Aktualności
Mistrz Łotwy i spadkowicze – jesień Polaków w mniejszych ligach
Oczy polskich kibiców skierowane są głównie na reprezentantów Polski, którzy występują w czołowych ligach Europy. Wielu polskich piłkarzy na co dzień przywdziewa jednak barwy klubów z nieco mniej „medialnych” lig. Sprawdzamy zatem, jak radzili sobie jesienią.
Od 2017 roku w azerskim Karabachu Agdam występuje Jakub Rzeźniczak. W poprzednim sezonie sięgnął z tą ekipą po mistrzostwo kraju i jesienią mógł cieszyć się występami w Lidze Mistrzów. Rzeźniczak zagrał we wszystkich spotkaniach fazy grupowej. W rozgrywkach krajowych zdarzało mu się zasiadać na ławce rezerwowych, ale głównie cieszył się zaufaniem trenera. Zaliczył łącznie 20 meczów, zdobywając jedną bramkę. Karabach na półmetku rozgrywek zajmuje drugie miejsce w tabeli.
Z mistrzostwa kraju mógł już cieszyć się Kamil Biliński. Były piłkarz między innymi Śląska Wrocław jesienią był zawodnikiem Riga FC. Jego zespół wygrał rozgrywki ligi łotewskiej, a Polak rozegrał jesienią 10 spotkań. Do siatki trafił dwukrotnie, dorzucając do tego trzy asysty. Co więcej, drużyna ze stolicy Łotwy sięgnęła też po puchar kraju. Biliński już raz cieszył się z tytułu mistrzowskiego – w 2013 roku wywalczył go z litewskim Żalgirisem Wilno.
Właśnie na Litwie występuje inny polski piłkarz, Dawid Smug. 25-letni bramkarz przywdziewa trykot Atlantasu Kłajpeda. Po przenosinach z Górnika Łęczna stał się błyskawicznie podstawowym golkiperem litewskiej ekipy, występując w piętnastu ligowych meczach. Atlantas sezon zakończył na szóstej pozycji w tabeli.
W środkowej części ligowego zestawienia znajduje się też Botew Płowdiw, którego zawodnikiem jest Daniel Kajzer. Niespełna 27-letni bramkarz, który w Polsce nigdy nie wystąpił w najwyższej klasie rozgrywkowej, w bułgarskiej drużynie jest niezastąpiony. Golkiper urodzony w Tarnowskich Górach jesienią wystąpił w 20 spotkaniach, dziewięciokrotnie zachowując czyste konto. Ma w zespole niepodważalną pozycję, a Botew po zakończeniu jesiennych zmagań zajmuje pozycję numer pięć w tabeli Parvej Ligi.
Na jej czele wygodnie rozsiadł się Łudogorec Razgrad. „Orlęta” absolutnie dominują w lidze bułgarskiej i pewnie kroczą po ósmy(!) z kolei tytuł mistrza kraju. Jesienią Łudogorec przegrał tylko raz i trudno przypuszczać, by ktokolwiek mógł zagrozić tej drużynie. Barw tej ekipy strzeże dwóch Polaków – Jacek Góralski oraz Jakub Świerczok. Pierwszy z nich operuje pomiędzy ławką rezerwowych i pierwszym składem. Jesienią wystąpił w 25 meczach, jednak tylko w dziewięciu w pełnym wymiarze czasowym. W podobnej liczbie spotkań – 23 – na boisku pojawiał się natomiast Jakub Świerczok. 26-letni napastnik bardzo rzadko wychodził w podstawowej jedenastce, ale był bardzo skuteczny. Trafił do siatki 10 razy, co – biorąc pod uwagę liczbę rozegranych minut – daje świetną średnią gola co 103 minuty.
W bardzo małych ligach występują natomiast Aleksander Januszkiewicz, Jakub Jarecki i Mateusz Siebert. Pierwszy z nich przywdziewa trykot Lynx FC, z którym walczy o utrzymanie w lidze. Drużyna Polaka zajmuje ósme miejsce w tabeli, z niewielką przewagą nad strefą spadkową. Polak rozegrał jesienią cztery mecze, zdobywając jedną bramkę.
>>> [WYWIAD] Aleksander Januszkiewicz: Gibraltar? Wszystkie mecze na jednym boisku <<<
Ostatnią pozycję w zestawieniu ligi luksemburskiej okupuje US Rumelingen, w którego składzie znaleźć można Mateusza Sieberta. Były gracz między innymi Arki Gdynia jesienią sześciokrotnie wychodził na boisko, ale tylko raz zapisał się w protokole meczowym… oglądając żółtą kartkę. Częściej na murawie pokazuje się Jakub Jarecki. Piłkarz Etzelli Ettelbruck w rundzie jesiennej otrzymał trzynaście szans gry i w tym czasie zapisał na swoim koncie trzy gole. Etzella wiosną również będzie broniła się przed spadkiem.
W Skandynawii i na wyspach
Piłkarze z polskimi paszportami są również zawodnikami z krajów skandynawskich i wyspiarskich. W Norwegii występuje jeden taki piłkarz. To Artur Krysiak, przywdziewający na co dzień koszulkę FK Bodo/Glimt. Jego zespół zajął 11. miejsce w lidze, ale Polak ani razu nie pojawił się na murawie.
Więcej powodów do radości mieli Łukasz Cieślewicz oraz Michał Przybylski. Ich drużyna – B36 Torshavn – zajęła trzecie miejsce w lidze, a także sięgnęła po Puchar Wysp Owczych. Pierwszy z nich rozegrał 15 ligowych spotkań, notując na swoim koncie trzy trafienia. Przybylski natomiast wystąpił 12 razy, ale strzelił o dwa gole więcej.
Na walijskich boiskach od 2014 roku występuje brat Łukasza Cieślewicza, Adrian Cieślewicz. Polak przywdziewa koszulkę The New Saints FC i stanowi dość istotne ogniwo tej drużyny. Jesienią zagrał w osiemnastu meczach, także w kwalifikacjach Ligi Europy. 28-letni pomocnik dwukrotnie zameldował się na liście strzelców. „Święci” po rundzie jesiennej znajdują się w ścisłej czołówce ligi. O utrzymanie wiosną w barwach Cefn Druids walczył będzie natomiast Arkadiusz Piskorski. Polak długo był podstawowym piłkarzem tej drużyny, ale późną jesienią stracił miejsce w składzie. Rundę zakończył z dorobkiem 17 meczów i jednego gola.
Na Islandii natomiast swoją przygodę z futbolem kontynuuje Maciej Majewski. Były gracz między innymi Jagiellonii Białystok od 2015 roku występuje w Grindaviku. W zakończonym sezonie dotarł z nim do finału pucharu ligi, a drużyna zajęła 10. miejsce w rozgrywkach Pepsideild. Polski bramkarz na murawie pojawił się dwukrotnie.
W nieco cieplejszym klimacie niż Majewski występują Patryk Procek oraz Jakub Kosiorek. Obaj na co dzień są piłkarzami klubów z Cypru – odpowiednio AEL Limassol i Enosis Neon Paralimni. Pierwsza z tych ekip znajduje się w ścisłej czołówce rozgrywek i wiosną może walczyć nawet o mistrzostwo kraju. Procek, niespełna 24-letni golkiper, jesienią zagrał w siedmiu meczach, czterokrotnie zachowując czyste konto. Miejsce w składzie utracił po przegranym 0:3 starciu z Apollonem Limassol. Nieco gorzej wygląda sytuacja drużyny Kosiorka. Enosis Neon Paralimni plasuje się obecnie na przedostatniej pozycji i niewiele wskazuje na to, by wiosną wydostał się ze strefy walki o utrzymanie. Polak jesienią nie wystąpił w żadnym meczu.
W dalekiej Azji
Polskich kibiców jesienią mocno interesowały występy Adriana Mierzejewskiego, który przeprowadził się latem z australijskiego Sydney FC do chińskiego Changhun Yatai. 41-krotny reprezentant Polski w nowym klubie bardzo szybko stał się pierwszoplanową postacią i tylko raz opuścił boisko przed końcowym gwizdkiem. Jesienią rozegrał w lidze 19 spotkań, w których zapisał na swoim koncie 3 gole oraz 8 asyst. Niestety, sezon zakończył w kiepskim nastroju – jego drużyna zajęła ostatecznie 15. miejsce w tabeli i spadła z ligi.
Pewne miejsce w składzie swojego zespołu ma także Krzysztof Kamiński. Były bramkarz m.in. Ruchu Chorzów od 2015 roku przywdziewa koszulkę japońskiego Jubilo Iwata. Jesienią polski golkiper był niezastąpiony między słupkami ekipy ze środkowego Honsiu, ale również nie uniknął nerwów. Jego drużyna finiszowała na 16. pozycji w lidze i o utrzymanie musiała walczyć w barażach. Jubilo okazało się lepsze od Tokyo Verdy i zapewniło sobie ligowy byt. Kamiński jesienią zagrał w 20 meczach.
W minorowych nastrojach sezon zakończyli Robert Iwanicki oraz Adam Łupiński. Pierwszy z nich jest trenerem Royal Blues Taipei, natomiast drugi jego podopiecznym. Niestety, ich drużyna spadła z tajwańskiej ekstraklasy, zajmując siódmą pozycję w tabeli.
O utrzymanie wiosną walczyć będzie ekipa Al-Batin Club, której zawodnikiem od lata jest Łukasz Gikiewicz. Po rundzie jesiennej zespół Polaka zajmuje 14., spadkową pozycję w tabeli ligi Arabii Saudyjskiej. Były napastnik między innymi Śląska Wrocław nie zagrał w żadnym ze spotkań.
Na innych kontynentach
Polscy piłkarze występują także na innych kontynentach. W Stanach Zjednoczonych, w Major League Soccer, mamy jednego przedstawiciela. To Kacper Przybyłko, obecnie piłkarz Philadelphii Union. W regularnym sezonie jego zespół zajął 6. miejsce w rozgrywkach Wschodniej Konferencji. W fazie play-off drużyna Polaka przegrała z New York City. Niestety, po transferze z 1. FC Kaiserslautern Przybyłko nie doczekał się jeszcze debiutu w nowej ekipie.
W Nowej Zelandii swoją karierę kontynuują od jesieni Filip Kurto oraz Michał Kopczyński. Obaj przywdziewają koszulkę Wellington Phoenix, które występuje w lidze australijskiej. Drużyna Polaków zakotwiczyła w środkowej części tabeli – nie grozi jej absolutnie spadek, a w zasięgu znajduje się nawet drugie miejsce. Kurto jest podstawowym zawodnikiem zespołu, a od sierpnia rozegrał 13 meczów. Kopczyński ma ich na koncie o trzy mniej, czasami balansując między pierwszym składem a ławką rezerwowych.
Emil Kopański