Aktualności

Grzegorz Kędzierski i niewidzialna ręka wolontariusza

Wolontariat25.01.2021 
Historię Grzegorza Kędzierskiego można w skrócie opisać jako pozytywną beztroskę w życiu warszawskiego „ogarniacza”. Jako wolontariusz zaliczył największe imprezy organizowane na PGE Narodowym. I choć teraz spełnia się w roli pracującego młodego taty, to z chęcią powróci do wolontariackich wyzwań, kiedy tylko wreszcie pojawi się ku temu sposobność.

Grzegorz jest rodowitym warszawiakiem, a jego historia w naturalny sposób kręci się wokół PGE Narodowego. Nasz bohater zdążył poznać ten stadion jak własną kieszeń. Zanim jednak przejdziemy do największych imprez, w których udzielał się jako wolontariusz, przenieśmy się w czasie do początków jego przygody ze sportem.

– Nie jestem wielkim kibicem, nigdy nie złapałem sportowego bakcyla. Daleko mi również do śledzenia na bieżąco wyników, nie analizuję tabel, nie mam swojego ulubionego klubu. Do sportu podchodzę bardziej rekreacyjnie, z chęcią pojeżdżę na rowerze, na łyżwach, na nartach – wylicza Grzesiek, dodając: – W sporcie jest jednak coś, co z pewnością mnie fascynuje. To energia, która znajduje się na stadionie. Byłem na wielu eventach i muszę przyznać, że atmosfera tworzona przez kibiców bardzo przyciąga do uczestnictwa. Człowiek chce być w tym miejscu i czuć energię, która unosi się podczas sportowego wydarzenia – wyjaśnia Grzesiek.

„Ogarniacz” z wyboru

Nasz bohater swój debiut w roli wolontariusza zaliczył w 2012 roku. Zaczęło się bardzo poważnie, bo od piłkarskich mistrzostw Europy. Turnieju, który choć sportowo okazał się dla Polaków niewypałem, organizacyjnie zapisał się zdecydowanie na plus po stronie gospodarzy. Grzesiek stacjonował w Warszawie, poznając PGE Narodowy od kuchni. Ta wiedza przydała się przy okazji kolejnych wyzwań.

– Nie mogłem ominąć Euro 2012. Chciałem poznać tak duże wydarzenie od strony organizacyjnej. Spełniałem rolę tzw. ace volunteer. Byłem w zespole, który służył do uzupełniania niedoborów ludzkich, kiedy była potrzeba wesprzeć inny dział. Lubię takie zadania, bo mam w sobie smykałkę dobrego „ogarniacza” – uśmiecha się Grzesiek.

Grzesiek podczas polsko-ukraińskich mistrzostw poznał mnóstwo pozytywnych osób, z którymi utrzymuje kontakty do dzisiaj. Co było najbardziej zaskakujące podczas debiutu w roli wolontariusza na tak dużej imprezie sportowej?

– Bardzo pozytywnie zaskakująca była ludzka otwartość. Wolontariuszom po prostu chce się bezinteresownie działać. Ciekawe było też doświadczenie poznania ludzi z wielu rejonów Europy. Kaukaz, Wielka Brytania, Portugalia, Hiszpania... Wolontariusze o odmiennych narodowościach potrafili zrobić coś świetnego, choć nie brakowało różnic kulturowych. Dla mnie to było właśnie takie kulturowe przełamanie. Od tego czasu zupełnie inaczej spoglądam na funkcjonowanie w przestrzeni, gdzie polska kultura lub zwyczaje nie są dominujące – słusznie zauważa Grzesiek. Kilka lat później sam zresztą zdecydował się na wyjazd z Polski.

Klimatyczny PGE Narodowy

Po Euro 2012 Grzesiek mocno zaangażował się w działania przy organizacji imprez na warszawskim obiekcie. Dzięki temu stadion nie ma już dzisiaj przed nim żadnych tajemnic. Co więcej, nasz bohater zna kilka „tajemnych” korytarzy, które pozwalają zdecydowanie skrócić czas przejścia z jednego na drugi koniec PGE Narodowego.

– Działałem w przestrzeni informacyjnej, ale kiedy pojawiały się inne wyzwania, również z chęcią pomagałem. Znajomość obiektu przydawała się właściwie za każdym razem. Ludzie zazwyczaj wybierają się na stadion okazjonalnie i nie mają potrzeby, żeby o wszystkim wiedzieć. Tu pojawia się taka „niewidzialna” praca ze strony wolontariuszy. Niby mamy jakieś charakterystyczne elementy ubioru, często uniformy, ale rozmywamy się w tłumie. Robimy to jednak tak, żeby być blisko wydarzeń i w razie potrzeby, każdy mógł odnaleźć u nas pomoc – opisuje Grzesiek.

Powyższy opis można porównać do sędziego piłkarskiego. Wielokrotnie mawia się, że najlepszy jest ten, który pozostaje niewidoczny. Pierwszoplanowe role są zarezerwowane dla piłkarzy.

– To dobre porównanie do wolontariuszy. Jesteśmy na wyciągnięcie ręki, ale na pewno nie jest tak, że gramy główne role podczas wydarzenia. Trzeba pamiętać, że choć robimy to z własnej, nieprzymuszonej woli, czekają nas zadania, do których zostaliśmy przypisani. Dlatego właśnie odpowiednie zrozumienie bycia wolontariuszem jest kluczowe do właściwego działania nawet w sytuacjach nerwowych. Pomoc i dobre rady rozwiązują problemy i wprowadzają spokój – kwituje Grzesiek.

A czy są jakieś wydarzenia niepiłkarskie, które nasz bohater wspomina szczególnie, kiedy myśli o PGE Narodowym?

– Sir Paul McCartney i jego koncert – odpowiada po chwili namysłu. – Do tego dopiszę jeszcze siatkarskie mistrzostwa świata z 2014 roku. W tym drugim przypadku wolontariusze mieli naprawdę sporo pracy. Inna sprawa, że organizacja była solidna, czego efektem była duża wydajność osób pracujących przy wydarzeniu. A co do koncertu, wspominam go bardzo ciepło. Stał na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym. Choć odbywał się na dużym stadionie, sprawiał wrażenie kameralnego. Zadbano o to, żeby akustyka była odpowiednia, duży nacisk położono na jakość dźwięku. Zamknięto sektory, wygłuszono pewne przestrzenie. To zrobiło niesamowity klimat – zauważa.

Pozytywna beztroska

Wracając do imprez piłkarskich. Kolejną, w której udział wziął nasz bohater, był finał Ligi Europy UEFA w 2015 roku.

– Zajmowałem się obsługą floty samochodowej. Miałem już dużo doświadczenia w porównaniu do mojego debiutu. Mecz to jeden dzień dla kibica, ale nasze zadania rozłożone były w systemie tygodnia. Pamiętam, że warszawiakom kilka rzeczy związanych z utrudnioną komunikacją nie do końca się podobało. Ale można było to przeżyć, a efekt końcowy był super.

Aktualnie Grzesiek jest szczęśliwym tatą. Po okresie pobytu zagranicą wrócił do Polski. Rzeczywistość COVID-19 doskwiera, obostrzenia powodują, że trzeba jeszcze trochę poczekać na kolejne większe wyzwania związane z wolontariatem.

– Brakuje tego życia wolontariusza. Teraz nie ma nawet okazji do tego, żeby się spotkać z ludźmi poznanymi podczas wolontariatu. Na pewno chciałbym jeszcze wrócić, wziąć udział w kolejnych wydarzeniach. Wtedy zapomina się też trochę o swoich troskach codzienności. Nie trzeba czytać służbowych maili, rozmyślać, ile spotkań ma człowiek i co na którym trzeba będzie powiedzieć. Taka pozytywna beztroska, do której liczę, że przyjdzie nam wszystkim wrócić czym prędzej. Jak pociecha podrośnie, wydarzenia sportowe ponownie pojawią się w kalendarzach, z chęcią wcielę się w rolę wolontariusza – kwituje z uśmiechem.

Maciej Piasecki

Na zdjęciu głównym Grzegorz pierwszy z lewej

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności