Aktualności
[WYWIAD] Paulina Dudek: To nie była reprezentacja, do jakiej się przyzwyczailiśmy
- To po tym poznaje się drużynę, gdy mimo bolesnej porażki potrafi na boisku udowodnić, że uczy się na błędach i więcej ich nie powtarza. W dwóch najbliższych meczach z Azerbejdżanem i Mołdawią będziemy miały okazję, żeby zrobić to, czego nie zrobiłyśmy z Czeszkami, czyli zagrać bardziej ofensywnie. Chcemy udowodnić, że te dwa mecze to były niewypały, że to nie była ta reprezentacja, którą wcześniej i my piłkarki i kibice widzieliśmy - mówi obrończyni reprezentacji Polski i Paris Saint-Germain, Paulina Dudek.
Sport to nie tylko zwycięstwa. Porażka z Czechami w walce o Euro 2022 była jedną z najbardziej bolesnych w historii reprezentacji Polski kobiet. Trudno było się po tym podnieść?
Jeżeli chodzi o sferę mentalną to - co mnie trochę zaskoczyło - zdecydowanie trudniej było mi się dźwignąć po tym dwumeczu z Czechami niż po półfinale Ligi Mistrzyń. Myślę, że żadna z nas nie miała nigdy wcześniej takiego poczucia, że było naprawdę blisko, żebyśmy po tym zgrupowaniu zapewniły sobie miejsce na dużym turnieju. Co nigdy wcześniej nie miało miejsca w przypadku naszej reprezentacji. Chyba dlatego to rozczarowanie było tak ogromne. Potrzebowałam trochę odpoczynku po tym wszystkim, ale trzeba było się szybko pozbierać, bo za chwilę mamy kolejne zgrupowanie.
Spadło na was sporo krytyki ze strony kibiców, którzy w ostatnim czasie przyzwyczaili się do dobrych wyników kadry kobiet. Ich najpoważniejszy zarzut był taki, że nie zagraliśmy odważnie i ofensywnie. Zgadzasz się z tym?
Ja jestem tego zdania i, mimo tych wyników, dalej tak twierdzę, że nie jesteśmy zespołem gorszym niż Czeszki. Jedyne, co zawiodło u nas, zawodniczek, to przygotowanie mentalne. I to trzeba powiedzieć wprost. Zgadzam się też z tym, że może w tym drugim meczu wcześniej mogłyśmy zaryzykować z bardziej ofensywnym graniem. Ale też wynikało to z tego, że w poprzednich spotkaniach grałyśmy w takim ustawieniu z powodzeniem z wyżej notowanymi rywalami i było to raczej oczywiste, że w najważniejszych meczach z Czeszkami też zagramy w tym, w czym czujemy się najlepiej. Miałyśmy z tyłu głowy, żeby atakować bardziej z kontrataku. Ale mimo tego uważam, że gdybyśmy zagrały na sto procent swoich możliwości i najzwyczajniej nie przestraszyły się rywalek, to nawet przy tym dosyć defensywnym ustawieniu byłybyśmy w stanie wygrać ten mecz. Pokazało to pierwsze spotkanie, w którym mimo remisu miałyśmy na tyle dobre sytuacje, że powinnyśmy je wykorzystać i strzelić przynajmniej jednego gola. Uważam, że jeśli wyszłybyśmy agresywniej nastawione, to wygrałybyśmy ten mecz, bo umiejętnościami na pewno nie ustępowałyśmy Czeszkom. Problem tkwi w naszych głowach i dlatego nie potrafiłyśmy w ten mecz od początku wejść tak, jakbyśmy chciały go wygrać. Czeszki to wykorzystały i nas przycisnęły, a nam mecz od samego początku się nie układał.
To były pierwsze mecze reprezentacji Polski kobiet od sześciu miesięcy. Nie mogłyście się do tego spotkania optymalnie przygotować. Zabrakło też dwóch niezwykle ważnych ogniw - Ewy Pajor i Aleksandry Rompy (Sikory).
Fizycznie nie byłyśmy zespołem gorszym, co pokazał też pierwszy mecz i wybiegane kilometry. Nawet w drugim starciu, gdy po jednej połowie biegania za piłką i bronienia się, co zdecydowanie bardziej męczy, miałyśmy jeszcze siły, żeby zmienić system i przez kolejne 45 minut stwarzać sobie sytuacje, a oprócz tego mojego błędu, żadnego zagrożenia z tyłu nie mieć. Dlatego uważam, że fizycznie mimo tak długiej przerwy byłyśmy przygotowane. A jeśli chodzi o Ewę i Olę, to była dla nas bardzo duża strata. Ola to ważna zawodniczka, duch zespołu, a na Ewie do tej pory opierała się nasza gra ofensywna. Dobrze, że pokazała się Weronika Zawistowska, ale myślę że w połączeniu z Ewą tworzyłyby dużo większe zagrożenie pod bramką Czeszek. Na pewno była to duża strata, ale podkreślam, że gdybyśmy zagrały na sto procent swoich możliwości z nastawieniem, że chcemy wygrać i nie zamierzamy odstawiać nogi, to wygrałybyśmy oba te mecze.
Skąd biorą się te problemy z przygotowaniem mentalnym skoro prawie połowa pierwszego składu reprezentacji Polski to mistrzynie Europy do lat 17? Wydawałoby się, że gen zwyciężania macie zaszczepiony od najmłodszych lat.
Problem leży w naszej lidze, grałam tu i wiem jak to wygląda. Jeżeli każda z nas co tydzień musiałaby walczyć o miejsce w składzie swojej drużyny, przez cały tydzień ciężko pracować po to, żeby w weekend pojawić się w składzie na mecz ligowy, albo nawet grając regularnie miała poczucie, że po piętach depczą jej inne zawodniczki, to po prostu każdego dnia musiałaby dawać z siebie maksimum. Bez tego nie zbuduje się mentalności zwycięzcy. Na ten moment dziewczyny, które grają w naszej polskiej lidze miejsce w składzie swoich klubów mają z góry zapewnione, bo rywalizacja jest na niskim poziomie albo nawet często nie ma jej w ogóle. To wynika głównie z tego, że wciąż w naszym kraju jest zbyt mało zawodniczek. Dlatego jeżeli dziewczyny nie zaczną wyznaczać sobie same celów na zasadzie wyjazdu do silniejszej ligi czy zmiany klubu na mocniejszy, to reprezentacja po prostu zatrzyma się w którymś punkcie i nie pójdziemy dalej. To jest coś, co my jako zawodniczki możemy zrobić i co zależy od nas, żeby pomóc naszej drużynie narodowej. Po to, że jak przyjdą następne eliminacje i kibice obejrzą nasz występ, żeby mogli powiedzieć, że naprawdę się coś zmieniło, bo piłkarki indywidualnie zrobiły progres i wyglądają lepiej jako zespół. Do tego potrzeba jednak odważnych decyzji i jasno określonych celów, po prostu wiązania przyszłości z piłką nożną.
Teraz wszyscy oceniają reprezentację przez pryzmat tych dwóch meczów zapominając, że przez ostatnie dwa lata drużyna ta zrobiła ogromny progres.
Zgadzam się z krytyką, bo zawiedliśmy w najważniejszym momencie, na który czekaliśmy i pracowaliśmy od początku współpracy z trenerem Miłoszem Stępińskim. Ale inną sprawą jest oceniane drużyny tylko przez pryzmat dwóch spotkań. Wcześniej mieliśmy bardzo fajne wyniki, z meczu na mecz można było obserwować progres tej drużyny i dzięki tej reprezentacji rozwijała się też cała kobieca piłka w Polsce. Nie możemy się teraz poddać i zawrócić z tej drogi. Oczywiście „dałyśmy ciała” i trudno nas w jakikolwiek sposób wytłumaczyć, bo powinniśmy wygrać te dwa mecze, nawet jeżeli Czeszki były wyżej notowane, czy były faworytem. Ale to nie jest koniec tej drużyny.
A może chciałyście aż za bardzo, tylko zabrakło wam umiejętności? Może to jeszcze nie ten moment?
Pierwszy mecz pokazał nam, że niewiele brakowało nam do wygranej, że Czeszki naprawdę nie były rywalem pokroju choćby Szkotek z ostatnich naszych eliminacji. Od początku realnie podchodziłam do tematu tak, że każdy mecz trzeba wybiegać i wywalczyć, że jeśli zagramy z takim zaangażowaniem, jak z rywalami wyżej notowanymi, to wszystko ułożyły się po naszej myśli. Po raz kolejny podkreślę, że zawalił nam metal. Łatwo potem jest, żeby wszystkie klocki się posypały, jeśli popełniamy niewymuszony błąd za błędem i wybijamy sami siebie z rytmu. Wtedy zaczynamy się bać.
Czyli do odrobienia jest lekcja: nauka gry pod presją.
Zdecydowanie. Musimy się zastanowić nad tym, w czym tkwi problem. Bo jeśli udowadniamy sobie w starciach z Holandią, czy kilkukrotnie z Hiszpanią, nawet w tym przegranym meczu, że idziemy w dobrą stronę, że potrafimy grać w piłkę, że nie ma się czego bać, że powinniśmy wychodzić pewnie na każdy mecz. To powinno nas to budować, a tu przychodzi taki moment, że przychodzą najważniejsze mecze i jest totalna porażka. Chyba w ostatnim czasie brakowało nam trochę przeciwników naszego pokroju, z którymi mogłybyśmy prowadzić grę, bardziej odnaleźć się w kombinacyjnej piłce, popracować nad grą pod presją i nad tym, co nam nie wychodzi. Grę z potęgami oswoiłyśmy, a tutaj jeszcze mamy rezerwy. A że potrafimy to robić, pokazał chociażby towarzyski mecz z Irlandią, który po świetnej grze wygrałyśmy 4:0. W drugiej połowie drugiego meczu z Czeszkami też pokazałyśmy, że potrafimy grać w piłkę. Z tego musimy wyciągnąć wnioski.
Jak teraz nie zaprzepaścić tych dwóch lat ciężkiej pracy i progresu, jaki wykonała reprezentacja Polski?
Jeśli chodzi o eliminacje do mistrzostw Europy, to nie wszystko stracone. Mamy jeszcze trzy mecze, i oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo, bo potrzeba cudu, żeby ograć Hiszpanię na wyjeździe, ale dopóki piłka w grze, będziemy walczyć. Musimy wziąć to na klatę, bo to po tym poznaje się drużynę, gdy mimo takiej bolesnej porażki potrafi na boisku udowodnić, że uczy się na błędach i więcej ich nie powtarza. W dwóch najbliższych meczach z Azerbejdżanem i Mołdawią będziemy miały okazję, żeby zrobić to, czego nie zrobiłyśmy z Czeszkami i zagrać bardziej ofensywnie. Chcemy udowodnić, że te dwa mecze to były niewypały, że to nie była ta reprezentacja, którą wcześniej i my - piłkarki, i kibice widzieliśmy. A potem, jeżeli chodzi o mecz z Hiszpanią, to będziemy chciały pojechać tam i zrobić wszystko, żeby to było najlepsze spotkanie tej reprezentacji w ostatnich latach. Nikogo nie będzie trzeba do tego dodatkowo motywować.
Rozmawiała Hanna Urbaniak