Aktualności
Futbol w każdej postaci. Historia Anny Pioruńskiej
Tym razem nasza bohaterka pochodzi z Gostynina. Jej życiowe kierunki wyznaczał futbol. Zaczęło się od podwórkowej pasji, czyli mieszanki kibicowania oraz kopania z innymi dzieciakami. Natomiast dzisiaj nasza bohaterka ma do opowiedzenia ciekawą historię, łączącą pasję oraz przekonanie, że sport nadaje życiu odpowiednie tempo.
– Właściwie od maleńkości ciągnęło mnie do grania w piłkę. Oczywiście najczęściej kończyło się na tym, że grałam z chłopakami. W szkole podstawowej zauważono jednak, że mam potencjał do czegoś poważniejszego, niż tylko te podwórkowe wyzwania. Pamiętam, że jedna z nauczycielek skontaktowała się z Medykiem Konin, konkretnie z trenerem Romanem Jaszczakiem – wspomina swoje piłkarskie początki Anna Pioruńska. Trzydziestolatka, która z przyjemnością opowiada o swoich doświadczeniach, których jest co najmniej sporo!
Skoro jednak o początkach mowa, trzeba poszperać nieco głębiej. Ulubiony piłkarz?
– Wybrałabym Cristiano Ronaldo, jeszcze z czasów grania w Realu Madryt. Dodatkowo podpatruję też kunszt naszego Roberta Lewandowskiego. To jest światowa czołówka i nie ulega wątpliwości, że wzór dla wielu kibiców, podziwiających kolejne, bite przez niego rekordy – zauważa Anna, dodając: – Nie mogę też nie wspomnieć o Łukaszu Piszczku. To akurat piłkarz, który występuje na pozycji, na której gram – kwituje Pioruńska. Dopowiadając, mówimy o piłkarce, która gra na prawej stronie obrony bądź w środku pomocy. Jak sama przyznaje, skupiona głównie na zadaniach defensywnych.
A czy Anna ma jakąś ulubioną piłkarkę?
– Szczerze? Chyba nie... Ale nie ukrywam, że oglądam często piłkę nożną kobiecą, lubię spojrzeć zwłaszcza na to, jak radzą sobie nasze dziewczyny w klubach zagranicznych. Dosyć często oglądam mecze Bundesligi, zerkam też na ligę francuską. Wiadomo, Wolfsburg i występy Ewy Pajor na pewno są dla mnie obowiązkowe. Co prawda trzeba się czasem mocno natrudzić, żeby znaleźć transmisje z grania dziewczyn, ale radzę sobie – śmieje się Anna.
Miłość od pierwszego pucharu
Co do wolontariatu, w przypadku naszej bohaterki, jest to stosunkowo świeża sprawa.
– Dwa lata temu doznałam kontuzji, z którą borykam się właściwie do teraz. Obecnie można powiedzieć, że wracam na boisko, ale przez ten okres, pamiętając też o przerwie w graniu ze względu na światową pandemię, musiałam znaleźć pomysł na siebie. Lubię dzielić się pasją z innymi. Wolontariat to był pomysł, który kiełkował w mojej głowie od dawna. Próbowałam już wcześniej wziąć udział w rekrutacji, przeszłam ją, ale ostatecznie nie pogodziłam odpowiednio terminów z imprezą sportową. Udało się wreszcie podczas Turnieju o Puchar Prezesa PZPN w edycji w 2021 roku – opowiada Pioruńska.
Jak łatwo się domyślić, mieszanka miłości do futbolu oraz dobrego serca naszej bohaterki, dała świetne efekty. To była duża dawka pozytywnej energii, którą Anna zarówno przekazała, jak i sama przejęła – chociażby od uczestników futbolowego wydarzenia.
– Byłam mega zaskoczona tym, co działo się podczas tego turnieju. Oczywiście bardzo pozytywnie. Lubię dobrą organizację, żeby wszystko było dopięte tak, jak należy. Jak robi się zamieszanie, to zdecydowanie nie są warunki dla mnie. Dobrze się odnalazłam w roli kogoś, na kogo można liczyć. Opiekując się Koroną Kielce, zarówno w U-11, jak i U-12, spędziłam świetnie czas w roli wolontariuszki. Byłam częścią tego teamu! – wyjaśnia Pioruńska.
Debiut udał się również pod względem sportowym. Korona Kielce U-12 dotarła do finału rywalizacji. Przegrała go ze Śląskiem Wrocław.
– Moje zaskoczenie wiąże się również z poziomem sportowym zawodników. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że w takim wieku można grać tak poukładaną piłkę. A tu właśnie tak to wyglądało, właściwie w każdym zespole. Rywalizacja finałowa pokazała też, jak dużym potencjałem dysponują drużyny. Gdybym miała ocenić, czym wygrał Śląsk Wrocław, to postawiłabym na szeroką kadrę. Naprawdę wyrównany zespół, kto wchodził, ten utrzymywał jakość gry wrocławskiej drużyny – analizuje nasza bohaterka.
Zawodowe wyzwanie numer jeden
Dobra atmosfera podczas Turnieju o Puchar Prezesa PZPN rozochociła Annę do kolejnych wolontariackich wyzwań. Na horyzoncie jest chociażby zdecydowane przekonanie do udziału w finale Ligi Europy UEFA w Gdańsku.
– Wolontariat stał się dla mnie też sposobem na rozwój pod względem obserwacji, jak wyglądają imprezy sportowe od środka. To też pomysł na moją przyszłość zawodową. Teraz poza grą w piłkę, do której wracam po kontuzji, pracuję w sklepie sportowym. Angażuję się też coraz bardziej w wydarzenia sportowe. Dlatego też to świetny element poznawczy, w Polsce mamy od tego naprawdę fachowców i nie mamy się czego wstydzić, patrząc na inne kraje. A dodatkowo, jeśli mogę też komuś pomóc, poznać nowe osoby, to chyba nie znajdzie się nic lepszego – uśmiecha się Pioruńska. Czyli, jak widać, łączy przyjemne z pożytecznym.
Poza grą w piłkę na trawie, Anna od kilku lat jest również zapaloną piłkarką na plaży. Beach soccer w kobiecym wydaniu stawia w Polsce coraz pewniejsze kroki. Pioruńska ma na swoim koncie występy w drużynie Lady Grembach EE Łódź. Klub założony w 2016 roku już rok później sięgnął po pierwszy tytuł mistrzowski. W 2019 dziewczyny z Łodzi sięgnęły na piachu po wicemistrzostwo świata w tureckiej Alanyi. Co ciekawe, w piłkę na plaży gra również siostra bliźniaczka Anny, Katarzyna. Również w łódzkim zespole.
– Mam dużą zajawkę na granie na piachu – mówi z radością nasza bohaterka. – Razem z dziewczynami sięgnęłyśmy po kilka fajnych sukcesów. Grałyśmy w Lidze Europy i zajęłyśmy tam piąte miejsce. Do tego było mistrzostwo kraju. Puchar Polski, a łącznie klub sięgnął po cztery tytuły mistrzowskie w kraju. Niestety, i w przypadku plażówki musiałam zaliczyć przymusową przerwę ze względu na kontuzję. Ale fakt faktem, na osłodę to wicemistrzostwo świata, to dopiero było coś! – ekscytuje się Anna.
Zorganizowana plaża
Zaczęliśmy od rodzinnego Gostynina, później Konina... Na drodze Pioruńskiej przed Łodzią była dodatkowo jeszcze Częstochowa. A teraz najprawdopodobniej będą PTC Pabianice i faktyczny powrót do gry. Jak twierdzi sama zainteresowana, metryki nie da się oszukać i bliżej jej do beach soccera oraz... organizacyjnego zamiłowania.
– I dlatego też uważam, że wolontariat daje fajne możliwości do rozwoju! Ważne jest też to, że kobieca piłka nożna rozwija się coraz lepiej. Dobrym sygnałem jest coraz więcej polskich dziewczyn w zagranicznych klubach. To nadal nie są wielkie liczby, ale zawsze coś. Oby za tym poszedł też rozwój na krajowym podwórku. Ten pierwszy szereg wygląda fajnie. Gorzej jednak z zapleczem. Tu zaczynają się schody – szczerze przyznaje Pioruńska.
Takie zorganizowane ambasadorki piłki nożnej kobiet są na wagę złota!
Maciej Piasecki