Aktualności

[BEACH SOCCER] Saganowskiego sposób na długowieczność? „Mam w sobie uparciucha”

Specjalne12.04.2019 
Odnosił sukcesy w kraju i za granicą, ma 42 lata, ale nie zamierza bynajmniej odcinać kuponów od sławy. – Póki będzie mi to sprawiać przyjemność, będę grał – mówi Bogusław Saganowski, były już reprezentant Polski. Dla wielu beach soccer w Polsce kojarzy się właśnie ze starszym z braci Saganowskich.

Beach soccer w naszym kraju nie cieszy się taką popularnością, jak w Rosji czy chociażby na południu Europy, w Portugalii czy we Włoszech. Dla wielu graczy czy trenerów z tamtych krajów polski beach soccer kojarzy się przede wszystkim z jedną personą. – Kogo kojarzę? Boguś, Boguś Saganowski – uśmiecha się trener reprezentacji Rosji, Mikhail Likhachev. – Miałem okazję kilka meczów zagrać przeciwko Rosji, nie było chyba tak źle, więc pewnie dlatego mnie pamiętają – uśmiecha się Saganowski. Najbardziej pamiętny mecz to spotkanie w eliminacjach mistrzostw świata w 2016 roku. Gol „Sagana” zamknął drogę Rosji na mundial. Saganowski zmagał się wtedy z problemami zdrowotnymi. – Miałem duże problemy z barkiem. Prawą, słabszą nogą, którą nazywam drewnianą, trafiłem do siatki. Nikt się nie spodziewał tego, że w ogóle zagram. Instynkt mnie nie zawiódł – wspomina dzisiaj.

Turniej eliminacyjny był momentem szczególnym, bo była to jedna z ostatnich tak radosnych chwil podczas bogatej historii występów Saganowskiego w reprezentacji. Później był już tylko turniej finałowy MŚ, w którym biało-czerwoni nie wyszli z grupy, zresztą zadanie to było bardzo trudne – za rywali mieli bowiem późniejszych finalistów turnieju, Brazylię i Tahiti.

Saganowski dwukrotnie z reprezentacją Polski uczestniczył w mistrzostwach świata, bo jeszcze w 2006 roku. Same awanse na mundial były już w naszych realiach wielkim wydarzeniem. – Przed wylotem na turniej eliminacyjny w 2016 roku mówiłem do trenera Marcina Stanisławskiego i kolegów z drużyny, że albo to będzie bomba, albo dostaniemy srogą nauczkę. I faktycznie, była bomba. Nikt się nie spodziewał, że wygramy cały turniej, że będziemy rewelacją. Przejechaliśmy się po rywalach jak Pendolino, zatrzymaliśmy się dopiero na stacji końcowej „finały mistrzostw świata na Bahama” – wspomina Saganowski, który ma w swojej kolekcji między innymi sukcesy na arenach ligowych we Włoszech, Ukrainie czy Anglii.

Obecnie nasz bohater skupia się na grze w drużynie klubowej FBS Kolbudy. Sezon ligowy zbliża się wielkimi krokami, więc na relaks nie ma już praktycznie czasu. – Jeżeli chodzi o formę, czuję się dobrze. Ja się wieku w żadnym wypadku nie wstydzę, wręcz przeciwnie. Wyglądam całkiem nieźle, ale najważniejsze, by cieszyć się grą. Mimo że zrezygnowałem z kadry, to jestem przekonany, że na krajowych boiskach mogę dawać jeszcze radę – mówi Saganowski, który potwierdził te słowa na niedawnym turnieju w Gliwicach. Został tam królem strzelców.



Pomimo, że sezon beach soccerowy w naszym kraju trwa trzy – cztery miesiące, to przygotowania do gry są znacznie dłuższe. Nad niektórymi elementami trzeba pracować przez okrągły rok. – Ja właściwie zaraz po zakończeniu jednego sezonu rozpoczynam kolejny. A tak zupełnie poważnie, po zakończeniu rozgrywek robię sobie dwa miesiące totalnego luzu. W tym czasie nic nie robię, zawsze przytyję, jem co chcę. We wrześniu i październiku, czasem ta laba się przedłuży do końca roku. Wiadomo, święta, dwie kolacje, u mamy i teściowej – ciężko się powstrzymać. Ale sylwestrem kończę ten okres i od nowego roku zaczynam ostrą pracę – opisuje Saganowski, dla którego zimą najważniejsze jest przygotowanie fizyczne. – Trzeba uważać na to, co się je. Mieszkam w Gdańsku, niedaleko morza, czekam już tylko na ładną pogodę, by móc zostać sam ze sobą, z wodą i piaskiem. I codziennie rano móc pobiegać na plaży.

Obecnie przygotowania Saganowskiego do sezonu wyglądają zupełnie inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Większa świadomość i odpowiedzialność – tak można to określić w trzech słowach. – Wejście w sezon jest już trudniejsze, potrzebuje na to więcej siły. Z wiekiem organizm reaguje inaczej. Wiem też, jaką mam przemianę. Okres przygotowawczy musi być u mnie mniej intensywny, bardziej rozłożony w czasie. Wiem, czego potrzebuję i co mam robić, by dojść do pełni dyspozycji. Brakuje jeszcze tylko momentami słońca – uśmiecha się były reprezentant Polski.



Mimo swojego wieku Saganowski nie myśli o zakończeniu kariery. – Dopóki będzie mi to sprawiać przyjemność i dawać radość, to będę grał – mówi. Spogląda jednocześnie w swoją przyszłość. Zbiera nauki od trenerów i w przyszłości, kto wie, może będzie chciał zostać jednym z nich. Na razie jednak jeszcze tego nie przesądza. – Byłem już grającym trenerem reprezentacji Polski, ale z mojego punktu widzenia nie zdało to egzaminu. Wchodząc na piasek nie kontrolujesz zespołu, a jak popełnisz błąd, to zespół też nie jest skory ciebie upomnieć, bo może to nie wypada. Mam bardzo duże doświadczenie, ponad 270 meczów w kadrze, ale nie każdy zawodnik musi też być dobrym trenerem. Ale zapewne będę chciał spróbować. Może w rozgrywkach krajowych, ale to w momencie, gdy już nie będę grał. Na razie ważniejsze jest dla mnie przygotowanie formy pod występy. A może kiedyś reprezentacja – puszcza oko Saganowski, który zajmuje się już szkoleniem młodzieży.

Indywidualne sukcesy Saganowskiego to między innymi drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego zawodnika Europy w 2006 roku, czy też udział w Meczu Gwiazd rok później. Dwukrotnie został również wybierany MVP turniejów Europejskiej Ligi Beach Soccera, także podczas turnieju eliminacji MŚ trzy lata temu został uznany za najbardziej wartościowego gracza całych zmagań.

W reprezentacji zdobył ponad 350 bramek. Motywacji do gry cały czas mu jednak nie brakuje. – Mam ochotę i chęć zdobywać kolejne trofea. Jestem sporo lat w tym sporcie, ale ciągle się cieszę tą grą, uczę się beach soccera, nie tylko na piasku, ale także na różnych spotkaniach, konferencjach. Obserwuję cały czas, to co się dzieje w środowisku. Jeżeli mnie to będzie bawić i będę miał ochotę, to będę grał nawet do 50-tki – mówi Saganowski. – Są też jednak czasem takie chwile, gdy się nie chce. Mam jednak w sobie takiego uparciucha. Gdy część mnie chce zrezygnować z treningu, ma ochotę odpuścić, druga podpowiada, wręcz zmusza, „pójdziesz, musisz iść!”. I to ta druga część zawsze wygrywa – dodaje na zakończenie „Sagan”.

Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności