Aktualności

[WYWIAD] Euzebiusz Smolarek: Nigdy nie czułem się bohaterem

Specjalne10.04.2020 

Euzebiusz Smolarek w reprezentacji Polski rozegrał 47 spotkań, w których zdobył 19 bramek. Był jednym z ojców historycznego sukcesu, jakim był awans drużyny narodowej do mistrzostw Europy. W rozmowie z Łączy Nas Piłka wspomina najważniejsze momenty rywalizacji o udział w EURO 2008.

Kibice reprezentacji Polski zapamiętali pańską karierę głównie ze względu na mecz z Portugalią w Chorzowie. Dla pana to również najważniejsze spotkanie w narodowych barwach?

Zdecydowanie to był bardzo ważny moment w mojej karierze, także dla pozostałych chłopaków. Dla całej reprezentacji. Pokonaliśmy ówczesnego wicemistrza Europy, zespół naszpikowany gwiazdami, z Cristiano Ronaldo na czele. Dokonaliśmy czegoś niesamowitego. Poskromiliśmy rywali, zdominowaliśmy groźnych Portugalczyków na Stadionie Śląskim. Moim zdaniem właśnie wtedy narodziła się drużyna. I to był punkt zwrotny w kwalifikacjach EURO 2008. Bardzo miło wspominam jednak rewanżowe spotkanie z Belgią w Chorzowie. Oczywiście, każdy występ z orłem na piersi traktuję wyjątkowo, ale rywalizacja, która decydowała o naszym awansie, utkwiła mi w głowie szczególnie. Fakt, z Portugalią coś pięknego się zaczęło, ale grając przeciw Belgom mieliśmy szansę przejść do historii, czyli awansować na mistrzostwa Europy pierwszy raz. Awans przypieczętowaliśmy w bardzo dobrym stylu. A ja kolejny raz miałem udział w zwycięstwie biało-czerwonych.

Droga do tak pięknej historii nie była usłana różami. Słabsi rywale potrafili sprawić nieco problemów.

Nie można oczywiście zapominać o pozostałych meczach eliminacyjnych. Mieliśmy przecież kilka trudnych wyjazdów jak do Kazachstanu, Azerbejdżanu i Armenii. Trener Leo Beenhakker powiedział mi, że gdy będąc szkoleniowcem Realu Madryt, tłumaczył swoim piłkarzom, że nie tylko zwycięstwo z Barceloną daje sukces. Mistrzostwo daje też pokonywanie tych słabszych drużyn. Tak było również w naszym przypadku. Nie można zapominać o innych spotkaniach, bo jak boisko pokazało – wcale łatwe nie były.

Pod jakim względem – oprócz awansu – starcie z Belgią było wyjątkowe?

Muszę przyznać, że do meczu z Belgią podszedłem jak każdego innego spotkania w reprezentacji Polski. Nie miałem jakichś większych nerwów. Wiedzieliśmy, o co gramy, chcieliśmy zgarnąć komplet punktów. Nawet remis mógł dać nam sukces, ale ja nie byłem piłkarzem, który grał o minimalną stawkę. Widziałem, że u chłopaków pojawiła się presja. Była też u mnie, nawet u trenera Beenhakkera. Ale to nas w ogóle nie sparaliżowało. Chcieliśmy dać z siebie jak najwięcej i przypieczętować awans na mistrzostwa Europy, bo patrząc na poprzednie spotkania, zasługiwaliśmy na to jak nigdy dotąd.


Czuć było napięcie związane ze stawką meczu?

W szatni była pełna koncentracja. Każdy z nas wiedział, o co gramy, więc nie potrzebowaliśmy jeszcze dodatkowej mobilizacji. Może czasami ktoś potrzebował jakiegoś nakręcania poprzez krzyk w stylu: „Dawajcie!”, „Walczymy na całego”, ale ja nigdy tego nie lubiłem. Wolałem wyciszyć się i słuchać, co mówi trener. Zazwyczaj było tak, że po prostu zakładałem sobie ręcznik na głowę, zamykałem się i czekałem na wyjście na murawę. W naszej drużynie nie było liderów. Naszą siłą był monolit. Właśnie dzięki temu wówczas byliśmy tak mocni. Jeden pracował dla drugiego. Każdy uzupełniał się, jak tylko mógł.

Spotkanie ułożyło się idealnie.

Do szatni zeszliśmy z jednobramkowym prowadzeniem. W końcówce pierwszej połowy duży błąd popełniła defensywa rywala. Gdy piłkę przyjął Jan Vertonghen już wiedziałem, że się waha i nie wie co z nią zrobić. Nie mógł jej zagrać do najbliższego obrońcy, bo stałem tuż obok niego. Ryzykowne było także zagranie do środka boiska, bo był Maciek Żurawski. Vertonghen więc miał dwie możliwości – albo zagrać długą piłkę do przodu, albo wycofać ją do bramkarza. Powinien dużo szybciej zareagować i podjąć decyzję, gdzie ma zagrywać. W momencie jego zawahania byłem już przygotowany na sprint w stronę bramki. Nieudolnie podał do bramkarza, minąłem golkipera i umieściłem piłkę w siatce.

Celem na drugą połowę było przede wszystkim utrzymanie koncentracji?

Po zmianie stron nadal nie pozwalaliśmy Belgom na groźne sytuacje pod naszą bramką. Przeciwnicy nic nie mogli zdziałać, czujna była nasza defensywa. I to my wyprowadziliśmy kolejny cios, który jeszcze bardziej podłamał rywali. Kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy przeprowadziliśmy super akcję. Po zagraniu Kuby Błaszczykowskiego w moją stronę przed polem karnym, Belgowie wybili piłkę. Chwilę później nastąpiło uderzenie Jacka Krzynówka, odbicie piłki przez bramkarza i moja podcinka. Prowadziliśmy już dwoma golami. Wiedziałem, że przy strzale Jacka muszę uciekać z pozycji spalonej. Można powiedzieć, że było na styk. Decydowały centymetry.


Dokonaliście czegoś niesamowitego, co nie udało się reprezentacji Polski w całej jej historii. Awansowaliście na mistrzostwa Europy.

Po końcowym gwizdku sędziego dopiero zaczęło dochodzić do mnie, co się tak naprawdę stało. Radość na boisku, wrzawa na trybunach Stadionu Śląskiego. W tym obiekcie zawsze było coś magicznego, coś szczególnego. Polacy odnieśli tutaj wiele ważnych zwycięstw i fajnie, że też mogłem brać w nich udział. Przeszliśmy do historii, udało nam się pierwszy raz awansować na mistrzostwa Europy. To zwycięstwo było bardzo ważne nie tylko dla naszej drużyny, ale dla całej Polski. Jeśli chodzi o mnie, to awans przyjąłem na spokojnie. Dałem sobie trochę czasu w szatni. Zeszło ze mnie całe ciśnienie, poszedłem do jacuzzi, był pełen relaks. Jako ostatni wyszedłem z szatni i udałem się do hotelu.

>>> EUZEBIUSZ SMOLAREK I DWA GOLE W MECZU Z BELGIĄ<<<

Pan był jednym z ojców tego sukcesu.

Nie czułem się bohaterem. Nigdy zresztą nie mówiłem dużo w szatni, chodziłem swoimi ścieżkami. Można powiedzieć, że wolałem rozmawiać nogami na boisku. Nie ma co ukrywać, że radość w szatni była bardzo duża, ale nie było z naszej strony jakiegoś spektakularnego świętowania. Nie zdobyliśmy przecież tytułu mistrzowskiego. Wykonaliśmy krok, zrobiliśmy coś dużego. Oprócz radości, na pewno czuliśmy dumę. Z całej naszej drużyny, bo potrafiliśmy się podnieść w trudnych momentach. Eliminacje rozpoczęliśmy źle, krytykowano nas za początek kwalifikacji EURO 2008. Później z każdym meczem zdobywaliśmy uznanie i szacunek kibiców. Od przełomowego meczu z Portugalią, do spotkania z Belgią, po którym wywalczyliśmy awans.

Rozmawiali Jacek Janczewski i Emil Kopański

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności