Aktualności
Tomasz Wałdoch: Jedyna szansa w życiu
Rozegrałem wiele spotkań z orzełkiem na piersi i wiele z nich o wysokiej randze. Ktoś mi przypomniał, że było ich 74. Trudno uwierzyć, ale udało się awansować z naszą reprezentacją na mistrzostwa świata, wystąpiłem na wielkim turnieju w Korei i Japonii, w mundialu. Jednak gdybym miał wybrać mecz, który najbardziej utkwił mi w głowie, to byłby to finał Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku. Pewnie nie byłbym tym sam.
Były oczywiście inne ważne mecze. W spotkaniu z Norwegią w 2001 roku (3:0) awansowaliśmy
Już sam stadion w Barcelonie na nas wszystkich robił ogromne wrażenie. My, jako młodzi chłopacy, nie mieliśmy takich warunków w Polsce. Znajdowaliśmy się w transie i to było po nas widać. Głowa odgrywała wówczas ogromną rolę.
fot. 400mm.pl
„To jest już ten finał! Panowie, cały świat na was patrzy. Jest król Hiszpanii, gramy z gospodarzami. Oni jeszcze nie stracili bramki!” – rzucał jak z rękawa hasłami trener Wójcik. Byliśmy tak naładowani emocjonalnie, że z tymi słowami moglibyśmy pójść w ogień. I tak było później na boisku.
fot. własne
Dogrywka było blisko, ale to ostatnie słowo należało do naszych rywali. Bramka na 3:2 dla przeciwników. Alka Kłaka pokonał Kiko – zawodnik, którego miałem pilnować przy stałych fragmentach gry. Koniec meczu, rozczarowanie, padliśmy z sił. Straciliśmy gola, nasze marzenie nie spełniło się w stu procentach. Ze spuszczonymi głowami zeszliśmy do szatni.
Srebrny medal z Igrzysk Olimpijskich mam do dzisiaj. Po wielu latach trochę zmienił kolor. Przyjdzie moment, że oddam go na aukcję charytatywną. Może będzie z niego jeszcze jakiś pożytek. Zawsze, gdy na niego spoglądam, wszystko do mnie wraca. Cudowne wspomnienia, które pozostaną we mnie na zawsze.