Aktualności
[WYWIAD] Miłosz Stępiński: Reprezentacja kobiet? Sportowy awans!
Za dobry na piłkę kobiecą – takie komentarze dało się usłyszeć po tym, jak ogłoszony Pan został selekcjonerem kadry kobiet. Pana takie opinie złoszczą czy cieszą?
Od razu z grubej rury (śmiech). Bardzo się złoszczę słysząc takie słowa. Reprezentacja to reprezentacja. Jakoś na przełomie maja i czerwca zadzwonił do mnie prezes Andrzej Padewski (szef Komisji ds. Piłkarstwa Kobiecego, członek zarządu PZPN – przyp. red.). Pojawiła się luźna propozycja. Na początku nie przywiązywałem do tego wagi, nawet pomyślałem, że prezes mnie wkręca. Tym bardziej że dopiero od roku prowadziłem kadrę U-20. Dla mnie praca z reprezentacją to zaszczyt. Z każdą. Jestem żołnierzem PZPN. To związek wyznacza mi pola, na których mam walczyć.
Traktuje Pan przejście z reprezentacji U-20 do reprezentacji Polski kobiet jako sportowy awans?
Tak. Dla mnie to nobilitacja. Chociaż większość ludzi wokół odbiera to jako kolonię karną. Nie wiem dlaczego. Słyszałem różne dowcipy. Ale nie ma to dla mnie znaczenia. Ja jestem z tego dumny i bardzo się z tej propozycji cieszę. To jednak pierwsza reprezentacja seniorska. U-20 była kadrą selekcyjną. Graliśmy mecze towarzyskie ciągle z tymi samymi przeciwnikami. Teraz przede mną coś nowego. Wyzwanie. A ja lubię działać. Dużo ludzi życzyło mi powodzenia i przestrzegało przed pracą z kobietami, ale ja się nie boję. Z każdym się można dogadać, jeśli wypracuje się określone reguły.
Z kobietami pracuje się łatwiej czy trudniej?
Inaczej. Niektórzy twierdzą, że trudniej. Ja tak nie uważam. Pracuję z kobietami właśnie w tym wieku na uczelni od piętnastu lat. Nigdy nie miałem z nimi problemów. Jeśli chodzi o sport, to moje podejście do kobiet jest takie samo jak do mężczyzn, chociaż praca z kobietami jest nieco inna. Ma zarówno plusy, jak i minusy. Plusy? Podejście do treningów i ambicja. Taki poziom zaangażowania w piłce męskiej bywa ciężko osiągnąć. Kobiety są też o wiele bardziej zdyscyplinowane. Nie wiem, skąd to się bierze, ale cieszę się, że tak to wygląda.
A minusy?
W piłce kobiecej jest mniejsza dynamika gry, siła uderzenia, siła podania. To sprawia, że więcej należy bazować na umiejętnościach indywidualnych i zdolnościach motorycznych. Oglądając mecze reprezentacji Polski kobiet zauważyłem, o czym też mówiło mi wielu trenerów, że jest duża rezerwa, jeżeli chodzi o moc i siłę. Dlatego też wymyśliłem projekt, który nazwałem roboczo „orlice”. Polega on na motorycznym profilowaniu zawodniczek w porozumieniu z trenerami klubowymi. Nikogo do tego nie zmuszę, ale wyjdzie to z korzyścią dla wszystkich. W trakcie krótkich zgrupowań nie jestem w stanie poprawić tych elementów, ale jestem w stanie dobrze sprofilować zawodniczki. Na podstawie tych profili będziemy mogli przygotować im plany treningowe. Taki model sprawdził się znakomicie u Jurgena Klinsmanna w 2006 roku, kiedy przygotowywał reprezentację Niemiec do mistrzostw świata.
Klinsmann nie miał z tym problemów? Wiadomo, że współpraca na linii selekcjonerzy – trenerzy klubowi rzadko bywa usłana różami.
Oczywiście, że miał. Musimy jednak skupić się na celu, czyli awansie do mistrzostw świata 2019. A żeby to osiągnąć, potrzebujemy poprawy jakości drużyny. Na technikę nie mamy dużego wpływu. Mamy za to na mentalność i taktykę, co jest moją działką oraz na motorykę, ale dopiero w dłuższym okresie. Będę rozmawiał na ten temat z trenerami. Przecież chodzi tylko o to, żeby dziewczyny grały lepiej. I w reprezentacji, i w klubie. Kto chce, weźmie w tym udział. Pierwszy dzień każdego zgrupowania będzie poświęcony ocenie i porównaniu wyników oraz indywidualnej rozmowie, co można zmienić, co poprawić w planie treningowym. Wierzę, że w tej materii można wiele zrobić. To mój flagowy program wejścia do reprezentacji Polski kobiet. Startujemy od zera, każdy ma u mnie takie same szanse. Jestem więźniem swoim zasad, które przedstawię drużynie na pierwszym zgrupowaniu. Zawsze ich bronię, nigdy nie łamię. Mam nadzieję, że dziewczyny to zaakceptują. Wierzę, że to jest kluczem do dobrej współpracy, chociaż jestem świadomy tego, że w piłce kobiecej odporność na krytykę i uwagi jest dużo niższa niż w futbolu w wykonaniu panów.
Obawia się Pan tego? Jest Pan dobrym pedagogiem?
Nie boję się tego. Nie krzyczę na zawodników. Rozmawiam, przedstawiam argumenty. Poza tym, jeśli chodzi o kwestie taktyczne, oni dla mnie są, od razu ich wcześniej uprzedzam, numerami na boisku, które mają określone zadania do wykonania w ataku i w obronie. Jesteś numerem trzy, masz być tu i tu, wykonać to i to. Może to zabrzmi dziwnie, ale w ten sposób nikt nie może odbierać niczego personalnie. Taki mam model gry. Będzie dużo czasu, aby nad nim popracować. Spotkamy się na około tydzień przed wrześniowym meczem z Mołdawią, najprawdopodobniej w Bydgoszczy. Będzie czas, żeby się poznać oraz zbudować zaczątki atmosfery, która w piłce kobiecej jest bardzo ważna. O ile nie arcyważna. Ale nie można jej stworzyć w sztuczny sposób, to musi wyjść naturalnie. Nie będę się uciekać do tricków typu paintballe i ogniska. Praktykuję natomiast treningi psychologiczne, spotkania, rozmowy, które mają na celu wzbudzenie zaufania i zbliżenie się sztabu do zawodniczek. Wierzę, że poprzez jakość pracy i podejście mojego sztabu zawodniczki poczują, że chcemy coś fajnego zbudować. A za tym wszystkim pójdą wyniki. Bo to one są najważniejsze. Ja zawsze chcę wygrywać i dziewczyny na pewno też będą chciały.
Wybór Pana na selekcjonera wywołał w środowisku nadzieje i entuzjazm. Dużo osób jednak podkreślało, że bardzo ważny jest dobór sztabu. Kto będzie go tworzył?
Drugim trenerem i jednocześnie analitykiem będzie Daniel Wojtasz, który pracował w Zagłębiu Lubin oraz samodzielnie prowadził drużyny w trzeciej i czwartej lidze. Jest przede wszystkim doskonałym analitykiem. Ma świetne oko, może jedno z najlepszych w Polsce. Robi analizy na zlecenie dla różnych klubów. Ostatnio dla Borussii Dortmund. Prowadzi banki informacji. Kolejny trener to Natalia Niewolna, z którą pracowałem w Szczecinie. Grała w piłkę, jako trenerka wprowadziła do Ekstraligi Olimpię Szczecin. Zna bardzo dobrze Ekstraligę i środowisko piłki kobiecej. Chciałem mieć w sztabie kogoś takiego. Teraz pisze doktorat na temat przygotowania motorycznego na Uniwersytecie Szczecińskim. Będzie odpowiedzialna za przygotowywanie tych programów treningowych, o których mówiłem. Trener bramkarzy to Tomasz Hryńczuk, były gracz Polaru i Śląska Wrocław, wieloletni członek sztabu Śląska. Przed nim duże wyzwanie, bo mamy bramkarki na dobrym poziomie, m.in. Kasię Kiedrzynek. Kierownikiem będzie Maciej Szczodrowski. Ma doświadczenie w pracy z reprezentacjami. Sprawdził się u trenera Zamilskiego. Zna bardzo dobrze angielski oraz specyfikę pracy jako kierownik. Cieszę się, że mam takiego człowieka. Ciągle trwają natomiast rozmowy w kwestii sztabu medycznego.
Co Pan w ogóle wie o kobiecej piłce? Po telefonie prezesa Padewskiego zaczął Pan się od razu dokształcać?
Przyznam szczerze, że tak. Ale o to chodziło, żeby tę kadrę objął ktoś z zewnątrz, kto spojrzy na to wszystko z innej strony. W kobiecej piłce jest dużo trenerów, którzy znają ją o wiele lepiej ode mnie. Nie ukrywam tego. Nie uważam jednak, żeby to było coś innego. Praca z kobietami jest trochę inna ze względu na ich naturę, inne emocje. Ale to cały czas piłka nożna, jedenaścioro ludzi na boisku, jeden cel. To nie jest inny świat. Muszę to wszystko poznać, oglądam mecze, rozmawiam z trenerami i zawodniczkami. Zaraz rusza liga i będę jeździł na spotkania. Będę także współpracować z trenerem reprezentacji U-19 kobiet Marcinem Kasprowiczem. Znamy się zresztą dobrze. Kiedy tylko się da, będę obecny na zgrupowaniach jego drużyny. Chce, żeby młode piłkarki czuły, że też są obserwowane.
Odwołany Wojciech Basiuk bardzo odmłodził kadrę. Zrezygnował z wielu starszych zawodniczek. Pan chce iść tą drogą czy wręcz przeciwnie?
Wprowadzanie młodych zawodniczek? Ok, ale to musi być robione spokojnie. Tak jak u trenera Adama Nawałki. Podstawa to trzon zespołu, kilka pewnych, dobrych zawodniczek, do których dobiera się jedną, dwie młode, które mogą się uczyć. W sytuacjach stresowych młodość rzadko zdaje egzamin. Drużynę trzeba budować na doświadczonych zawodniczkach, co pokazała pierwsza reprezentacja męska. W tę stronę chcę iść.
To nazwisko już wcześniej w rozmowie padło. Nie mogę nie zapytać: co z Katarzyną Kiedrzynek? To najgorętszy temat w piłce kobiecej w Polsce.
Rozmawiałem już z Kasią. Była bardzo zadowolona, że zadzwoniłem i zgłosiła gotowość do gry. Prosiłem ją, żeby pozdrowiła Grzesia Krychowiaka, z którym pracowałem w reprezentacjach młodzieżowych. Na pewno przyjadę do niej na jakiś mecz. Jeżeli będzie zdrowa i w formie, to droga do reprezentacji stoi przed nią otworem.
Szykuje się rewolucja w reprezentacji Polski kobiet?
Nie nazwałbym tak tego. Będą grały najlepsze. Na każdej pozycji chcę mieć rywalizację. Będą kartki, kontuzje – muszę być na to przygotowany. Poza tym duża rotacja nie sprzyja atmosferze. Na razie zbieram informacje. Jestem umówiony z trenerem Basiukiem, który przekaże mi całą dokumentację oraz opowie swoje spostrzeżenia. Muszę wysłuchać każdej ze stron. A poglądy wyrobię sobie własne.
Rozmawiała Paula Duda