Aktualności
Piotr Ćwielong dał awans drużynie Piszczka. „W trzeciej lidze chcę być najlepszy!”
– Po awansie nie było wielkiego świętowania. Nie mogliśmy wcześniej planować, bo był tylko jeden mecz, a nie jesteśmy taką drużyną, która z góry może zakładać zwycięstwo i lekceważyć rywala. Najważniejszy był sukces, spokojnie we własnym gronie poświętowaliśmy, ale jeszcze pewnie będzie okazja, by sezon godnie zakończyć – relacjonuje „Pepe”, który dzisiaj oprócz gry w zespole Łukasza Piszczka zajmuje się również między innymi trenowaniem najmłodszych adeptów piłki.
Trudno było wyjść na boisko w meczu o stawkę po tak długiej przerwie? Ostatnio graliście jesienią ubiegłego roku.
Szombierki mocno się postawiły. Fakt, że wygraliśmy w dogrywce wiele pokazuje. My jednak mamy w zespole sporo jakości. Mogliśmy wygrać to spotkanie w 90. minutach, ale zabrakło precyzji. Staram się pomagać młodszym kolegom. Zasłużyliśmy na ten awans, sami go wywalczyliśmy. Pracowaliśmy na to cały rok, chociaż graliśmy tylko jesienią. W pierwszej rundzie nie przegraliśmy siedmiu kolejnych meczów, potem wygraliśmy ostatnie spotkanie ligowe na Odrze Wodzisław, to nam dało pierwsze miejsce. Wygraliśmy też baraż, ale nie było łatwo.
W weekend zabrakło z wami tego, który równie mocno do tego sukcesu się przyczynił, czyli Łukasza Piszczka.
Łukasz mocno żyje, tym co się dzieje w drużynie. Każdym naszym treningiem. Wiem, że czekał z wielką niecierpliwością na ten barażowy pojedynek, potem oglądał to spotkanie dzięki przekazowi w Internecie, wybierając nawet podróż autobusem, zamiast samolotem z meczu. Po meczu zadzwonił, podziękował drużynie, emocje chyba wszystkim puściły. Łukasz trzyma ten klub, stara się być jak najczęściej na miejscu, dba nawet o najdrobniejsze detale, pomaga w zajęciach trenerskich. Z pewnością w wielu klubach ta współpraca powinna wyglądać tak, jak w Goczałkowicach. Stworzył klub, który rozpoczął drogę z klasy A i teraz jest w trzeciej lidze.
Dla ciebie spotkanie barażowe znajdzie się w dziesięciu najważniejszych meczach w karierze?
Na pewno będzie szczególne. Przed spotkaniem z Szombierkami Bytom rozmawialiśmy z Łukaszem Hanzelem o tym, kto ma jakie doświadczenie w barażach. Ja jako młody chłopak dwukrotnie grałem z Ruchem Chorzów o utrzymanie w ówczesnej drugiej lidze. Nie wiem czy to jest jakiś szczególny powód do dumy, ale to właściwie były baraże o istnienie klubu. Ja, młokos, i ogromny ciężar tych meczów. Daliśmy wtedy radę, ale ciśnienie było chyba wyższe niż w meczach o mistrzostwo Polski. Wychodzi więc na to, że w barażach dobrze mi idzie, ale wolałbym na przyszłość unikać takiej rywalizacji. Wiadomo jednak, że w tej sytuacji innej możliwości nie było.
Ten baraż, ta adrenalina związana z jednym meczem o stawkę, przypominała trochę granie na najwyższym poziomie?
Dokładnie. Rozmawialiśmy właśnie o tym w gronie doświadczonych zawodników, że przez kilkanaście lat ten dreszczyk emocji towarzyszył nam niemal co tydzień. Ten mecz trochę to przypomniał. Bo nie ma co ukrywać, rywalizacja w czwartej lidze, mimo że przykładasz się do niej z maksymalnym zaangażowaniem, to jednak nie pobudza w takim samym stopniu. Traktuję, z całym szacunkiem dla chłopaków, którzy na tym poziomie występują, czwartą ligę jako amatorskie granie, podobnie zresztą ligę trzecią. A barażowe spotkanie przypomniało zmagania o najwyższą stawkę.
Rok temu trudno było ci się przestawić i zacząć grać na poziomie czwartoligowym?
