Aktualności
[WYWIAD] Sylwia Matysik: Zacznijmy powoli, bez presji, ale z wiarą, że nam się uda
Reprezentacja08.11.2019
Hmm, nie wiem, czy lubię, ale na pewno takie porównanie jest miłe. Nie sądzę jednak, bym na boisku była aż tak agresywna, jak Gennaro Gattuso. Niestety nie pamiętam za wiele z jego gry, ale kiedyś włączyłam sobie na YouTubie filmiki z jego „popisami” i stwierdziłam, że w porównaniu do niego jestem naprawdę bardzo spokojna na murawie.
Skąd w ogóle wziął się ten pseudonim?
Chyba wymyślił go Marcin Lenart, fizjoterapeuta Górnika Łęczna. Później podchwycił to trener i się rozniosło.
Nie jesteś tak agresywna jak Gattuso, ale podobnie jak on, na boisku wykonujesz taką brudną robotę. Mimo wszystko, pozostajesz w cieniu. Rzadko mówi się o Twoich, dobrych przecież, występach. Nie przeszkadza Ci bycie na drugim planie?
Mnie zawsze cieszyły i cieszą zwycięstwa drużyny, bycie jednością. Indywidualnie każda z nas ma inne zadania na boisku, ja np. nie jestem od strzelania bramek, choć czasem trafiam do siatki, a od bronienia. Rola defensywnej zawodniczki mi odpowiada. Z tego jestem rozliczana i jeśli uda mi się wykonać w meczu dużo odbiorów, a dzięki temu koleżanki mają więcej sytuacji, to jestem zadowolona. Wyróżnienia indywidualne nie są najważniejsze, liczy się dobro zespołu.
A co najbardziej lubisz robić na boisku?
Moja fucha to „przecinak”. Lubię odbierać piłki, przecinać, zagrywać do przodu i kreować grę.
Twoje role w reprezentacji i Górniku Łęczna mocno się różnią?
W reprezentacji występuję tak naprawdę w obronie, jestem bardziej cofnięta, a w klubie mogę sobie częściej pozwalać na grę z przodu. Trener Mazurkiewicz czasami się śmieje, że nawet zbiegam na skrzydło i próbuję stworzyć przewagę. Są więc różnice, ale wynikają też z tego, że w klubie gramy bardziej ofensywnie. W Ekstralidze to my jesteśmy częściej w posiadaniu piłki i myślę, że to jeden z głównych powodów.
Imponujesz też formą fizyczną. Na wykonywanym na zgrupowaniu teście wytrzymałości miałaś bodajże trzeci wynik, najlepszy wśród piłkarek Ekstraligi.
Rzeczywiście mogło tak być. Ja po prostu lubię ciężko pracować, mam dobre płuca do biegania i staram się to wykorzystywać na boisku.
Dużo pracujesz nad sobą poza treningami w klubie?
Tak, sporo trenuję indywidualnie na siłowni.
Cofnijmy się na chwilę w czasie. Pamiętasz dzień 28 czerwca 2013 roku?
Złoto mistrzostw Europy U-17. Pamiętam doskonale.
A pamiętasz tamte emocje? Co wtedy czułaś?
Tego nie da się zapomnieć, to się będzie pamiętało do końca życia. To była wielka radość, choć szczerze mówiąc przyszła ona chyba trochę później. Kiedy zdobywałyśmy mistrzostwo, miałam 16 lat. Nie docierało do mnie i chyba do nas wszystkich, jaki sukces osiągnęłyśmy. Dopiero jak wróciłyśmy do Polski, zobaczyłyśmy, jakie jest nami zainteresowanie i gdy rodzice powiedzieli mi, że mam złoto, to zrozumiałam, co się tak naprawdę wydarzyło.
Tak jak powiedziałaś, panował na was wtedy „boom”. Ludzie zauważyli, że kobiety też mogą grać w piłkę.
Tak, sukces odbił się w mediach. Już w tak młodym wieku dostawałyśmy zaproszenia do telewizji, przeprowadzano z nami wywiady, proszono nas o zdjęcia. To był dla nas szok, bo wcześniej tego nie doświadczałyśmy. Było to jednak fajne, bo dzięki naszej wygranej, więcej dziewczynek zaczęło się interesować piłką i grać. Zaowocowało to tym, że teraz mamy więcej piłkarek, a futbol się rozwija.
Tamten sukces w jakiś sposób Cię zmienił? Czym różni się 16-letnia Sylwia Matysik od tej obecnie, oprócz tego, że dorosła?
(Śmiech) Jestem na pewno starsza, bardziej doświadczona i jestem lepszą piłkarką niż byłam. Czy się zmieniłam? Myślę, że mistrzostwo na pewno nie wpłynęło na to, jaką jestem osobą. Nadal podchodzę do piłki w ten sam sposób.
To teraz świeższe wspomnienie. Początek tego roku i świetny występ reprezentacji w Algarve Cup. Media znów zaczęły o was pisać, doceniać dobrą grę. To był swego rodzaju przełom?
Nie powiedziałabym. Przełomem może być nasza wygrana z Hiszpanią we wtorek. Algarve to był turniej towarzyski. Grałyśmy w nim po to, by jak najlepiej przygotować się do rozpoczynających się właśnie eliminacji. Mecz z Czeszkami został niestety przełożony, więc zaczynamy dopiero teraz, w Lublinie. Na pewno jednak tamten turniej dał nam dużo doświadczenia i pewności siebie. Pokazał, że potrafimy grać i wygrywać z wyżej notowanymi przeciwnikami, jak Hiszpania, czy Holandia. Pod kątem mentalnym wiele nas to nauczyło. Mam nadzieję, że przełoży się to na wtorkowy mecz z Hiszpankami.
Myślisz, że to spotkanie może być podobne do tego z Algarve Cup, które wygrałyście 3:0?
Myślę, że tak, choć na pewno zarówno my, jak i Hiszpanki, wykonałyśmy od tamtego czasu sporo pracy. My na pewno poprawiłyśmy się w różnych elementach, więc ten mecz będzie dla nas sprawdzianem. Wyjdziemy na boisko po wygraną.
W czym konkretnie się poprawiłyście?
Przede wszystkim podszkoliłyśmy naszą grę w defensywie, która stoi już na bardzo wysokim poziomie. Cały czas pracujemy nad grą pod presją, kreowaniem akcji i wykończeniem.
Ostatnie towarzyskie spotkanie z Brazylią też miało być przetarciem przed Hiszpanią. Pomogło wam?
Jak najbardziej. Reprezentacja Brazylii to, podobnie jak Hiszpania, klasa światowa. Analizowałyśmy to spotkanie i nawet statystyki pokazują, że na tle Brazylijek wypadłyśmy dobrze. Może miałyśmy minimalnie gorsze posiadanie piłki, ale nie było tak, że ciągle się broniłyśmy. Miałyśmy swoje okazje.
Cieszysz się, że z Hiszpankami zmierzycie się w Lublinie? Wy - „Górniczki” - chyba możecie powiedzieć, że gracie u siebie.
Bardzo się z tego cieszę, bo czuję się na Lubelszczyźnie świetnie. Gram w Górniku, a mieszkam w Lublinie, który stał się dla mnie drugim domem. Dla mnie to spotkanie będzie wyjątkowe.
Podzielasz zdanie Patrycji Balcerzak, że to jest wasz czas, czas na awans do wielkiego turnieju?
My tak myślimy. Jesteśmy przekonane o swojej wartości i mocnych stronach. Zrobimy wszystko, by to były wreszcie te eliminacje, po których reprezentacja Polski pojedzie na wielki turniej.
Masz nadzieję na powtórkę emocji z mistrzostw Europy U-17?
Trudno jest gdybać, ale to jest kadra seniorska. Sam awans na tak ważne zawody pewnie dałby nam tyle samo radości, co mistrzostwo Europy. Wiadomo jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc ta satysfakcja pewnie szybko przekułaby się w chęć jak najlepszego przygotowania do Euro. Na razie jednak skupmy się na tym, co jest tu i teraz. Zacznijmy powoli, bez presji, ale z wiarą, że nam się uda.
Rozmawiała Aneta Galek
Fot. Paula Duda / Łukasz Grochala