Aktualności

[TEN JEDEN RAZ] Rafał Leszczyński – powołaniem w Ząbki

Specjalne17.04.2020 
Adam Nawałka, pełniąc funkcję selekcjonera reprezentacji Polski, niejednokrotnie potrafił zaskoczyć. Chętnie stawiał na niepozornych zawodników z polskiej ligi, którzy później stawali się jego żołnierzami i w narodowych barwach spisywali się powyżej oczekiwań. Nawet w takich okolicznościach szokiem było wezwanie na zgrupowanie Rafała Leszczyńskiego, bramkarza… Dolcanu Ząbki.

„Leszczu” to dziecko piłkarskiej Warszawy. Zaczynał w juniorskich drużynach stołecznej Olimpii, skąd – mając 16 lat – trafił do KS Raszyn. Tam zaczął przejawiać spory talent. Chyba jednak nie spodziewał się, że z klasy okręgowej trafi wprost na zaplecze ekstraklasy. A tak się właśnie stało, bo rosnący potencjał młodziutkiego golkipera dostrzegli działacze Dolcanu Ząbki. Dla Leszczyńskiego było to doskonałe rozwiązanie. Klub na wysokim poziomie, a do tego tuż za granicą Warszawy. Nie było się nad czym zastanawiać. „Leszczu” zakotwiczył w Ząbkach, nie mając pojęcia, że będąc zawodnikiem tego właśnie klubu przeżyje przygodę życia.

W swoim pierwszym sezonie w Dolcanie Leszczyński nie miał najmniejszych szans na regularną grę. Niepodważalną „jedynką” był doświadczony Rafał Misztal, a rolę zmiennika „Grubego” pełnił Maciej Humerski. Młodzian miał uczyć się fachu i spokojnie rozwijać. Przy okazji zapoznawał się z atmosferą piłkarskiej szatni, a ta akurat w Dolcanie była świetna. Misztal i Humerski co chwila robili sobie żarty, głównie z trenera bramkarzy, Marka Chańskiego. Młodziutki golkiper się nie wychylał, ale uważnie obserwował. I ciężko pracował, by wkrótce zostać numerem jeden. Przebywał nawet na testach w Legii Warszawa, ale klub z Łazienkowskiej ostatecznie nie zdecydował się na zakontraktowanie piłkarza.

Sezon 2010/2011 Leszczyński zakończył z trzema I-ligowymi występami na koncie. Swoją szansę dostał na początku rundy rewanżowej, ale po meczu z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski wrócił na ławkę rezerwowych. Z Leszczyńskim w bramce Dolcan przegrał wszystkie trzy mecze, więc między słupkami ponownie zameldował się Rafał Misztal. Drużyna z Ząbek do ostatniej chwili drżała o zachowanie I-ligowego bytu. Udało się go zachować, ale nie da się ukryć, że nie brakowało w tym sporo szczęścia oraz… korzystnego terminarza. W ostatniej serii gier Dolcan miał mierzyć się z Odrą Wodzisław Śląski, ale rywale na dwie kolejki przed ligowym finiszem zrezygnowali z rywalizacji. Dzięki temu Dolcan dostał bez walki trzy punkty, które okazały się bezcenne.


Przed rozpoczęciem kolejnych rozgrywek z Dolcanu odszedł Misztal. Jesienią podstawowym bramkarzem był Maciej Humerski, ale wiosna należała już do Leszczyńskiego. Na młodszego z dwójki golkiperów odważnie postawił trener Robert Podoliński i na pewno swej decyzji nie żałował. Dolcan nie zachwycał, ale o „Leszczu” zaczęło się robić coraz głośniej. Ekipa z Ząbek znów utrzymała się w lidze, a w kolejnym sezonie na stałe zagościła w środku tabeli. Leszczyński był niepodważalnym numerem jeden, zwracając na siebie coraz większą uwagę. Sam jednak pozostawał skromnym, cichym chłopakiem, padającym też ofiarą żartów ze strony starszych kolegów.

– „Leszczu” był wtedy młodziutki, spokojny. Nazwałbym go właściwie „ciepłą kluchą”. W 2013 roku, na Prima Aprilis, postanowiłem go nieco wypuścić – wspomina Damian Świerblewski, który przez kilka lat dzielił szatnię z utalentowanym bramkarzem. – Siedziałem z Patrykiem Koziarą, który raczej nie należał do grona kawalarzy. Poprosiłem go, żeby potwierdzał to, co powiem do Rafała. Gdy ten wszedł do szatni, z miejsca krzyknąłem: leć na górę, powołanie do kadry dostałeś! Oczywiście nie uwierzył, ale gdy moje słowa potwierdził „Kozi”, oczka się zaświeciły. Złapał wdech na klatkę, poszedł do dyrektora Jerzego Szczęsnego, ale w ostatniej chwili zorientował się, jaka jest data. Ale mogę powiedzieć, że wywróżyłem mu zaproszenie na zgrupowanie – opowiada Świerblewski. – Zawróciłem spod samych drzwi, a potem śmiałem się z samego siebie, że tak łatwo dałem się wypuścić. Atmosfera w tamtej ekipie była niesamowita. Chciałbym, aby tak było w każdym zespole – potwierdza Leszczyński.

Rzeczywiście, Świerblewski, nazywany przez kolegów „Nostradamusem”, miał rację. Adam Nawałka, który pod koniec 2013 roku objął funkcję selekcjonera reprezentacji Polski, zaszokował opinię publiczną już przy pierwszych powołaniach. W gronie bramkarzy znalazł się bowiem Leszczyński. Wielu kibiców, którzy nie śledzili na co dzień pierwszoligowych rozgrywek, zaczęło szukać informacji na temat zagadkowego golkipera. Co prawda miał już za sobą grę w reprezentacji Polski do lat 20, ale na poziomie seniorskim nadal był stosunkowo anonimowy. – Przyjąłem tę informację z takim samym zaskoczeniem, jak cała Polska – wspomina Leszczyński. – Napomknął mi o tym trener Robert Podoliński. Zadzwonił do mnie, gdy prowadziłem zajęcia z bramkarzami z juniorskich drużyn Dolcanu. Doradził śledzenie powołań. Znając jego charakter, spodziewałem się kolejnego żartu. Tym razem było jednak inaczej, niż w Prima Aprilis. Byłem bardzo szczęśliwy i podekscytowany, choć z drugiej strony cholernie zaskoczony. Nie dowierzałem w to, co nastąpiło – dodaje.

Na pierwszym zgrupowaniu przed meczami ze Słowacją i Irlandią Leszczyński przyglądał się bardziej doświadczonym kolegom. – Do Grodziska Wielkopolskiego jechałem bardziej przestraszony, niż pewny swoich umiejętności. Wiedziałem, że przy takich konkurentach nie mam szans na grę, więc jechałem tam po naukę i doświadczenie – przyznaje. – Samego trenera Nawałkę wspominam bardzo miło i pozytywnie. Myślę, że nie było krzty przypadku w tym, co osiągnął z reprezentacją. To były jego początki pracy z kadrą, ale od pierwszej chwili biła od niego pewność siebie. Wprowadził żelazne zasady, do których trzeba było się stosować. I to przyniosło efekty – opisuje.


Szanse występu w kadrze znacznie wzrosły przy kolejnym zaproszeniu. Tym razem Adam Nawałka robił ligowy przegląd, sprawdzając umiejętności kandydatów do reprezentacji w starciach z Norwegią i Mołdawią. Leszczyński zamiast z Arturem Borucem, Wojciechem Szczęsnym i Przemysławem Tytoniem, rywalizował z Michałem Miśkiewiczem i Dariuszem Trelą. – To było już zupełnie inne zgrupowanie, bo powołani zostali tylko zawodnicy ligowi. O grę było więc łatwiej i jestem bardzo szczęśliwy, że dostąpiłem tego zaszczytu – mówi urodzony w Warszawie golkiper.

Okazję do debiutu otrzymał już w pierwszym terminie. 18 stycznia 2014 roku wybiegł na murawę w podstawowym składzie reprezentacji Polski na mecz z Norwegią, rozgrywany w Abu Zabi. Choć skład tamtej drużyny był całkowicie ligowy, wśród jego boiskowych partnerów znaleźli się między innymi Bartosz Bereszyński, Tomasz Jodłowiec, Karol Linetty, Michał Pazdan czy Jakub Wawrzyniak. Leszczyński zachował czyste konto, a biało-czerwoni zwyciężyli 3:0 po golach Tomasza Brzyskiego, Michała Kucharczyka i Karola Linettego. Dwa dni później Polacy wygrali 1:0 z Mołdawią, a między słupkami pojawił się Michał Miśkiewicz. Trzeci z golkiperów, Dariusz Trela, swojej szansy nie dostał.

Wydawało się, że po debiucie w seniorskiej reprezentacji Polski kariera Leszczyńskiego nabierze jeszcze większego tempa. Skauci zaczęli dużo uważniej przyglądać się jego występom, a po sezonie 2014/2015 propozycję kontraktu złożył Piast Gliwice. Po przenosinach na Górny Śląsk Leszczyński czekał na okazję do występu. Nieszczęśliwie dla niego, w kapitalnej formie znajdował się wówczas Jakub Szmatuła, który zajął miejsce w „klatce”. Co więcej, wydawało się, że wyżej stoją także akcję Dobrivoja Rusova, który częściej zasiadał na ławce rezerwowych. Leszczyńskiemu pozostała jedynie gra w III-ligowych rezerwach. Po premierowym sezonie w ekstraklasowym klubie, Leszczyński został wypożyczony do I-ligowego Podbeskidzia Bielsko-Biała.


Tam „Leszczu” stał się niekwestionowanym numerem jeden. Po udanym sezonie 2016/2017 „Górale” zdecydowali się na wykupienie bramkarza Piasta. W kolejnych latach było już jednak gorzej. Leszczyński nie zawsze miał pewne miejsce w składzie Podbeskidzia, coraz częściej siadając na ławce rezerwowych. W rundzie jesiennej bieżącego sezonu na I-ligowe boiska wybiegał już tylko pięciokrotnie. Dużo częściej między słupkami meldował się Martin Polacek, a Podbeskidzie obecnie jest liderem tabeli. – Tak to jest, ale na pewno się nie poddam. Trzeba sumiennie robić swoje, a życie to doceni – mówi Leszczyński, który do dziś pozostaje ciekawym przypadkiem zawodnika, który zaliczył debiut w reprezentacji narodowej, a nie doczekał się nigdy premierowego występu w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Emil Kopański

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności