Aktualności
[TEN JEDEN RAZ] Grzegorz Pater – przez Barcelonę do kadry
Grzegorz Pater to dziecko „Białej Gwiazdy” w pełnym tego słowa znaczeniu. W klubie z Reymonta przeszedł wszystkie szczeble juniorskie, trafiając wreszcie do pierwszego zespołu. Po raz pierwszy szansę występu w ekstraklasie otrzymał jeszcze jako nastolatek. W sezonie 1993/1994 jego gra ograniczyła się jednak do symbolicznego, jednego meczu. Zespół spadł z ligi, a powrócił do niej po sezonie 1995/1996.
Pater był już ważną postacią tej drużyny. W premierowym sezonie po powrocie do krajowej elity rozegrał w lidze 33 spotkania, w kolejnym – 30. Także w rozgrywkach 1998/1999, gdy Wisła sięgnęła po mistrzostwo Polski, był absolutnie pierwszoplanową postacią. Tylko trzykrotnie rozpoczynał ligową potyczkę na ławce rezerwowych, przyczyniając się do sukcesu „Białej Gwiazdy”. Strzelił osiem goli, powtarzając swój rezultat z poprzednich rozgrywek. Zważywszy na fakt, że nigdy nie był typową „dziewiątką”, był to rezultat godny podziwu.
Kolejne sezony były trochę mniej obfite w wyczyny strzeleckie, ale Pater i tak cieszył się zaufaniem ze strony szkoleniowców Wisły. Wychowanek, zawsze zostawiający na boisku całe serce, dla którego występy w krakowskim zespole były spełnieniem marzeń. Takiego piłkarza w swoim zespole chciałby mieć każdy trener. Tak było w przypadku Patera, więc ten regularnie dostawał swoje szanse, także w europejskich pucharach. 8 sierpnia 2001 roku okazał się dla niego bardzo szczęśliwy. Tego dnia krakowianie mierzyli się w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów ze słynną Barceloną. Na stadionie przy Reymonta Wisła dwukrotnie obejmowała prowadzenie, w obu przypadkach za sprawą Patera. Ostatecznie przegrała 3:4, ale z pewnością nie przyniosła wstydu, walcząc jak równy z równym z naszpikowanym gwiazdami, utytułowanym rywalem. Sam Pater podchodzi do tego starcia chłodno. – Wiadomo, był pewien dreszczyk emocji, ale uważam, że wcale nie grałem wtedy najlepiej. Na pewno tym spotkaniu stałem się jednak bardziej rozpoznawalny – mówi.
Sierpień 2001 roku dla Patera był bardzo szczęśliwy nie tylko ze względu na dwa gole strzelone hiszpańskiemu gigantowi. Zaledwie tydzień po boju z Barceloną, Pater założył inny trykot – reprezentacji Polski. Przeżywającemu bardzo dobry okres w karierze piłkarzowi Wisły zaufał Jerzy Engel. Ówczesny selekcjoner kadry narodowej powołał Patera na towarzyski mecz z Islandią i dał mu szansę występu. 15 sierpnia zawodnik „Białej Gwiazdy” po raz pierwszy wybiegł na murawę z orłem na piersi. Spędził na niej 45 minut, po czym w przerwie zastąpił go Kamil Kosowski. Jak się okazało, był to zarówno pierwszy, jak i ostatni mecz Patera w seniorskiej reprezentacji Polski. Konkurencja była wówczas ogromna, a kadra Jerzego Engela walczyła o awans na mistrzostwa świata w Korei Południowej i Japonii. – Trochę szkoda, że nie znalazłem się w kadrze na mundial w 2002 roku. Cieszę się jednak, że zagrałem ten jeden mecz z Islandią, zostałem świetnie przyjęty przez kolegów. Tomek Wałdoch i Jacek Zieliński mi pomogli, czułem się jak w rodzinie, no i cóż… Spełniłem wielkie marzenie i dziś powtarzam, że jestem dumny z tego 1A w CV. Mój pierwszy trener w Wiśle, Wiesław Lendzion, też odczuwa z tego powodu satysfakcję, bo reprezentacja to coś pięknego, jedynego w swoim rodzaju – zapewnia Pater.
W kolejnych sezonach w barwach Wisły kadrowicz Jerzego Engela grał już coraz mniej. Większą rolę zaczął odgrywać Kalu Uche, w kolejce do gry oczekiwał też Damian Gorawski. Pater dopisywał do swojego konta kolejne mistrzostwa i Puchary Polski, ale czuł, że zaczyna brakować dla niego miejsca. Wiosną 2004 roku udał się więc na wypożyczenie do Górnika Polkowice, pomógł mu utrzymać się w ekstraklasie, a następnie podpisał umowę z Podbeskidziem Bielsko-Biała. To jego ostatni profesjonalny klub w karierze. – Nie wyjechałem do zagranicznego klubu może dlatego, że menedżerowie piłkarscy dopiero wchodzili na polski rynek. Kaiserslautern i VfB Stuttgart zależało na pozyskaniu mnie, ale działacze Wisły postawili cenę zaporową. Jakiś tam żal pozostał, bo uważam, że zasłużyłem na transfer zagraniczny. Śmieje się, że zrobili ze mnie zakładnika, a po latach jestem przekonany, że dałbym sobie radę w Bundeslidze z moimi predyspozycjami szybkościowymi i dynamiką – mówi z żalem.
Grzegorz Pater z Podbeskidziem pożegnał się po rundzie jesiennej sezonu 2008/2009. Później grał hobbystycznie w Skawince Skawina, Orle Ryczów, a do dziś pozostaje piłkarzem A-klasowego Podgórza Kraków. Jakby tego było mało, prowadzi też ciągle Orła. – Co prawda w maju skończę 46 lat, ale czuję się dobrze, nie straciłem szybkości, a trochę doświadczenia się zdobyło. Teraz w Orle zajmuje się tylko trenerką, a w Podgórzu godzę to z grą. Namówiłem nawet do występów w klasie A Mirka Szymkowiaka. Chodziłem za nim pół roku i w końcu uległ. „Szymek” rzuca piłki na nos i wygrywamy mecz za meczem. Sam sobie nie wyobrażam momentu, gdy nie będę już mógł grać w piłkę. Szkoda, że przez koronawirusa sezon został zawieszony, ale wierzę, że uda się go dokończyć. Teraz najważniejsze jest zdrowie – kończy jednokrotny reprezentant Polski.
Fot. EastNews