Aktualności
Andrzej Buncol: Spisywani na porażkę sprawiliśmy sporą niespodziankę
– Moim – najważniejszym spotkaniem w reprezentacji Polski było to rozegrane 2 maja 1981 roku przeciwko Niemieckiej Republice Demokratycznej. Byłem wtedy bardzo młodym chłopakiem, dopiero zaczynałem grać w drużynie narodowej – zaczyna swą opowieść.
– To nie był najlepszy okres dla reprezentacji Polski. Antoni Piechniczek chwilę wcześniej przejął rolę selekcjonera, a pierwsze zgrupowanie za jego kadencji odbyliśmy w Krynicy-Zdrój. Wiosną osiągaliśmy niezbyt dobre wyniki, jeśli to delikatnie nazwiemy. Tuż przed ostatnimi meczami kwalifikacji do mistrzostw świata przegraliśmy nawet sparing z GKS Tychy. Wszystkie media pisały, że nie mamy żadnych szans na awans. Tymczasem czekał nas mecz z NRD, w Chorzowie, gdzie na trybunach zasiadło około 80 tysięcy kibiców – wspomina.
–Jako młody chłopiec chodziłem na mecze na Stadionie Śląskim, gdzie występowały choćby takie gwiazdy, jak Johan Cruijff. Moim absolutnym marzeniem był występ na tym obiekcie. Samo odśpiewanie hymnu robiło ogromne wrażenie. W meczu z NRD chcieliśmy udowodnić, że nie jest z nami tak źle, jak wszyscy sądzili. Bardzo mocno odczuwaliśmy nagonkę ze strony mediów. Trener też to podkreślał, co działało na nas niebywale motywująco. Musieliśmy się odgryźć. Sytuacja polityczna w kraju była też mocno napięta, więc zdawaliśmy sobie sprawę, jak wielką radością dla kibiców byłoby to zwycięstwo – zaznacza.
– Byliśmy spisywani na porażkę, a tymczasem sprawiliśmy wszystkim, którzy tak uważali, sporego psikusa. Wygraliśmy 1:0, a jedyną bramkę meczu zdobyłem ja. Co nietypowe, uczyniłem to głową, chociaż wzrostem nigdy nie grzeszyłem. To był dla mnie absolutnie przełomowy moment w kontekście gry w reprezentacji narodowej. Po zwycięstwie 1:0 na własnym terenie, w rewanżu na stadionie w Lipsku wygraliśmy 3:2 i w ten sposób zakwalifikowaliśmy się do hiszpańskich mistrzostw świata. Spadło z nas absolutnie ciśnienie – opisuje.
– Prowadził nas wówczas trener Antoni Piechniczek, którego bardzo mile wspominam z czasów współpracy w reprezentacji. To był okres mojej dobrej gry w lidze, co nie uszło uwadze selekcjonera. Nie bał się na mnie postawić także w zespole narodowym. Podobał mi się jego styl pracy, potrafił nas doskonale zmotywować. Po latach mamy czasem okazję się spotykać i na pewno za każdym razem jest to mile spędzony czas – kończy Andrzej Buncol.
Wysłuchali Jacek Janczewski i Emil Kopański
Fot. główne East News