Aktualności

Zapomniani w Polsce, uznani za granicą

Specjalne08.09.2017 
W meczu kwalifikacji mistrzostw świata debiut w reprezentacji Polski zaliczył Jan Bednarek. I choć jego nazwisko doskonale zna każdy kibic w naszym kraju, zapewne mniej osób wie, że jego brat – Filip – zaliczył świetny poprzedni sezon w barwach holenderskiego De Graafschap. Nie jest to przypadek odosobniony. W wielu rzadko obserwowanych ligach polscy zawodnicy darzeni są wielkim zaufaniem, choć nad Wisłą mało kto zdaje sobie z tego sprawę.

Filipa Bednarka bardziej uważni fani piłki nożnej z pewnością kojarzą przede wszystkim z jednym klubem – FC Twente. W Enschede nie dostał jednak szansy debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej i musiał zadowolić się miejscem na ławce rezerwowych lub grą w drużynach młodzieżowych. W lipcu 2015 roku starszy z braci Bednarków zdecydował się więc na przenosiny do Utrechtu. Tam jednak także niespecjalnie mu szło, więc po raz kolejny zmienił klub. Dopiero w De Graafschap trenerzy Jan Vreman i Henk de Jong zdecydowali się zaufać polskiemu bramkarzowi. W efekcie Bednarek okazał się niezastąpiony. Wystąpił we wszystkich 38 ligowych spotkaniach w sezonie 2016/2017, a jego zespół pewnie utrzymał się w rozgrywkach, tracąc mniej bramek niż kilka zespołów, które finiszowały na wyższych pozycjach.

Kilku innych polskich bramkarzy także wypracowało sobie bardzo pewne pozycje w mniej popularnych ligach. O ile o Bartoszu Białkowskim, który rozegrał świetny sezon w Champioship w bramce Ipswich Town, nie trzeba przypominać, o tyle kibicom mogły umknąć choćby regularne, pewne występy Pawła Kieszka w hiszpańskiej Cordobie. Kojarzony głównie z pobytem w FC Porto 33-letni golkiper po wielu latach spędzonych w Portugalii (z roczną przerwą na grę w Rodzie Kerkrade) zdecydował się przenieść do Hiszpanii. Tam założył koszulkę wspomnianej Cordoby i w poprzednim sezonie zagrał łącznie w 41 meczach swojego zespołu, w tym 38 na zapleczu Primera Division.

Równie wielkim mirem darzony jest w Norwegii Piotr Leciejewski. Bramkarz, którego pozyskaniem w zamkniętym niedawno okienku transferowym mocno zainteresowane było Zagłębie Lubin, był już nawet wybierany najlepszym golkiperem norweskiej ekstraklasy. I choć zdarzały mu się nerwowe momenty – jak wtedy, gdy chwycił za gardło sędziego czy środkowym palcem „pozdrawiał” kibiców własnej drużyny – zyskał ogromny szacunek. Od kilku lat jest pewnym punktem Brann Bergen i nie zanosi się, by coś w tej kwestii miało się zmienić. Bieżący sezon Leciejewski rozpoczął jako podstawowy bramkarz i choć w ostatnich spotkaniach odpoczywał, nie zanosi się, by jego pozycja miała się pogorszyć.

W pewnym momencie głośno zrobiło się o Krzysztofie Kamińskim. Urodzony w Nowym Dworze Mazowieckim bramkarz po rundzie jesiennej sezonu 2014/2015 przeniósł się z Ruchu Chorzów do… japońskiego Jubilo Iwata. Azjaci błyskawicznie pokochali naszego rodaka. Miłość kibiców była tym większa, że Kamiński miał duży udział w awansie Jubilo do tamtejszej ekstraklasy, rozgrywając aż 41 spotkań. W minionym sezonie drużyna z Iwaty zapewniła sobie utrzymanie, a w bieżącym znajduje się – a jakże – blisko czołowej trójki. Kamiński nadal jest podstawowym bramkarzem tego zespołu.


Nie tylko bramkarze podbijają serca kibiców. Doskonałym przykładem piłkarza, który jest dużo bardziej znany za granicą niż w Polsce, jest Piotr Parzyszek. W poprzednich rozgrywkach w barwach De Graafschap (którego bramki strzegł wspomniany Bednarek) polski napastnik zdobył aż 25 bramek w 38 rozegranych spotkaniach na zapleczu Eredivisie! Nic dziwnego, że zwrócił na siebie uwagę klubów z elity. W bieżącym sezonie przywdziewa zatem trykot PEC Zwolle i choć na listę strzelców jeszcze się nie wpisał, w każdym z trzech spotkań wyszedł na murawę w podstawowym składzie. Parzyszek na boiskach drugiej ligi holenderskiej potykał się z Wojciechem Gollą. 25-latek, mający już na koncie jeden występ w reprezentacji Polski, był podstawowym zawodnikiem NEC Nijmegen. Wychowanek Sparty Złotów w niemal wszystkich ligowych spotkaniach rozegrał pełne 90 minut, pauzując tylko w jednym za nadmiar żółtych kartek.


Polscy piłkarze podbijają też mniej popularne ligi. Dwóch naszych rodaków ma nawet okazję zakładać opaskę kapitana. Mowa o Dariuszu Brzyskim i Tomaszu Łubie. Pierwszy z nich jest czołowym piłkarzem CS Grevenmacher, luksemburskiego drugoligowca. Łuba natomiast czasami wyprowadza na boisko drużynę Vikingura Olafsvik, grającego w lidze islandzkiej. W jednych rozgrywkach z Brzyskim rywalizuje Mateusz Siebiert. Kojarzony z gry w Arce Gdynia obrońca gdy tylko zdrowie mu na to pozwala, jest niezastąpiony w zespole US Rumelingen.

Zerkając na postępy polskich piłkarzy w nietypowych ligach, nie sposób nie wspomnieć o braciach Cieślewiczach – Adrianie i Łukaszu. To synowie Roberta, byłego gracza między innymi Śląska Wrocław i Rakowa Częstochowa. Cieślewicz senior w 1999 roku wyjechał na Wyspy Owcze, by tam kontynuować swą piłkarską karierę. Nie spodziewał się zapewne, że zostanie już na stałe, a jego obaj synowie będą mieli w dorobku – podobnie jak ojciec – tytuł mistrza tego kraju. Adrian po trofeum sięgnął raz, w 2014 roku. Większe sukcesy odnosił w lidze walijskiej, gdzie gra do tej pory w barwach The New Saints. Jego dorobek to trzy mistrzostwa i krajowe puchary, a także trzy Puchary Ligi. W The New Saints w rozgrywkach ligowych zdobył już ponad 30 bramek w ciągu trzech sezonów. Łukasz natomiast od 2011 roku pozostaje wierny Wyspom Owczym i w trykocie B36 Torhavn także trzykrotnie sięgnął po tytuł najlepszej drużyny w kraju.

Polskich piłkarzy, którzy występują w mniej popularnych ligach, zatem nie brakuje. Warto zwrócić na nich baczniejszą uwagę!

Emil Kopański

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności