Aktualności
Jacek Bąk: Do dziś mam dreszcze, gdy wspomnę ryk zwycięstwa chorzowskiej publiczności
W naszym cyklu pod tytułem „Moje najważniejsze 90 minut” udział wziął Jacek Bąk, wybitny reprezentant Polski, który z orłem na piersi zagrał 96 razy i zdobył trzy bramki. Bąk najchętniej wraca pamięcią do historycznego zwycięstwa z Portugalią na Stadionie Śląskim w Chorzowie w eliminacjach mistrzostw Europy 2008.
– Z blisko stu spotkań, które rozegrałem w kadrze zdecydowanie wskażę na konfrontację z ówczesnymi wicemistrzami Europy, reprezentacją Portugalii w Chorzowie 11 października 2006 roku. Było to zdecydowanie moje najważniejsze 90 minut – mówi.
Eliminacje do mistrzostw Europy 2008 rozpoczęliśmy wręcz fatalnie. Na samym starcie, po katastrofalnej grze, ulegliśmy Finlandii w Bydgoszczy 1:3. Nie było łatwo podnieść się po czymś takim. Media wylały na nas kubeł zimnej wody. Rzeczywiście, nasza gra, to była jedna wielka katastrofa.
Następnie podejmowaliśmy w Warszawie wysoko notowaną reprezentację Serbii. W tym spotkaniu zaprezentowaliśmy się o wiele lepiej niż w poprzednim meczu, jednak zremisowaliśmy tylko 1:1. Na wyjeździe z Kazachstanem wymęczyliśmy zwycięstwo 1:0 i także po słabej grze. Po trzech meczach eliminacyjnych zgromadziliśmy tylko cztery punkty...
Wreszcie przyszedł przełom, mecz z Portugalią na Stadionie Śląskim. Byliśmy do tego spotkania przygotowani przez Leo Beenhakkera pod każdym względem. Panowała mega mobilizacja, ale też nasza wiedza o Portugalczykach stała na bardzo wysokim poziomie.
Wiedzieliśmy doskonale przeciw komu staniemy do walki. Przecież to reprezentacja Portugalii, naszpikowana takimi gwiazdami jak Cristiano Ronaldo, Deco, Ricardo Carvalho czy Maniche! No i na ławce trenerskiej Luis Felipe Scolari, który z reprezentacją Brazylii w 2002 roku zdobył tytuł mistrza świata, a w mistrzostwach Europy 2004 srebrny medal z drużyną Portugalii.
Leo kazał nam wyjść na boisko bez strachu, nie patrzeć na nazwiska, po prostu robić swoje. Uwierzyliśmy w swoją siłę, można powiedzieć, że bezdyskusyjne argumenty piłkarskie reprezentacji Portugalii przestały być dla nas groźne.
Początku meczu nie mogliśmy sobie lepiej wymarzyć. Dośrodkowanie Maćka Żurawskiego w pole karne, zgranie Ebiego Smolarka do Mariusza Lewandowskiego, ten z szesnastki strzela. Ricardo odbija piłkę i dobitka Ebiego. Prowadzimy 1:0! Wrzawa na Stadionie Śląskim nie do opisania. Ryk radości kibiców i biało czerwone barwy wznoszące się ku górze.
Po tej bramce nabraliśmy jeszcze większego wiatru w żagle. Portugalczycy gubią się w obronie. Zgranie Grześka Rasiaka do Ebiego. Ten tylko zerka na liniowego czy nie jest na pozycji spalonej i mocnym uderzeniem w prawe okienko podwyższa rezultat na 2:0.
Portugalia na deskach, bo ten mecz można by porównać do walki bokserskiej. Silny cios i przeciwnik się słania, poprawka i jest nokaut! Portugalczycy tak naprawdę nie wiedzieli co się dzieje. Przecież to oni mieli nami kręcić!
W drugiej połowie troszkę się otrząsnęli i próbowali dochodzić do głosu, jednak nasza formacja defensywna nie pozwalała im na zbyt wiele. Dopiero w końcówce Portugalczycy złapali drugi oddech, uzyskali przewagę i zdołali zdobyć bramkę kontaktową. Na kolejną było już za późno...
W pełni zgadzam się z opiniami, że mecz przebiegał pod nasze dyktando. Wszyscy się spodziewali, że Portugalia rzuci się na nas od pierwszej minuty, jednak to my przeważaliśmy, narzuciliśmy im swój styl gry i nie pozwalaliśmy na zbyt wiele.
Myślę, że nie było u nas żadnych słabych punktów. Cała drużyna zagrała tak, jak powinna. Weszliśmy bardzo dobrze w ten mecz. Rywale nie mogli za nami nadążyć. Nigdy nie zapomnę tego, jak Grzegorz Bronowicki co chwila wyłączał z gry Cristiano Ronaldo – jak chciał i kiedy chciał. Brał też udział w grze ofensywnej, zapuszczając się w pole karne rywali. Ba, nawet dryblował i kręcił obroną ekipy Scolariego. To była jego „życiówka”, podobnie jak Pawła Golańskiego. To spotkanie ich wypromowało i umożliwiło wyjazd za granicę.
Tym meczem wszyscy udowodniliśmy sobie, że możemy wygrać nie tylko z lepszymi od siebie, ale i grać lepiej od nich. Duża w tym zasługa Leo, który wierzył w nas na każdym kroku. Ta drużyna miała charakter i potencjał, który holenderski szkoleniowiec z nas wydobył. Leo zapamiętałem, jako trenera niezbyt wylewnego. On jeśli coś mówił, to dosadnie i do rzeczy. Przeważnie były to trzy albo cztery konkretne zdania. Nam to w zupełności wystarczało.
Po latach, kiedy wspominam ten mecz, to sądzę, że niewiele takich Polska reprezentacja rozegrała. Do dziś przechodzą mnie dreszcze, kiedy przypominam sobie ryk zwycięstwa chorzowskiej publiczności.
Wysłuchał Jacek Janczewski