Nie traktowałem tego, jak kontynuację. Ci, co mnie znają, wiedzą, że jak coś wybieram i na coś się decyduję, to przygotowuję się jak najlepiej i chcę dać z siebie maksa. Nie chcę – przykładem kilku innych moich kolegów – grać ogony w niższych ligach, być którymś z kolei lub też siedzieć na ławce rezerwowych. Mnie to nie interesuje, rozmienić na drobne zawsze się można… Chciałem być liderem tego zespołu, dawać jakość, o to mi chodziło. Takie dałem słowo Łukaszowi, że przychodzę, ale robię to wszystko bardzo poważnie, bo taki mam charakter. Chyba słowa dotrzymałem. Do przyszłego sezonu również chcę się przygotować jak najlepiej, bo chcę być najlepszy.
Ze zdrowiem nie masz żadnych problemów, bo z tego powodu rozwiązałeś kontrakt z GKS Tychy?
Czasem dostaję sygnały, że powinienem grać jeszcze w piłkę na centralnym szczeblu, ale mi się pozostaje jedynie z tego śmiać. Przez półtora roku chodziłem o kulach lub też kulałem, bo noga nie pozwalała na pełną sprawność. Teraz najważniejsze, że nic mnie nie boli, ale na początku w Goczałkowicach miałem pewne wątpliwości. Boiska wtedy nie było, graliśmy w Czechowicach-Dziedzicach na sztucznej murawie. Trochę ryzykowałem, musiałem wejść i sprawdzić, czy noga będzie funkcjonowała, jak przed laty, czy też jednak będę musiał dać sobie spokój. Musiałem się przyzwyczaić, by po problemach z Achillesem przejść na taką nawierzchnię. Teraz jednak czuję się dobrze, bynajmniej nie na swoje 34 lata, ale pesel pokazuje co innego (śmiech).
Młodzież w Goczałkowicach czerpie z tego, że ma w szatni Piotra Ćwielonga, Łukasza Hanzela, trenerem jest Damian Baron, a klubem zarządza Łukasz Piszczek?
Czasy się zmieniają. Dzisiaj młodzi w szatniach skupieni są na telefonach komórkowych, ale ja ich trochę rozumiem, bo gdyby smartfony były w naszych czasach, to pewnie tak samo byśmy się zachowywali. My jednak byliśmy inaczej nastawieni i wychowani. W Goczałkowicach młodzieży na pewno sodówka nie grozi, patrząc na to jacy doświadczeni zawodnicy są w zespole, kto może w razie czego sprowadzić na ziemię. Ale ogólnie są różni zawodnicy – jedni chcą korzystać z podpowiedzi i pomocy, inni traktować mogą to jak zwracanie uwagi, czy atak. Kto chce się uczyć, raczej będzie chciał wykorzystywać obecność doświadczonych zawodników i ich pomoc. Ale to nie jest specyfika Goczałkowic, tak jest w każdym zespole.
Teraz kolejny szczebel – trzecia liga.
Jeszcze nie wiem. Skoro Sławek Peszko trafił z ekstraklasy do okręgówki, to może ja też trafię z czwartej ligi do ekstraklasy? A tak zupełnie poważnie, nigdy nie mów nigdy, ale raczej z Goczałkowic się nie ruszam. Umowę mam do końca sezonu, ale raczej z prezesem i Łukaszem się dogadam.
Czekasz na losowanie terminarza i pojedynek z Ruchem Chorzów?
Na pewno, jeżeli będę zdrowy i trener wystawi mnie do gry, to w tym meczu zagram. Obecnie mam dobry kontakt z obecnym prezesem Ruchu, Sewerynem Siemianowskim, z kibicami, zwłaszcza z tymi, którzy mnie znają. Przyjazd na Ruch to będzie moja praca, fajnie będzie jednak tam wrócić, mam tam wielu znajomych, przyjaciół. Nie będę miał z tym problemu. Problemem jest coś innego. Dla Goczałkowic trzecia liga to fajna historia. Dla wszystkich ludzi, którzy tworzą ten klub, oddają mu serce, pasje i zaangażowanie. Problemem, ale przede wszystkim zaniedbań wcześniejszych lat, jest to, że Ruch gra w tej lidze.
Rozmawiał Tadeusz Danisz