Aktualności
[WYWIAD] Katarzyna Kiedrzynek: Trzeba w nas uwierzyć
- Przez cały mecz czekałam na moment, gdy spiker powie, ile osób jest na trybunach i kiedy już to usłyszałam, byłam bardzo szczęśliwa - mówiła po zremisowanym 0:0 meczu z Hiszpanią kapitan kobiecej reprezentacji Polski, Katarzyna Kiedrzynek. Na trybunach stadionu w jej rodzinnym mieście, Lublinie, zasiadło we wtorek 7528 osób, co jest nowym rekordem jeśli chodzi o żeński futbol w Polsce.
Dobry mecz, świetne interwencje i „zwycięski” remis. Jesteś zadowolona z tego, jak zaprezentowałyście się w starciu z Hiszpanią?
Jestem przede wszystkim szczęśliwa, bo wydaje mi się, że dałyśmy z siebie wszystko. Wiadomo, że byłoby lepiej, gdyby udało nam się zrobić więcej w ataku, stworzyć więcej okazji, czy wykorzystać którąś z tych, jakie miałyśmy. Bardzo szkoda sytuacji Gosi Mesjasz z samego początku meczu, bo miała tam „patelnię” (stuprocentowa sytuacja na gola - przyp. red), ale... zdarza się.
Jak wyglądało to spotkanie z twojej perspektywy?
Wiedziałyśmy, że to Hiszpanki będą przeważać w posiadaniu piłki. Myślałam jednak, że stworzą sobie więcej sytuacji. To jest jednak właśnie ten hiszpański futbol - dla mnie osobiście mało brutalny, bo niby chcą strzelić bramki, a jednocześnie nie chcą. To trochę jak w piłce ręcznej, tworzy się taka strefa rozegrania. Wydaje mi się, że Hiszpanki na tym dużo tracą i nie mówię tu tylko i wyłącznie o tym meczu, bo zwykle mogą zrobić więcej. Najważniejsze jednak, że my nie straciłyśmy bramki i zdobyłyśmy pierwszy punkt. Możemy nadal marzyć o tym, że zagramy w Anglii.
Po towarzyskiej potyczce z Brazylią mocno obwiniałaś się za przegraną 1:3. We wtorek zanotowałaś wiele ważnych interwencji, czym przyczyniłaś się do satysfakcjonującego rezultatu.
Często się biczuję, bo jestem typem zawodniczki, która wiele wymaga od siebie. Teraz też będę się biczować, bo prawie straciłam wszystkie paznokcie. Tyle razy, ile dziś zaryłam w ziemię, to nie zaryję przez cały sezon. Niech te krety lubelskie przestaną łapać za paznokcie (śmiech), bo jeśli o to chodzi, to jestem bardzo zawiedziona. Potrafię to wszystko zrobić bardzo dobrze, a w tym meczu po prostu mi nie szło.
Zły stan murawy?
To też, ale nie będę na to zganiać. Biorąc pod uwagę doświadczenie, jakie mam, powinnam sobie z tym poradzić, a ja ryłam i ryłam.
Twój rodzinny Lublin znów pobił rekord frekwencji na meczu kobiecej reprezentacji Polski.
Przez cały mecz czekałam na moment, gdy spiker powie, ile osób jest na trybunach i kiedy już to usłyszałam, byłam bardzo szczęśliwa. Znów mamy pobity rekord i to o ponad 300 osób! Ogromnie dziękuję kibicom za to, że przyszli na stadion, że nas wspierali. Tego właśnie nam trzeba, bo my naprawdę potrafimy grać w piłkę, tylko trzeba w nas uwierzyć.
Na początku roku na turnieju Algarve Cup pokonałyście Hiszpanię 3:0. Wtorkowy remis jest jednak chyba dużo cenniejszy niż tamto zwycięstwo?
O wiele! Jakby ktoś dawał nam remis w ciemno, to byśmy go brały. Ambicje oczywiście zawsze są większe i wygrana siedzi z tyłu głowy, ale ten punkt jest niezwykle ważny.
To dobry prognostyk przed dalszą częścią kwalifikacji?
Dobry, dobry. Mam nadzieję, że utrzymamy przynajmniej taką samą formę, ale trzeba pamiętać, że następny mecz gramy za kilka miesięcy, więc mamy jeszcze czas na poprawę. Na razie jednak cieszmy się tym remisem.
Rozmawiała Aneta Galek
Fot. Paula Duda