Aktualności
Gdyby tak rzucić to wszystko i… zostać sędzią?
Wielu zawodników, tych profesjonalnych jak i amatorów, marzy o piłkarskiej długowieczności, jaką chwalą się niektórzy piłkarze w ekstraklasie. Marian Kelemen z Jagiellonii Białystok powoli dobija do 40., a obrońca Wisły Kraków Marcin Wasilewski i bramkarz Legii Warszawa Arkadiusz Malarz mają już po 38 lat. Wśród 10 najstarszych zawodników, którzy w sezonie 2018/2019 dotychczas wystąpili w ekstraklasie, aż siedmiu jest bramkarzami. To pokazuje, że recepturę na eliksir piłkarskiej młodości znają głównie boiskowe jedynki. Zawodnicy z pola szybciej zawieszają piłkarskie buty na kołek. Oczywiście nie zawsze decyduje o tym wiek. Powodem może być kontuzja, sytuacja rodzinna, rozpad klubu, piłkarskie wypalenie. Wielu zadaje sobie pytanie: co dalej? Poznajcie tych, którzy wybrali nietypową drogę, jak na były piłkarzy. Zostali sędziami piłkarskimi.
Debiut w I lidze na wariackich papierach
Napastnik Rafał Szczytniewski w sezonie 1996/1997 wywalczył z ówczesną Petrochemią Płock awans do I ligi (obecnie ekstraklasa). Pomimo sukcesu, kolejne rozgrywki rozpoczął w drugoligowym Górniku Łęczna, dokąd został wypożyczony. I z marszu stał się tam ulubieńcem kibiców. Z 19 bramkami został królem strzelców rozgrywek. Później przytrafiały mu się kontuzje, na upragniony debiut w I lidze musiał poczekać kilka lat. Grał m.in. w Ceramice Opoczno i Kujawiaku Włocławek. Debiut nastąpił w sierpniu 2003 roku. Wraz ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki pojechał na mecz z Widzewem Łódź w 1. kolejce nowego sezonu.
– O tym, że zagramy w I lidze, dowiedzieliśmy się na tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek. Decyzją PZPN zastąpiliśmy w lidze Szczakowiankę Jaworzno. Niektórzy nasi zawodnicy byli wystraszeni przed meczem w Łodzi, nigdy nie grali bowiem przed taką publicznością. Mimo to zremisowaliśmy 2:2. Ale to wszystko odbyło się na wariackich papierach. Nie mieliśmy nawet jednolitych dresów, każdy był ubrany inaczej. Jeden przyjechał w jeansach, drugi w szortach. Jak przed meczem w A-klasie – wspomina swój debiut Szczytniewski.
Rafał Szczytniewski (asystent po prawej) i Szymon Marciniak
Namówił Marciniaka na kurs sędziowski
Ostatecznie jego licznik występów w I lidze zatrzymał się na czterech meczach. Wiosną 2004 roku grał już w trzecioligowym Zniczu Pruszków. Miał 32 lata i czuł, że jego czas mija. Za namową byłego obserwatora z Płocka, Henryka Markiewicza, poszedł na kurs sędziowski. Zaczął od meczów dzieci, później delegowano go na okręgówkę, ale jako asystenta. Miał podpatrywać doświadczonych kolegów. Zaczął piąć się w górę, jeździł na mecze MLS, czyli Mazowieckiej Ligi Seniorów. Tam też go chwalono. Wreszcie w sezonie 2011/2012 zadebiutował w III lidze (czwarty poziom rozgrywkowy). Spędził tam tylko sezon, ponieważ akurat odmładzano kadrę sędziowską w III i IV lidze na Mazowszu, a on miał już 40 lat.
– Dołożyłem małą cegiełkę do kariery Szymona Marciniaka. Jeszcze, gdy grałem z nim w Kujawiaku Włocławek, namawiałem, żeby zapisał się na kurs. Kiedy ja na dobre zająłem się sędziowaniem i zacząłem prowadzić mecze w IV lidze, kilka razy zabrałem go ze sobą jako asystenta. Jakiś czas temu wspomniał nawet o mnie w jednym z wywiadów. Zrobiło mi się miło – opowiada płocczanin.
Szczytniewski dziś sędziuje mecze klasy okręgowej. Uczy młodszych kolegów, którzy mu asystują. Od jakiegoś czasu prowadzi również turnieje halowe w całej Polsce. Zapraszają go organizatorzy, ceniąc za profesjonalizm.
W listopadzie minionego roku drużyna Wydziału Sędziowskiego z Płocka wygrała halowe Mistrzostwa Mazowsza Sędziów. Rafał Szczytniewski był trenerem, a królem strzelców został jego starszy syn – Damian. Zresztą 23-latek sędziuje teraz w IV lidze i walczy o awans do trzeciej. Szczytniewski senior liczy na to, że w sędziowaniu zajdzie dalej niż on sam. Dodajmy, że wcześniej Rafał cztery razy zdobył Mistrzostwo Polski Sędziów jako KS Mazowieckiego ZPN. Drużynę prowadził Leszek Saks.
Damian Szczytniewski talent piłkarski odziedziczył po tacie. Rafał zanim został sędzią, był ligowym zawodnikiem. 20 lat temu był królem strzelców dawnej II ligi w Górniku Łęczna
Młodszy syn, Sebastian, jest wychowankiem Wisły Płock. Kontynuuje piłkarskie tradycje i jest lewym obrońcą w juniorskich drużynach Jagiellonii Białystok. – Jestem z nich dumny – przyznaje pan Rafał.
Uparta jak koziorożec
Jej ojciec występował w klubach z niższych lig na Dolnym Śląsku. Ona sama uwielbiała grać w koszykówkę i siatkówkę. Bardziej od zabaw z koleżankami wolała biegać za piłką z kolegami. Ewa Żyła już od najmłodszych lat wiedziała, że sport będzie jej towarzyszyć przez całe życie. Jak na zodiakalnego koziorożca przystało, zawsze była bardzo uparta. Mama powtarzała jej, że powinna skończył szkołę zawodową i zacząć pracę. Ona miała inną wizję. Chciała zostać piłkarką. W 2002 roku dostała się na wrocławską AWF i jednocześnie była już w kadrze ekstraligowego AZS. – Byłam obunożną zawodniczką. Grałam na każdej pozycji oprócz bramki. Najpierw jako napastnik, później jako pomocnik. Był też moment, gdy ustawiano mnie na środku obrony, a także jako defensywnego pomocnika – wspomina Ewa.
Mistrzostwa i puchary to za mało…
Z AZS zdobyła wiele tytułów. Ośmiokrotnie była mistrzynią Polski (lata 2001-2008), cztery razy wygrała Puchar Polski (2003, 2004, 2007, 2009) i dwukrotnie zajęła drugie miejsce w Ekstralidze, co zresztą we Wrocławiu uznawano wtedy za porażkę. Dobra gra w klubie zaowocowała regularnymi występami w kadrze (łącznie około 50).
Ewa (w środku) i Alicja (po lewej) kiedyś razem grały w piłkę, a teraz tworzą zespół sędziowski
– Lubię stawiać sobie kolejne cele. We Wrocławiu był świetny zespół, ale tylko na krajowe podwórko. W meczach europejskich pucharów szło nam gorzej. Miałam wrażenie, że nie wskoczymy na wyższy poziom – wspomina Ewa. Rozstała się z AZS. Chwilę grała w Unii Racibórz i dostała ofertę z Niemiec. Od zawsze jej marzeniem była gra w Bundeslidze. Propozycja przyszła z II ligi, ale SV Meppen miał ambicje awansować do piłkarskiej elity.
– I udało się, zajęłyśmy pierwsze miejsce. Klub nie był jednak w stanie spełnić wymogów licencyjnych. Chodziło o odpowiednie zabezpieczenie finansowe. Najgorsze było to, że trenerka podjęła decyzję za cały zespół. Poinformowała związek, że nie zagramy w 1.Bundeslidze i miejsce oddałyśmy BV Cloppenburg. Byłam wściekła. Poczułam, że coś się we mnie wypaliło. Zdecydowałam się wrócić do Polski – opowiada Ewa.
Dwie przyjaciółki z boiska
Zaczęła uczyć wychowania fizycznego w szkole nieopodal Trzebnicy. Jednocześnie zdecydowała się odświeżyć swoje uprawnienia sędziowskie (kurs zrobiła jeszcze jako zawodniczka w 2005 roku), żeby pozostać przy piłce nożnej. Namówiła też do tego Alicję Pawlak, koleżankę z czasów gry w AZS Wrocław. Wspólnie zaczęły jeździć na mecze. Na początku z doświadczonymi kolegami, m.in. z Sebastianem Tarnowskim, obecnie arbitrem I ligi. Ewa i Alicja nie wiedziały jeszcze wtedy, czy zostaną przy sędziowaniu, dlatego sprzęt pożyczały od innych kolegów. – Jak Ewa? Zostaniesz sędzią? – zapytał jeden z kolegów. – Tak, ale sędzią główną. Chorągiewka asystentki nie leży mi w ręku – odpowiedziała. Za to asystowanie spodobało się Alicji. Tak jak za dawnych dobrych lat w AZS, teraz znów tworzą zespół, choć występują w zupełnie innych rolach.
Żyła jest dzisiaj sędzią Ekstraligi, prowadzi również mecze Centralnej Ligi Juniorów. Za sobą ma także epizody międzynarodowe. Była techniczną podczas meczów el. ME w Bydgoszczy (w 2017 roku) i w Malborku (w 2018 ). Ponadto uczestniczyła w szkoleniowym programie CORE Polska 2017/2018. Jakie ma sportowe cele? – Sędziować jak najwięcej i jak najmniej się mylić. Niestety, sędziowskie rzemiosło to takie, gdzie nie da się poprowadzić spotkania bezbłędnie. Zależy mi na tym, żebym nie straciła zapału i żebym prowadziła mecze na jak najwyższym poziomie. Oby omijały mnie kontuzje – dodaje na zakończenie.
Być jak Bodzio W.
Marzył o tym, żeby być drugim Gianluigim Buffonem, albo chociaż… Bogusławem Wyparło. Na pierwszy trening ŁKS Łódź poszedł w wieku 9 lat i przeszedł w tym klubie przez wszystkie szczeble juniorskie, aż trafił do zespołu seniorów. Adam Sekuterski marzył o tym, żeby z drużyną z al. Unii zagrać na szczeblu centralnym. – W latach 2013-2017 ŁKS walczył w niższych ligach. Trwał intensywny proces odbudowy klubu. Niejako odwdzięczając się za to, co klub mi dał, mogłem pomóc w jego odrodzeniu – wspomina Adam.
Każdy trenujący zawodnik marzy o tym, żeby stać się tym podstawowym. Adam skończył wiek juniora, a o miejsce w pierwszym składzie ŁKS rywalizował z doświadczonymi bramkarzami. Najpierw z Szymonem Gąsińskim, a później Michałem Kołbą (gra w klubie do dziś). Trudno było wygrać rywalizację o bluzę z numerem 1. Wpływała na to również presja środowiska. Łodzianie mieli jak najszybciej wrócić na centralę. Sekuterski zaczął się rozglądać za nową pasją.
Trening, sędziowanie, mecz ligowy
– Zrobiłem kurs sędziowski. Szybko złapałem bakcyla. Nie chciałem jednak rezygnować z gry w piłkę. Całą swoją przygodę z seniorskim ŁKS łączyłem z sędziowaniem. To było dla mnie wyzwanie. W klubie panował pełny profesjonalizm, choć graliśmy w niższych ligach. Wielokrotnie musiałem kombinować, żeby po sobotnim, porannym treningu w klubie jechać na mecz B-klasy. Następnego dnia musiałem stawić się w pełni przygotowany na mecz ligowy. Z upływem czasu coraz bardziej kusiło mnie, żeby skupić się już tylko na sędziowaniu. W klubie nie grałem regularnie, zaczęły mi też dokuczać kontuzje – wspomina Adam, który w sezonie 2014/2015 zaliczył dwa mecze w III lidze.
Bilans zysków i strat
Długo się rehabilitował. To był dobry czas, żeby wszystko sobie przemyśleć. Czy jest sens robić jednocześnie obie te rzeczy? – Zrobiłem bilans zysków i strat. Uznałem, że w sędziowaniu mam większe perspektywy. Dużo w moim życiu się nie zmieniło. Utrzymałem reżim treningowy. Natomiast analizę klipów wideo z moimi interwencjami bramkarskimi, zmieniłem na filmy z decyzjami sędziowskimi – wyjaśnia.
26-letni Sekuterski sędziuje w klasie okręgowej, ale znalazł się w gronie kandydatów do prowadzenia meczów w IV lidze na sezon 2019/2020. – W czerwcu miną trzy lata odkąd skończyłem grać. W tym czasie awansowałem z B-klasy do okręgówki. Niebawem mam szanse dostać próbne mecze w IV lidze. Nie zamierzam zwalniać. Będę robić swoje. Może z ŁKS spotkam się kiedyś w ekstraklasie – mówi z entuzjazmem.
Jakub Jankowski