Aktualności
[REPORTAŻ] Piłkarskie Niższe Ligi Cup: „Pokazujemy, że piłka w niższych ligach jest warta oglądania”
– Pomysł na powstanie zawodów przyszedł wraz z utworzeniem kanału na YouTube o takiej samej nazwie jak turniej, czyli Piłkarskie Niższe Ligi – mówi organizator Adam Michalik. – Wraz z naszą kamerą jeździmy od miejsca do miejsca i nagrywamy reportaże o drużynach, piłkarzach czy kibicach z rozgrywek na niższych szczeblach. Pomyśleliśmy, że znakomitym zwieńczeniem tego byłby wspólny turniej, gdzie wszyscy mielibyśmy szansę się lepiej poznać i zintegrować.
Na początku w imprezie udział brały przede wszystkim zespoły z jednego regionu – OZPN Legnica. Jednak z upływem czasu swój akces do gry zgłaszały także drużyny z innych miejsc. W ciągu trzech lat, liczba klubów biorących udział w Piłkarskie Niższe Ligi Cup wzrosła prawie dwukrotnie – z 23 na 40.
– Dla nas jest to interesujący turniej, bo stanowi odskocznię od ligi – mówi grający trener zespołu GKS Warta Bolesławiecka, Krzysztof Kaliciak. – Kiedy gra się w klasie A czy B, rywale co sezon są praktycznie tacy sami. Tutaj ogromną motywację stanowi możliwość zmierzenia się z drużynami z wyższych lig, czy nawet z innych województw – podkreśla.
Lepszy start w nowy sezon
Dla wielu uczestników możliwość wzięcia udziału w turnieju piłkarskim, gdzie gra toczy się na bardzo wysokiej intensywności, stanowi znakomite przygotowanie do nadchodzącego sezonu. Większość drużyn w ciągu dwóch dni rozgrywa około sześciu meczów, z których każdy trwa 30 minut. W sumie daje to 180 minut biegania i walki. – Nigdy nie udałoby mi się zmotywować moich zawodników do treningów na takiej intensywności, na jakiej grają w tym turnieju. To znacznie ułatwia przygotowania fizyczne do sezonu – podkreśla Krzysztof Kaliciak.
– Gra po sześciu, na mniejszym boisku, wymaga kompletnie innego zaangażowania – tłumaczy Bartłomiej Oruba, wybrany na najlepszego zawodnika turnieju. – Tutaj jest dużo więcej zwrotów, sprintów. Nie ma się tak dużo miejsca na myślenie, wszystko trzeba robić szybciej. W ciągu 30 minut meczu, praktycznie nieustannie jest się w tak zwanej „małej grze”, gdzie trzeba radzić sobie z wyjściem spod pressingu rywala na małej przestrzeni. To doświadczenie jest później bezcenne w lidze, kiedy gramy po jedenastu.
Pomysł gry po sześciu wprowadzony był ze względów praktycznych. Organizatorzy byli świadomi, że dla niektórych zespołów przeszkodą w uczestnictwie może się okazać zebranie pełnej kadry w środku okresu wakacyjnego. – Kiedyś rzeczywiście mogło tak być, ale w tej chwili ranga tego turnieju znacząco wzrosła – mówi Karol Chmielewski, kapitan Fortuny Obora, zespołu, który był na wszystkich trzech edycjach PNL Cup. – W tym roku w naszym klubie gotowość do gry zgłosiło tak wielu zawodników, że części musieliśmy nawet podziękować ze względu na limity regulaminowe.
Nutka brazylijskiej samby
W tym roku, oprócz polskich drużyn, na boiskach występował także zespół złożony z samych Brazylijczyków. – Staram się regularnie pomagać uzdolnionym chłopakom z mojego kraju w dołączaniu do polskich drużyn – mówi nam Ronnie Garcia, menedżer z kraju kawy. – Dla nich jest to ogromna szansa na normalne życie. Dostają trzy miesiące, żeby się pokazać, znaleźć pracę i zaczepić w jakimś klubie.
– Cieszę się, że spotykają ich tu, w Polsce, tylko pozytywne emocje – podkreśla Garcia. – Od samego początku próbuję nauczyć ich waszej mentalności. Zawsze podkreślam, że w Polsce najważniejsza jest drużyna, a nie indywidualności. To, jak gra część z tych zawodników, jest odzwierciedleniem tego, jak my jako Brazylia wypadliśmy w mistrzostwach świata. U nas wielu zawodników, w tym największa gwiazda, Neymar, próbowało grać samolubnie. Tłumaczę moim chłopakom przyjeżdzającym tutaj, że jest to niedopuszczalne. Jeśli chcą zostać na dłużej, muszą przede wszystkim pracować dla drużyny i pokazać, że są znacznie lepsi niż lokalni gracze – tłumaczy Ronnie, który cieszy się taką sympatią wśród swoich piłkarzy, że nawet ich drużyna nazwana została na jego cześć, Rodzina Ronnie Garcia.
Kibice siódmym zawodnikiem
Mimo że PNL Cup nie ma nic wspólnego z profesjonalnymi rozgrywkami, co roku gromadzi coraz więcej kibiców. W tym roku na przyjazd zdecydowała się grupa 44 osób ze Stowarzyszenia KS Legnickie Pole. – Jeździmy za naszą drużyną nie od dziś – mówi prezes stowarzyszenia, Seweryn Kaśczyszyn. – Wszyscy w Legnickim Polu kochamy piłkę nożną. Ostatnio udało nam się to sformalizować. Teraz mamy oficjalne stowarzyszenie, gdzie zbieramy składki, organizujemy oprawy i wyjazdy. Nasza dewiza jest prosta: „KS Legnickie Pole, gdziekolwiek gra, ma czuć się jak u siebie w domu”.
– Jest nam zdecydowanie łatwiej, kiedy czujemy wsparcie kibiców – podkreśla kapitan drużyny, Adam Wasilewski. – Te wszystkie oprawy i głośny doping stanowią ogromną motywację. Miałem tę przyjemność, że grałem na poziomie I ligi, więc spotkałem się z tym wcześniej. Ale większość chłopaków nigdy nie miała okazji grać przed tak fanatyczną publicznością. To dodaje dodatkowej energii na boisku – twierdzi.
– Ten turniej oglądało się bardzo dobrze i mamy zamiar przyjechać tu też za rok. Mniejsze boisko oznacza więcej okazji i bramek, czyli więcej radości dla kibiców – przekonuje Kaśczyszyn.
Cztery województwa, jeden zwycięzca
– Chłopcy, którzy tu przyjeżdżają, są w przededniu rozpoczęcia swoich lig. Mogą się tu spotkać, pograć. Z roku na rok poziom wzrasta. Nawet robi się międzynarodowo! – mówi Andrzej Padewski, prezes Zarządu Dolnośląskiego ZPN i wiceprezes PZPN ds. zagranicznych.
– Moje serce cieszy fakt, że przyjeżdża tu aż tyle drużyn. Turniej bardzo się rozrósł, a młodzi ludzie cieszą się grając w piłkę nożna. Fantastyczna zabawa, nie ma żadnych złośliwości, w zmaganiach widać szacunek rywalizujących stron – podkreśla Romuald Kujawa, współorganizator imprezy, legenda regionu, zdobywca mistrzostwa Polski z Zagłębiem Lubin w 1991 roku.
A to nie koniec rozwoju. Już teraz organizatorzy opowiadają o nowych pomysłach, które będą chcieli wprowadzić w następnych edycjach PNL Cup. Przede wszystkim w przyszłym roku turniej finałowy ma być poprzedzony czterema turniejami kwalifikacyjnymi w czterech województwach.
W tym roku po raz drugi z rzędu najlepsza okazała się drużyna Granitu Roztoka. Tak naprawdę jednak na koniec dnia wygranym jest każdy. – Pokazujemy, że piłka w niższych ligach jest warta oglądania. To zwiększa zainteresowanie lokalnych społeczności rozgrywkami, przez co łatwiej jest znaleźć osoby chętne do angażowania się w pomoc mniejszym klubom, ale także motywuje do działania ludzi już od dawna zajmujących się tą tematyką, gdyż udowadnia im, że to co robią jest ważne – zauważa Michalik.
Michał Wapiński
Fot. Paweł Andrachiewicz