Aktualności
[WYWIAD] Dariusz Adamczuk: Jestem dumny z kadry Nawałki
Turnieje dzikich drużyn nadal odbywają się w Szczecinie?
Dariusz Adamczuk: Już ich nie ma, ale organizowane są Minimistrzostwa Świata, przy współudziale Pogoni. Nasi trenerzy mocno się w to angażują, obserwują rywalizację w gminach i nadzorują finały, już na stadionie naszego klubu z udziałem 16 drużyn. Wbrew temu, co się mówi i pisze, dzieciaki garną się do futbolu. Widzę to po naszej akademii, w której są adepci piłki z całej Polski. Moim zdaniem najwięcej zależy od tak zwanych animatorów, których zadaniem jest zaszczepianie bakcyla najmłodszym.
Co Panem kierowało, gdy przystępował do turnieju, który otworzył Panu wrota do Pogoni?
Urodziłem się z piłką, tata był trenerem, ale nie musiał mnie zachęcać do kopania na okrągło. Wtedy w dzikich drużynach po prostu chciałem z kolegami zajść jak najdalej. Zauważył mnie Florian Krygier, założyciel Pogoni, ale na pierwszym treningu ćwiczyłem z dużo starszymi. Nie miałem szans na grę, więc poczekałem parę miesięcy i we wrześniu stawiłem się na zajęcia ze swoim rocznikiem.
Specjalista do spraw budowy maszyn zagrał w pierwszej reprezentacji Polski i zdobył medal na igrzyskach. Tak Pan sobie to wyobrażał?
Szkołę trzeba było skończyć, wybrałem Technikum Mechaniczne, zrobiłem maturę, tam gdzie Marek Leśniak, Dariusz Szubert, Mariusz Kuras. Moje zdjęcie wisiało w gablocie, a jak zdobyłem medal w Barcelonie, zapraszano mnie na spotkania. Nic sobie kiedyś nie wyobrażałem, chciałem coś w futbolu osiągnąć.
Kibice bardziej zapamiętali Pana z Barcelony 1992 czy trafienia w meczu z Anglią dla pierwszej reprezentacji Polski w maju 1993 roku w Chorzowie?
Zależy kto. W Barcelonie Polska po raz ostatni stanęło na podium w wielkiej imprezie. To była fantastyczna przygoda, nigdy jej nie zapomnę i cały czas nie mogę przeboleć, że nie wystąpiłem ze względu na kartki w finale z Hiszpanią. Dołożyłem swoją cegiełkę do wspaniałej wiktorii z Italią 3:0, do rozgromienia Australii 6:1, a przyszło mi cierpieć patrząc z boku na finał. Niewiele zabrakło nam do dogrywki z Hiszpanami, a w niej różnie się mogło ułożyć. Co do Anglii, to każdy chłopak w naszym kraju, uganiający się za piłką, marzył o strzeleniu tej reprezentacji gola. Dokonałem tego, ale nie byłem zadowolony, bo zremisowaliśmy spotkanie, które powinniśmy wygrać.
Trochę Pan lig zaliczył. W jakim kraju czuł się Pan najlepiej?
Jak grałem w młodzieżówce przeciwko Anglii, strzelałem jej bramkę, to czułem, że Wyspy Brytyjskie to coś dla mnie. I miałem rację, bo w Szkocji przeżyłem wspaniałe momenty, kibice mnie uwielbiali i każdemu życzę, by grał co kilka dni przy tak reagujących trybunach, jak ja.
To dlaczego nie przebił się Pan w Glasgow Rangers?
Decyzję o przenosinach do Rangersów podjąłem na szybko. Już byłem dogadany z Celtikiem, ale dowiedziałem się, że odchodzi trener Josef Venglos. Słowak widział mnie w składzie, a nie wiedziałem, jakie plany ma jago następca. Dick Advocaat z konkurenta Celtiku skorzystał z mojego wahania i trafiłem na Ibrox Park. Mało grałem z różnych względów, rywalizowałem praktycznie z samymi reprezentantami swoich krajów, do tego trapiły mnie kontuzje. Nie chcę się tłumaczyć, ale z drugiej strony w CV znalazło się mistrzostwo i Puchar Szkocji. Nawet wtedy, gdy nie mieściłem się w składzie, to nie traciłem czasu, bo przyglądałem się jak funkcjonuje akademia Rangers. To przydaje się dziś w Pogoni.
Nie było Panu wstyd, że Glasgow Rangers odpadło w eliminacjach Ligi Europy z luksemburskim Progresem?
Nie ma się czym szczycić, ale ta bolesna wpadka może się przydać. Jak grałem w Rangers, klub szastał kasą na lewo i prawo, życie na kredyt wyszło potem bokiem i trzeba było odbudowywać się od czwartej ligi. Teraz nie ma już głupich ruchów, jeszcze mój były klub nie jest gotowy do podjęcia równorzędnej walki z Celtikiem, który nie ma nawet z kim w Szkocji przegrywać, ale cały czas, kroczek po kroczku się odbudowuje. Siłą Rangersów są fani, oni wykupywali nawet komplet karnetów w czwartej lidze. Co tu się oszukiwać, Glasgow Rangers to marka i na pewno wróci na swoje miejsce.
Pogoni uda się wyścig ku chwale?
Udało się osiągnąć stabilizację, cztery razy z rzędu byliśmy w lepszej ósemce ekstraklasy, w naszej filozofii ważną rolę odgrywają wychowankowie, a tacy ludzie jak Maciej Stolarczyk czuwają nad projektem. Nie da się ukryć, że potrzebujemy jeszcze nowoczesnego obiektu, ale to melodia najbliższej przyszłości.
Jakie są Pana zadania w Pogoni?
Jestem prezesem akademii i razem z Maćkiem Stolarczykiem monitorujemy rozwój młodych talentów. Pracy nam nie brakuje, ale nie narzekamy, bo jesteśmy związani emocjonalnie z klubem i wyobrażamy sobie Pogoń coraz mocniejszą.
Ogląda Pan mecze reprezentacji Polski prowadzonej przez Adama Nawałkę?
Jestem dumny z pracy trenera i chłopaków. Mamy w zespole piłkarzy klasy światowej i potrafimy wygrywać mecze, w których gramy słabo. To duża sztuka. Wysokie miejsce w rankingu FIFA to rezultat rzetelnej pracy, co porównałbym do drugiej pozycji Agnieszki Radwańskiej kiedyś wśród tenisistek. Jako drużyna nasza kadra stale się rozwija i widać, że drzemią w niej spore rezerwy.
Kiedy Pan grał w kadrze byli w niej dużo słabsi zawodnicy niż teraz?
Mieliśmy dobrych piłkarzy, ale brakowało nam farta w losowaniach. Ja trafiałem choćby w eliminacjach dużych imprez na Anglię, Holandię, wtedy potęgi i ciężko się było przebić. Kto wie, może ten pamiętny mecz z Anglikami na Śląskim mógł odmienić nasz los? Nie lubię gdybać, ale Marek Leśniak mógł wtedy coś strzelić ze swoich dwóch setek… Do dziś w uszach dźwięczy mi głos Darka Szpakowskiego: „Aj, Jezus Maria… To był pech”. Zagrałem 11 razy w pierwszej reprezentacji, mało, zgadza się, ale głównie ze znakomitymi rywalami. Zakończyłem z Hiszpanią, potem już powołanie nie przyszło, choć na nie liczyłem…
Kopie Pan jeszcze piłkę?
Jeszcze rok temu występowałem w okręgówce, w Mewie Resko i radziłem sobie całkiem nieźle, strzelałem bramki głównie w karnych. Teraz grywam u Bartka Ławy pod balonem, od czasu do czasu w turniejach, no bo trzeba się jakoś prezentować będąc prezesem Akademii Pogoni.
Rozmawiał Jaromir Kruk
FOT: Cyfra Sport i East News
DARIUSZ ADAMCZUK
Urodzony 21 października 1969 roku w Szczecinie. Kariera piłkarska: Pogoń Szczecin, Eintracht Frankfurt, Dundee FC, Udinese Calcio, Belenenses Lizbona, Pogoń, Dundee FC, Glasgow Rangers, Wigan, Glasgow Rangers, Pogoń Szczecin Nowa, Pogoń II Szczecin, Mewa Resko. W reprezentacji Polski: 11 meczów – 1 gol. Srebrny medalista igrzysk w Barcelonie 1992. Z Glasgow Rangers mistrz Szkocji 2000, Puchar Szkocji 2000, 2002.