Aktualności
Od słowa do słowa, czyli Sebastian Mila o pracy reportera sportowego
Jak odnajdujesz się po drugiej stronie ekranu?
Każda rozmowa ze sportowcem jest dla mnie challengem. Tak samo traktuję wejście do nowego zawodu, którego muszę się uczyć od podstaw i to w szybkim tempie, co nie jest wcale takie łatwe. Pod koniec kariery piłkarskiej zaczynało brakować mi adrenaliny i rywalizacji, teraz mam świadomość, że mogę w czymś się realizować. Nowe zajęcie daje mi mnóstwo satysfakcji, fajnie się z tym czuję. Mam dużo chęci, samozaparcia, cieszę się, że mogę robić coś dla kibiców sportu, którego jestem pasjonatem. Jako były sportowiec, staram się, aby moja ocena zawsze była sprawiedliwa. No bo trzeba docenić fakt, że ktoś poświęca się na arenie sportowej, starając się spełnić oczekiwania innych.
Kiedyś to ciebie oceniali kibice i dziennikarze. Dziś od oceniania jesteś ty. Dobrze ci z tym?
(śmiech) Właśnie ocenianie innych jest dla mnie najtrudniejsze. Starałem się i nadal to robię, nie używać pod czyimś adresem słów, za którymi nie przepadałem, które powodowały u mnie irytację, bo były niesprawiedliwe, stąd też chcę być łagodnym recenzentem. Rozumiem punkt widzenia sportowców, przecież sam nim byłem, wiem jak czuje się ktoś poddany krytycznej ocenie, dlatego zamierzam to wszystko wypośrodkować. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że widz oczekuje rzetelnej i fachowej oceny, obiektywizmu. Na razie wychodzi mi to z różnym skutkiem.
Zdarzyły ci już stresujące sytuacje w nowej pracy?
Denerwowałem się po przegranych meczach reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Rosji. Powodowały u mnie frustrację. I w stanie takiego poddenerwowania musiałem się dzielić z widzami swoimi spostrzeżeniami na temat konkretnego przypadku, sytuacji meczowej. Siedziałem w studiu cały w emocjach, a trzeba było analizować przyczyny porażki... To nic fajnego. Jak tu kogoś chwalić skoro wynik jest zły? To była walka z myślami, z samym sobą, bo przecież lubię sportowców, doceniam ich pracę, chcę wyrażać się o nich wyłącznie w superlatywach. No ale wtedy mieliśmy do czynienia nie z sukcesem, a z porażką i wypadało coś powiedzieć.
Sugerujesz, że nawet twoja bogata kariera piłkarska, a przypomnę, że rozegrałeś ponad 300 meczów w ekstraklasie, byłeś mistrzem Polski, Austrii, grałeś w reprezentacji Polski, strzeliłeś Niemcom gola, który obrósł już legendą, nie daje ci podstaw do wydawania sądów na temat innych sportowców?
Moja kariera nie ma tu żadnego znaczenia. Po prostu znam futbol od podszewki, rozumiem go, przez co łatwiej mi czytać i ocenić grę. Mam nadzieję, że sposób, w jaki przedstawiam przebieg wydarzeń, jest łatwy i przyjemny w odbiorze. Na pewno mam ten przywilej, że wiele lat grałem w piłkę, poznałem kulisy tego zawodu. Wiem z jakimi trudnościami boryka się na co dzień drużyna, jak toczy się codzienne życie piłkarza w klubie, kto jaki ma charakter, co potrafi. Dzięki temu moja ocena jest bardziej adekwatna do sytuacji.
Wywiad. Podstawa w twojej nowej pracy. Przygotowujesz się do niego wcześniej, czy masz ten dar, że po prostu wychodzi naturalna i spontaniczna rozmowa?
Pierwsza wersja. Jeśli mam z kimś wywiad, to dużo wcześniej przeprowadzam research danej osoby. Długo się przygotowuję, a zaczynam od zebrania jak największej ilości informacji o sportowcu. Chcę poznać ciekawostki z jego życia, pytać o rzeczy, które mogą przykuć uwagę widza. Trzeba czymś wzbudzić zainteresowanie osoby z drugiej strony ekranu. Chcę, żeby to były rozmowy o sportowcu z perspektywy sportowca. Gdy zbieram informacje o swoim rozmówcy, posiłkuję się innymi wywiadami, analizuję co powiedział, o co jeszcze nie był pytany. Ważna jest też jego historia, a w jej poznaniu pomagają mi rozmowy z przyjaciółmi, znajomymi mojego gościa. Staram się wyciągać ciekawostkę, szczegół z życia, który nie wyszedł na światło dzienne. To są właśnie te skarby, które różnią wywiady i powodują, że są one ciekawe.
Obecność w studiu, blask reflektorów – nie deprymują cię?
Z tym nie mam żadnych problemów. Praktyka też robi swoje. Przyznam się, że korzystam z wiedzy doświadczonych dziennikarzy. Pytam jak się mam zachować w danej sytuacji, co mogę zrobić lepiej, co jest niewskazane. Pytania są więc ze mną cały czas. Mając taką wiedzę, czuję się dużo swobodniej w studiu. Bycie ekspertem i związane z tym przywileje, powoduje, że utrzymuję wysoki poziom adrenaliny, do której jestem przyzwyczajony. To ona pcha do rozwoju.
I napędza do celów?
Każde wyzwanie prowadzi do określonego celu. Wyzwań stoi przede mną sporo, to i celów jest cała masa. Na początku kariery piłkarskiej chciałem być w jedenastce kolejki po wygranych meczach mojej drużyny. Czasem wystarczały pozytywne oceny mojego występu przez kolegów. Tak teraz życzyłbym sobie, żeby koledzy po fachu i widzowie doceniali mnie wyłącznie przez wgląd na nową pracę, a nie piłkarską przeszłość. Nowe obowiązki nakręcają mnie do działania, motywują do pracy nad sobą, bo mam świadomość, że wciąż posiadam warsztatowe braki. Na koniec jednego wywiadu, gdy wiem, że coś poszło nie tak, myślę już o kolejnym. To działa jak automatyzm. Na świeżo wyciągam wnioski, analizuję błędy i działam dalej.
A lubisz zabawę słowem?
Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bogatym w słowa językiem jest polski. To czyni go tak pięknym. Coś co powoduje, że taką przyjemność sprawia ci posługiwanie się nim. Wiąże się to też oczywiście z pułapkami językowymi i błędami, które wciąż mi się przydarzają. Pewnie jeszcze nieraz popełnię jakiś lapsus, ale kto dużo nie mówi, ten... nie robi błędów. Słowo w moim zawodzie jest narzędziem, więc muszę się nim umiejętnie posługiwać. W nowym roku chciałbym częściej spotykać się z Jerzym Chromikiem, który świetnie włada polskim, jest moim mentorem, pobieram od niego lekcje polskiego. Liczę, że będziemy spotykać się chociaż raz w tygodniu, co sprawi, że bardzo podszkolę się w technice słowa mówionego.
Jeśli chodzi o polską piłkę i ekstraklasę, to przynajmniej mamy gwarancję, że nie pomylisz nazwisk piłkarzy i klubów, w których na co dzień występują.
To akurat prawda, chociaż czasami mam problemy z prawidłową wymową nazwisk piłkarzy grających w ekstraklasie, będących spoza Polski. Ale i nad tym pracuję. Tak naprawdę rolę eksperta traktuję jako ciągłą pracę. Doskonalenie języka, dbałość o formę przekazu, podnoszenie jakości wywiadów. A wspomniane nazwiska obcobrzmiące – wiem, że błędną wymową dostarczam innym rozrywkę, pewnie widzowie mają z tego niezły ubaw, ale jest to nieodzowne, gdy człowiek ciągle się uczy, więc błędy są czymś normalnym.
Nie tęsknisz za szatnią piłkarską?
Taki moment jeszcze nie nadszedł, mam świadomość, że to jednak kiedyś nastąpi. Przyjdzie do mnie, zapuka i powie: „Sebastian, fajnie by było znów znaleźć się w szatni”. Pod koniec kariery byłem wypompowywany fizycznie i psychicznie. Ogień powoli gasł. To był znak, że czas wieszać buty na kołku. We wszystkim, co robię, daję z siebie sto procent. Nie inaczej było, gdy występowałem na boisku, nie inaczej jest z mikrofonem w ręku. Poprzeczkę zawsze zawieszałem sobie wysoko.
Dlatego uznałeś, że lepiej będzie pożegnać się z Lechią i sprawdzić się w czym innym?
Ostatni sezon w Lechii bardzo mnie zmęczył. Najgorsze było to, że nie miałem jak odpowiedzieć na krytykę. Najlepszy sposobem na własną obronę byłaby gra, a ja nie grałem w ogóle. Byłem bezradny. Dlatego powiedziałem „dość”.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski