Aktualności
[WYWIAD] Aleksander Januszkiewicz: Gibraltar? Wszystkie mecze na jednym boisku
Jak doszło do tego, że podpisał pan kontrakt z klubem z… Gibraltaru?
Aleksander Januszkiewicz: Podjąłem decyzję, że chcę sprawdzić się w zagranicznym klubie. Bardziej myślałem o kierunku skandynawskim, ale menedżer zaproponował Gibraltar. W pierwszej chwili byłem zaskoczony, bo nazwę znałem, ale o tamtejszej piłce nie wiedziałem prawie nic. Kojarzyłem jedynie, że Polacy w eliminacjach mistrzostw Europy 2016 grali z tą reprezentacją. Zdawałem sobie sprawę, że poziom pewnie nie będzie wysoki, ale z drugiej strony najlepsze drużyny od niedawna grają w eliminacjach Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Uznałem, ze to może być fajna przygoda także z tego powodu i zdecydowałem się na grę w Lynx. Akurat poszukiwali zawodnika na tę pozycję, a ja byłem wolnym piłkarzem, po tym jak skończyła się umowa ze Stalą Brzeg.
Jak wyglądają tamtejsze rozgrywki?
Są trzy ligi: ekstraklasa, druga liga i liga do lat 23. W sumie prawie 30 zespołów. Wszyscy gramy na tym samym stadionie, bo w Gibraltarze jest tylko jeden obiekt piłkarski – Victoria Stadium, położony tuż koło pasa startowego. Nawierzchnia jest sztuczna, więc nie ma problemów z niszczeniem murawy. Liga młodzieżowa gra w tygodniu, a ekstraklasa i jej zaplecze w weekend. Mecze zaczynają się już od godziny 12, a kończą się wieczorem. Jakoś się udaje pomieścić wszystkie te spotkania.
Jak zorganizowane są kluby?
Trudno mówić o wielkim profesjonalizmie skoro wszystkie drużyny grają na jednym stadionie. Z drugiej jednak strony – treningi i to, co się dzieje wokół, to w pewnym sensie zawodowstwo. Trudno mówić o analizie rywali, bo co weekend właściwie wszystkich można zobaczyć jednego po drugim. To jest zupełnie inna specyfika niż w reszcie Europy. W II lidze polskiej jedzie się na drugi koniec kraju, są zgrupowania przed meczem, analizy i odprawy. Tego typu profesjonalizmu nie ma. Tu jesteś gospodarzem lub gościem, ale na tym samym stadionie.
A jakby pan porównał poziom do polskiej ligi?
Jest duża rozbieżność między drużynami w tej samej lidze. Są dwa mocne zespoły, jak na tamte warunki. To Lincoln i Europa FC. Odbiegają od reszty i poradziłyby sobie w polskiej drugiej lidze. Zatrudniają Hiszpanów z trzeciej czy czwartej ligi, a czasem nawet z przeszłością w La Liga. Gra tu na przykład Antonio Calderon, który był zawodnikiem Arki Gdynia. Z kolei w drugą stronę, do GKS Tychy, powędrował Omar Monterde, mistrz Gibraltaru z poprzedniego sezonu. W moim zespole są zawodnicy między innymi z Egiptu, Maroka, Kolumbii, Argentyny, Algierii, Hiszpanii, Francji. Są zespoły, jak Boca Juniors, które chętnie ściągają Argentyńczyków. W II lidze FC Manchester 62 stara się mieć w składzie głównie Gibraltarczyków, którzy traktowani są jako Anglicy. Byłem nawet trochę zaskoczony poziomem tych najlepszych zespołów. Oczywiście prezentują typowo hiszpański styl. Na treningach jest dużo małych gier, zabaw z piłką, a pracy nad siłą to za dużo nie ma. Pozostałe zespoły to poziom polskiej III ligi. Stąd biorą się czasem wyniki 5:0 czy 7:0. Jest przepaść między zawodnikami, którzy maja za sobą gry w profesjonalnych zespołach, a tymi, którzy tylko grali i trenowali w Gibraltarze.
Taki wyjazd opłaca się finansowo?
W Lincoln czy Europa FC na pewno można zarobić więcej niż w niższych ligach hiszpańskich, nawet trzy tysiące euro. A do tego można zagrać w europejskich pucharach. To też argument dla tych zawodników. Oczywiście to zwykle się kończy na pierwszej lub maksymalnie drugiej rundzie eliminacji. W tym sezonie St. Joseph był bliski wyeliminowania zespołu z Wysp Owczych, w którym gra Polak (Michał Przybylski – przyp. red.). Przegrał dopiero w rzutach karnych, a w kolejnej rundzie czekał Besiktas Stambuł. To byłaby dopiero przygoda... W Polsce trzeba grać w Legii lub Lechu, by mieć nadzieję na takie spotkania. W moim przypadku trzeba było też brać pod uwagę, jakie są koszty na przykład wynajmu mieszkania. Utrzymanie w Hiszpanii jest tanie, a właściwie nikt z piłkarzy nie mieszka w Gibraltarze. Tam wynajęcie mieszkania jest co najmniej dwa razy droższe. Zarobki w moim przypadku były wyższe niż ostatnio w III lidze. W Lynx grają miejscowi piłkarze, którzy najczęściej łączą to z pracą. Są również młodzi zawodnicy zajmujący się też szkoleniem dzieci, a także ponad 30-letni Hiszpanie. Zarobki są w granicach 800-1700 euro.
Czyli mieszka pan w Hiszpanii i codziennie jedzie do Gibraltaru trenować?
Działa tam normalna granica. Przejście nie jest łatwe dla wszystkich. Ja na podstawie dowodu osobistego – jako że jestem z Unii Europejskiej – nie mam z tym problemu. Często jeździli ze mną Kolumbijczyk z Argentyńczykiem i musiałem na niech czekać. Trenujemy profesjonalne każdego dnia. Z tym, że zajęcia odbywają się zwykle w Hiszpanii, gdzie boisk nie brakuje. Każda drużyna ma zaprzyjaźniony hiszpański klub, na którego boisku ćwiczy. Raz w tygodniu trening odbywa się na stadionie w Gibraltarze, by wszystkie zespoły były traktowane sprawiedliwie. Oczywiście w Hiszpanii żyje się bardzo przyjemnie. Jest ciepło, blisko morza, ale miasteczko, w którym mieszkałem, La Linea, na pograniczu z Gibraltarem, jakoś zachwycające nie jest. W pobliżu jest za to dużo więcej pięknych miejsc, jak choćby Marbella, Cadiz czy Malaga, a nieco dalej Sewilla.
Zagrał pan tylko cztery spotkania i doznał kontuzji.
To było dokładnie zwichnięcie kości półksiężycowatej. Skomplikowana kontuzja, której leczenie trwa minimum 12 tygodni. Urazu doznałem na początku października i ten czas dopiero się skończył. Mogłem wrócić na Gibraltar, ale został tylko jeden mecz, w którym i tak bym nie zagrał. Teraz jest przerwa w rozgrywkach, więc nie było sensu, bym leciał. Tym bardziej, że w klubie trwa planowanie i być może będą wprowadzane oszczędności. Celem drużyny było miejsce dające prawo gry w eliminacjach Ligi Europy, ale nic z tego nie wyszło. Po 12. kolejkach Lynx jest trzeci od końca. Dlatego też moja przyszłość jest niewiadomą. Kontrakt oczywiście mam, ale nie wiem, jak potoczą się moje losy. Długo mnie nie było i przerwa spowodowana kontuzją nie wpływa na moją korzyść.
Rozmawiał Robert Cisek
Fot: Aleksander Januszkiewicz