Aktualności
[REPORTAŻ] Emigracja po piłkarsku, czyli polskie QPR
FOT: East News
W maju ubiegłego roku brytyjski urząd statystyczny upublicznił wyniki populacji Królestwa: Polaków na Wyspach jest ponad milion. Oznacza to, że w ciągu piętnastu lat od przyjęcia Polski w grono Unii Europejskiej liczba emigrantów wzrosła niemal piętnastokrotnie.
A więc nic dziwnego, że dotyka to wielu sektorów brytyjskiej gospodarki. Wedle tych samych badań Polacy założyli na Wyspach już ponad 60 tys. firm. W korporacjach zajmują coraz wyższe stanowiska, robią kariery i… zakładają tam rodziny, wysyłają dzieci do szkół oraz piłkarskich akademii. Nie ma więc przypadku, że coraz więcej w tych najlepszych drużynach młodzieżowych jest polsko brzmiących nazwisk.
Queens Park Rangers nie jest wyjątkiem, a nawet przeciwnie – świetnym tego fenomenu przykładem. W drugiej drużynie klubu z Championship broni Marcin Brzozowski, którego rodzice przeprowadzili się do Anglii, gdy miał 11 lat. Talent bramkarza dostrzegł jeden ze skautów QPR, który… w połowie jest Polakiem. Także dzięki temu udało się go przekonać do dołączenia do zespołu.
Teraz juniorów jest nawet więcej: kolejny bramkarz w drużynie do lat 15, a także inni w młodszych rocznikach. Oczywiście świecącym przykładem na to, jak odnieść sukces w Queens Park Rangers jest Paweł Wszołek. W jednym z ostatnich meczów ligowych reprezentant Polski był jednym z piłkarzy z najwyższą liczbą występów (obecnie już 93 mecze). – W całym Londynie czuje się „polskość”. Nawet tam, gdzie mieszkam jest wielu Polaków i polskojęzycznych instytucji. Na trybunach pojawiają się biało-czerwone flagi. Polacy są coraz bardziej dostrzegani zagranicą i wierzę, że będzie to procentowało w przyszłości – zapewniał w rozmowie z „Łączy Nas Piłka” w ośrodku Queens Park Rangers.
On ma wyjątkowo łatwo. W sztabie Steve’a McClarena znajdują się inni Polacy. Mateusz jest masażystą, Marcin kucharzem, a Bartek – analitykiem pierwszej drużyny. – Ciężka praca popłaca. Nie lubię słów: udało się. Ja ciężko na to pracowałem. W futbolu jest tak nie tylko z piłkarzami: zagraniczny pracownik musi być dwa razy lepszy, dwa razy ciężej pracujący i dwa razy bardziej zacięty od rodzimego – mówi Andryszak, ostatni z wymienionej trójki.
Jego przygoda – praca w Lechu Poznań, pożegnanie z klubem w 2011 roku, dwanaście miesięcy przerwy od futbolu i wreszcie decyzja o wyjeździe do Anglii, by tu krok po kroku zdobywać doświadczenie oraz pozycję w futbolu – jest również istotnym sygnałem, jak uważa sam zainteresowany. – Znajomi patrzą na mnie i nie mogą zrozumieć, jak ja wciąż mogę być tak zdeterminowany. Emigracja to bardzo ciężki chleb, zwłaszcza, gdy decydujesz się na nią mając komfortowe życie w jednym miejscu – mówi. – Wyjechałem z Polski jako buńczuczny człowiek, który wszystko wie, pracowałem jako asystent trenera w Lechu Poznań. Jak nie uwierzyć w siebie, że jest się dobrym? Ale emigracja mnie zweryfikowała. Jechałem ze strachem, ale i ekscytacją. Zostawiłem rodzinę, dom i przyjaciół, spakowałem się w jedną dużą torbę i udałem się w nieznane – mówi.
<<OBEJRZYJ RELACJĘ Z WIZYTY "ŁĄCZY NAS PIŁKA" W LONDYNIE NA INSTAGRAMIE>>
Londyn to wielka aglomeracja, także w rozumieniu piłkarskim. W trzech najwyższych ligach jest jedenaście klubów z tego miasta, w samej Premier League – sześć. To ogromny potencjał dla piłkarzy, ale jeszcze większy dla ludzi, którzy chcą w futbolu pracować. Każdy klub to taka doskonała szansa na wejście w ten szalony biznes, choć Andryszak zaznacza, że wcale nie jest przez to łatwiej. – Przyjeżdżasz tutaj i nie jesteś jednym z wielu, ale dziesiątek tysięcy. Trzeba wziąć od razu pod uwagę to, że nie można się bać, żeby być zdecydowanym. Miałem szczęście, że po tygodniu zostałem wprowadzony do akademii Tottenhamu, gdzie mogłem obserwować drużyny młodzieżowe. Ale tam do takich stażów jest wielu. Poświęcałem jednak każdy wolny czas i pieniądze na to. Musiałem zaakceptować, że po pracy jadę na treningi, które mogę tylko oglądać. Po miesiącach chowania ambicji i cierpliwości dostałem ofertę pracy w roli skauta w QPR. Ale i wtedy po nocach jeździłem po dyskotekach, by robić zdjęcia na imprezach i zarabiać pieniądze. Musiałem myśleć zadaniowo: to była praca, która miała mi pozwolić poświęcić czas piłce – tłumaczy.
