Aktualności
[WYWIAD] Marcin Broniszewski: W Pogoni zacznę pracować na swoje nazwisko
Przez lata terminował u boku znanych trenerów w Zagłębiu Lubin, niemieckim Jahn Regensburg, Wiśle Kraków, ostatnio tymczasowo prowadził Górnika Łęczna. Od grudnia zasiada na ławce Pogoni Siedlce, która szukała następcy Dariusza Banasika. – Nie miałem jeszcze okazji pracować na własny rachunek, chociaż bycie asystentem w ekstraklasie też ma swoją wymowę. Można tą rolę odtwarzać, ale i kreować, pokazywać własne umiejętności oraz wiedzę – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka Marcin Broniszewski.
Pański poprzednik, Dariusz Banasik, wysoko zawiesił Panu poprzeczkę. Pogoń jest czwarta i ma duże szanse na awans.
Nie ma co ukrywać, że wysokie miejsce Pogoni w lidze to zasługa poprzedniego trenera i piłkarzy. Nie chcę dużo mówić, tylko robić, czyli kontynuować dobrą pracę. Nie wolno nam zaprzepaścić tego wyniku. Z drugiej strony dla nas wszystkich to impuls, że możemy więcej. Nie odniosłem jeszcze wrażenia, aby apetyty w Pogoni rosły w miarę jedzenia. Spotkałem tu ludzi twardo stąpających po ziemi, chętnych, aby pójść dalej.
Będzie miał Pan okazję prowadzić zespół dłużej niż przez dwa, trzy mecze. To nowe doświadczenie.
W Pogoni wyrabiam sobie nazwisko od początku do końca. Nie miałem jeszcze okazji pracować na własny rachunek, chociaż bycie asystentem w ekstraklasie też ma swoją wymowę. Można tą rolę odtwarzać, ale i kreować, pokazywać własne umiejętności, wiedzę. Będąc drugim trenerem także można nauczyć się tworzyć relacje międzyludzkie.
Doświadczenie zdobyte u boku takich szkoleniowców jak Franciszek Smuda, Jan Urban, czy Kazimierz Moskal, to cenna lekcja?
Tak. Wszyscy ci trenerzy przyłożyli rękę do tego, gdzie teraz jestem. Nie mogę też nie wspomnieć o Darku Wdowczyku, który mocno odcisnął na mnie swoje piętno.
A jakie piętno odciśnie Pan na Pogoni?
Chciałbym, aby Pogoń była szanowana na boisku, ale wyłącznie dzięki temu w jakiś sposób gra. Do zrobienia mamy jeszcze dużo. Obecnie jesteśmy na zgrupowaniu w Cetniewie. Ten tygodniowy wyjazd służy temu, żeby w końcu zmienić otocznie. Ciągle byliśmy w Siedlcach, gdzie trenowaliśmy intensywnie. Chcieliśmy coś nowego, pobyć z sobą dłużej. Chcę jak najlepiej poznać drużynę – dowiedzieć się w jakich relacjach są między sobą, jak funkcjonują w grupie.
Pierwsze wnioski?
Takie, że nie jestem rewolucjonistą i nie zamierzam zmieniać rzeczy, które dobrze funkcjonowały. To byłoby nie w porządku. W końcu ofensywny styl gry zaprowadził drużynę w to miejsce. Trzeba to tylko dopieścić. Nie chcę psuć czegoś, co stworzył mój poprzednik ciężką pracą. Inna sprawa, że twardo stąpam po ziemi, dlatego z pierwszymi ocenami muszę przez jakiś czas się wstrzymać. Pierwsze dni i tygodnie mogą zaburzyć rzeczywisty obraz drużyny. Dziś z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że mam do dyspozycji grupę mocną wewnętrznie.
Wygląda na to, że drużyna pozostanie w niezmienionym składzie. To ułatwia Panu pracę?
Ciężko tak jednoznacznie stwierdzić. Jako trenerzy musimy sobie radzić z każdą sytuacją. Piłkarze przychodzą, odchodzą, w piłce to naturalne. Moją rolą jest umiejętne zarządzanie całym procesem tak, aby przynosił on jak najwięcej korzyści dla klubu.
Pewnie już słyszał Pan o tym, że I liga rządzi się swoimi prawami. To nie są łatwe rozgrywki.
Nawet nie zamierzam tego kwestionować. To jest fakt niezaprzeczalny. I liga uczy pokory, trzeba być mocno zaangażowanym w realizację swoich celów.
Co będzie siłą Pogoni?
Mam nadzieję, że to, co jesienią. Postawa Pogoni na własnym stadionie to nie żaden przypadek, tylko efekt konsekwentnej pracy mojego poprzednika. Pogoń jako zespół dobrze funkcjonuje. I dlatego cele, które zostały przed piłkarzami postawione, zostały zrealizowane.
Na koniec proszę nam powiedzieć jak to się stało, że jest pan w Siedlcach?
W tym samym czasie, co zgłosiła się Pogoń, miałem jedynie lekkie rozmowy z Górnikiem Łęczna [trener Broniszewski tymczasowo prowadził Górnika w dwóch meczach ekstraklasy – przyp. red.]. Było kilka niedopowiedzianych kwestii. Pewnego dnia dostałem telefon z Pogoni. Wsiadłem w samochód, pojechałem na spotkanie, załatwiłem sprawy jak Bóg przykazał i tyle.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski