienić życie. Zwłaszcza dla osób, które nie miały okazji, żeby brać udział w dużych imprezach, np. o międzynarodowym wymiarze. – Gdybym miał wskazać coś, co najbardziej doceniam w decyzji o pójściu na wolontariat, to postawiłbym na zmianę własnego podejścia. Byłem dość zamknięty na innych ludzi. Dzięki wolontariatowi otworzyłem się, a ponieważ kocham pomagać, to znalazłem się w idealnym miejscu. Dodatkowo dla takiego maniaka piłki nożnej, szansa bycia częścią widowiska, zobaczenia meczu „od środka”, to niepowtarzalne przeżycie – mówi Kotuła. Jak sam przyznaje, z piłką nożną miał do czynienia od zawsze, również czynnie, poprzez grupy młodzieżowe Podbeskidzia. Miał być napastnikiem, dostał nawet zaproszenie na testy, żeby zrobić kolejny krok, ale ostatecznie postawił na naukę. Futbol pozostał w wersji bardziej rekreacyjnej, w lidze szóstek, wspólnie ze znajomymi.
Związek z Podbeskidziem jednak pozostał, Kuba jest wolontariuszem na meczach drużyny, która w połowie lipca 2020 roku wywalczyła awans do ekstraklasy. – To taka ligowa codzienność, która obecnie jest już dla nas czymś automatycznym. Jest nas ośmiem-dziesięć osób, w dniu meczowym. Spotykamy się trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Rozdysponowujemy sobie zadania, od wydawania akredytacji, poprzez przenoszenie ścianek medialnych, na spisywaniu wywiadów kończąc, gdyby była potrzebna taka pomoc i w takim zakresie – wylicza Kotuła. Po pierwszoligowym sukcesie Podbeskidzia Kuba zdaje sobie sprawę, że liczba obowiązków i wymagań, dotyczących spotkań na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej, z pewnością wzrośnie. – Faktycznie dostajemy takie sygnały. Ponownie wskoczę na głęboką wodę, ale nie boję się wyzwań. To też wypadkowa tego doświadczenia, które zdobyłem przy imprezach organizowanych przez PZPN. Tam nie ma sytuacji bez wyjścia. Wspieramy się i działamy tak, żeby na koniec wszyscy ci, którzy wybrali piłkę nożną w danym momencie, byli zadowoleni – kwituje nasz bohater.
Zapytany o kluby piłkarskie, który kibicuje poza Podbeskidziem, Kuba wskazuje na mieszankę angielskiego i hiszpańskiego futbolu. Na pierwszym miejscu Manchester United oraz Arsenal, a poza Premier League, FC Barcelona. Wachlarz szeroki, ale najważniejsze, że futbol płynie we krwi. Co bez wątpienia nakręca do wyzwań, chociażby przy odhaczaniu kolejnych stadionów piłkarskich, poznawanych w roli wolontariusza. Czego życzymy!
Maciej Piasecki