Efekt wieloletniej i masowej emigracji to również zmiana mentalności, którą tłumaczą pracownicy QPR. – Już nie uważamy się za słabszych i coraz mocniej wierzymy w siebie. Mamy spory potencjał. Jesteśmy bardzo ambitnym narodem, ciężko pracujemy, by coś osiągnąć i to jest dostrzegane. Bartek, analityk, przebił się do pierwszego zespołu dobrą pracą w juniorach. Podobnie jak Mateusz, który przechodził przez kolejne szczeble. Polacy naprawdę znają się na robocie, wszystko robimy z serca i dajemy z siebie sto procent – powtarza Wszołek. – Paweł jest jednym z liderów naszej młodej drużyny, o Marcinie wszyscy mówią, że jest bardzo ciężko pracującym chłopakiem i zrobi wszystko, co mu się każe i to z uśmiechem na twarzy. Chłopcy z młodszych kategorii to ci najlepiej wychowani, ich rodzice najbardziej normalni i najmniej roszczeniowi. Mają zaufanie do akademii – dodaje Andryszak.
– Emigracja Polaków na Wyspach nadal jest postrzegana jako „robotnicza”: że pracujemy na budowach, w myjniach. Ale teraz coraz więcej Anglików ma doświadczenie pracy z Polakami. I teraz słyszę, że jesteśmy jednym z najciężej pracujących narodów na świecie, zdolnych w kwestii rozwoju. Może wszyscy mamy talent do pracy, etykę, ale czasem brakuje elementu odwagi. Są osoby, które nie wierzą w to, że mogą się przebijać po szczeblach i pracować na kierowniczym stanowisku. Ciężka praca to jedno, ale drugą rzeczą jest kierunek. Jeśli my, Polacy uwierzymy, że także zagranicą potrafimy dokonywać wielkich rzeczy, to nastąpi prawdziwy przełom – zapewnia analityk QPR.
– Wielu zawodników pyta mnie o Polskę, a ja opowiadam o naszym kraju. Steve McClaren ma brata, który uczy w Polsce angielskiego. Oni nie wiedzą, że w Londynie są polskie pomniki: generała Sikorskiego, dywizjonu 303. Najstarsze pokolenia mają świadomość, co także nam zawdzięczają. Często mnie pytają, jaki jest system edukacji, jak się trenuje, które miasta są fajne. Każdy wie, czym jest „robienie Poznania”. Kolega z klubu wysyła mi wideo za każdym razem, gdy zobaczy kibiców skaczących plecami do murawy gdzieś na drugim końcu świata. A ostatnio opowiadałem Geoffowi Cameronowi ze Stanów Zjednoczonych, kim był i jaką rolę w historii Ameryki odegrał Tadeusz Kościuszko – opowiada Andryszak.
Z kolei Wszołek przyznaje, że jest rozpoznawalny, że dostrzega sporą liczbę polskich kibiców. Emigracja trzyma się razem: jego ulubiona restauracja jest z polskim jedzeniem i prowadzona przez Polaków, najczęściej spotyka się z rodakami. – Z Brytyjczykami przyjaźnie są trochę inne niż z Polakami. Zawsze są mili i uprzejmi, zapytają się „co u Ciebie?”, ale nie masz głębszych relacji. Dlatego w Anglii większą część czasu spędzamy z Polakami – tłumaczy 26-letni piłkarz.
Jest jednak jedna kwestia, która przewija się w dyskusjach. – Brexit? Po głosowaniu w 2016 było czuć różnicę. Teraz dużo się o tym mówi, wiele osób się zastanawia, co dalej. Ja w klubie nie miałem z tym żadnego problemu. Pytano mnie, co będzie z moją pracą, ale póki płacę tu podatki i nie dostaję wypowiedzenia, to ja się nie przejmuję. Nie mam na to wpływu, więc dlaczego mam się stresować? Ale jest to temat pośród Polaków. Wiele osób gorzej ulokowanych ma wątpliwości, szuka odpowiedzi – mówi Bartek.
To jednak nie musi oznaczać skreślenia Polaków, które na Wyspach zbudowały sobie pozycję i wie o tym Andryszak. – Mam małe marzenie: by to, co ja robię kogoś zainspirowało. Chcę usłyszeć, że ktoś zaryzykował, wyjechał i osiągnął sukces. Wiem, że są praktykanci i studenci, ale niech osiągną nawet więcej ode mnie. Gdy Paweł przyjeżdżał, to ciekawe, czy były osoby, które wierzyły, że kiedyś mu stuknie sto meczów w QPR? Naprawdę chciałbym kiedyś wejść na platformę dla analityków przed meczem i usłyszeć po polsku: „Cześć Bartek” – kończy.
Z Londynu Jakub Bolewicz i Michał Zachodny